piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział 33

- Czemu nie śpisz? - zapytał sennym tonem Jeff.
- Skąd wiesz, że nie śpię? Może właśnie mnie obudziłeś?
- Masz nierówny oddech. Leżysz za bardzo sztucznie i nieruchomo - wyjaśnił i przysunął się do mnie, obejmując mnie w talii.
- Cały czas myślę o Karen. Co się może wydarzyć. Jak ją przed tym ustrzec...
- Tak nie można - westchnął - To już jest jej życie. Wiem, że będzie pełnoletnie dopiero za rok, ale ma swoich przyjaciół, swoje problemy... męża - ostatnie z trudem przeszło mu przez gardło.
- To mnie nie pocieszyło...
- A fakt, że pojutrze wchodzimy do studia polepszy ci humor?
- Jak to wchodzimy? - poderwałam się na łóżku - My? Wracasz do zespołu? - uśmiechnął się i pogładził mnie po łopatkach - Nawet nie wiesz, jak się cieszę - namiętnie go pocałowałam. Bardzo mi na tym zależało. Przeze mnie Izzy za bardzo odseparował się od świata, który go otaczał. Dzięki Gunsom może na nowo zacząć tworzyć, nagrywać, koncertować. Całe jego odejście było jednym, wielkim nie porozumieniem.
- A jutro zabieram cię na plażę za miasto. Przyda ci się chociaż na chwilę zapomnieć o problemach - przytuliłam się do jego torsu - Kupimy sobie lody, będziemy cały dzień siedzieć na plaży, nudzić się i wygrzewać się na słońcu - jego wizja tak bardzo mi się spodobała, że wreszcie udało mi się zasnąć.

Z samego rana zapakowałam wszystkie niezbędne rzeczy: olejek, ręczniki, napoje, koc etc. do dużej materiałowej torby. Ubrałam się w prześwitującą, płócienną sukienkę. Natomiast pod spodem maiłam już na sobie dwuczęściowy strój kąpielowy. Stradlin wyciągnął z lodówki zimne piwo i włożył do torby termicznej. Był ubrany w jasną koszulkę i krótkie bojówki.
- Wiesz co, chyba zostaniemy w domu - poczułam jego chłodne dłonie na wysokości talii.
- Niby dlaczego?
- Kusisz mnie. Nie wytrzymam, patrząc na ciebie w stroju kąpielowym - musnął ustami moją szyję.
- Masz okazję ćwiczyć swoją wytrzymałość. Chodź, bo już nie mogę się doczekać - wyjechaliśmy po za granice Miasta Aniołów do Malibu. Upał, cisza i spokój. Wielka pusta plaża i kilka jachtów w oddali. Bajecznie. Rozłożyliśmy się gdzieś na skraju. Jeff podbiegł do mnie od tyłu i przerzuci sobie przez ramię

- Co robisz, wariacie?! - piszczałam i wyrywałam się na wszystkie strony. Wbiegł do oceanu w wrzucił mnie do wody - Zemszczę się!!! - odgarnęłam z oczu mokre włosy. Kucnął przy mnie
- Ha ha ha czekam - wytknął język. Stanęłam na nogi. Woda sięgała mi mniej więcej na wysokość kolan. Zdjęłam sukienkę, odrzucając ją na brzeg i odeszłam kilkadziesiąt metrów dalej, zostawiając śliniącego się Stradlina. Nie chce mi się wierzyć w to, że tak na niego działam.Przecież nie jestem ani trochę ładna, ani tym bardziej atrakcyjna. Zerknęłam na Jeffa, który wyszedł z wody i szedł środkiem plaży. Chyba się nie obraził? No litości! Poszłam w jego ślady i usiadłam na nagrzanym, suchym kocu. Tymczasem Stradlin wziął tylko swoje spodnie i poszedł w stronę kamiennych schodów, czyli wyjścia na ulicę. Westchnęłam i przykryłam sobie twarz jego koszulką. Nie chciałam przecież spalić sobie skóry, zwłaszcza w taki widocznym i wrażliwym miejscu. Coś natrętnie chodziło po moim udzie. Strzepnęłam to leniwie grzbietem dłonie, ale nadal czułam łaskotki. Otworzyłam oczy. Izzy siedział przy mnie i muskał moją skórę płatkami różnych kwiatów z małego, wielokolorowego bukieciku. Uśmiechnęłam się szeroko, mimo drażniących moje oczy promieni słońca. Objęłam jego szyję, zmuszając by nachylił się nade mną. Namiętnie wpiłam się w jego usta. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
- Wierz, że ci kocham? Najbardziej na świecie. Tak, jak nikt nikogo nigdy nie kochał.
- Mógłbym się z tym zgodzić - ułożył się wygodnie, kładąc głowę na moim brzuchu - Z jednym małym wyjątkiem - dodał. Prychnęłam.
- Ja kocham ciebie mocniej - nie mogłam z tym dyskutować. Jaki mężczyzna poświęciłby wszystko, zmienił się o 180 stopni dla jakiejś tam kobiety.
- Wiem, Jeff, wiem... - wplotłam palce w jego włosy. Uwielbiam się nimi bawić.

Nagrzani kalifornijskim słońcem, wróciliśmy do chłodnego mieszkania. Na dworze było już szaro. Wzięłam chłodny prysznic, opłukując ciało z piasku.
- Coś ciekawego w telewizji? - zawołałam.
- Może byśmy tak wyskoczyli do Gunsów? - zaproponował.
- Dobrze wiesz, że za bardzo mi się to nie uśmiecha...
- I właśnie dlatego powinnaś tam pójść. Dla Karen to pewnie też bardzo trudne.
- Zdaję sobie z tego sprawę, Izzy, dlatego nie mówię 'nie'. Możemy iść - przytaknęłam.

Weszliśmy do głośnego, rozświetlonego domu. Wszędzie kręciło się pełno groupies i rockmanów ze szklanymi butelkami w dłoni. 
- Siema Stradlin! - usłyszeliśmy gdzieś za sobą głos Rose'a.
- Cześć Axl! Co tu dzisiaj takie tłumy? - zapytał Jeff.
- Świętujemy jutrzejsze wejście do studia
- Aha - skomentowałam. Każda okazje jest przecież dobra, nie? - na kanapie w roku wielkiego pokoju zauważyłam Karen. Siedziała na kolanach tej przebrzydłej żyrafy. Tylko spokojnie, powtarzałam w myślach. Złapałam z Izzym kontakt wzrokowi. Brunet został z Axlem, rozmawiając bojadże o partiach gitary do jakiejś nowej ballady. Podeszłam powoli do mojej siostry, przeciskając się przez pijany tłum. Karen zmierzyła mnie od stóp do głów wzrokiem.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam. Duff nawet nie zwrócił na mnie uwagi
- Dobrze - szepnęła i bez słowa udała się na tyły domu, wychodząc przez ogromne drzwi na końcu salonu.
- Przepraszam - rzuciłam - To twoje życie. Robisz w nim, co ci się podoba, a jeśli jesteś przy tym szczęśliwa to ja jestem szczęśliwa razem z tobą
- A ja przepraszam za Duffa. Nie powinien był tego mówić. Nie powinien wracać to tego, co się stało i tym bardziej sugerować, że ty...
- Dobrze, rozumiem - przerwałam jej wypowiedź - Dobrze się bawisz? - zmieniłam temat - Wokół tyle nieznajomych ludzi. Nigdy tego nie lubiłaś
- Przez trasę musiałam przywyknąć. Wiesz, codziennie otaczałam się obcymi. Swoją drogą jestem ciekawa, czy Gunsi będą jutro w stanie wejść do studia i coś zagrać. Widziałaś Slasha? - pokręciłam głową - Zalany w trupa. To samo ze Stevenem, chodź Kate mocno go pilnuje i nie wciągnął ani jednej kreski. Duffy też pije, ale ten to ma mocną głowę, więc pewnie będę jutro razem z nim roznosić po pokojach szklanki z wodą i aspiryny - zaśmiała się pod nosem - A co u ciebie? Co u Izziego? Ostatnio nie miałyśmy okazji porozmawiać.
- Faktycznie, trochę oddaliłśmy się od siebie. Z Jeffem układa się nam bardzo dobrze. Dzisiaj byliśmy cały dzień na plaży. Kupił mi kwiaty... jest cudownie. Boję się, że to taka cisza przed burzą... wiesz, o co mi chodzi, prawda?
- A ja uważam całkiem inaczej. Przeszłaś tyle w swoi życiu, że zasługujesz na szczęście i to w nadmiarze. Nawet nie wiesz, jak pięknie ze sobą wyglądacie. On otacza cię tarczą ochronną, jakby chciał cię ciągle bronić. Każdy gest... zauważ, jak tylko jesteście obok siebie, albo całuje się w czoło, albo w szyję. Obejmie w talii, lub położy rękę na ramieniu,. Nie jest w stanie wytrzymać, bez fizycznego kontaktu z tobą. To niesamowite.
- Wiem, dlatego dziękuję przeznaczeniu każdego dnia, że spotkałam na swojej drodze Izziego - Karen uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzała gdzieś za mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego chłopaka stojącego z lekkim uśmiechem na twarzy i szklanką wishy w ręce
- To ja zostawię was samych - moja siostra odsunęła się na bok i weszła do domu.
- Naprawdę dziękujesz za taki - wskazał na głośny, niemal podskakujący od rytmów muzyki dom - Styl życia? Sex, drugs and rock n' roll? - wypił płyn i odrzucił szklankę w krzaki.
- Jestem w stanie zaakceptować wszystko, co związane z tobą, bo cię kocham. Jesteś najwspanialszym mężczyzną, jakiego spotkałam w życiu
- Dziękuję - pocałował mnie delikatnie w usta
- Wierz nigdy cię o to nie pytałam, ale co widziałeś we mnie, że postanowiłeś się zmienić? Nie jestem ani atrakcyjna, ani mądra...
- Jesteś idealna. Po prostu nie potrafisz dostrzec swoich zalet.
- Porzuciłeś cały poprzedni styl życia. Jesteś innym człowiekiem...
- Zawsze taki byłem. To życie zmusiło mnie do niektórych rozwiązań. Chodź, wracajmy do domu. Czas bym opowiedział ci swoją historię...

- Wychowywałem się w Indianie. Razem z Axlem byliśmy kumplami z podwórka. Matka wychowywała mnie samotnie. Nigdy nam się nie przelewało dlatego dorabiała, jak mogła. Z jednej zmiany już nie wróciła... Miałem wtedy 16 lat. Razem z Rose'm postanowiliśmy spieprzyć stamtąd do LA. Mieliśmy jakieś tam marzenie, że może kiedyś uda nam się być gwiazdami rocka, ale nikt nie przewidział tego, że dwóch dziwnych nastolatków nie dostanie pracy. Mieliśmy dwa wyjścia: albo pracować w klubie dla gejów, co oczywiście nie wchodziło w rachubę, albo poszukać sobie mniej legalnego zajęcia. Dilerka na początku właśnie tym da mnie była - wyłącznie pracą, ale z czasem wiadomo... każdy chce spróbować czegoś nowego. Pomagało mi to po prostu się znieczulić. Działało 100 razy lepiej, niż alkohol. Skutkiem ubocznym było to, że zachowywałem się jak skurwiel. Takiego właśnie mnie poznałaś, więc jeżeli ktoś z naszej dwójki może pytać o to, co takiego w nim widzi druga osoba, to zdecydowanie ja.
- Ale nie miałeś jakiejś rodziny... dalekiego wuja? Kogokolwiek? - zapytałam lekko zszokowana.
- Niestety nie. Dlatego tak mi dzisiaj zależało, żebyś pogodziła się z Karen. To twoja jedyna, najbliższa rodzina. Prędzej, czy później żałowałabyś swojego zachowania, a pamiętaj, że ja jestem tutaj, by cię chronić, jak to ujęła twoja siostra - uśmiechnął się kącikiem ust. Wybraliśmy obrzeża miasta. Wolnym krokiem wracaliśmy do naszego mieszkania.

9 komentarzy:

  1. AWRRR... Bosko!! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, nie wiem co powiedzieć, jestem zachwycona. Zwaliłoby mnie z nóg, gdybym nie leżała XD
    To jak Karen o nich mówiła, cudo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oo super:) I ten moment na plaży, aaa...:D Też tak chcę. Rozmarzyłam się!:P Świetny rozdział, pisz następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale fajny wypad na plażę :D i później te kwiatki... słoooodko <3
    Cieszę się, że pogadały sobie z Karen i wszystko wyjaśniły, bo jako siostry powinny się wspierać w każdej sytuacji - jak to Izzy powiedział :) i mam nadzieję, że Duff w końcu zacznie traktowac Rosemary normalnie...
    Piękne było to, jak rozmawiały o Izzym, a on stał i słuchał, a potem tak pięknie do niej mówił i opowiedział swoją historię... Bosko! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Izzy jest taki kochany, jejku... *-*
    W sumie dobrze, że Karen i Rose się pogodziły, robi się coraz milej i sympatyczniej. Ale mam przeczucie, że albo będzie happy endzik, albo coś się jeszcze złego stanie. Taa... Rocket zaczyna myśleć, niedobrze.

    Ta ostatnia wypowiedź Stradlina... Matko, trochę mi coś przypomina. Nawet bardzo. Coś z mojego życia. Znam takiego 'Axla' z którym mam podobne marzenia jak Izzy - w sumie takie same. Tylko mój Axl zwie się inaczej, i pewnie teraz to czyta ;)
    Kocham to, jak piszesz. Jesteś jedną z moich ulubionych bloggerek, a zaszczytem jest dla mnie, że czytasz moje opowiadanie...
    Keep on rockin' i... SEX, DRUGS & ROCK N' ROLL! \m/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany *___* Dziękuję bardzo. Na razie nie planuję, ani happy endu, ani żadnego endu. Praktycznie mogłabym zakończyć to opowiadanie w 2 rozdziałach, ale nie mam pomysłu na nic nowego (znaczy się mam, ale nie ma to nic wspólnego z Gunsami) także ten no...

      Usuń
  5. rozdział cudowny :)
    jest słodko ale z umiarem :)
    Karen wydaje się dojrzalsza przez małżeństwo (brzmi to nierealnie :D), i chwilami nawet mądrzejsza od siostry.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Sielankaaa! Boże, wreszcie im się układa. Mam nadzieję, że ani Duff, ani Izzy nie wywiną jakiegoś numeru. Jest tak pięknie. Wszyscy są szczęśliwi, aż ja się raduję. Pisz, pisz. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie, jakoś tak sielankowo się zrobiło, ale też sie obawiam, że jest to cisza przed burzą. Bo jakoś tak za spokojnie jest. Izzy wraca do Gunsów. Rose i Katren się pogodziły, mile chwile na plaży.. fajnie, fajnie, ale mam wrażenie, że zaraz coś pierdyknie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeeezu Izzy jest taki słodki i kochany. Świata poza sobą nie widzą:) cos mi się wydaje, że ta sielanka nie potrwa za długo... zapraszam do mnie na nowy rozdział
    www.the-flames-burned-out.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń