- Chciałabym zgłosić zaginięcie – Karen siedziała na
nowojorskim komisariacie już od pół godziny poniewierana pomiędzy jednym
dyżurnym, a drugim. Nikt nie chciał udzielić jej konkretnych informacji. Nikt
nie chciał przyjąć jej zgłoszenia.
- Ale czy pan nie rozumie, że zaginął człowiek?! – podniosła
głos
- Proszę się uspokoić, bo będę zmuszony panią stąd wyrzucić.
Powtarzam jeszcze raz: nie ma potrzeby
zgłaszać zaginięcia, skoro pani partner jest dorosły. Mógł wyjechać na wakacje,
albo na…
- Chyba sam pan nie wierzy we własne słowa
- Powiedziałem tylko to, co uważam i co jest słuszne. Proszę
wrócić do nas za tydzień, albo dwa. Jeśli do tego czasu nie otrzyma pani żadnej
wiadomości od pana Granda, wtedy możemy EWENTUALNIE sporządzić krótką notatkę policyjną – nie
pasowało jej to. Mężczyzna wyraźnie kręcił. Swojego czasu czytała na temat
ucieczek i zaginięć, kiedy bała się, że opieka społeczna ‘odpowiednio’ się nią
zajmie po śmierci matki. Nic nie było zgodne z tym, co przed chwilą usłyszała.
- Paulaaaaa? – Slash potarł chłodnym nosem jej szyję – Co
byś powiedziała na to, gdybyśmy tak zamieszkali razem? – zapytał nie patrząc
jej w oczy
- Głupku, przecież my mieszkamy razem – zachichotała,
opierając się o jego klatkę piersiową.
- No tak, ale ja myślałem bardziej o jakimś mieszkanku.
Wiesz… tylko ty i ja. Byłoby fajnie
- Mówisz serio? Chciałbyś? – puściła mu zalotny uśmieszek
- Nop a czemu nie. Mam już szczerze dość porannych fochów
Axla, dziwnych organizowanych na siłę imprez i kłótni. Chce w końcu mieszkać u
siebie i mieć pewność, że jeśli rano kupię sobie kilka bułek na śniadanie, to
wieczorem znajdę resztę, a nie tylko okruszki.
Agata ocknęła się widząc na zegarze, że dochodzi godzina 6
rano. Axl spał słodko skulony obok jej nóg. Uważając na to, by nie obudzić
wokalisty, wstała i przykryła go kocem, widząc na jego odkrytych ramionach
gęsią skórkę. Uśmiechnęła się. Przez sen przypominał bardziej małego chłopca,
niż groźnego, charyzmatycznego front mana. Zaskakiwał ją na każdym kroku.
Wymknęła się cicho z pokoju. Wychodząc z domu spotkała, siedzącego na schodach
z paczką papierosów, McKagana
- To koniec, prawda? – odezwał się cicho
- Tak – rzuciła oschle
- Dobrze robisz, Aga. Lepiej dla ciebie, żebyś mnie
zostawiła. Najwięcej na tym zyskasz – nie spodziewała się po nim takich słów.
- To pięść Axla tak na ciebie podziałała?
- Powiedzmy – zaciągnął się papierosem, wypuszczając po
chwili z ust chmurę dymu – Po prostu coś zrozumiałem. Niszczę życie każdej
kobiecie z którą jestem - Nawet gdyby chciała zaprzeczyć, chłopa miał rację i nie było sensu go okłamywać
- Zmień się Duff, jeśli chcesz mieć z kim przesiadywać na werandzie w wieku 70 lat o ile do tego czasu wóda, papierosy i dragi cię nie wykończą - zakończyła ich krótką rozmowę pozostawiając za sobą słodki zapach jej owocowych perfum.
Od zniknięcia Kevina minęły trzy tygodnie. Karen denerwowała
się stojąc przed salą sądową. Rozwód i zaginięcie jej przyjaciela doprowadziły
do tego, że schudła dobre 7 kg. Czarna sukienka, którą kupiła sobie dwa
miesiące temu, była teraz znacznie za duża. Przysiadła na ławce, czekając na
przybycie Duffa, jego adwokata i sędziego.
- Cześć – wysoki blondyn wyrósł przed nią. Nie wyglądał tak
źle, jak mogłaby się tego spodziewać, jednak jego twarz i włosy dokładnie
ukazywały to, że dużo pije. Spięła się
nieznacznie, ale w końcu doszła do wniosku, że chłopak nie może zrobić niczego
na korytarzu sądu, więc odpowiedziała, krótkim: ”Hej”.
- Ładnie wyglądasz – odezwał się, siadając na drugim końcu
ławki.
- Dziękuję – matko, jakie to było sztuczne. Z lekkim
westchnięciem wstała, chcąc się przejść, ale złapał ją delikatnie za dłoń.
- Przepraszam za to co za chwilę powiem – odparł patrząc
prosto w jej oczy.
- Czemu ty mi to robisz?! – wrzasnęła, kiedy rozprawa
skończyła się, a sędzia wyznaczył termin kolejnej. Duff nie zgodził się na
rozwód.
- Przepraszam
- Mam w dupie twoje przeprosiny! Wyobraź sobie, że zewsząd
sypią się na mnie inne problemy! – krzyczała – Wiesz… – zmieniła ton na nie co
delikatniejszy – …Miałam złudną nadzieję, że chociaż ty nie będziesz sprawiał
mi nowych, ale jak widać, myliłam się –
mówiąc to patrzyła mu prosto w oczy, widząc … skruchę i wyrzuty sumienia? Ten
człowiek w ogóle posiada coś takiego, jak sumienie? Mały głosik podpowiadający
temu dupkowi, co jest złe, a co dobre? Najwyraźniej jego sumienie jest pijane
24h na dobę. Obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i skierowała się do wyjścia.
Nie było sensu wyjeżdżać z LA, skoro za tydzień miała się odbyć ponowna
rozprawa.
Przyszli państwo Isbell stali pośrodku niewielkiej sali USC
w LA. Dziewczyna z zaawansowanej ciąży, czuła się jak wieloryb nie mogąc ukryć
wielkiego według niej brzucha pod cienkim materiałem przewiewnej sukienki. Pan
młody ubrany tradycyjnie, po Gunsowemu w kowbojki, skórzane spodnie, luźną
białą koszulę i kapelusz uśmiechał się do lekko zakłopotanej panny młodej.
Mięli do wyboru zaprosić wszystkich i urządzić wielką imprezę, albo nie
zapraszać nikogo i wziąć tylko Axl’a z Karen na świadków. Wybrali tę drugą
opcję
- Ja Rosemary Constance Dunpol ślubuję tobie Jeffey’u
miłość, wierność i uczciwość małżeńską (…) – miała łzy w oczach. Tak długo, jak
traktowała tę ceremonię za zbędną, tak długo będzie żałować swojej głupoty.
Właśnie teraz, stojąc w tym miejscu zrozumiała, że mogłaby poświęcić za niego
życie. Nawet teraz. Dokładnie w tym momencie. W tym samym momencie Izzy myślał
w podobny sposób, niż jego ukochana.
- Ja Jeffrey Dean
Isbell ślubuję tobie Rosemary miłość, wierność i uczciwość małżeńską (…) –
uśmiechał się widząc spływające po jej policzkach łzy.
- Może pan pocałować pannę młodą – usłyszał w końcu i wpił
się słodko w jej wargi. Axl spojrzał zakłopotany na Karen, a ta tylko wzruszyła
ramionami, lekko się uśmiechając. Po wszystkim całą czwórka, a właściwie
piątka, jeśli liczyć by tego małego człowieczka, który za niespełna miesiąc
pojawi się na tym świecie, wybrała się na obiad do restauracji, a następnie
rozeszła się do domów. Karen postanowiła, że przeprowadzi się do hotelu, dla
wygody nowożeńców. Mimo sprzeciwu swojej siostry zabrała szybko walizkę i
pojechała do centrum, by zakwaterować się we wcześniej wynajętym pokoju.
- Jeff – jęknęła, kiedy chłopak przybliżył się do niej w
sypialni i zaczął muskać ustami jej rozgrzaną na szyi skórę – Może jednak
przełożymy naszą noc poślubną? – zawahała się.
- Dlaczego? – nadal nie tracił chęci i szeptał jej miłe słówka na ucho.
- Zobacz, jak ja wyglądam. Jaką masz przyjemność z tego, że
kochasz się z wielorybem? – westchnęła zrezygnowana i pociągnęła ramiączko
sukienki na jego właściwe miejsce.
- Pomyślmy… bo ten wieloryb podnieca mnie bardziej, niż
stado nastoletnich, napalonych i rozebranych lasek? Rose… - obrócił ją do siebie
przodem – Od kilku godzin jesteś moją
piękną żoną i nawet jeśli będziesz miała 60 lat, zmarszczki na twarzy,
rozstępy i inne takie, to nie przestanę cię pożądać, nie przestanę cię kochać.
Zrozum to w końcu i nie przejmuj się wszystkim na zapas – cmoknął ją w
usta. Dziewczyna przedłużyła pocałunek, a młoda para wylądowała na łóżku.
- Kocham cię. Nadal nie mogę uwierzyć w szczęście, jakie mi
się trafiło. Nigdy cię nie puszczę. Przysięga małżeńska działa w dwie strony. Ty
również należysz do mnie. Jesteś moim mężem. Pamiętaj o tym – uśmiechnęła się
słodko i zajęła się zdejmowaniem jego koszuli.
7 dni minęło błyskawicznie szybko. Zanim zdążyła się
obejrzeć, znów stała na sądowym korytarzu, tym razem w czarnych spodniach,
szpilkach i granatowej marynarce.
- Sprawa numer 23564 pani Karen McKagan z domu Dunlop
przeciwko panu Michaelowi McKagan o rozwód – na korytarzu rozbrzmiał typowy dla
tutejszego miejsca komunikat
Znowu wszystko się zjebało. Powinien być teraz na rozprawie rozwodowej,
ale nie był w stanie się tam pojawić. Coś, jakaś cholerna głupia więź, nie
pozwała mu na to. Najchętniej odłożył by to na bliżej nieokreślony termin. Nie
chciał jej krzywdzić. Nie po raz kolejny. Wziął zimny prysznic i wypił do
połowy pełną butelkę wódki. Od razu zakołatało mu się w głowie. Spojrzał w kierunku śnieżnobiałej wanny i zatoczył
się w jej kierunku, otwierając kran i zatykając kratkę leżącym na krawędzi
korkiem. Po chwili zaczął się rozbierać. Zdjął koszulkę i… stwierdził, że to i
tak nie ma sensu. Wszedł do lodowatej wody, krzywiąc się. Ułożył się wygodnie,
po czym zsunął się na samo dno, zanurzając głowę w przejrzystej cieczy i
czekając, aż zabraknie mu oddechu.
- Cholera jasna, czemu on mi to
robi?! – rzuciła w powietrze, wychodząc zdenerwowana z Sali sądowej.
- Proszę się uspokoić. Właśnie o to mężowi chodzi. Chce
panią sprowokować
- No i mu się to niechybnie udało! – podniosła głowę,
wychodząc z mniejszego korytarza w ten główny, aż w końcu wydostała się z
budynku i wsiadła do samochodu kierując się do mieszkania Duffa. Adres znała od
Rosemary, która załatwiła jej także klucze od byłej McKagana – Agaty. Karen chciała
kilka dni temu zabrać kilka swoich rzeczy, ale w końcu zniechęciła ją myśl
konfrontacji z teoretycznie byłym mężem. Stanęła przed drzwiami mieszkania na 4
piętrze apartamentowca. Oczywiście najpierw zapukała kilkakrotnie, ale nikt jej
nie odpowiedział, mimo, że słyszała głośny telewizor. W końcu włożyła klucze do
zamka i weszła do środka. Panował tu bałagan, ale nie tak tragiczny, jak
ostatnio w willi Axla i Slasha. Tworzyły go głównie butelki i ubrania chłopaka.
Weszła głębiej i rozejrzała się dookoła. Nigdzie go nie widziała, ale ciepły
czajnik i niedopita kawa świadczyła o tym, że musi gdzieś tu być. Zajrzała do sypialni, ale zastała tu tylko
rozgrzebane łóżko. Ostatnie pomieszczenie; łazienka. Może nie powinna tam
wchodzić? Ostatecznie jednak uchyliła drzwi szerzej i krzyknęła głośno:
- Jasna Cholera! – podbiegła do wanny, szarpiąc go mocno za
ramiona. Był cholernie ciężki, a mokre ubrania sprawiały, że podniesienie chłopaka
było niemożliwe. Wyciągnęła go na powierzchnię, opierając jego ciało o krótszy
bok wanny i wypuszczając wodę. Zaczęła klepać go po plecach, przytrzymując za
lodowaty tors – Kurwa, ocknij się! – uderzyła mocniej i znów. W końcu wypluł
nagromadzoną w płucach wodę, nabierając głęboko powietrza. Nie myślała o tym,
co robi, tylko przytuliła mocno do siebie jego głowę, mocząc sobie cały przód spodni
i marynarki.
- Co ty chciałeś zrobić!? – wrzasnęła przez łzy. Cały się
trząsł – Musisz stąd wyjść i zdjąć te mokre ciuchy – pociągnęła nosem i pomogła
mu wstać.
- Po co to zrobiłaś? Czemu mnie uratowałaś? – pytał nieprzytomnie,
nadal tkwiąc w swoim świecie.
- Jak to, po co, kurwa?! Jesteś dla mnie ważny. Może nie
żywię do ciebie zbyt pozytywnych uczuć,
ale ciągle… - przerwała, ponaglając go do wyjścia z łazienki. Nie mogła patrzeć
na tę cholerną wannę i myśleć o tym, że gdyby spóźniła się chociaż o dwie
minuty. Mogła przecież stać na światłach, albo napić się kawy, na którą tak strasznie
miała ochotę. Kazała mu się rozebrać. W tym momencie, ani Duffowi, ani Karen na
myśl nie przychodziły żadne skojarzenia. Po prostu basista musiał pozbyć się
mokrych lodowatych ubrań. Dziewczyna usadziła go na łóżku i przykryła mocno
lekko zabrudzoną kołdrą. W pewnym momencie, gdy oboje milczeli już od jakiegoś
czasu, chłopak po prostu się rozpłakał, dając upust tym wszystkim złym,
negatywnym i źle działającym na jego umysł emocjom. Karen przyglądała się
chwilę jego reakcji, po czym zawahała się lekko, ale przytuliła chłopaka lekko
go kołysząc. Minęła jej cała złość i flustracja spowodowana nie tylko tym, że
Duff nie pojawił się na rozprawie, ale także jego wcześniejszymi zachowaniami.
Każdy ma prawo do błędów, najważniejsze jest to by
żałować i więcej ich nie popełniać.
No i przeczytane xD Już na wstępie muszę Ci podziękować za tą słodką dawkę Slasha i Pauli *_* Niby nie było ich za dużo, ale zawsze jakoś tak cieplej robi się na sercu, kiedy czytam takie fragmenty. Duff cholernie mnie zaskoczył! Nie spodziewałam się po nim ani płaczu, ani wyrzutów sumienia. Myślałam, że da Karen szybki rozwód i po sprawie, a tu proszę...takie zaskoczenie o.o Izzy jest w końcu mężem, czekam na poród no i mam nadzieję, że całej reszcie też się jakoś ułoży.
OdpowiedzUsuńP.S. Co się stało ze Stevenem?
Stevenek będzie w następnym rozdziale, bo dzisiaj nie zdążyłam opisać wszystkiego :)
UsuńCo do Duffa... zaczynam jego mozolną, ciężką, oporną i prawie niemożliwą przemianę :P
Boskie..... cieszę się że Rose i Izzy się pobrali... niemogę się doczekać jak urodzi im się dziecko... Duff z reguły mnie wkurzał ,ale teraz zrobiło mi się go lekko żal ... Karen zachowała się bardzo dobrze... czekam na nn....
OdpowiedzUsuńMoglabyś dodawać rozdziały częściej *???
OdpowiedzUsuńnowy rozdział na used-uphas-beens.blogspot.com!
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
Booskie <3 Naprawdę świetny, genialny, idealny! Może Duff się wreszcie po tym wszystkim ogarnie i pogodzi z Karen... Nawet wydaje mi się, że on ją kocha... Co do Kevina, to ja tak jakoś go nie lubiłam za bardzo, chociaż był dobry... Jesteś boska Ninde, uwielbiam Cię!
OdpowiedzUsuńhttp://my-hell-and-heaven.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńhejka, jeśli jeszcze pamiętasz tego bloga, to chciałam ci powiedzieć, że wróciłam do tego opowiadania z całkiem nowym pomysłem na jego formę. także miłego czytania ;)
Dzięki Ci za to, że masz w planach przemianę Duffa bo prawdę mówiąc już mnie wkurzało, że wszyscy na niego naskakują. Zasłużył sobie, ale zawsze jest jakieś drugie dno i cieszę się, że dasz temu wyraz pokazując, że nawet on potrafi się zmienić. Swoją drogą Duff i Karen- to by było ekstremalne, ale czemu nie- ona wydoroślało- mógłby się zakochać nie w nastolatce ale pewnej siebie kobiecie...
OdpowiedzUsuńkochaaaam <33333
OdpowiedzUsuń*.*
zapraszam do mnie :youcouldbeminebitch.blogspot.com
opowiadanie o Gn'R <3
No i się popłakałam... Piękne zakończenie :> a Axl i Agata? Romans kwitnie ;D podoba mi się, że w przeciwieństwie do innych autorów opisałaś jak zespół się rozpada. U innych widzę tylko wesołą piątkę a tu... Wiecie o co chodzi. Czekam na następne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńŁał.
OdpowiedzUsuńTa scena samobójcza Duffa była po prostu... Mistrzowska. Kurde, aż miałam ciarki. Jednak wyobraziłam sobie takiego ogromnego McKagana w małej wannie, to zaczęłam się śmiać. Mózgu, staph...
Rosie i Izzy są tak słodcy, że normalnie obłęd. Kocham ich.
Za to baaaardzo mi się nie podoba sprawa na froncie Kevin-Karen. PISZ, JUŻ NASTĘPNY, BO UMIERAM ;_;
http://dont-cry-in-november-rain.blogspot.com
Zapraszam na nowy rozdział i BŁAGAM, PO STOKROĆ BŁAGAM O KOMENTARZ, bo mnie szlag trafi w tym smutnym jak dupa mieście.
Keep on rockin;
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń