Okrągły 60. rozdział dedykuję właśnie wspomnianej wyżej pani, która swoją drogą najpierw wygrała, a później przegrała dzisiaj ze mną zakład :P
- Tak, bardzo dobrze – pochwaliła ją położna – Teraz już
sobie pani poradzi. Tak jak mówiłam, kiedy maluch przestanie jeść, tata bierze
go na ręce, kładzie na ramieniu, podkładając pieluchę, poklepuje delikatnie po
pleckach do momentu kiedy mu się odbije – omiotła całe pomieszczenie,
sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu i zostawiła młodych rodziców
samych.
- Ślicznie wyglądacie, wiesz? – przyglądał się swojej żonie, trzymającej na nagich piersiach ich jednodniowe dziecko. Myśląc o tym momencie
kilka miesięcy temu, gdy dopiero dowiedział się, że Rosemary jest w ciąży, był
przekonany, że ten widok będzie go krępował. Teraz wiedział, że nie ma w tym
niczego, co mogłoby powodować zawstydzenie, czy nieśmiałość.
- Ktoś już wie, że urodziłam?
- Nie na razie jeszcze do nikogo nie dzwoniłem – musnął
gładką, jak aksamit skórę noworodka.
- To dobrze. W pierwszej kolejności muszę zadzwonić do Karen
i Marii
- Karen ma pewne… problemy osobiste – Rosemary oderwała
wzrok od swojego dziecka i skierowała go na Izzy'iego
- Jeff, jakie znowu problemy? O czym mi nie powiedziałeś? –
jej ton był bardzo podejrzliwy.
- Myślę, że sama wszystko ci powie. Zobacz, - zmienił temat
– Już nie je. Wezmę go, co? Masz pomysł na imię?
- Nie zwódź mnie do cholery, a na ustalenie imienia mamy
jeszcze czas. Weź go, a ja zadzwonię do
swojej siostry – zabrzmiało to naprawdę bardzo walecznie. Ktoś obcy nie miałby
wątpliwości, że Karen jest jej jedyną, młodszą siostrą. Rosemary była gotowa o
nią walczyć.
- Karen, ale o czym ty mówisz?!Jak to Kevin zaginął?
Przecież byłaś u mnie, rozmawiałaś, byłaś szczęśliwa… - Rosemary nie mogła
uwierzyć w nieszczęście, jakie spotkało jej siostrę – A teraz on nie żyje? (…)
Nie płacz, proszę (…) Przyjedź do mnie. Wśród bliskich poczujesz się dwa razy lepiej
(…) Jak to Duff był u ciebie? Czego on chciał? (…) Po prostu rozmawialiście?
(…) Jakoś nie mogę uwierzyć w jego szczere intencje (…) Dzwonię do ciebie, bo
chcę powiedzieć, że urodziłam (…) Tak, zdrowy chłopiec. Dobrze, że mi o
wszystkim powiedziałaś, bo Jeff nie potrafił jakoś przekazać mi tego, że
dzwoniłaś (…) Dobrze, obiecuję, że nie będę się na niego gniewać. Skoro tak
chciałaś… ale naprawdę nie musieliście przede mną tego ukrywać.
- Jeffrey? – jęknął
- Miałeś się nie odzywać! – upomniała męża
Czas leczy rany. Takie popularne wśród ludzi powiedzenie nie
sprawdza się w przypadku Karen. Czas może jedynie sprawić, że zamiast
piekących, krwawych ran pojawią się duże blizny, które na zawsze odznaczać się
będą od śnieżnobiałej skóry. Dziewczyna nie przesiaduje już całymi dniami w
domu patrząc się w jeden idiotyczny punkt. Chodzi na zakupy, a nawet przyjęła
zlecenie na prowadzenie małego cotygodniowego programu o rodzinach poległych
amerykańskich żołnierzy. Być może drażliwy dla Karen temat mógł okazać się
czymś, co pozwoli jej na zapomnienie chociaż na moment o tym, co ją spotkało.
Przez minione dwa tygodnie naprawdę zżyła się z bratem Kevina. Również jego
dziewczyna wykazała się niesamowitym wsparciem dla niej i swojego chłopaka. Wiadomość
o przyjściu na świat jej pierwszego siostrzeńca była na tyle radosna, że Karen była
w stanie wyjść za zakupy i posprzątać dom bez wielogodzinnego zmuszania się to
tego. Sprawiło jej to nawet małą
przyjemność. Jakie to dziwne, że z
jednej strony mamy śmierć i możemy stracić osoby, które kochamy. Z drugiej
natomiast czeka na nas życie. Niespodziewanie w
kręgu osób, które kochamy pojawia się ktoś nowy i szala natury zostaje
wyrównana.
- Karen przyszedł do ciebie list – dopiero co wróciła z
pracy. Nie zdążyła nawet odetchnąć domowym powietrzem, a Jared już coś do niej
mówi. Strasznie tego nie lubiła. Kiedy wraca z zakupów, albo z biura jej
obowiązkiem i nawykiem jest branie krótkiego odświeżającego prysznica i
przebranie się w wygodnie dresy i starą koszulkę. Dopiero wtedy mogła rozmawiać
i cokolwiek robić.
- Serio powinnam się stąd wynieść, dopóki wszyscy nie
przyzwyczaili się do tego adresu -
zawołała.
- Doskonale wiesz, co ja o tym myślę. Jesteś dziewczyną
mojego brata i masz prawo tu mieszkać, jak długo chcesz – odpowiedział z lekką
rutyną. Już po raz setny powtarzała, że nie powinna siedzieć mu na głowie.
Osobiście chłopakowi było to bardziej niż obojętne. Nie przeszkadzała, była
miła, czasem nawet coś ugotowała i przede wszystkim sprzątała. Nie musiał także
całymi dniami rozmawiać wyłącznie sam ze sobą. Widział w tym same plusy – Od
kogo? – zapytał z czystej ciekawości. Karen zerknęła na kopertę i sprawnie
skłamała, że to wiadomość od jej znajomej ze studiów. Nie mogła przecież
przyznać się do tego, że pisze do niej teoretycznie jej były mąż. Sama nie przestraszyła,
and nie zdziwiła się, widząc wiadomość od niego. Rozstali się przecież w dość ciekawych
okolicznościach. Zaraz po tym, gdy Duff mniej, lub bardziej świadomie zaczął ją
całować, a ona ten gest odwzajemniła spłoszył się i na jej prośbę wyszedł. Pognała
na górę, zamknęła się w pokoju i otworzyła list
Karen,
Chciałbym cię
przeprosić za moje zachowanie sama wiesz kiedy… Nie powinienem sobie pozwalać na całowanie cię. Rozwodzimy się i obowiązują nas pewne zasady, prawda?
Wykorzystałem twoją chwilę słabości i czuję się z tym podle. Muszę jednak
przyznać, że otrzymywane ze wszystkich stron porządne kopniaki w tyłek
zmotywowały mnie do tego, by coś w sobie zmienić. Od tygodnia jestem na odwyku.
Zasady są sztywne: z nikim nie można się kontaktować, ale dzięki małemu
przekupieniu sprzątaczki udało mi się wysłać ten list. Przepraszam jeszcze raz
i mam nadzieję, że nadal będziesz chciała utrzymywać ze mną kontakt.
Duff
Zaniemówiła. Nie chodziło nawet o to, że McKagan przyznał
się do błędu i przeprosił. Największym szokiem dla Karen była wiadomość, że
poszedł do kliniki odwykowej. Chce się leczyć. Chce wrócić do normalności. W
głowie Karen zabłysła mała iskierka nadziei, że być może będzie miała okazję
stanąć twarzą w twarz z prawdziwym Duffem.
- Wyruszamy w trasę -
ogłosił pewnego pięknego słonecznego poranka Axl.
- Jak ty sobie to wyobrażasz?! – oburzył się Slash. Poza
nim i Gilbim na spotkaniu w wytwórni nie było nikogo.
- Normalnie – spojrzał na niego, jak na debila – Pakujesz
swoje zabaweczki i wsiadasz do samolotu
- Jesteś naprawdę baaardzo zabawny, Axl. Po za Duffem na
odwyku, naćpanym do granic możliwości Stevenem i zakochanym w swojej cudownej
rodzince Izzym, bez którego na trasę się nie ruszę, faktycznie nic nie stoi na
przeszkodzie
- Duff może przerwać odwyk, a Stradin niech zabiera
Rosemary, a nawet Małego. Perkusistę możemy znaleźć sobie nowego – odpowiedział
śmiało.
- Chyba żartujesz?! Ostrzegam cię, jeśli wyrzucisz Popcorna
z zespołu, ja również odchodzę! – wykrzyczał wściekły i wyszedł z niewielkiej
Sali konferencyjnej, trzaskając drzwiami.
- Chodź – warknął na Pauliną siedzącą z Agatą w barze na
parterze budynku – Wychodzimy!
- Już po zebraniu? Axl zwykle…
- Nie wymawiaj przy mnie tego imienia! – szarpnął ją za
rękę, zmuszając do truchtu za sobą.
Czemu Slash jak zwykle musi wszystko tak komplikować. W ostatnim czasie facet denerwuje Axla coraz bardziej. Zaczyna przypominać wstrętny, ropiejący wrzód na tyłku. Wszyscy mają jakieś pieprzone sprawy i tylko Rudy zawsze musi się dostosować. A może jego sprawą jest ten zespół - zasranym obowiązkiem pilnowanie wszystkiego z nim związanego? Ich również to dotyczy, ale najwyraźniej o tym zapomnieli. Wyszedł z opuszczonego kilka minut temu przez resztę ludzi pomieszczenia i zderzył się na schodach z Agatą.
- O co chodziło Slashowi? - zapytała. Każdej innej kobiecie wykrzyczałby, że ma się zamknąć, bo go denerwuje. Na szczęście Agata była jedynym człowiekiem na tej planecie (może oprócz Izziego), z którym Axl potrafił się dogadać. Widział empatię w jej oczach. Szczere współczucie za każdym razem, gdy czuł się źle, a nie ludzką ciekawość połączoną ze złośliwością.
- Nie wiem. Znowu nie zgadza się na trasę. Nie chce koncertów, to nie. Łaski bez! Jedziemy na wakacje, Aga! - objął dziewczynę ramieniem.
Kurde, Duff poszedł na odwyk... Kurde chciałabym aby Karen na nowo mu zaufała. Chciałabym, żeby się nie rozwodzili...
OdpowiedzUsuńKurde dziecko Rosemary i Izziego będzie miało na drugie imię Jeff- jak słodko :3
Tia.. Slash jak zawsze się kłóci z rudą wiewiórką i nie ma w tym nic zaskakującego? Nie, nie ma.
Tak taka jedna myśl mnie męczy. Axl jest z Agatą czy nie? Tak czy nie? Dobra, z biegiem czasu się chyba dowiem co i jak:)
Kurde, tak bardzo tęsknie za twoim opowiadaniem i chcę naastępna i naastępnie. Uzależniłam się od tego co piszesz ;____;
Zresztą.. jest od czego się uzależniać :)
Pozdrawiam i już czekam na następny :*
To nie moja wina, że się rozkleiłam tylko Roksany! xD
OdpowiedzUsuńAle serio najpierw był ryk:
"O Boże już nigdy się nie zobaczymy! DLACZEGO?!", a później
"Ja pierdziele, dlaczego wszyscy z naszej klasy muszą iść na medyka, to takie wkurzające!" (kobieta zmienną jest) ;D
Co do rozdziału to nie muszę nic mówić, bo wiesz co o nim sądzę. ;)
Choć mało było Ciebie i Mnie. (tak tylko mówię, nie bij mnie ;D)
Okej, bo nie skończę. Geniuszko. ;P
KOCHAM GUMIŻELKI <3333
Zapraszam na 20 rozdział. ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHaha! Kocham ostatnie słowa Axla w tym rozdziale xD
OdpowiedzUsuńTaki zdenerwowany Slash, broniący Adlera i Paula truchtająca tuż za nim to moje ulubione fragmenty tego opowiadania, serio! Bardzo ich lubię. Duff znów stał się pozytywną postacią, cholernie mi się podoba!
Nie wiem już co napisać, więc po prostu zaczekam na kolejny rozdział xD
http://there-s-no-difference.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWow Duff podzesł na odwyk... chyba na serio mu zalezy na zmianie swojego zycia.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze dotrwa :)
No i Izzy z Rosemary maja udownego synka :d
Jestem ciekawa jakie imie mu dadzą.
Haha rozwaliły mnie ostatnie słowa Axl'a :d
Czekam na nastepny rozdział :d
Nie chce robic spamu czy cos ale jako ze sa wakacje to wpadlam na nowy pomysł :D
jesli masz ochote to zapraszam :)
http://i-try-and-feel-the-sunshine.blogspot.com/
Informuję wszystkich, którzy kiedykolwiek czytali opowiadanie „Please Take Me Home”.
OdpowiedzUsuńOficjalnie historycznie znika ono z blogosfery. Tak bywa.
Więcej informacji na stronie http://my-hell-and-heaven.blogspot.com/
Pozdrawiam, Żyrafka
hej zapraszam na pierwszy rozdział nowego opoiwiadania :)
OdpowiedzUsuńhttp://i-try-and-feel-the-sunshine.blogspot.com/
O matko, McKagan poszedł na odwyk! Jestem ciekawa jak bardzo wielkie zmiany w nim zaszły i jak bardzo intensywnie musiał myśleć, by napisać jeszcze taki list do Karen. Mnie, osobiście, to zaskoczyło. Że w ogóle stać go na coś tak uczuciowego, jakby nie patrzeć.
OdpowiedzUsuńAle...ale co z zaginięciem? Liczę na to, że niedługo siostry porozmawiają ze sobą i jakoś się wszystko rozjaśni dla Rose...hm?
Aha, no i jeszcze Adler! Podoba mi się to, że się ktoś chociaż tak za nim stawił. I dobrze, dla mnie Gunsi zaczęli tracić sens właśnie po pierwszym zniekształceniu zespołu...ech.
Także czekam na kolejny, bo znów się namieszało. Ale można się było tego w sumie spodziewać, zawsze coś się tutaj dzieje :D
Pozdrawiam ;*
______________
Zapraszam na nowy rozdział na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/
Prosiłaś o to, żeby cię informować :)
OdpowiedzUsuńRozpoczęłam publikowanie nowego cyklu, tak więc zapraszam! :D