Z ankiety wnioskuję, że prawie połowie z was pomysł z nowym opowiadaniem/blogiem niezbyt się podoba. Skorzystałam z okazji, że nie mam gotowego rozdziału (nie ukaże się prędzej, niż w niedzielę/poniedziałek; Czy ktoś wybiera się do Świecia na Festiwal Mocnych Brzmień?) i daję wam do surowej, wnikliwej oceny pierwszą część z serii Jedwabny Rewolwer. Przez pierwsze kilka poznajemy Karolinę, która będzie podróżować z nami (o ile nie zrównacie mnie z błotem po przeczytaniu tego tworu poniżej) przez współczesny, nadszarpnięty i zdeformowany świat show biz'u. Komentarze mile widziane :)))
Dzień zapowiadał
się całkiem zwyczajnie. Obudził mnie budzik w telefonie, zrobiłam sobie kawę,
zjadłam płatki z jogurtem i poleciałam na uczelnię. W przerwie na lunch,
siedziałam z moim chłopakiem Kubą i przyjaciółką Megan (chodź tak naprawdę
Magdaleną) w knajpce za rogiem wydziału i zajadałam ciepłe rogaliki z dżemem
przeglądając w międzyczasie Twittera.
- Zawsze musisz siedzieć z nosem w komórce, prawda? –
pociągnęła mnie za łokieć moja najwierniejsza towarzyszka od podstawówki.
- Nie moja wina, że jestem uzależniona od tego ustrojstwa.
Lubię sprawdzać, co dzieje się u moich znajomych, ulubionych gwiazd i na
świecie. Tak po prostu – przeglądałam dalej. Chciałam już zablokować
wyświetlacz, kiedy na ekranie załadowało się kilka nowych wpisów:
„Jestem głodna”, „Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, a nadal tkwię w pracy”
i „Velvet Revolver poszukuje nowego wokalisty”. Woooaaah nareszcie się na to zdecydowali, pomyślałam.
W domu wczytałam
się nieco w temat. O dziwo zespół nie szukał kogoś z doświadczeniem;
estradowej gwiazdy. Zależało im na kimś świeżym i nieznanym. Wiele długich lat
znajomi powtarzali mi, że mam dobry głos. Ja? Traktowałam to wyłącznie, jako
zabawę i coś, co kocham. Oprócz kilku
występów na deskach szkolnej auli nie miałam żadnej praktyki. Może warto byłoby
coś nagrać i podesłać maila konkursowego? W zasadzie mogłam spróbować, prawda?
Wyciągnęłam z szafki lustrzankę i ustawiłam ją na komodzie. Dwukrotnie
sprawdziłam, czy tło na którym stoję nie zawiera zbędnych i ośmieszających moją
osobę rzeczy, np. bokserek mojego chłopaka zagrzebanych w niezaścielonym łóżku.
- Co robisz? – do sypialni zajrzała moja druga połówka,
której twarz pokryta była kilkudniowym zarostem.
- Śpiewać sobie będę, a co? Wolny kraj. Mógłbyś się ogolić –
wytknęłam język w jego stronę.
- To ty nagrywaj swoje wyjce, a ja podkradam tylko laptopa i
uciekam – po drodze cmoknął mnie w policzek.
Na początek
rozgrzałam swoje gardło utworem AC/DC
Highway To Hell i One Metallicy. Typowe
klasyki były świetnym wstępem do właściwego śpiewania. Do samego końca nie
mogłam zdecydować się na dwa konkursowe utwory. Jeden miał być wybrany z
repertuaru VR, drugi mógł być piosenką innego artysty, lub własną kompozycję. Ostatecznie wybrałam Sucker Train
Blues i 18 and Life Skid Row. Nagrałam
każdy z nich już za pierwszym podejściem. Odsłuchałam na komputerze, dopisałam
do maila swoje namiary i kliknęłam „Send”. Niech się dzieje, co chce.
Trzy miesiące później…
- Zdurniałeś?! Czemu wrzucasz mi śnieg za kołnierz. Wiesz,
jak mi zimno?!
- Oj przestań, trochę zabawy jeszcze nikomu nie zaszkodziło
– wracałam właśnie z wykładów z Kubą. Ostatnio strasznie mnie denerwował.
Zresztą wszystko się sypało, a ja nie miałam najmniejszej ochoty walczyć z
przeciwnościami losu. Właściciel wymówił nam mieszkanie, bo wraca z Wielkiej
Brytanii do ojczyzny, Velvet Revolver w ogóle się nie odezwali. Zresztą, nawet
na Twitterze o całej sprawie cisza. I jeszcze ten wkurzający blondyn, którzy
teraz celuje we mnie ze śnieżki.
- Czy ty nie rozumiesz po Polsku?! Przestań! – warknęłam.
- Czemu się tak złościsz. A gdybyśmy mieli małego blondynka,
który rzucałby w ciebie takimi kulkami? Na niego też byś tak krzyczała?
- Przecież ty już dawno nie jesteś małym blondynkiem…
czekaj… do czego ty pijesz, co?
- Zasugerowałem tylko, że za rok kończysz studia i można by
pomyśleć o dziecku – odpowiedział nad wyraz spokojnie.
- Mróz ci mózg sparaliżował?! – wrzasnęłam na cały park.
Siedzące na drzewach kruki z głośnym trzepotem skrzydeł poderwał się w
powietrze.
- Nie musisz od razu krzyczeć! – obraził się na cały świat.
Zadzwonił mój telefon.
- Najwyraźniej muszę – odburknęłam i nacisnęłam zieloną
słuchawkę – Halo! – warknęłam.
- Czy rozmawiam z Karolina Frankowsky? – usłyszałam
skierowane do mnie w obcym języku pytanie.
- Tak – odpowiedziałam już po angielsku.
- Czy wysyłała pani zgłoszenie do castingu na nowego lidera
grupy Velvet Revolver – znów przytaknęłam.
- Miło mi poinformować, że jest pani jednym z dwóch
finalistów wybranych do wspólnego jammowania wraz z zespołem. O zwycięstwie
zdecyduje pani muzyczny charakter, sceniczna osobowość, głos i współpraca z
grupą. Na jakie lotnisko mam podesłać bilety? – zamurowało mnie. Miałam
wrażenie, że przypominam stojącego nieopodal bałwana.
- Eeee… - nie potrafiłam się nawet sensownie wysłowić –
Gdansk – wydusiłam w końcu – Lech Walesa Airport, Gdansk.
- Dobrze. Za cztery dni, to znaczy w poniedziałek proszę
stawić się na lotnisku. Dokładne informacje o godzinie, numerze lotu i innych
informacjach prześlemy pani drogą mailową.
- Dobrze – przełknęłam ślinę.
- W takim razie do zobaczenia – mężczyzna pożegnał się ze
mną. Dopiero kiedy schowałam telefon i nie co się uspokoiłam, zauważyłam, że obok mnie nie ma już mojego
chłopaka. Super.
- Kuba? – zawołam od progu – Jesteś tutaj? – zajrzałam do
salonu, w którym paliło się światło. Chłopak siedział na kanapie oglądając mecz
i popijając piwo.
- Rozmowa była tak interesująca, że nie mogłaś dokończyć tej
ze mną? – rzucił beznamiętnym tonem.
- Naszą rozmowę uważam za zakończoną – chwila ciszy. Zdjęłam
płaszcz i zawiesiłam go w korytarzu, idąc w stronę kuchni poinformowałam go
chłodno:
- Lecę do Stanów – chyba zakrztusił się piwem.
- Co?! – wrzasnął, zjawiając się obok mnie.
- To, co słyszałeś. Jestem finalistą konkursu, o którym
opowiadałam ci kiedyś przy śniadaniu. Nie powinieneś być zdziwiony, przecież we
mnie wierzyłeś.
- Tak się tylko mówi Karola! W życiu nie pomyślałbym, że im
się spodobasz. Zresztą, ty nigdzie nie lecisz. Masz studia i wyczyszczone do zera
konto – uśmiechnął się złośliwie.
- To zespół funduje mi pobyt w Los Angeles. Fajnie, że mnie
doceniasz, kochany – rzuciłam słodko, zamykając się w łazience.
- Nigdzie nie polecisz – oparł się o drzwi. Zdążyłam
rozebrać się do bielizny, więc owinęłam
się w ręcznik i uchyliłam drzwi
- A właśnie, że tak! – zmroziłam go spojrzeniem.
- Założymy się?! – zaczął się do mnie dobierać. Zrzuciła na
podłogę ręcznik i odpiął mój stanik.
- Zostaw! – syknęłam przez zęby – Nie dotykaj mnie! –
wrzasnęłam, zatrzaskując drzwi po raz drugi i zamykając się od środka na zamek.
Co on chciał zrobić, do cholery?!
Przesiedziałam w
łazience dobre półtorej godziny. Siedząc w wannie pełnej z czasem coraz
chłodniejszej wody, stwierdziłam, że nie mam się nad czym wahać i rozmyślać:
ktoś, kto nie ma nic do stracenia może ryzykować i coś zyskać. Polecę tam,
postaram się zaśpiewać, jak najlepiej potrafię i wygrać. Rano, jeszcze przed
wykładami sprawdziłam pocztę mailową. Miałam kilka nieodebranych wiadomości, w
tym tę oczekiwaną. Mężczyzną, który rozmawiał ze mną przez telefon okazał się
manager zespołu. Podał mi najważniejsze informacje, jak na przykład godzinę
wylotu i fakt, że ktoś będzie czekać na mnie na lotnisku. Na uczelni opowiedziałam o tym, co i się
przydarzyło Meg. Nie omieszkałam również wspomnieć o „cudownej” reakcji mojego
chłopaka na wygraną.
- Leć i długo się nad tym nie zastawiaj. Co może cię czekać
po tej cholernej psychologii w tym kraju? Raczej kasa w Tesco. Dostałaś od losu
szansę!
- Wiem – westchnęłam. Postanowiłam pójść za radą mojej
przyjaciółki.
Kuba nie odzywał
się do mnie od pamiętnego incydentu przed drzwiami łazienki. Może to nawet
dobrze. Padłoby wiele niepotrzebnych słów. W niedzielny wieczór spakowałam
walizkę. W zasadzie nie było w niej wielu rzeczy i spokojnie zamiast tego
wystarczyłby większy plecak, jednak miałam tak mało okazji, by ją używać, że
nie omieszkałam jej wyciągnąć z pod łóżka. W poniedziałkowy poranek miałam tę
świadomość, że zamiast uczelni wybiorę dzisiaj przeciwny kierunek. Obiecałam
sobie, że cały wyjazd ma być przyjemnością, ale w drodze na lotnisko moje ręce
zaczęły się trząść i pocić. Brakowało mi wsparcia Kuby, jednak ten wybył z domu
wcześnie rano, nawet się ze mną nie żegnają, a co dopiero życząc mi powodzenia.
Spodziewałam się
tego, że lot będzie długi, nie wiedziałam jednak, że będzie on aż tak męczący.
Co jest takiego ciężkiego w siedzeniu na fotelu, prawda? Po czterech godzinach
bezruchu zaczynasz odczuwać zmęczenie każdej malutkiej kosteczki w twoim, a to
dopiero połowa drogi. Raczej nie zaryzykujesz i nie wyskoczysz z samolotu do
oceanu, by przepłynąć go wpław i trochę się rozruszać. Przeczytałam kilka
rozdziałów podręcznika do podstaw neurologii i przeanalizowałam wyniki kilku
przeprowadzonych niedawno w Madrycie eksperymentów. Zachciało ci się
psychologii? To teraz masz.
- Proszę zapiąć pasy i przygotować się do lądowania –
oznajmiła stewardesa. Wyjrzałam za okno. Piękna panorama rozświetlonego
promieniami porannego słońca miasta powitała mnie w Stanach Zjednoczonych.
Dzięki ośmiogodzinnej różnicy czasu nie straciłam teoretycznie ani minuty.
W hali odlotów
rozglądałam się za kimś, kto mógłby czekać na zwracającą na wszystko uwagę
studentkę z Polski. Dopiero gdy tłum przerzedził się i oprócz mnie został tylko
jeden biznesman i kobieta z dwójką dzieci, podszedł do mnie wysoki chłopak, być
może w moim wieku.
- Witami w Los Angeles – uśmiechnął się szczerze – Karolina
Franowsky? – przytaknęłam nieśmiało.
- Taką postawą świata nie zwojujesz mała – zabrał mi bagaż –
Widziałem twoje wideo i byłaś naprawdę świetna. Charyzmatyczna, zakochana w
muzyce i przekonana do słuszności każdego słowa, jakie śpiewałaś. Gdzie
podziała się tamta osoba? – miałam ochotę opowiedzieć: Została w Polsce? Bałam się,
denerwowałam i stresowałam – Kiedy poznasz zespół będzie ci raźniej. Muzyka
potrafi łamać najgrubsze lody. Wsiadaj – uchylił mi drzwiczki auta.
- Pojedziemy do nich od razu? – zapytałam niepewnie.
- A nie chciałabyś się odświeżyć, zjeść coś, lub odpocząć?
Jammowanie to gwóźdź programu, wisienka na torcie i atrakcja wieczoru. Masz
cały dzień za zasmakowanie tutejszego życia, a ja mam być twoim przewodnikiem w
tym dziwnym świecie.
- Miło, że ktoś się o mnie tak troszczy
- Moim obowiązkiem jest zwrócić cię na lotnisko w jednym kawałku. To od czego
zaczynamy?
- Może prysznic to nie jest najgorszy pomysł – stwierdziłam.
- Czyli przystanek pierwszy: hotel – rzucił pewnie i dodał
gazu.
W jeden dzień
zwiedziłam tyle dziwnych, pięknych i wyjątkowych miejsc. Była i Hollywood Hall
Of Hame i Hard Rock Cafe, muzeum sztuki nowoczesnej a nawet wzgórze ze sławnym
napisem Hollywood. Punktualnie o 19 Tom, bo tak nazywał się mój towarzysz,
zaparkował pod niewinnie wyglądającym budynkiem na obrzeżach miasta.
- Jesteśmy na miejscu? – zapytałam nieco zaskoczona.
- Żadnych marmurów i szklanych domów – przytaknął – Miałem
ci o tym nie mówić, ale do południa miał tutaj swoje przesłuchanie finalista
numer dwa i podobno nie zrobił na nich dużego wrażenia. Masz pole do popisu
Mała – popchnął mnie delikatnie w stronę drzwi wejściowych.
- A ty?
- Jestem tylko pracownikiem z RCA i tu kończy się zasięg
mojej mocy. Masz mój numer, więc dzwoń, kiedy skończycie – puścił do mnie
oczko. Nie wiem, co bardzie dodało mi otuchy: to jego luźne podejście do
sprawy, czy fakt, że oprócz członków zespołu nie będzie nikogo obcego przed kim
mogłabym się spinać.
Przechodziłam przez
kilka kolejnych szklanych, metalowych i drewnianych drzwi, aż w końcu
natrafiłam przy jednych z nich na dzwonek z jakże oczywistym napisem „Call,
please!”. Nacisnęłam więc krótko czerwony guzik i czekałam na reakcję z drugiej
strony. „Cicho, koniec tematu!” – usłyszałam i zobaczyłam otwierające się
drzwi. Moje nogi były, jak z waty i pewnie nie odezwałabym się w ogóle, gdyby
to On nie odezwał się pierwszy.
- Hej, ty jesteś Karolina? – bardziej stwierdził, niż
zapytał – Slash – wyciągnął dłoń w moją stronę. I co ja miałam zrobić?!
Uścisnęłam ją swoją zimną, wilgotną i drżącą z emocji ręką – Eeej, nie masz się
czym denerwować. Nigdy nie jammowałaś ze swoim zespołem?
- Nie mam zespołu
- No ale przecież kiedyś zdarzyło ci się z kimś grać… -
pociągnął neutralny dla mnie temat.
- Właśnie nie – w tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, jak
marne są moje szanse na wygraną. Miny jego kumpli i jednocześnie członków
zespołu jeszcze mocniej mnie w tym upewniły.
Weź głęboki wdech i
zacznij śpiewać – karciłam siebie w myślach. Nie potrafiłam się skoncentrować i
przegapiłam intro utworu. Duff McKagan wywrócił oczami, przez co spięłam się
jeszcze bardziej… i całe szczęście! Za drugim razem wyszło znakomicie. Sama
byłam z siebie dumna!
- No dobrze moja panno – zawołał Slash – Głos to ty masz,
teraz sprawdźmy potencjał.
- W sensie, że…? – zaskoczył mnie. Nie wiedziałam, co miał
na myśli. Chciał, żebym napisała dla niego symfonię na 42 instrumenty?!
- Zagramy instrumentalny kawałek. Damy ci czas na
zastanowienie, możemy go powtórzyć, a ty stworzysz dla niego linię wokalu i
słowa – poczułam się nie co pewniej. Przecież nie raz to robiłam. Odtwarzałam
instrumentalne wersje znanych utworów i pisałam dla nich zupełnie nowy tekst i
wokal.
- Dobra – odpowiedziałam krótko. To, co zagrali było
utrzymane w surowym klimacie, całość ocieplał jednak Slashowy riff, tak
naprawdę torując pole do popisu dla mnie.
- Czy mogłabym to nagrać? – zapytałam.
- Wolelibyśmy nie – odezwał się zza perkusji Matt Sorum.
- Jeśli mi nie ufacie możecie zarejestrować ten kawałek i
odtworzyć mi go przy stole mikserskim. Chcę tylko dopisać do niego tekst. Nic
więcej – przysięgłam.
- Skoro tak, to chodź – blondyn zaciągnął mnie do reżyserki,
o ile można tak nazwać pomieszczenie w tymi wszystkimi konsoletami i suwakami.
Wcisnął PLAY włączając odpowiedni kawałek. Nie wiem, czy naprawdę miał ochotę
przy mnie tutaj siedzieć, ale najwyraźniej razem z zespołem nie ufał mi
bardziej, niż mogłoby się to wydawać na początku. Jeśli, mam mówić o sobie, nie
ułatwiałam mu tego zadania. Sklecenie dwóch zwrotek, refrenu i poszczególnych
przejść, na poziomie nisko zadowalającym zajęło mi dwie godziny. Dochodziła
północ. Podśpiewując pod nosem wysłuchaną kilkanaście razy piosenkę, wyszłam z
ciasnego pomieszczenia do gadającej w najlepsze ¾ zespołu.
- Masz? – rzucił pomiędzy jednym a drugim żartem Slash.
Odpowiedziałam twierdząco. Wszyscy, jak na zawołanie zerwali się ze swoich
miejsc i chwycili za instrumenty. Polegałam wyłącznie na gitarzyście. Dałam mu
zagrać wstęp, pierwszy pusty wers i odśpiewałam swoje. Nie byłam przekonana do
całej aranżacji, ale musiałam się przełamać i uwierzyć w siebie. W przeciwnym
razie to po prostu byłoby słychać.
- Dobra, to byłoby na tyle. Odezwiemy się jutro rano – Co? Miałam ochotę wykrzyczeć na głos.
Czy oni zdają sobie sprawę, co ja będę przeżywać?!
- Dziękuję za szansę – pożegnałam się ze łzami w oczach.
Wiedziałam, że każdy z kolejnych uścisków dłoni mógł być moim ostatnim
pożegnaniem z tymi facetami.
- Tom? Właśnie skończyliśmy. Wiem, że jest późno, ale sama
chyba nie trafię do hotelu – jęknęłam, podciągając nosem.
- Zaraz będę – usłyszałam tylko sygnał zakończonego
połączenia.
Siedziałam na
krawężniku czekając na mojego „opiekuna”. U moich stóp rozpościerało się
tętniące życiem Los Angeles, a ja siedziałam sobie tak po prostu tutaj, w
spokojnej dzielnych i obserwowałam całe to bagno. To nie Polska. Nawet Berlin
nie umywa się do tej metropolii.
- Wsiadasz? – usłyszałam. No tak, chłopak wziął mnie pewnie
za odlatującą we własne myśli idiotkę – Niemożliwe… nie spodobałaś im się? –
zapytał, kiedy zapinałam pasy.
- Nie wiem. Powiedzieli, że dadzą mi odpowiedź jutro z rana
– jęknęłam
- A ty przejmujesz się na zapas – pokręcił głową okazując
swoją dezaprobatę – Krytykowali? Wytykali błędy? Zatykali uszy? – zaprzeczyłam
– To będzie dobrze. Nie słyszałałaś o zamieszaniu podczas szukania wokalisty w
2003? Prawdopodobnie gdyby nie Weiland, czekaliby na ciebie – uśmiechnął się
słodko.
- Wiem, że chcesz mnie podnieść na duchu i tym podobne, ale
to mi nie pomoże… nie dzisiaj.
____
Celowo zamieniłam aksamit (z ang. velvet) na jedwab. Just sayin' ;)
____
Celowo zamieniłam aksamit (z ang. velvet) na jedwab. Just sayin' ;)
Mi się bardzo podoba. ^^
OdpowiedzUsuńdla mnie zajebiste. Olej ankietę, to tylko strach przed tym że przestaniesz pisać tamto. A to przecież nie prawda, a nawet jeśli to i tak masz we mnie wierna fankę :)
OdpowiedzUsuńFajne to! Podoba mi się, choć i tak wolałabym żebyś została przy opowiadaniach o Guns N' Roses ;_; ale to Twoja decyzja
OdpowiedzUsuńTa część przypadła mi do gustu głównie dzięki przemyślanej fabule. Nie ma niespodziewanych wtrąceń, wszystko jest tak ja trzeba zarówno pod względem technicznym jak i treści. Nie potrafię jednak wyobrazić sobie jak kobieta śpiewa w VR, no za nic! xD
Mimo wszystko, czekam na kolejny rozdział i trzymam kciuki za Karolinę ;*
Cały czas nie mogę się przyzwyczaić do Reverie. ;D
UsuńNa razie mam zaplanowanych z 5 w porywach do 6 rozdziałów gunsowego opowiadania, a potem się zobaczy. Na pewno to o VR nie będzie niczym głównym. Traktuję to raczej jako dodatek i odskocznię.
Wiesz, ja na początku też nie wyobrażałam sobie laski na miejscu wokalistki, ale przeczytałam kiedyś w jakimś wywiadzie, że o mało co zamiast Scotta zostałaby przyjęta dziewczyna. Czyli taka opcja jest możliwa... ;P
Fajne fajne i fajne, jednak byłoby jeszcze fajniej jak kontynuowałabyś to I GnR :)
OdpowiedzUsuńna razie nie rezygnuję z GnR
UsuńPowracam do żywych. Nowy rozdział u mnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://gunsnroses-just-a-little-patience.blogspot.com/
na razie informuję, zaraz przeczytam
Tak! Uwielbiam twoje pomyły :) Kocham jak piszesz o 'w miarę obecnym' Slashu. Wychodzi Ci to świetnie, choć tutaj dużo go nie było to uwielbiam gdy ten obecny tu występuje.
UsuńOh świetnie się zapowiada :) Mam nadzieję, że będziesz pisać to opowiadanie dalej na nowym blogu, jednocześnie kontynuując również to z tutaj.
Czekam na coś nowego! Zapowiada się świetnie :)
Na początku wahałam się z tym nowym blogiem, ale tak będzie chyba bardziej przejrzyście. No i będę mogła dodawać tam nowe rozdziały rzadziej
UsuńChłopaków będzie z czasem coraz więcej. I Myles z Conspiratorsami się pojawi. I inne zespoły; masa różnych zespołów. Właśnie dlatego traktuję to jako oddzielny projekt.
Dzisiaj przeczytałam calutkie Twoje pierwsze opowiadanie i tak mi się spodobało, że postanowiłam przeczytać resztę, no i zaczęłam od tego rozdziału. Jednym słowem: ZAJEBISTE! Fajnie, że jest to opisywane w tych teraźniejszych czasach, bo to nowość :D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdzialik.
Ps: Czy mogłabyś mnie informować o wszystkich Twoich nowych notkach w komentarzach na moim blogu? :) http://appetite-for-gunsnroses.blogspot.com/
Byłabym wdzięczna. Pozdrawiam!
Super to opowiadanie:) Już nie mogę się doczekać kontynuacji... Mam nadzieje że pojawi sie szybciutko:p a co do samej treści to Karolina jest moją imienniczką i na dodatek mieszka w moim mieście- Gdańsku ( jesteśmy bliźniaczkami):P hah już ją kocham za to;) mam nadzieje że wszystko będzie dobrze i dostanie się do VR:)
OdpowiedzUsuńCarolina Stradlin
http://there-s-no-difference.blogspot.com/
Bardzo fajne! :)
OdpowiedzUsuńI jeszcze mam na imię Karolina! :D
Świetnie się zapowiada ;)
-BlackMeadow
Znowu opóźniona, ale cóż...
OdpowiedzUsuńMi tam się strasznie to opowiadanie podoba ;D Miałaś na prawdę dobry pomysł na to opowiadanie i po prostu musisz to ciągnąć dalej, chociażby tylko dla mnie x'D
Bardzo podoba mi się to opowiadanie :) Kontynuuj je!
OdpowiedzUsuń+Byłam na festiwalu mocnych brzmień! :D
Co? O.O I my się nie spotkałyśmy? Jesteś miejscowa?
UsuńNiee, ja jestem z Grudziądza.
UsuńMożesz mnie kojarzyć z koncertu, bo nie wyglądałam jak metal, a jak pancur :D
Miałam fioletowe spodnie w kratę z dziurami na kolanach i szelki :)
Pomysł fajny, nie moge się doczekać następnych rozdziałów. I to mnie bardzo cieszy, bo wydawało mi się już, że coś jest ze mną nie tak, no bo...
OdpowiedzUsuń{I teraz proszę,nie zrozum mnie źle, bo nie mam teraz zamiaru hejtować bloga , whatever, po prostu wyrażam swoje, chwilowe zdanie}
... Jakoś jak dla mnie byłoby lepiej, gdybyś skupiła się na właśnie tym opowiadaniu. Bo tamto jest naprawdę bardzo dobre, ciekawie piszesz i jestem pod wrażeniem twojej wyobraźni, kiedy ciągle masz pomysły na nowe rozdziały. Ale... Tak jakoś odkąd Rose wyszła za Izzy'ego całe opowiadanie zrobiło się strasznie monotonne, że zaczęłam się bać, że w pewnym momencie już nie będę mogła go czytać. Ale czytam nadal, bo na prawdę dobrze piszesz.
Więc najlepiej zignoruj tą drugą połowę komentarza, bo prawdopodobnie znowu napisałam coś źle i nikt nie zroumie o co mi chodzi XD
Zostańmy przy tym, że zajebisty rozdział, ok? :)
Trzymajta się!
A ja się ciesze, że wyrażasz swoją opinię. Wątek Rosemary i Izziego już od jakiś 10 rozdziałów jest dość monotonny i nudny. Jakaś stabilizacja moim zdaniem. A nowe opowiadanie na pewno będę publikować na nowym blogu, żeby nieco oddzielić jedno od drugiego, także jeśli znudzi cię ten blog, możesz czytać tylko tamten ;)
UsuńNiee, nie odpuszczę. Czytam go od początku, to teraz tego tak nie zostawię!
UsuńYay! Zrozumiałaś mój bełkot :D
cudowny blog i świetne posty <3
OdpowiedzUsuńagrestaco6.blogspot.com