Niewyspane i zmęczone małżeństwo państwa Isbell dogorywało na rozgrzebanym łóżku. Jacob porządnie dał im w kość. Zarówno Rosemary, jak i Izzy nie przespali praktycznie żadnej nocy od kiedy ich potomek jest z nimi w domu.
- Sami tego chcieliśmy – jęknęła Rose, przykrywając się kocem.
- Jest 16 powinniśmy wstać, nie sądzisz? – rzucił rozespany Jeff.
- Nie. Nikt nie będzie mi mówił, kiedy mam spać. Nie od dziś. Liczy się każda wolna chwila – Stradlin przytulił się do pleców swojej żony, kładąc swobodnie rękę na jej talii. Subtelnie wyplątała się z jego objęć.
- Coś się stało? Podniósł się na łokciu.
- Nic, po prostu musiałam się przekręcić – skłamała, jednak facet nie dał za wygraną i przyciągnął ją do siebie – Proszę cię, Jeff weź rękę.
- Boli cię? – zaniepokoił się.
- Nie o to chodzi – usiadła na krawędzi łóżka.
- W takim razie o co?
- Nie chcę, żebyś widział, a nawet czuł, jak wyglądam. Czuję się, jak inkubator z mlekiem, nic więcej. Jestem paskudna – rozpłakała się. Za żadne skarby nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony. Tymczasem w wiklinowej kołysce zakwilił ich syn
- Ja pójdę – zerwał się nerwowo z materaca. Sprawnie wziął ramiona swoje dziecko i zaczął bujać nim w tę i powrotem – Śpij, śpij - szeptał nerwowo
- Tak nie – pociągnęła nosem Rosemary i wyciągnęła ręce w stronę malucha. Westchnęła głęboko, by uspokoić się jeszcze bardziej – Kochanie zobacz, jak mamusia i tatuś są zmęczeni. Naprawdę bardzo chcemy pospać. Nakarmię cię teraz, a ty słodko zamkniesz oczka, tak? – rozpięła luźną bluzkę – Jeff, możesz wyjść? – zapytała spokojnie.
- Czemu? – zdziwił się.
- Po prostu wyjdź!- uniosła się, co bardzo go zaskoczyło. Jeszcze dwa dni temu wszystko było w porządku.
- Bujawki!!! – wrzasnęła tak, że słyszała ją połowa ulicy.
Bez zastanowienia pobiegła w stronę placu zabaw urządzonego w stylu
dżungli. Usiadła na wielką drewnianą bujawkę i zaczęła kołysać się mocno w
przód i tył, śmiejąc się ile sił.
- Chodź tu – syknął dziwiąc się takiemu zachowaniu Rudej.
- Przeeestań i chodź do mnie! – krzyknęła uradowana. Ta
szczera radość bijąca z jej oczu sprawiła, że uśmiechnął się bezwiednie i
zrobił dwa kroki na przód, gryząc się z samym sobą, czy poddać się niewinnej
zabawie. To nie było przecież w jego
stylu. Kiedy Agata zeskoczyła w locie z huśtawki, podbiegła do okrągłej
karuzeli.
- Pokręć mnie! – zawołała.
- No dobra – niechętnie powlókł się w stronę dziewczyny i…
wciągnęło go! Usiadł obok niej i zaczął kręcić ich coraz mocniej.
- Uhuuuu! – piszczała – Szybciej! – w końcu obojgu zaczęło
zbierać się na wymioty – Dość – śmiała się opierając głowę o jego ramię.
- Co to było... – kręcił z niedowierzaniem głową – Co ty ze mną
robisz?
- Poznaję prawdziwe oblicze Axl’a – cmoknęła go w policzek.
Karen dotarła do sądu kilka minut po McKaganie. Kiedy
kroczyła po korytarzu, uderzając głośno o posadzkę swoimi 9 cm szpilkami, płeć
męska pracująca w budynku nie była w stanie oderwać od niej wzroku. Oprócz
piekielnie wysokich szpilek, ubrała również przyzwoitą czarną sukienkę. Co z
tego, że nie miała dekoltu skoro kiecka w doskonały sposób uwydatniała jej
długie, zgrabne nogi.
- Cześć, ślicznie wyglądasz – przywitał się z nią Duff.
- Ty również – mężczyzna pofarbował spore odrosty i
przywdział garnitur. Pierwszy raz widziała go w takim stroju i niesamowicie jej
się podobał. Chwilę później usłyszeli po
raz kolejny w swoim życiu głos kobiety wzywającej ich na salę rozpraw.
- Czy zarówno oskarżyciel, jak i pozwany zgłaszają jakieś
uwagi przed naradą i głoszeniem wyroku? – nastała cisza, podczas której cały
świat stanął dla Karen w miejscu. Widziała znudzone spojrzenie sędziego, czuła
spokojne oblicze siedzącego obok niej adwokata. Widziała totalnie przybitą
twarz siedzącego naprzeciwko Duffa i jego prawnika, który składał już wszystkie
papiery do swojej teczki. Jego zadanie było już skończone. Widziała powolny
zamach ręki sędzi, który pewnie trzymał w swojej dłoni drewniany młotek.
Jeszcze sekunda… jej ułamek...
- Sprzeciw! – krzyknęła, energicznie podrywając się z
miejsca. McKagan nie zdążył nawet zareagować, gdy dziewczyna wykrzyczała ze
swojego miejsca:
– Nie chcę tego
rozwodu! – po czym zgarnęła z ławki drobną kopertówkę i wybiegła z sali, nie
zwracając uwagi na wołanie sędziego, jej adwokata i Duffa. Na dworzu mocno się
ściemniło mimo, że była dopiero godzina 14. Padał obficie deszcz, ale ona nie
zamierzała spędzić w tym budynku ani chwili dłużej. Postąpiła głupio i
nierozważnie ,ale podświadomie czuła, że godząc się na rozwód popełniłaby
ogromny błąd.
- Karen! – w ślad za dziewczyną, przez ogromne ciężkie
drzwi, wybiegł basista – Zaczekaj! – krzyczał. Łzy, które pojawiły się na
policzkach jego żony dobrze zamaskował deszcz. Przystanęła i obróciła się
w jego kierunku:
- Czy to oznacza, że…? – zaczął.
- Nie wiem, Duff – przerwała mu w połowie zdania –
Potrzebuję trochę czasu… Odezwę się – ścisnęła grzbiet nosa, przecierając przy
okazji oczy i powodując, że starannie wykonany makijaż potwornie się rozmazał –
Zadzwonię – rzuciła i pobiegła w stronę przejeżdżającej taksówki. Na widok
przemoczonej dziewczyny kierowca od razu zatrzymał auto i pojechał pod wskazany
adres hotelu. Nie chciała mieszać do tego wszystkiego Rosemary. Ona ma teraz wystarczająco
zajętą głowę ważniejszymi sprawami.
5 dni później
Błąkała się po mniej, lub bardziej obleganych ulicach Los
Angeles. Było dość chłodno i zdecydowanie zbyt deszczowo, jak na tę cześć
Stanów. Nieświadomie chodziła w kółko, mijając kilkakrotnie dom, w którym
mieszkał mąż dziewczyny. Kiedy mijała wieżowiec po raz czwarty zdecydowała się pod
wpływem chwili wjechać windą na górę. Zawahała się zanim nacisnęła na dzwonek.
Jeden sygnał. Drugi… Najwyraźniej nie ma go w mieszkaniu. Może to nawet lepiej.
Zdążyła wycofać się do połowy korytarza, kiedy usłyszała zgrzyt zamka. Obróciła
się przez ramię i zobaczyła zaspanego McKagana z włosami sterczącymi we
wszystkie strony świata. Po raz pierwszy także miał na twarzy ciemny zarost.
Jeśli miała być szczera, trochę go postarzał.
- Karen? – zdziwił się i momentalnie wyprostował.
- Hej, mogę wejść? – zapytała nieśmiało.
- Jasne – przepuścił ją w drzwiach. W domu, o dziwo, panował
porządek. Na pewno wyglądało tu o niebo lepiej, od jej ostatniej wizyty.
- Chciałam porozmawiać i wyjaśnić – zaczęła.
- Chcesz powiedzieć, że zrobiłaś to pod wpływem chwili? Że
to jednak pomyłka? – Za dużo myślisz,
Duff.
- Nie, sądzę, że to był dobry wybór, którego mam nadzieję,
nie będę żałować.
- Chcesz spróbować? –
jego oczy rozszerzyły się. Nie potrzebował już kawy. Ta wiadomość sprawiła, że
jego serce przyspieszyło do 200 uderzeń na minutę.
- Nie obiecujmy sobie za dużo – ostudziła jego zapał.
- A więc tylko przyjaciele?
- Za dużo kombinujesz. Gdybym tylko miała pewność co czuję…
inaczej, gdybym tylko miała gwarancję, że nie wykorzystasz tego, co do ciebie
czuję.
- Nie ufasz mi? – to było pytanie retoryczne, na które
jednak Karen postarała się odpowiedzieć.
- Nie do końca… Dziwisz mi się? Nie chcę roztrząsać na nowo
tego, jak mnie potraktowałeś, ale przyznaj, że to trudne. Chciałabym
powiedzieć, że gdzieś tam głęboko w środku nadal darzę cię uczuciem i to wcale nie przyjacielskim. Nie
wiem, jak cała ta sytuacja się rozwinie, ale chcę spróbować – podsumowała.
- Dziękuję – uśmiechnął się szeroko i przysunął się do niej,
mocno przytulając. Nie chciał jej do siebie zrazić. Bardzo powoli, czekając na
jej przyzwolenie, pocałował ją w kącik ust… miękkie wargi rozchyliły się
poddane delikatnej pieszczocie przez jego usta. To tylko pocałunek, pomyślała. Pozwoliła na to, by mężczyzna
opuścił ciepłą dłoń z łopatek na mocno wciętą talię. Sama szczepiła swoje palce
na jego karku. W przypływie emocji nagryzł lekko jej wargę. Karen nawet tego
nie poczuła. Nie mógł się opanować. Był przekonany, że już nigdy nie będzie
mógł trzymać ją w ramionach w TEN bezpośredni sposób.
Krótkie wakacje Agaty i Axl'a dobiegały już końca. Zostało im spędzić ostatni wieczór w tym pięknym miejscu. Niestety pogoda pokrzyżowała ich plany siedzenia na plaży i dobrej zabawy na dyskotece pod gołym niebem. Siedzieli na balkonie, który przykrywał solidny daszek i popijali wino, rozmawiając i podziwiając piękny spektakl, który odbywał się na horyzoncie: błyskawice bezdźwięcznie uderzały w ocean.
- Chodź do środka, zrobiło się chłodno - Axl stanął naprzeciwko Agaty, podając jej dłoń.
- Och powinnam być zaszczycona taką postawą. Mam zaliczyć dzisiejszy wieczór do randki? - zapytała z błądzącym po jej ustach uśmiechem.
- A twoim zdaniem już się skończył? Ja dodałbym do niego jeszcze jedno wydarzenie... - zbliżył się do jej ust i namiętnie pocałował. Zostawili na zewnątrz butelkę i kieliszki wchodząc w pośpiechu do środka. Axl położył Rudą na łóżku i zaczął rozbierać, pieszcząc jej ciało na dziesiątki różnych sposobów.
- Kocham cię - wyszeptał jej czule do ucha, gdy opadł zasapany na nagie ciało Agaty.
- Ja ciebie też - odgarnęła jego, nawet w tym momencie, idealnie ułożony włosy, by móc zobaczyć zielone, kipiące namiętnością oczy - Bardzo mocno.
***
Mam nadzieję, że kiedy będę publikować tu kolejny rozdział (przypuszczalnie w następny piątek), będę mogła czymś się wam pochwalić :P Na razie nie chcę zapeszać, bo znając cudowną Pocztę Polską, różne rzeczy mogą się wydarzyć ;)
Życzę Ci, żebyś mogła nam się pochwalić!
OdpowiedzUsuńKurde w jednym rozdziale ujęłaś wszystko to co chciałam, aby się wydarzyło... No może oprócz sceny humorków Rosemary...
Eh.. biedna nie akceptuje swojego ciała, coś o tym wiem, choć ja nie byłam w ciąży XD
Kurde wiedziałam, że Karen da mu drugą szansę! No wiedziałam :) Mam nadzieję, że wszystko im się jakoś ułoży.
Co do Agaty i Axla- TAK TAK TAK !
Uwielbiam się za ten rozdział!
Boziu, uwielbiam jak piszesz. Masz wielki talent!
Czekam na następny :)
Nawet nie wiesz, jak ja sama sobie życzę, żebym mogła jak najszybciej wstawić tutaj zdjęcie ****** :P Kurde ryczę ze szczęścia no!!!!
UsuńA i bardzo dziękuję za miłe słowo, bo takie komentarze to najlepsze są ;)
A kiedy u ciebie można spodziewać się czegoś nowego? :)
No i mam nadzieję, że niezawiodę cię w następnym, który już pomału się tworzy
AAAA! BRAWO KAREN! TAAAK! Czekałam na wielki powrót McKaganów, ale nie spodziewałam się, że faktycznie do tego dojdzie! Bardzo miłe zaskoczenie. Dobrze, że Duff w końcu się opamiętał i ogarnął to swoje życie. Teraz jestem ciekawa co jeszcze wymyślisz z tym...Kevinem? Kevin czy David, bo wciąż nie mogę zapamiętać...
OdpowiedzUsuńAxl i Agata są świetni. Ona zachowywała się trochę jak naćpana, a Rose fajnie spełniał te jej zachcianki. Takie to było słodkie, że aaah *_*
Biedna pani Stradlin! Szkoda mi jej, cholernie! Tak samo jak biednego Jeff'a, który za bardzo nie rozumie swojej żony. No ale w każdym małżeństwie muszą się kiedyś pojawić problemy, więc jakoś to przetrzymają.
Lecz pomimo tegoż cudownego rozdziału, ja nadal nie wiem co się dzieje ze Slashem i Paulą ;_;
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D
Pozdrawiam!
Rosemary i jej typowe problemy młodej matki mnie rozwaliły... Ale Jeff na pewno będzie umiał ją pocieszyć.
OdpowiedzUsuńKaren i Duff razem! Mam nadzieję że tym razem McKagan tego nie spierdoli. Uwielbiam ich wątek xD... Agata i Axl...na placu zabaw..Axl na placu zabaw! Chciałabym to zobaczyć. Rozdział świetny ALE co do chuja się dzieje ze Slashem i Pauliną?
Czekam na następny i życzę ci żebyś mogła się nam pochwalić ;)
http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ - zapraszam na nowy :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie ma jeszcze mojego komentarza, ale obiecuję dodać jakiś przyzwoity zaraz po moim powrocie do domu
Nominowałam cię do Liebster Blogger Award :D Więcej informacji na starting-to-fly-gd.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKurde, nigdy nie mogę zrozumieć tych młodych matek i ich problemów, zwłaszcza wtedy, gdy ich faceci też tego nie widzą. Ale może kiedyś zrozumiem xD
OdpowiedzUsuńCoś tak czułam, że Duff i Karen jeszcze będą razem. Miejmy nadzieję, że będzie wszystko ok.
Axl i Agata tacy faaajni <3 Jestem ciekawa jak dalej się potoczy ich związek :D
Nie wiem, czy już Ci pisałam, ale ja to Jackie Stradlin, mam teraz nowy nick ;)
No to tak na początek - obyś się mogła pochwalić :D!
OdpowiedzUsuńAle dobra, no cóż...uroki małego dziecka, haha. Sami tego chcieli owszem. Nieprzespane noce i tak dalej i tak dalej. Powiedzmy, że rozumiem, bo mam o dziesięć lat młodszego brata.
Ach, no i te wahania mamy. Inkubator z mlekiem, może coś w tym jest, ale przecież nie tylko. Biedny Izzy, musi się chyba tylko przyzwyczaić.
Co do Karen i Duffa...no tak, tutaj to nieufność jest jak najbardziej wskazana, ale końcówka...hm, no można się było tego spodziewać, że oni tak skończą.
I jeszcze miłość Axla i Agaty. Bardzo mocna miłość, tak mówią. I oby była taka, heh.
Dobrze, ja w takim razie czekam, jak wiesz, i pozdrawiam ;*
http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ - zapraszam na nowy :)
Zapraszam na nowy rozdział ;]
OdpowiedzUsuńhttp://dont-cry-in-november-rain.blogspot.com
Skomentuję niebawem, obiecuję! /RocketQueen
Hej, wreszcie u mnie nowy rozdział. Zapraszam ;] ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com
OdpowiedzUsuń