środa, 16 stycznia 2013
Rozdział 35
Ze specjalną dedykacją dla Clarissa'y
***
Oglądałam jakiś meksykański film, a Izzy nad czymś intensywnie myślał. Kilka razy pytałam się go o jakieś mało ważne rzeczy. W ogóle nie zwrócił na mnie uwagi.
- Może kupimy sobie psa? - zapytałam. Nic. Zero reakcji
- Jestem w ciąży - wypaliłam. Chwila ciszy.
- Co?! - podskoczył po paru minutach, kiedy nareszcie dotarło do niego to, co powiedziałam.
- Co się stało? - powiedziałam nieco zblazowanym tonem.
- Powiedziałaś, że będziemy mieć dziecko! - wydarł się na cały samolot.
- Skoro nic do ciebie nie docierało...
- Czyli nie jesteś w ciąży? - zmarkotniał.
- Nieee... Jeff, co się dzieje? - położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Nic. Jedziemy na wakacje. Co ma się dziać - tym bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że coś jest nie tak.
- Jak chcesz... - odsunęłam się od niego, przekręcając głowę w drugą stronę.
Dwie godziny później byliśmy na miejscu. Bez słowa zabrał mi sprzed nosa wszystkie walizki, zostawiając wyłącznie tę najmniejszą. Mój gentlemen od siedmiu boleści. Zamówił taksówkę i podał kierowcy wypisany na kartce adres. Będąc pod budynkiem rzucił mi kilkadziesiąt dolarów i chciał wysiąść, gdyby nie kierowca, który powstrzymał go, chwytając za nadgarstek:
- Insuficiente - zawołał.
- Że co? - Najwyraźniej Jeff nie zna hiszpańskiego.
- Mówi, że za mało mu zapłaciłeś - odezwałam się. Dobrze, że w szkole przez 2 lata chodziłam na kurs hiszpańskiego i włoskiego. Nareszcie do czegoś to się przydało.
- Tyle ile wyświetliło się o tam - pokazał na mały ekran kasy.
- Usted es un famoso guitarrista - rzucił taksówkarz, wyciągając dłoń.
- Famoso guitarrista - wymruczał pod nosem, krzywiąc się przy tym. Wyciągnął jeszcze 50$, po czym oboje wyszliśmy z taksówki, zabierając swoje rzeczy. W recepcji dostaliśmy klucz do swojego pokoju. Znajdował się we wschodnim skrzydle. Wielki balkon wychodził wprost na przerażając swoją siłą i potęgą ocean i plażę z wieloma tysiącami opalających się turystów. Otworzyłam szerzej okno wdychając zapach Ameryki Południowej. Tak właśnie sobie go wyobrażałam. Zauważyłam w szybie odbicie Izziego. Uśmiechał się. Więc czemu nie potrafił spojrzeć mi w oczy?
- Wyjdziemy gdzieś wieczorem? - zaproponował.
- Chyba nie będziemy siedzieć w hotelu - odświeżyliśmy się po podróży, zmieniliśmy ubrania na takie, które odpowiadają tutejszemu klimatowi.
- Coś ty mi tutaj spakował
- Ubrania, w których wyglądasz najlepiej - skąpe szorty, sukienki z wielkim dekoltem i koszulki, które ledwo co zakrywały biust. Czemu nie zauważyłam tego wcześniej?
- Może lepiej, gdybym wyszła nago? - zażartowałam. Skarcił mnie spojrzeniem - Noo dobra
- To gdzie idziemy teraz? - zapytałam. Niebo rozświetlały już miliony gwiazd.
- Chodź za mną - pociągnął mnie za rękę. Dziwne, że nawet przy takim upale jego dłonie były lodowate.
15 minut później:
- Pomnik Jezusa? Serio?! Chce ci się tam wchodzić?
- Nic ci się nie stanie, jak podejdziesz pod tę górkę - po co mu się tam tak spieszyło? Miałam już nogi głęboko w tyłku. Ile można chodzić. Jeszcze ten upał... Miałam wrażenie, że w nocy jest cieplej, niż w ciągu dnia.
- Zrobię ci zdjęcie - zaproponował i wyjął aparat.
- Izzy, ty nie cierpisz robić zdjęć...
- Kiedyś trzeba się przełama, prawda? - niech ci będzie. Zapozowałam ze sztucznym uśmiechem.
- Może chciałabyś odpocząć?
- W końcu okazałeś litość? Mam nadzieję, że tutaj na górze jest jakiś bar, albo przynajmniej całodobowy sklep z zimnymi z napojami - rozejrzałam się wokół, tymczasem Izzy wyciągnął coś z kieszeni i schował w dłoni. Nawet na czole Stradlina pojawiły się kropelki potu.
- Rose? - zwrócił się do mnie
- Hm?
- Ja nie chcę, żeby tak było
- Jak? - zapytałam.
- Kurwa - zaklął - Pieprzony taksówkarz, cholerny samolot. Stresuję się... kurwa!
- O co chodzi, Jeff? Zaczynam się martwić - podeszłam bliżej, chwytając go za nadgarstki.
- Denerwuje się, jak dzieciak! - unikał mojego spojrzenia
- Jeffrey'u Isbell do cholery, spójrz na mnie! - pierwszy raz zawróciłam się do niego jego prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Momentalnie oprzytomniał. Nareszcie zobaczyłam jego zagubione spojrzenie. Objęłam lewą dłonią jego twarz, tymczasem chłopak wsunął mi w prawą jakiś przedmiot. Jego ciepłe (!) i mokre (!) dłonie lekko się trzęsły. Podniosłam to bliżej oczu. Dostrzegłam błyszczący, złoty krążek z ciemno zielonym oczkiem.
- Co jest grane? - zapytałam zdezorientowana.
- Yyy... W zasadzie chciałem to zrobić dopiero w ostatnią noc naszego pobytu tutaj... ten... Pieprzyć przemówienia! Czy zostaniesz moją żoną? - zapytał prosto z mostu. Stałam, jak zahipnotyzowana. Zwątpił w to, że odpowiem na jego pytanie. Chyba każdemu na moim miejscu zabrakłoby słów.
- Jasne - odsunął się ode mnie - Na co ja liczyłem - prychnął i zaczął iść w przeciwnym kierunku
- Jeff! - krzynęłam, zanim zmieszał się z tłumem. Odwrócił się na chwilę - Tak do cholery! - krzyknęłam, by dobrze usłyszał, co powiedziałam. Momentalnie znalazł się przy mnie
- Co powiedziałaś? Możesz powtórzyć?
- Tak głupku! Jak mogłeś pomyśleć, że ci odmówię! Przecież to jest oczywiste, że cię ko... - przerwał mi namiętnym pocałunkiem
- Kocham cię! - wrzasnął - Kooocham! - okręcił mnie wokół własnej osi.
- Ja teeeż – wykrzyczałam. Dziesiątki ludzi patrzyli na nas, jak na waryjatów. Cześć nawet zaczęła robić zdjęcia. Co mnie to obchodzi. Jestem teraz najszcześliwszą osobą na Ziemi!
- Ekhem... Izzy Stradlin? Ten były gitarzysta zajebistego Guns N’ Roses? – zapytał jakiś krótko obstrzyżone, ciemny chłopak.
- Człowieku, nie teraz... Właśnie najważniejsza osoba na świecie zgodziła się zostać moją żoną, a ty mi z takim tekstem wyjeżdżasz? – zawstydził się i odszedł.
- To jak mnie tak bardzo kochasz to chodźmy teraz po coś do picia, błagam - cały czas patrzył na mnie tymi maślanymi oczyma - Chyba, że chcesz, aby twoja NARZECZONA - podkreśliłam - Zemdlała w tym upale
Oboje dużo się nie odzywaliśmy. Ja cały czas nie mogłam uwierzyć w to, co się stało, a Izziego najwyraźniej dopiero opuszczały nerwy. Wróciliśmy do klimatyzowanego hotelu.
- Wezmę prysznic. Idziesz ze mną? - zaproponowałam.
- Serio? - oprzytomniał. Nie często wychodziłam z takimi pomysłami.
- Czemu nie? Oboje jak najszybciej chcemy się odświeżyć, tak?
- A co powiesz na kąpiel? – zapytał – Wiesz chłodna woda, piana i czerwone wino? Należy nam się po tak ciężkim dniu – otoczył mnie ramionami. Kreślił rożna kształty opuszkami palców na moich łopatkach
- No dobrze, ale ty nalewasz wodę, bo ja muszę jeszcze zmyć makijaż – przekopałam całą torbę w poszukiwaniu płynu do demakijażu i płatków kosmetycznych. Usiadłam przed niewielkim lustrem przy drzwiach.
- Po co w ogóle się malujesz? – zawołał z łazienki Jeff – Jesteś piękniejsza bez tych wszystkich tuszy i szminek – Gadaj sobie, gadaj Stradlin. Jestem ciekawa, czy zwróciłbyś na mnie uwagę, gdybym chodziła w jeansach, przekoślawionych trampkach, bez makijażu i w zaniedbanych włosach. Nie oszukujmy się kochany, ale nie. Chwilę później siedziałam już w wannie pełnej chłodnej, pachnącej wody.
- Wygodnie? - wyszeptał mi do ucha Izzy.
- Yhm... a tobie?
- Wystarczy, że jesteś blisko - chłopak siedział za mną, tuląc moja drżące od emocji ciało w ramionach. Poczułam jego palce po wewnętrznej stronie uda. Westchnęłam. Przymknęłam oczy rozkoszując się każdym, najdelikatniejszym dotykiem. Zaczęło robić mi się coraz cieplej, mimo, że woda z każdą chwilą była jeszcze chłodniejsza.
Po wszystkim tuliliśmy się do siebie. Bicie serca Jeffa, było najbardziej kojącą rzeczą na świecie. Zaczęłam przymykać oczy.
- Chodź Słońce... - wysunął się spode mnie, po czym otulił puchowym ręcznikiem i położył do łóżka. Byłam padnięta. Tak bardzo nie chciałam kończyć tego dnia - najpiękniejszego w moim życiu, ale niestety nic nie trwa wiecznie
- Kocham cię - wybełkotałam na wpół świadomie
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak genialnie! To jest tak piękne, że ja pierdole. No po prostu, że mi braknie określeń! Jeff taki kochany, jak się denerwował. Ale i tak najgenialniejsze było jak on sobie już poszedł, a ona krzyknęła "Tak do cholery!". Czułam normalnie jakbym tam była. Rozdział jest geniaaaalny! (Borze, czemu ja ciągle używam słowa 'genialnie').
OdpowiedzUsuń+ Żeby nie było, że z moją ortografią jest aż tak źle. Po prostu nie wierzę w boga, tylko w bór xd.
O rany, ale pięknie! ;D Genialne! CUDOWNE! i w ogóle meeeega <3
OdpowiedzUsuńIzzy jaki zdenerwowany... to było słodkie ;P
Soooł romantiko :3
Scena z oświadczynami była magiczna... Biedak myślał, że ona się nie zgodzi, a ona krzyknęła "Tak do cholery".. No pięknie ;D
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń1. Ten rozdział jest cudowny, kocham, kocham, kocham! To było talie romantyczne, sodkie, wspaniałe, zero tych debili, tylko Izzy i Rose. A te ośwadczyny! Mam motyle w brzuchu... o i właśnie się poryczałam, brawo dla mnie! No i la ciebie za ten rozdział.
2. Jaram się podwójnie, przez dedykacje! Mogę wiedzieć, czym sobie zasłużyłam? ;D
Bo w jednym z komentarzy zasugerowałaś mi właśnie takie rozwiązanie. Coś się w mojej głowie zakotłowało, zaświeciło i od razu dołożyłam do tego piękny ciąg zdarzeń, który pewnie nie każdemu się spodoba :P
UsuńHyhyhy I'm ginius XD
UsuńKiedy czytam takie rozdziały, to zdaje sobie pytania, czy na świecie istnieją tacy faceci, którzy są zdolni do takiego czegoś? Niestety moja odpowiedz brzmi, ze nie, a jak już są, to ja na pewno nigdy takiego nie spotkam. I mimo, ze rozdział fajny, cudowny, słodki i wogole, to mi sie zrobiło smutno :( Bo ideałów nie ma! Maskara.
OdpowiedzUsuńA ja wierzę, że każdy w swoim życiu przynajmniej raz spotyka swój ideał. Tylko niektórzy nie potrafią go dostrzec. Być może to jakiś przygarbiony, przymulony chłopak, który w rzeczywistości może być bardzo zabawną i towarzyską osobą.
UsuńMoże i tak, ale ja jeszcze na taki nie trafiłam. A moze i trafiłam, ale cóż.. nie dla psa kiełbasa i to jest najgorsze :(
UsuńZnalazłam twojego bloga u Michelle i to jest zajebiste <3. Przeczytałam dopiero kilka pierwszych rozdziałów, ale już cię kocham. Świetnie piszesz. Obiecuję, że niedługo wszystko nadrobię. :D
OdpowiedzUsuńMoże zajrzysz do mnie? Mam dopiero kilka rozdziałów, ale zapraszam http://black-world-stories.blogspot.com/
Chce tylko powiedzieć że kolejna część o Duffie już się pojawiła, i że przeczytałam 35 u Cb, i że jest zajebisty! I oni się zaręczyli :]
OdpowiedzUsuńmagia dodawania komentarzy z telefony - wczoraj dodałam, dziś patrzę - nie ma.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zawsze zresztą. Oświadczyny Izzy'ego *-* po prostu piękne!
"- Człowieku, nie teraz... Właśnie najważniejsza osoba na świecie zgodziła się zostać moją żoną, a ty mi z takim tekstem wyjeżdżasz? – zawstydził się i odszedł. "
wyobraziłam to sobie, genialne! :D
mam wieeeeeeeeeeelką prośbę, czy mogłabyś na blogu o Linkin Park ustawić tak, żeby mogły dodawać też osoby nie posiadające konta? Bo chciałam skomentować a tu lipa :(
i powiadamiam o nowym rozdziale, chociaż wiem, że miałam powiadamiać na drugim blogu ale jak już wiesz - nie mam możliwości.
życzę weny :)
Zmiany; remont; aktualizacja zakładek; nowe opowiadanie
OdpowiedzUsuńhttp://sympathy-for-a-devil.blogspot.com/
Czyli opowiadanie o Guns N' Roses w wydaniu psychopatycznych morderców.
Jaaak romantycznie. Teżbymm chciała takie oswiadczyny...a Rose się znecala nad biednym chlopaku, zamiast mu od razu odpowiedzieć TAK cuudna scena i ta po zareczynach też ;)
OdpowiedzUsuńI kto tu kuźwa pisze arcydzieła?
OdpowiedzUsuńRomantycznie jak cholera, więc... Kocham! Ja to jestem taka niepoprawna romantyczka, nimfomanka. Haha. Uwielbiam ten rozdział jest taki piękny. I to jak jej się oświadczył, aww. Jest sielanka, to jest fajnie. Ale nie spieprz u nich nic, błagam cię, bo już za dużo przeszli. Ciekawa jestem co tam u Karen i Duffa.
Kocham Isbella :D jest taki idealny, kochany i słodki, że aż chcę takiego :P
OdpowiedzUsuńAle cieplutko się zrobiło *.*
OdpowiedzUsuń