piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 60.

Masz i jaraj się niecałkowicie anonimowy anonimie :D
Okrągły 60. rozdział dedykuję właśnie wspomnianej wyżej pani, która swoją drogą najpierw wygrała, a później przegrała dzisiaj ze mną zakład :P

- Tak, bardzo dobrze – pochwaliła ją położna – Teraz już sobie pani poradzi. Tak jak mówiłam, kiedy maluch przestanie jeść, tata bierze go na ręce, kładzie na ramieniu, podkładając pieluchę, poklepuje delikatnie po pleckach do momentu kiedy mu się odbije – omiotła całe pomieszczenie, sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu i zostawiła młodych rodziców samych.
- Ślicznie wyglądacie, wiesz? – przyglądał się swojej żonie, trzymającej na nagich piersiach ich jednodniowe dziecko. Myśląc o tym momencie kilka miesięcy temu, gdy dopiero dowiedział się, że Rosemary jest w ciąży, był przekonany, że ten widok będzie go krępował. Teraz wiedział, że nie ma w tym niczego, co mogłoby powodować zawstydzenie, czy nieśmiałość.
- Ktoś już wie, że urodziłam?
- Nie na razie jeszcze do nikogo nie dzwoniłem – musnął gładką, jak aksamit skórę noworodka.
- To dobrze. W pierwszej kolejności muszę zadzwonić do Karen i Marii
- Karen ma pewne… problemy osobiste – Rosemary oderwała wzrok od swojego dziecka i skierowała go na Izzy'iego
- Jeff, jakie znowu problemy? O czym mi nie powiedziałeś? – jej ton był bardzo podejrzliwy.
- Myślę, że sama wszystko ci powie. Zobacz, - zmienił temat – Już nie je. Wezmę go, co? Masz pomysł na imię?
- Nie zwódź mnie do cholery, a na ustalenie imienia mamy jeszcze  czas. Weź go, a ja zadzwonię do swojej siostry – zabrzmiało to naprawdę bardzo walecznie. Ktoś obcy nie miałby wątpliwości, że Karen jest jej jedyną, młodszą siostrą. Rosemary była gotowa o nią walczyć.

- Karen, ale o czym ty mówisz?!Jak to Kevin zaginął? Przecież byłaś u mnie, rozmawiałaś, byłaś szczęśliwa… - Rosemary nie mogła uwierzyć w nieszczęście, jakie spotkało jej siostrę – A teraz on nie żyje? (…) Nie płacz, proszę (…) Przyjedź do mnie. Wśród bliskich poczujesz się dwa razy lepiej (…) Jak to Duff był u ciebie? Czego on chciał? (…) Po prostu rozmawialiście? (…) Jakoś nie mogę uwierzyć w jego szczere intencje (…) Dzwonię do ciebie, bo chcę powiedzieć, że urodziłam (…) Tak, zdrowy chłopiec. Dobrze, że mi o wszystkim powiedziałaś, bo Jeff nie potrafił jakoś przekazać mi tego, że dzwoniłaś (…) Dobrze, obiecuję, że nie będę się na niego gniewać. Skoro tak chciałaś… ale naprawdę nie musieliście przede mną tego ukrywać.
 - Lepiej się do mnie nie odzywaj i daj poskładać myśli – wskazała palcem na siedzącego na fotelu Izzy'iego, który nabrał powietrza, by coś powiedzieć – Nie wiem, jak damy mu na imię, ale na drugie ma być Jeffrey – jej poważna mina lekko złagodniała.
- Jeffrey? – jęknął
- Miałeś się nie odzywać! – upomniała męża

Czas leczy rany. Takie popularne wśród ludzi powiedzenie nie sprawdza się w przypadku Karen. Czas może jedynie sprawić, że zamiast piekących, krwawych ran pojawią się duże blizny, które na zawsze odznaczać się będą od śnieżnobiałej skóry. Dziewczyna nie przesiaduje już całymi dniami w domu patrząc się w jeden idiotyczny punkt. Chodzi na zakupy, a nawet przyjęła zlecenie na prowadzenie małego cotygodniowego programu o rodzinach poległych amerykańskich żołnierzy. Być może drażliwy dla Karen temat mógł okazać się czymś, co pozwoli jej na zapomnienie chociaż na moment o tym, co ją spotkało. Przez minione dwa tygodnie naprawdę zżyła się z bratem Kevina. Również jego dziewczyna wykazała się niesamowitym wsparciem dla niej i swojego chłopaka. Wiadomość o przyjściu na świat jej pierwszego siostrzeńca była na tyle radosna, że Karen była w stanie wyjść za zakupy i posprzątać dom bez wielogodzinnego zmuszania się to tego.  Sprawiło jej to nawet małą przyjemność.  Jakie to dziwne, że z jednej strony mamy śmierć i możemy stracić osoby, które kochamy. Z drugiej natomiast czeka na nas życie. Niespodziewanie w  kręgu osób, które kochamy pojawia się ktoś nowy i szala natury zostaje wyrównana.
- Karen przyszedł do ciebie list – dopiero co wróciła z pracy. Nie zdążyła nawet odetchnąć domowym powietrzem, a Jared już coś do niej mówi. Strasznie tego nie lubiła. Kiedy wraca z zakupów, albo z biura jej obowiązkiem i nawykiem jest branie krótkiego odświeżającego prysznica i przebranie się w wygodnie dresy i starą koszulkę. Dopiero wtedy mogła rozmawiać i cokolwiek robić.
- Serio powinnam się stąd wynieść, dopóki wszyscy nie przyzwyczaili się do tego adresu  - zawołała.
- Doskonale wiesz, co ja o tym myślę. Jesteś dziewczyną mojego brata i masz prawo tu mieszkać, jak długo chcesz – odpowiedział z lekką rutyną. Już po raz setny powtarzała, że nie powinna siedzieć mu na głowie. Osobiście chłopakowi było to bardziej niż obojętne. Nie przeszkadzała, była miła, czasem nawet coś ugotowała i przede wszystkim sprzątała. Nie musiał także całymi dniami rozmawiać wyłącznie sam ze sobą. Widział w tym same plusy – Od kogo? – zapytał z czystej ciekawości. Karen zerknęła na kopertę i sprawnie skłamała, że to wiadomość od jej znajomej ze studiów. Nie mogła przecież przyznać się do tego, że pisze do niej teoretycznie jej były mąż. Sama nie przestraszyła, and nie zdziwiła się, widząc wiadomość od niego.  Rozstali się przecież w dość ciekawych okolicznościach. Zaraz po tym, gdy Duff mniej, lub bardziej świadomie zaczął ją całować, a ona ten gest odwzajemniła spłoszył się i na jej prośbę wyszedł. Pognała na górę, zamknęła się w pokoju i otworzyła list

Karen,
Chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie sama wiesz kiedy… Nie powinienem sobie pozwalać na całowanie cię. Rozwodzimy się i obowiązują nas pewne zasady, prawda? Wykorzystałem twoją chwilę słabości i czuję się z tym podle. Muszę jednak przyznać, że otrzymywane ze wszystkich stron porządne kopniaki w tyłek zmotywowały mnie do tego, by coś w sobie zmienić. Od tygodnia jestem na odwyku. Zasady są sztywne: z nikim nie można się kontaktować, ale dzięki małemu przekupieniu sprzątaczki udało mi się wysłać ten list. Przepraszam jeszcze raz i mam nadzieję, że nadal będziesz chciała utrzymywać ze mną kontakt.
Duff

Zaniemówiła. Nie chodziło nawet o to, że McKagan przyznał się do błędu i przeprosił. Największym szokiem dla Karen była wiadomość, że poszedł do kliniki odwykowej. Chce się leczyć. Chce wrócić do normalności. W głowie Karen zabłysła mała iskierka nadziei, że być może będzie miała okazję stanąć twarzą w twarz z prawdziwym Duffem.


- Wyruszamy w trasę -  ogłosił pewnego pięknego słonecznego poranka Axl.
- Jak ty sobie to wyobrażasz?! – oburzył się Slash. Poza nim i Gilbim na spotkaniu w wytwórni nie było nikogo.
- Normalnie – spojrzał na niego, jak na debila – Pakujesz swoje zabaweczki i wsiadasz do samolotu
- Jesteś naprawdę baaardzo zabawny, Axl. Po za Duffem na odwyku, naćpanym do granic możliwości Stevenem i zakochanym w swojej cudownej rodzince Izzym, bez którego na trasę się nie ruszę, faktycznie nic nie stoi na przeszkodzie
- Duff może przerwać odwyk, a Stradin niech zabiera Rosemary, a nawet Małego. Perkusistę możemy znaleźć sobie nowego – odpowiedział śmiało.
- Chyba żartujesz?! Ostrzegam cię, jeśli wyrzucisz Popcorna z zespołu, ja również odchodzę! – wykrzyczał wściekły i wyszedł z niewielkiej Sali konferencyjnej, trzaskając drzwiami.
- Chodź – warknął na Pauliną siedzącą z Agatą w barze na parterze budynku – Wychodzimy!
- Już po zebraniu? Axl zwykle…

- Nie wymawiaj przy mnie tego imienia! – szarpnął ją za rękę, zmuszając do truchtu za sobą.

Czemu Slash jak zwykle musi wszystko tak komplikować. W ostatnim czasie facet denerwuje Axla coraz bardziej. Zaczyna przypominać wstrętny, ropiejący wrzód na tyłku. Wszyscy mają jakieś pieprzone sprawy i tylko Rudy zawsze musi się dostosować. A może jego sprawą jest ten zespół - zasranym obowiązkiem pilnowanie wszystkiego z nim związanego? Ich również to dotyczy, ale najwyraźniej o tym zapomnieli. Wyszedł z opuszczonego kilka minut temu przez resztę ludzi pomieszczenia i zderzył się na schodach z Agatą.
- O co chodziło Slashowi? - zapytała. Każdej innej kobiecie wykrzyczałby, że ma się zamknąć, bo go denerwuje. Na szczęście Agata była jedynym człowiekiem na tej planecie (może oprócz Izziego), z którym Axl potrafił się dogadać. Widział empatię w jej oczach. Szczere współczucie za każdym razem, gdy czuł się źle, a nie ludzką ciekawość połączoną ze złośliwością.
- Nie wiem. Znowu nie zgadza się na trasę. Nie chce koncertów, to nie. Łaski bez! Jedziemy na wakacje, Aga! - objął dziewczynę ramieniem.

10 komentarzy:

  1. Kurde, Duff poszedł na odwyk... Kurde chciałabym aby Karen na nowo mu zaufała. Chciałabym, żeby się nie rozwodzili...
    Kurde dziecko Rosemary i Izziego będzie miało na drugie imię Jeff- jak słodko :3
    Tia.. Slash jak zawsze się kłóci z rudą wiewiórką i nie ma w tym nic zaskakującego? Nie, nie ma.
    Tak taka jedna myśl mnie męczy. Axl jest z Agatą czy nie? Tak czy nie? Dobra, z biegiem czasu się chyba dowiem co i jak:)
    Kurde, tak bardzo tęsknie za twoim opowiadaniem i chcę naastępna i naastępnie. Uzależniłam się od tego co piszesz ;____;
    Zresztą.. jest od czego się uzależniać :)
    Pozdrawiam i już czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie moja wina, że się rozkleiłam tylko Roksany! xD
    Ale serio najpierw był ryk:
    "O Boże już nigdy się nie zobaczymy! DLACZEGO?!", a później
    "Ja pierdziele, dlaczego wszyscy z naszej klasy muszą iść na medyka, to takie wkurzające!" (kobieta zmienną jest) ;D
    Co do rozdziału to nie muszę nic mówić, bo wiesz co o nim sądzę. ;)
    Choć mało było Ciebie i Mnie. (tak tylko mówię, nie bij mnie ;D)
    Okej, bo nie skończę. Geniuszko. ;P
    KOCHAM GUMIŻELKI <3333

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na 20 rozdział. ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha! Kocham ostatnie słowa Axla w tym rozdziale xD
    Taki zdenerwowany Slash, broniący Adlera i Paula truchtająca tuż za nim to moje ulubione fragmenty tego opowiadania, serio! Bardzo ich lubię. Duff znów stał się pozytywną postacią, cholernie mi się podoba!
    Nie wiem już co napisać, więc po prostu zaczekam na kolejny rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  5. http://there-s-no-difference.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow Duff podzesł na odwyk... chyba na serio mu zalezy na zmianie swojego zycia.
    Mam nadzieje ze dotrwa :)
    No i Izzy z Rosemary maja udownego synka :d
    Jestem ciekawa jakie imie mu dadzą.
    Haha rozwaliły mnie ostatnie słowa Axl'a :d
    Czekam na nastepny rozdział :d

    Nie chce robic spamu czy cos ale jako ze sa wakacje to wpadlam na nowy pomysł :D
    jesli masz ochote to zapraszam :)

    http://i-try-and-feel-the-sunshine.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Informuję wszystkich, którzy kiedykolwiek czytali opowiadanie „Please Take Me Home”.
    Oficjalnie historycznie znika ono z blogosfery. Tak bywa.
    Więcej informacji na stronie http://my-hell-and-heaven.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Żyrafka

    OdpowiedzUsuń
  8. hej zapraszam na pierwszy rozdział nowego opoiwiadania :)
    http://i-try-and-feel-the-sunshine.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko, McKagan poszedł na odwyk! Jestem ciekawa jak bardzo wielkie zmiany w nim zaszły i jak bardzo intensywnie musiał myśleć, by napisać jeszcze taki list do Karen. Mnie, osobiście, to zaskoczyło. Że w ogóle stać go na coś tak uczuciowego, jakby nie patrzeć.
    Ale...ale co z zaginięciem? Liczę na to, że niedługo siostry porozmawiają ze sobą i jakoś się wszystko rozjaśni dla Rose...hm?
    Aha, no i jeszcze Adler! Podoba mi się to, że się ktoś chociaż tak za nim stawił. I dobrze, dla mnie Gunsi zaczęli tracić sens właśnie po pierwszym zniekształceniu zespołu...ech.
    Także czekam na kolejny, bo znów się namieszało. Ale można się było tego w sumie spodziewać, zawsze coś się tutaj dzieje :D
    Pozdrawiam ;*
    ______________
    Zapraszam na nowy rozdział na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Prosiłaś o to, żeby cię informować :)
    Rozpoczęłam publikowanie nowego cyklu, tak więc zapraszam! :D

    OdpowiedzUsuń