niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 59

W zasadzie rozdział powinien nazywać się 59 cześć 1, ale nie będę komplikować. 

Agata naprawdę przejęła się tym, co powiedział jej o Duffie Axl. Chciał się zabić… Słowa krążyły po jej rudej głowie. Nie chciała przyjąć ich do wiadomości.
- Rozchmurz się. Nie mówiłem ci tego po to, żebyś siedziała teraz struta. Już wszystko w porządku – pogłaskał ją po ramieniu dostrzegając pod stolikiem do kawy ciężki zeszyt A4, z którego wystawało kilka rysunków – To twoje? – bez pytania sięgnął po brulion pełen szkiców, niedokończonych postaci z mangi i projektów ubrań.
- Zostaw to – jęknęła niechętnie.
- Ale one są dobre! Zobacz na przykład  ten – wskazał na swoją karykaturę – Skóra ściągnięta ze mnie. Uderzające podobieństwo!  - skrzywiła się – Mówię prawdą – położył rękę na piersi, przysięgając.
- Nawet jeśli są… poprawne. Co mi po takim talencie? Mogę co najwyżej oprowadzać znudzonych turystów, albo zmuszonych do przyjścia do galerii z klasą, nastolatków.
- A śpiewanie? Mógłbym powiedzieć to samo. Aga, jeśli nie zaryzykujesz i dobrze nie ulokujesz swojego talentu, jest on zbędny. Nie chowaj go przed światem  - pogłaskał ją po policzku.
- Dobra, dobra oddaj mi moje rysunki – rzuciła się w stronę chłopaka chcąc wyrwać mu z rąk swój szkicownik.
- A podarujesz mi ten ze swoim autografem? Potem zamówimy pizzę, hę? – użył słodkiego magicznego spojrzenia, dzięki któremu udało mu się ubłagać dziewczynę.
- No dobra… ale ma być z podwójnym serem i kukurydzą – dodała, włączając telewizor i układając się wygodnie na kanapie, kładąc nogi na jego udach.

- Kiedy ostatnim razem coś jadłaś? – zapytał zmartwiony. Karen wyglądała bardzo blado.
- Wczoraj piłam kawę – zamyśliła się na chwilę
- Tak nie można
- Nie praw mi morałów, sam nie jesteś lepszy – wiedziała, że tymi słowami sprawiła mu przykrość, ale może w końcu nareszcie się od niej odczepi.
- Wiem – westchnął – Ale choćbym był ostatnią osobą, która ma prawo się o ciebie troszczyć, będę to robić. Chodź – złapał ją za rękę, zmuszając do tego, by wstała spod koca w salonie. Powiedz mi, co masz w lodówce?
- Pewnie zepsutą szynkę, spleśniały ser, słoik ogórków i masło orzechowe
-  Ok, to nie było to, co chciałem usłyszeć. Mam pomysł, ubierz się i idziemy na miasto
- Nie mam ochoty…
- Dalej, rusz się – zachęcił ją.
- Nie rozumiesz, że nie chcę do cholery?! – warknęła, wyrywając dłoń z jego uścisku. Usiadła na kafelki i zaniosła się płaczem. Duff, jak to mężczyzna, nie za bardzo wiedział, co ma zrobić – Przepraszam – szepnął. Przytulił ją, a potem delikatnie pocałował w policzek, kącik ust, aż w końcu dotarło jej zmoczonych przez łzy warg. Zastygła na moment, by po chwili zacząć oddawać pocałunek, bardzo lekko i nieśmiało. Otrząsnęła się,  kiedy obok domy przejeżdżała karetka. Oderwała się od chłopaka.
- Przepraszam, nie powinienem… - spojrzał na nią przepraszająco – Chyba już pójdę. Mam nadzieję, że się nie…
- Idź, proszę idź – przerwała, płacząc z bezsilności. Czegoś takiego jej serce nie przeżywało jeszcze nigdy w życiu. Odczuwała stratę, opuszczenie, ból, rozpacz, gniew i tlące się gdzieś pod pokładami zwęglonego serca uczucia, których nie chciała rozniecać. Wiedziała, że gdyby tylko chciała miłość mogłaby ją uratować. Bała się jednak zakochać ponownie właśnie w Nim. Nie odbudowała jeszcze zaufania do Duffa na tyle, by móc uwierzyć w to, że nie skrzywdzi jej ponownie. Nie przestała jeszcze kochać Kevina, którego miała już nigdy nie zobaczyć. Była w najgorszej sytuacji z możliwych.

- Co chcesz na śniadanie? – zawołała z kuchni Rose. Miała dość leżenia i wykorzystywania Izziego. Ostatnimi dniami strasznie ją nosiło. Robiła pranie, sprzątała. Mogła przenosić góry.
- To samo, co dla ciebie – krzyknął z góry. Pokręciła głową z rezygnacją i nachyliła się do lodówki, sięgając z dolnej półki karton mleka. Chciał ją odciążyć w każdy możliwy sposób. Prawdopodobnie zjadłby nawet  znienawidzone płatki śniadaniowe z rodzynkami, byle tylko nie dodawać jej pracy, która była dla niej przyjemnością. Poczuła mocny ucisk na dole brzucha. Przytknęła dłoń do tego miejsca i oparła się o blat. Odetchnęła głęboko i przymknęła oczy, czując narastający ból. Odczekała jeszcze moment, nie chcąc siać paniki, jednak ból zamiast odchodzić, zwiększał się.
- Jeff! – pisnęła – Jeff chodź tu! – skuliła się jeszcze bardziej. Usłyszała, jak jej mąż zbiega ze schodów biorąc co trzeci stopień.
- Rossie, co się dzieje? – momentalnie znalazł się przy niej i obejmował ją w pasie - Mówiłem do jasnej cholery, żebyś odpoczywała!
- Chyba się zaczęło. Zawieź mnie do szpitala. Termin jest dopiero za dwa tygodnie… Czemu mam skurcze tak wcześnie? – zaczynała panikować. Stradlin zachował zimną krew do czasu, gdy w szpitalu okazało się, że Rosemary ma mieć cesarskie cięcie
- Coś jest nie tak?! Dlaczego o niczym nie nie informujecie?! – warknął.
- Jeff… ciii – pani Isbell leżała akurat na badaniu KTG i odpoczywała pomiędzy skurczami – Nic złego się nie dzieje. Już na samym początku lekarz wykluczył w moim przypadku poród naturalny ze względy na tak poważny uraz miednicy trzy lata temu – wziął kilka głębokich oddechów w momencie, kiedy Rose ponownie zaczęła zwijać się z bólu.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś wcześniej? – trzymał ją mocno za rękę.
- To tak strasznie boli, Jeff… - skuliła się bardziej.
- Dobrze pani Isbell – zawołał lekarz, wchodząc do Sali, w której leżała – Nie ma na co czekać. Strasznie niecierpliwy ten wasz maluch – tu zaszczycił spojrzeniem również ojca dziecka – Pani Holmes, proszę przygotować pacjentkę do cesarskiego cięcia – spojrzał na pielęgniarkę. Kobieta mimo uśmiechniętej i zatroskanej twarzy wydawała się Rossie i Izziemu wredna i wrogo na nich patrząca.
- Pan musi wyjść  - zwróciła się do gitarzysty.
- Nie ma mowy! Chcę być przy mojej żonie! – zaparł się
- Mógłby pan być przy porodzie siłami natury, ale nie przy cesarskim cięciu. Do tego potrzebne jest specjalne zezwolenie, którego nie zdążymy już załatwić. Proszę mi nie utrudniać pracy – oburzony wyszedł z sali słysząc za ciężkimi drzwiami kolejny tłumiony pisk Rosemary.
    Nie rozumiała po co te wszystkie rurki i surowe warunki. Cała atmosfera zaczęła ją przerażać.
- Proszę się zrelaksować i zacząć odliczać od 10 w dół – leniwe odliczanie zamieniło się w błogą ciszę przerywaną wyłącznie służbowymi komendami lekarzy i pikaniem szpitalnej aparatury.
Stradlin krążył po błękitnym korytarzu kliniki od dobrej godziny, coraz bardziej przekonany, że coś poszło nie tak. Gdy po 83 minutach z Sali wyszedł lekarz, naprawdę porządnie się przestraszył.
- Chciałbym pogratulować panu ślicznego, zdrowego syna. Pana żona zostanie przewieziona na salę pooperacyjną, z której, jeśli wszystko pójdzie dobrze, zostanie przeniesiona po 24h. Będzie mógł ją pan zobaczyć za pół godziny, tymczasem zapraszam za mną – mężczyzna prowadził półprzytomnego Jeffa w zawiłych, śnieżnobiałych przedsionkach Sali operacyjnej, pokazując mu Jego syna… Jego syn… jak to brzmi!  W ramiona Izziego wciśnięto małe, granatowe zawiniątko, z którego wystawała mała, jasna główka przyozdobiona w kilka czarnych włosków. Spał. Tak przynajmniej można było wywnioskować z jego anielskiego wyrazu twarzy i zamkniętych oczu.
- Jest cudowny i taki drobny… Czy fakt, że urodził się przed terminem nie jest dla niego groźny?
- Wykonaliśmy wszystkie procedury i pański syn otrzymał 9/10 punktów w skali Apgar
- Czy mogę go trzymać na rękach, siedząc w sali mojej żony? – zapytał nieśmiało. Bał się, że samo przebywanie w niewskazanym dla malucha pomieszczeni może zrobić mu krzywdę.
- Tak, tylko proszę oddać go położnym by mogły go wykąpać, przebrać i powtórnie zbadać. W momencie, kiedy zostanie pan wpuszczony na salę, przywieziemy dziecko. Kiedy zezwolono mu wejść na salę, gdzie leżała Rosemary, naszedł go dziwny strach. Miał wrażenie, jakby za drzwiami czekało na niego coś złego, jednak całe jego obawy minęły, gdy zobaczył ją śpiącą wśród trzech wielkich puszystych poduszek.
- Mój skarb – szepnął, całując  ją w policzek. Do sali przyszła ta sama pielęgniarka, która przygotowywała Rose do operacji przywożąc małe łóżeczko z ich dzieckiem. Ostatecznie nie wybrali jednak imienia. Rosemary tak często zmieniała zdanie, że sam nie wiedział, co powinien podyktować pielęgniarce. Zostawił tę sprawę na później. Kobieta zostawiła ich samych. Isbell bardzo bał  się, wziąć syna na ręce,  jednak ochota przytulenia go i ucałowania w czoło byłą o wiele większa, niż strach przed tym, że zrobi coś źle.
- Podtrzymaj główkę – wymruczała niewyraźnie Rossie.
- Hej skarbie. Mamy zdrowego syna, wiesz? Pięknego syna! – poprawił i tak nienagannie ułożone włoski malucha.
- Pokaż mi go – podciągnęła się na poduszkach, krzywiąc się z bólu – Ale mi się w głowie kręci
- Może lepiej się położysz? – zaproponował.
- Przestań. Pokaż mamie jej idealnego skarba – ułożyła go wygodne pomiędzy piersiami – Ale podobny do ciebie – zachichotała
- Ja tam widzę wyłącznie twoje cechy – był święcie poważny
- Zobacz układ lekko nakreślonych brwi, kolor włosów, podbródek, usta… - wymieniała
- To wszystko może się zmienić. Jeszcze okaże się, że wda się w ciebie i będzie zielonookim jasnym rudzielcem
- Eee uważaj sobie. Masz szczęście, że trzymam go w ramionach i nie mam ochoty się z tobą wykłócać – wytknęła w jego stronę język
- To co? – w ich rozmowę wtrąciła się położna – Karminy? – uśmiechnęła się słodko. Jeff parsknął śmiechem widząc minę Rosemary, która bała się zrobić ze swoim synem cokolwiek oprócz tulenia.

- Zobaczymy, jak będzie panu do śmiechu, gdy będzie pan myć jutro swojego potomka – tym razem damska cześć zaśmiała się donośnie. Dla państwa Stradlinów kolejne miesiące będą wiecznym eksperymentowaniem, ale tak już jest, gdy zostaje się rodzicem po raz pierwszy.

10 komentarzy:

  1. BĘDĘ PIERWSZA!

    Na Janis Joplin, no w końcu! Urodziła! Jeeeej, ale się cieszę. Uśmiechałam się jak kretynka przez prawie cały rozdział. No właśnie, prawie.
    Karen i Duff będą jeszcze razem. Tak mi mówi lewy jajnik. A jak nie razem, to będą przyjaciółmi. Znów połączy ich jakieś uczucie, jestem tego niemalże pewna. Axl jest taki... Kurde. Fajny? Miły? Aż ciężko mi to ubrać w słowa. Taki z niego kumpel. Też bym takiego chciała.
    Btw, napisałam 32 rozdział. Przypominam, bo nie pamiętam, czy informowałam.

    Keep on rockin'

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurwa wreszcie,wreszcie ten mały Dzwonek przyszedł na świat. Jezuuuuu, ale się jaram! Błagam opisz scenę, w której Jeff myje swojego syneczka. (Już zwijam się ze śmiechu). Axl się zakochał...😂 Jebłam. Rozdział zajebisty! Jak zwykle czekam na następny.💚❤💛

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny. Jej Rosemary urodziła <3 Chłopiec jeju JAK CUDOWNIE :))
    Axl i Agata, ONI MUSZĄ BYĆ RAZEM :3 To będzie taki słodkie :)
    Co do Duffa. Chciałabym żeby był z Karen, tak i mina Rose jak dowie się, że są razem :O
    Eh chcę już następny :C
    Twoje opowiadanie uzależnia, to jest bardzo przerażające C:
    Ale i tak kocham twojego bloga i nic tego nie zmieni ! :3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Najbardziej uwielbiam tee fragmenty gdzie jest Izzy i Rose... ich najbardziej lubie... a tak cały rozdział super... uwielbiam jak piszesz...pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na nn... ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój pierwszy w życiu blog tak wiec... zapraszam:)
    http://there-s-no-difference.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak cudownie! Wiedziałam, że z dzieckiem będzie wszystko w porządku! Musiało. Jejku! Jaram się :D Najpiękniejsze dziecko na świecie! :333 Awww *_______* <3

    Karen ma faktycznie ciężką sytuacje, ale myślę że uda jej się odbudować relacje z Duffem. Ja na jej miejscu bym tego nie chciała, ale serce nie sługa, haha.

    Axl chyba się zakochał... ciekawe na jak długo ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. u mnie nowy
    http://there-s-no-difference.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Te co z tym rozdziałem? ;D
    Mówiłaś, że już masz gotowca.
    Wstawiaj szybko prooooooszeee.!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak dla mnie to jeden z najlepszych rozdziałów jakie napisałaś!
    Stradlinowie mają synka *_* Izzy zaciesza, a Rossie już nie będzie musiała tak na siebie uważać. Mam nadzieję, że dalej będzie im się dobrze żyło i nie będzie żadnych problemów.
    Karen i Duff na moje oko do siebie wrócą.
    I już pędzę do kolejnego rozdziału... xD

    OdpowiedzUsuń