niedziela, 11 sierpnia 2013

Irytujesz mnie tak bardzo, że brak mi słów!

   Dedykacja dla Chloem, która przypomniała mi dzisiaj swoim komentarzem, że mam wam to opublikować ;P Dziękuję za to i za miłe słowa ;) Nie martw się, nie mam zamiaru zniknąć tak na zawsze ;)

   Cholerny pieprzony rozwód! Wiedziałam, że tak to się właśnie skończy. Ojciec z matką już dawno nie mieli wspólnych tematów. Tylko praca-dom, dom i praca… każde w swoją stronę. Kiedy sąd łaskawie zapytał się mnie, z kim chciałabym mieszkać, wybrałam ojca, chodź mogłoby się wydawać, że zwykle córki wybierają swoje troskliwe mamusie. Niestety nie ja. Moi rodzice pracowali w wielkich korporacjach od rana do nocy. Różnica pomiędzy moją matką, a ojcem polegała jednak na tym, że mieszkali na dwóch krańcach Stanów Zjednoczonych, a ojciec nie wciskał swojego nosa tam, gdzie nie powinien. Siedzę właśnie w aucie pod średniej wielkości białym domem w słonecznym Los Angeles. Wyciągnęłam z bagażnika dwie najcenniejsze dla mnie rzeczy: miodowego akustyka i pudło ze starannie poukładanymi płytami CD , kasetami i winylami. Tych pierwszych było tu raczej niewiele. Wielbiłam za to płyty analogowe. Mają w sobie magię.

   Siedzę właśnie w swoim nowym pokoju. Nie mogę narzekać. Pod względem wystroju prezentuje się niesamowicie. Czerwień i czerń – moje ulubione zestawienie kolorów. Powiesiłam już kilka idealnie wpasowujących się w to otoczenie plakatów: AC DC, Kiss, Led Zeppelin i The Beatles. Teraz czuję, że jestem u siebie. Jutro szkoła. Ciekawe, jakie moi rówieśnicy tym razem zgotują mi piekło.

   8:00 Jestem na swojej pierwszej lekcji w tym przerażającym miejscu. Biologia nie jest zła, ale kiedy dwadzieścia obcych i wrogich, nieprzyjemnych twarzy obserwuje każdy twój ruch, może robić się nieprzyjemnie, prawda? Jeśli ten obleśny koleś, którego szerokość karku przypomina obwód mojej talii, nie spuści ze mnie wzroku wybuchnę płaczem i z krzykiem wybiegnę na korytarz. Jeszcze 10 minut… 9…8… Dzwonek! Nareszcie! Wychodzę na pierwszą przerwę i od razu przeraża mnie masa ludzi koczujących na boisku. Zajmują każdy najmniejszy skrawek zieleni, murek, ławkę, czy nawet olbrzymi kamień – chyba to jakiś pomnik. Rozejrzałam się dookoła. W ciemnym i zapewne wilgotnym po nocnej ulewie kącie stoi grupka ludzi podobnych do mnie. Wszyscy mają ciemne koszulki, kostki i palą jednego papierosa. Nie wypada mi podejść nawet, jeśli mam na to wielką ochotę. Jestem przecież nowa. Jak dobrze, że przerwa dobiegła końca. Teraz hiszpański. Chciałam od razu przemknąć na tyły klasy do jedynej wolnej, ostatniej ławki, ale uprzedził mnie pewien, na pierwszy rzut oka, zabawnie wyglądający Mulat. Miał gęste, długie, czarne i strasznie pokręcone włosy. Ubrał koszulkę Black Sabbath – miło. Ja już w drodze do wyjścia zmieniłam t-shirt na ten z napisem Led Zeppelin.
- Słuchasz ich? – zapytał, jakby chciał powiedzieć: „Z czym do ludzi?!”
- Tak – odpowiedziała krótko – A ty dostałeś swoją koszulkę po starszym bracie? – rzuciłam kąśliwą uwagę.
- Wyobraź sobie, że znam parę ich kawałków
- Chociaż gust muzyczny masz dobry – odpowiedziałam cicho, starając skupić się na zadaniu.
- Czemu jesteś taka cięta? – odezwał się ponownie po chwili
- Bo może nie mam ochoty z tobą gadać? Daj mi spokój! – warknęłam, odsuwając się na kraniec  ławki.
- Skąd przyjechałaś? – znowu ten natrętny głos.
- Z Bostonu – syknęła – Zadowolony?
- Nawet nie wiesz, jak…
- Wybrałaś sobie jakieś miejsce na stołówce? – razem z Mulatem szliśmy po zatłoczonym korytarzu. Wszyscy zmierzali w jedno miejsce.
- Nie, ale…
- To może usiądziesz ze mną i…
- Nawet na to nie licz! – warknęłam i otworzyłam drzwi. Wszystkie miejsca były zajęte. Tłum ludzi, pchających się do okienka, gdzie wydawane było jedzenie przyprawiał mnie o ścisk w żołądku. Będę musiała się tam jakoś dopchać.
- Nadal jesteś tego samego zdania? Wiesz, żaden z nas naprawdę nie gryzie, a dziewczyna Stevena – Marion jest naprawę miła. Przyniósłbym wam razem z Popcornem jedzenie…
- No dobrze, ale tylko ten jeden raz – zmarszczyłam czoło.
- Jasne – puścił do mnie oczko. Przełamałam wewnętrzny opór i usiadłam do stolika przy którym siedział już jego kolega z dziewczyną.
- Hej – rzuciłam, siląc się na uśmiech.
- Siema – blondyn posłał mi szeroki uśmiech. Aż trudno w to uwierzyć, ale od razu poczułam się lepiej. To tak, jakby właśnie rozwiał moje wewnętrzne wątpliwości, że wkręcam się do towarzystwa na siłę. Po chwili wrócił Saul z jedzeniem dla mnie i dla niego
- A nam już nie mogłeś przynieść? – odezwała się blondynka; towarzyszka Stevena.
- Jak masz ochotę to sama się przeciskaj przez to stado bydła? Ja nie mam zamiaru – rozsiadł się wygodnie jedząc swoją porcję.
- Slash! – zawołał nagle blondyn – Do końca roku został miesiąc. Może byśmy tak zrobili sobie wakacje, wcześniej niż reszta?
- Hm, niezła myśl. W końcu  tak nikt nie sprawdza obecności. Co proponujesz? Ja zwykle wyrywamy na rowerach za miasto?
- Yhym – przytaknął z pełnymi ustami.
- A co jest za miastem? – zapytałam, chcąc włączyć się do rozmowy.
- Jezioro, plaża, las… Generalnie święty spokój.
- Fajnie – skomentowałam.
- Może wybrałabyś się z nami? – zapytał, otrzymując w tym momencie solidnego kopniaka od swojego kolegi znad przeciwka. Udawał, że niczego nie poczuł i nadal wpatrywał się we mnie tym pytający wzrokiem.
- Nie wiem, pewnie będę miała coś innego do roboty – odpowiedziałam wymijająco. Prawdę mówiąc  wolałabym pojechać z teoretycznie obcymi mi ludźmi w nieznane mi miejsce, niż siedzieć samemu w domu.
- Oczywiście, szkoła jest przecież strasznie interesująca – z dalszego ciągnięcia tego tematu uratował mnie dzwonek
- Pa – rzuciłam szybko oddalając się w stronę wyjścia. Słyszałam, że Saul jeszcze o coś mnie zapytał, ale o co, tego już nie dosłyszałam.

   Na rozmyślaniach o irytującym mnie chłopaku zeszły mi kolejne 4 lekcje. Kiedy wróciłam do domu, czekały na mnie puste garnki i lista zakupów. Trudno, czas się do tego przyzwyczaić.  Zabrałam trochę pieniędzy i wybrałam się do najbliższego supermarketu, do którego w zasadzie miałam jakieś 15 minut raźnym krokiem.  W Bostonie przyzwyczaiłam się do tego, że wszystko czego potrzebowałam znajdowało się na ulicy za rogiem. Zakupy zawsze robiłam w błyskawicznym tempie, toteż po upływie kolejnego kwadransa wracałam już z powrotem. W połowie drogi minęła mnie trzy pędzące na złamanie karku rowery. Ostatni z jeźdźców  przyhamował i zatrzymał się z wielkim popisowym ślizgiem przede mną
- Saul? – otworzyłam szerzej oczy.
- Daj, pomogę ci – wyciągnął mi z rąk torby i zawiesił na kierownicy, schodząc ze swojego pojazdu i prowadząc go.
- Co robisz w naszej okolicy? – zapytał z uśmiechem.
- Yyy… mieszkam?
- Serio przyprowadziłaś się właśnie tu? Ale numer!  Pod jakim numerem mieszkasz?
- A co cię to obchodzi?! – prychnęłam, przyspieszając.
- W zasadzie to nic, ale i tak dowiem się, jaki jest twój adres – wskazał na reklamówki z zakupami.
- 42 - burknęłam po chwili ciszy.
- Fajnie, ja pod 50. Chcesz  to pokażę ci zajebisty sklep muzyczny nieopodal stąd – prawdopodobnie gdyby zaproponował, że zaprowadzi mnie do kina, księgarni, wypożyczalni wideo, zabrałabym siatki i poszła od niego ja najdalej, jednak sklep muzyczny był jedynym miejscem, które byłabym w stanie odwiedzić po tygodniowej wyprawie na pustyni bez kropli wody. Po prostu uwielbiałam to miejsce, z dziesiątkami gitar i setką płyt.
- Dobra, tylko zostawię zakupy w domu – Mulatowi od razu poprawił się humor.

- Genialna – odpowiedziałam na widok kolejnej gitary którą pokazywał mi Saul.
- Nudzę cię, prawda? Sorry, po prostu nie potrafię inaczej…
- Nieprawda, to bardzo ciekawe. Może nie daję tego po sobie poznać, ale kocham gitary i interesuje mnie wszystko co mówisz na ich temat.
- Grasz? – jego oczy rozbłysły jeszcze bardziej
- No raczej – zapatrzyłam się na Fender’a Stratocaster’a.  Uśmiechnął się pod nosem
- Pokaż co potrafisz – podał mi gitarę podłączoną do pieca. Zagrałam Black Dog Zeppelinów. Chyba nie zrobiło to na nim wrażenia, bo nie poruszył nawet brwią.
- A ty? Potrafisz grać? – zapytałam z rosnącą irytacją.
- Tak – podałam mu gitarę, ale pokręcił przecząco głową – Taki z siebie gitarzysta? Wiesz, co wal się. Sam potrafisz tylko krytykować! – warknęłam i obróciłam się na pięcie, wybiegając ze sklepu.
- No ej, nie chciałem, żeby zrobiło ci się przykro! – zawołał
- Przykro?! – prychnęłam – Co aż taka kiepska ze mnie gitarzysta?! Żałuję, że w ogóle dałam się namówić na to wyjście – podłamana poszłam do domu i zamknęłam się w swoim pokoju, włączając płytę Alice Cooper’a.  Dziwne, bo pomiędzy piosenkami słyszałam przyciszony dźwięk gitary. Wyłączyłam płytę i uchyliłam szerzej okno. Faktycznie, owego elektryka słychać było w całej okolicy. Nie, żeby mi to przeszkadzało. Usiadłam na podłodze, odrabiając zadane lekcje i słuchając granego przez gitarzystę repertuaru. Jedno trzeba było przyznać: gość ma gust do dobrej muzyki.  Coraz bardziej zaczynało mi się tu podobać. Nawet gdybym nie miała wychodzić z domu w obawie, że za rogiem natknę się na wkurwiającego mnie Hudsona, było warto właśnie dla takich cudownych dźwięków.

- Nie wyspałaś się? – z nikąd przy mojej ławce pojawił się Slash.
- Co cię to obchodzi?! – odburknęłam.
- Może za głośno grałem? – wyszczerzył się szeroko.
- To ciebie tak niesie po okolicy? – zapytałam, nie dając po sobie poznać, że jestem szczerze zaskoczona.
- No raczej – odpowiedział dumnie, jednak po chwili jego uśmiech zbladł, widząc, że to nie robi na dziewczynie żadnego wrażenia – Przyznaj, że chociaż trochę ci się podobało? – szepnął, ponieważ zaczęła się już  lekcja. Był przy tym rozbrajająco szczery.
- No dobra, może trochę – uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jeśli chcesz, mogę pokazać ci mój sprzęt  - odezwał się po chwili milczenia.  Parsknęłam śmiechem, przez co zwróciłam na siebie uwagę całej klasy i przede wszystkim nauczyciela – Przepraszam – pisnęłam, onieśmielona.
- Że co? – odezwałam się do Mulata, gdy udało mi się opanować oddech.
- No gitary – odpowiedział nieco zażenowany całą sytuacją.
  
   Po południu stawiłam się pod domem chłopaka. Okazało się, że jego mama jest w pracy i na szczęście obyło się bez oficjalnych powitań. Nieśmiało poszłam w ślad z nim, prosto do jego pokoju. Na widok trzech wypucowanych, zadbanych i pięknych gitar opadła mi szczęka.
- Są niesamowite!  – szepnęłam, patrząc błyszczącymi oczami na Slasha.

- Ja… tak naprawdę nie sądzę, że kiepsko grasz. Jesteś genialna! Pierwsza dziewczyna, która uwiodła mnie swoją grą na gitarze i mrocznymi koszulkami – szczerość i naturalność, jaka biła z tych słów spowodowała zamęt i zawroty w mojej głowie. Zarumieniłam się, dając do zrozumienia Slashowi, że to co on mówi nie jest mi tak całkiem obojętne. Powoli podszedł do mnie,  złapał za ręce i delikatnie musnął  w malinowe usta, pogłębiając pocałunek z każdą kolejną sekundą. Odebrał mi dech z piersi i podbił niezależne i wyzwolone dotąd serce.

8 komentarzy:

  1. Ejjj no... Co tak krótko? ;C Już się wczułam, a tu koniec ;/
    Bardzo dziękuje, za dedykacje. Nawet nie wiesz jak wielki miałam uśmiech na twarzy czytając to ;D
    Nie masz za co dziękować, za prawdę się nie dziękuje, a pisałam samą prawdę ;D
    Strasznie się cieszę, że nie zamierzasz zniknąć na zawsze ;)
    A wracając do One shot'a.
    "Jeśli chcesz, mogę pokazać ci mój sprzęt" -fajny, niedwuznaczny tekst ;) x'D
    W sumie, to fajnie by było przeczytać kontynuację tego one shot'a... Jestem ciekawa, jak mogła by potem rozwinąć się ta historia...
    Znowu pozdrawiam, życzę weny i czekam na następny rozdział x'D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze na dodatek załapałam się na pierwszy komentarz! Weeeeee! x'D

      Usuń
  2. Zaraz przeczytam, a tymczasem zapraszam na nowy rozdział :) http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2013/08/rozdzia-111-what-about-love.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach! Jak miło przeczytać coś o młodym Hudsonie xD Brakuje mi tego ostatnio. Szkoda, że tak krótko, ale mam wielką nadzieję, że wkrótce ujrzymy cz. 2, bo tak będzie, prawda? *_*
      Uwodzicielska gitarzystka i wkurwiający Slash są jak najbardziej w moim typie. No i mam ochotę na więcej dialogów typu "Jeśli chcesz, mogę pokazać ci mój sprzęt"! TAK TAK TAK! Marzę o kolejnej części! A szczytem moich marzeń jest rozpoczęcie tej kolejnej części od tego czym prawie zakończyłaś tą *_*

      Usuń
    2. Dzika natura Michelle.? No tak, zapomniałam od kogo uczyłam się tak ODWAŻNIE opisywać TE sceny ;P
      Muszę cię jednak zasmucić na razie nie mam w planach kontynuacji. Może kiedyś? Na gwiazdkę? Pierwszy dzień jesieni? Święto Bałabuna? Imieniny kota mojej ciotki? Nie wiem :D

      Bałam się, czy czasem one shot nie jest za słodki, ale skoro tobie się podoba, to I'm in Heaven (że pozwolisz mi zanucić uwodzicielskim głosem Dave'a Gahan'a).

      Usuń
    3. Oooj tam xD
      Jak to nie będzie kontynuacji? ;_; na pierwszy dzień jesieni! (chyba że kot ciotki ma wcześniej imieniny)
      Potrzebuję takiego opowiadania, bo odczuwam deficyt młodego Slasha ;_; napiszże drugą część ;_; prrrroszę! Tak ładnie prrrroszę!
      Nie jest za słodki, jest idealny!
      Nuć ile wlezie *_* posłucham

      Usuń
  3. Zapraszam na nowy rozdział (;
    http://dont-cry-in-november-rain.blogspot.com/

    A co do one-shota, to bardzo mi się spodobał! Można by pomyśleć nad jego kontynuacją, bo zapowiada się ciekawie (;
    Keep on rockin'

    OdpowiedzUsuń
  4. No kto jak kto ale ty pięknie piszesz Nidne! No jakaś maskara. Nawet nie wiesz jak przyjemnie czyta się takie coś, tym bardziej, że dotyczy młodego Hudsona :)

    OdpowiedzUsuń