środa, 26 grudnia 2012

Rozdział 26

- Slash? Co ty tu robisz? - odchrząknęłam. Strasznie zaschło mi w ustach - Kurwa, gdzie ja jestem? - wychrypiałam.
- W szpitalu. Nie pamiętasz, co się stało? - na samo wspomnienie wszystko skręcało mi się w środku i jeszcze bardziej potęgowało ból.
- Izzy powiedział mi o tym, co zdarzyło się podczas waszej trasy. Wybiegłam na ulicę i - zabrakło mi tchu z przerażenia. Nie tyle zszokowało mnie to, że zapewne doszło do wypadku i dlatego tu leżę, ale fakt, że coś mogło stać się dziecku - Slash - ścisnęłam nerwowo jego rękę - Czy wiesz, co mi się stało? - chyba przeraził się mojej reakcji, bo pokręcil tylko nienzacznie głową i wyszedł z pomieszczenia. Po paru minutach pojawił się lekarz - Doktorze, proszę mi powiedzieć, co dokładnie się stało? - nie mogłam się ruszyć. Wszystko piekielnie mnie bolało. Najgorzej było chyba z brzuchem.
- Złamanie kości udowej, trzech żeber i pęknięta miednica - odpowiedział chłodno, aż przeszedł mnie dreszcz.
- A co z... dzieckiem? - wyszeptałam.
- Ach tak, była pani w ciąży - postukał długopisem w kartę , coś na niej zapisując.
- Jak to... byłam - krew odpłynęła ze wszystkich moich narządów, a serce podskoczyło do gardła
- Nie sądzi chyba pani, że przy takich obrażeniach udało by się podtrzymać ciążę, na dodatek w pierwszym trymestrze. Poddałbym pod wielką wątpliwość, czy kiedykolwiek będzie pani mogła mieć dzieci - każde kolejne słowo rozrywało i tak rozbite serce na kolejne, jeszcze drobniejsze kawałeczki - Ledwo udało nam sie to wszystko poskładać. Czeka panią długa rehabilitacja i chodzenie o kulach - przynajmniej narazie - podsumował surowo. Miałam ochotę jeszcze raz zapaść w sen i już się nie obudzić.
- Czy ktoś... komukolwiek mówił pan o tym, że spodziewałam się dziecka? - zapytałam przez łzy.
- Nie było tutaj osób, którym mógłbym udzielać takich informacji - ostatnie spojrzenie w moją stronę i wyszedł, zostawiając mnie samą. Zamknęłam oczy, mając nadzieję, że na salę wpadnie jakiś szalenie z nożem i mnie dobije. To, że nie byłam gotowa na to, by zostać matką, nie oznacza, że tego nie chciałam. Pragnęłam tego dziecka. To była cząstka mnie i Stradlina, którego tak kochałam i nienawidziłam jednocześnie. Czułam, że ktoś siedzi obok mnie. Wolałam udawać, że śpię, niż zmierzyć się z tym błagalnym wzrokiem, kogokolwiek, kto mnie odwiedził. Po chwili wstał i zaczął rozmowę, z osobą, która nie chciała (z jakichkolwiek powodów) tu wejść
- Jak ona...
- Nie przychodź tu, słyszysz! - Slash rozmawiał z.... Izzym?
- Nie zabronisz mi...
- A właśnie, że kurwa tak! Nie dosć ją skrzywdzieś?! Zobacz w jakim jest stanie. Wszystko dlatego, że nie potrafieś utrzymać swojego chuja tam, gdzie trzeba. Nie wystarczyła ci? Była zbyt słaba w łóżku?! - krótka szamotanina.
- Nawet nie śmiej poruszać takich tematów. Wiesz, jak było. Wziąłem tylko jedną kreskę. JEDNĄ!!! Potem urwał mi się film. Nie wiem, jakim cudem.
- Może po prostu tego chciałeś - wysyczał Slash i zrobił kilka kroków w stronę łóżka - Wynoś się - szepnął.

KAREN:
- Duffy, pospiesz się! - popędzałam mojego chłopaka. Strasznie się grzebał w tej łazience.
- No już idę - wybiegł z małego pomieszczenia i z hukiem zamknął drzwi.Wybieraliśmy się na odwiedziny do Rosemary. Dosłownie kwadrans temu dostałam telefon ze szpitala, że już się obudziła. Tak strasznie się denerwowałam. W tym cholernym szpitalu nikt o niczym nie chciał mi powiedzieć.

- Roz! Powiedz, jak się czujesz? - doskoczyłam do siostry.
- Trochę boli, ale da się wytrzymać. Nafaszerowali mnie tu niezłymi prochami - uśmiechnęła się krzywo do mnie i  stojącego obok Duffa.
- Co dokładnie ci się stało?
- Mam pękniętą kość udową, miednicę i kilka żeber, ale będzie dobrze... będzie dobrze - szepnęła.
- Duffy, możesz zostawić nas na sekundkę same? - bez słowa wyszedł, domyślając się, że mamy swoje siostrzane tajemnice - Powiedz mi szczerze, jak jest.
- Mówię prawdę, Karen.
- To czemu jesteś aż tak przybita?
- Bo pokłóciłam się z Izzym - z jej zachowania można było wywnioskować, że była to porządna sprzeczka. Zauważyłam również, że na jej nadgarstku nie ma już złotej bransoletki. Złapałam jej podrapaną dłoń. Szybko wyrwała ją z mojego uścisku
- Rose...
- Proszę nie wtrącaj się w to! Ja też nie wpieprzam się już w sprawy pomiędzy tobą, a Duffem. Mogłabyś mnie... zostawić samą. Chcę pomyśleć - spojrzała mi błagalnie w oczy. Coś w nich sprawiło, że wstałam z miejsca i wyszłam. 
ROSEMARY:
Następnego dnia rano obudziłam się z piekielnym bólem głowy spowodowanym z pewnością moim całonocnym płaczem. Obok mnie siedział Slash. Uśmiechnęłam się blado.
- Byłem tu wczoraj, ale spałaś - pogłaskał mnie po policzku. Nie mogłam znieść tego litościwego spojrzenia. Po prostu się rozpłakałam - Ci, skarbie - objął mnie tak, by nie zrobić mi krzywdy.

Omińmy może nudny i mozolny etap mojej rehabilitacji i samopoczucie, gdy wracając do domu po dwutygodniowym pobycie ze szpitala, zastałam puste szafy, gdyż Izzy tak po prostu zabrał swoje rzeczy. Jak się później dowiedziałam "pomógł mu" w tym Slash. Z jednej strony byłam mu wdzięczna, za oszczędzenie mi pewnego rodzaju bólu i cierpienia, z drugiej liczyłam na to, że wracając tutaj, będę miała możliwość spotkania się z nim. Ciężka dwu i pół miesięczna rehabilitacja przyniosła zamieżony efekt i poruszam się już wyłącznie z jedną kulą. Mam szansę na wakacje wrócić do jako takiej sprawności. Spotykam się z Gunsami, jednakże zawsze wymyślają wszystko tak, bym nie zobaczyła się ze Stradlinem. Pewnego majowego dnia siedziałam w domu i pisałam felieton (tak, zmieniłam pracę i jestem teraz panią psycholog od spraw sercowych w pewnym miesięczniku dla pań), kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Dziwne... Jedynymi osobami, które mnie odwiedzają są Gunsi i Maria z Bachem, a ci po prostu wchodzą bez pytania. Dokulałam się powoli do drzwi i otworzyłam je, opierając kulę o szafkę przy drzwiach. Ujrzałam tył pleców pewnej osoby o czarnych włosach. Odchrząknęłam nieznacznie, by zwrócić na siebie uwagę, gdyż mój gość już odchodził od drzwi. Doskonale wiedziałam, kim jest.
- Cześć Rosemary - spojrzałam w twarz przybysza i przybrałam tak dobrze wyćwiczoną przez ostatnie miesiące maskę - Możemy porozmawiać - bez słowa złapałam kulę i zrobiłam kilka kroków do tyłu torując mu drogę do przejścia. Zmierzył mnie wzrokiem. Wszedł do środka, a ja zamknęłam drzwi i usiadłam na sofie, opierając się wygodnie.
- Słucham - rzuciłam ozięble.
- Jak się czujesz? - usiadł na fotelu, nie obok mnie.
- Interesuje cię to?
- Roz, proszę...
- Teraz już dobrze - dodałam.
- Kiedy wychodziłaś z mieszkania, przed wypadkiem, powiedziałaś coś do mnie. Chciałem się dowiedzieć, czy... to prawda, Rose? - odetchnęłam głęboko, hamując nagły przypływ różnych emocji, które kłębiły się we mnie od kilku miesięcy.
- Masz na myśli to, czy zostaniesz ojcem? - dopytałam. Przytaknął - To już nieaktualne - przełknęłam głośno ślinę.
- Ale jak... to znaczy, że pomyliłaś się... że to był fałszywy alarm.
 - Nie Stradlin - rzuciłam surowo - Byłam w ciąży, ale niestety przez ten wypadek... Straciłam to dziecko - wyznałam. Spojrzał na mnie zszokowany - I proszę cię, żebyś zachował tę wiadomość dla siebie. Nikt o tym nie wie i nie musi sie dowiedzieć. Teraz to już nieważne.
- Jak to nieważne?! - uniósł głos, by po chwili znów się opanować.
- Z momentem kiedy wyszłam z tego mieszkania, skończyło się wszystko, co między nami było. Jedyną rzeczą, która by cię ze mną wiązała było to dziecko. Nawet tego poskąpił nam los. Jak widać wszystkie znaki na niebie i ziemii wskazują, że powinniśmy się rozstać - wzruszyłam ramionami, po czym wyciągnęłam z kieszeni złotą bransoletkę i położyłam ją na stoliku przed Izzym. Tak, cały czas nosiłam ją przy sobie - Proszę. Oddaję to, co nie należy do mnie.
- Ale... Nie! To jest twoje. Nie mam zamiaru ci tego zabierać - nagle do mieszkania wszedł Slash.
- Co ty tu kurwa robisz! - wrzasnął i rzucił się na Stradlina.
- Stop! - wrzasnęłam. Oboje stanęli w bezruchu - Ty jeżeli masz do mnie jeszcze jakieś pytania, masz szansę spotkać mnie pojutrze w Roxy między 20, a 23, natomiast ty - zwróciłam sie do Slasha - Nie bądź taki w stosunku do Stradlina. To w końcu twój kumpel z zespołu. Nie zrobił ci nic złego.
- Już niedługo - szepnął Izzy i wyszedł. Chwila moment, co on miał na myśli?
- Slash proszę cię - zaczęłam łagodniej - Nie wpieprzaj się w te sprawy. Nie zawiódł cię, jako kumpel i członek zespołu, nie widzę więc powodu, byś...
- Ale skrzywdził ciebie, osobę na której zależy mi najbardziej na świecie.
- Slash, nie przesadzaj...
- Mówię prawdę. Jesteś dla mnie najważniejsza - przysunął się bliżej - Jesteś tym, dla kogo funkcjonuję. Zależy mi na tobie i...
- Slash, wiem co chcesz powiedzieć i błagam cię, wstrzymaj się. Zniszczysz całą naszą przyjaźń, zaufanie, jakim cię darzę. Proszę cię, nie zagalopuj się i nie powiedz o kilka słów za dużo - ostrzegłam.
- Chcę tylko, żebyś miała pojęcie...
- Może ja wolałabym go nie mieć. Będe czułą się okropnie wiedząc, że czujesz do mnie coś więcej, niż przyjaźń, a ja niestety nie potrafię obdarować się niczym więcej - westchnęłam. Spuścił głowę i zakrył swoją twarz burzą loków. Wstał i wyszedł. Zostałam tylko ja i przytłaczająca mnie cisza.

KAREN:
Siedzieliśmy na łóżku. Ja oparta plecami o tył Duffiego, on grający cicho na akustyku.
- Duff, powiedz mi tak szczerze, kochasz mnie? - przerwałam ciszę.
- Jasne, że tak. Jak mogłaś pomyśleć inaczej.
- Izzy też kochał Rose - szepnęłam. Westchnął przeciągle, odłożył akustyka i położył moją głowę na kolana.
- Kocham cię - powtórzył i nachylił się,  składając na moich ustach czuły pocałunek Objęłam jego szyję, a on uniósł mnie do pozycji siedzącej. Lewą dłonią krażył wzdłuż mojego kręgosłupa. Usiadłam okrakiem na  kolanach i włożyłam dłonie pod jego koszulkę. Uśmiechnął się kącikiem ust  i drażnił moją skórę swoim dotykiem na wysokości talii. Zawachał się chwilę i ściągnął ze mnie bluzkę. Składałam na jego szyi dziesiątki pocałunków, kiedy rozpinał mój biustonosz. Przytulił mnie do siebie mocno. Stykaliśmy się nagrzanymi ciałami, ponieważ jego koszulka już dawno wylądowała na podłodze. Dotknął moich piersi. Westchnęłam cicho.
- Jesteś taka piękna - szepnął. Położył mnie na poduszkach i całował mój brzuch - Taka delikatna - jego głos pieścił moje uszy. Stał się dla mnie w tym momencie całym światem. Nie liczyło się to, że zaraz mogą wrocić Gunsi. Nawet moja siostra może nas nakryć. Najważniejsi byliśmy teraz my. Nie wiem, jakim cudem mogłam odwlekać w czasie taką przyjemność. To było cudowne, a Duff taki czuły. Opadł na mnie zdyzszany. Nawet nie czułam jego ciężaru. Leżał z twarzą wtuloną w moje piersi i oddychał coraz bardziej miarowo.
- Ja pierdolę - wyszeptałam.
- Noo, jeszcze jak - oboje zaśmialiśmy się pod nosem.
- Dlaczego tak długo z tym zwlekaliśmy? - zapytałam.
- Jak myślisz co by ze mnie zostało, gdyby o wszystkim dowiedziała się Rose? Byłoby co zeskrobywać ze ścian? - położył się obok i mocno mnie przytulił. Czułam się w jego ramionach taka krucha, ale jednocześnie cholernie bezpieczna.

ROSEMARY:
- Siema Rose! - krzyknęli do mnie z tego samego stolika, co zawsze Steven i Axl. Zamówiłam sobie sok wiśniowy (jako, że byłam jeszcze na lekach, jakikolwiek alkohol nie wchodził w rachubę) i przysiadłam się do naszego stolika.
- A gdzie Duff? - zapytałam. Udawałam, że nie zwróciłam uwagi na nieobecność Slasha i oczywisty już brak Izziego.
- Zostali z Karen w domu - dobra, nie wnikam - Wiesz Rossie, musimy ci coś powiedzieć - zaczął Axl - Wyjeżdżamy w trasę - oświadczył
- No to chyba dobrze, nie?
- Jasne, tylko jest taki problem, że ona będzie trwała okrągły rok - dodał nieco ciszej.
- Co? Nie mówisz chyba serio - pokręciłam przecząco głową - Jaja sobie ze mnie robisz!
- Tak się składa, że niestety nie - nawet Stevenek już się nie śmiał.
- To kiedy mielibyście wyjechać? - dopytywałam.
- Za tydzień
- Karen wie? - tak, najbardziej martwiłam się o moją siostrę. Będzie jej cholernie cieżko, już to przeczuwam.
- Obiecaliśmy Duffowi, że to on ją o tym poinformuje

KAREN:
- Nie, nie, nie Duffy! - krzyczałam - Cały rok?! - po moim policzku spłynęła pierwsza łza.
- Wiem, że to długo, ale nie nie mogę na to poradzić - chciał mnie objąć, ale najzwyczajniej w świecie, ominęłam jego ręce i wstałam, wciągając na siebie kolejne czeście garderoby.
- Wszystko skończy się tak, jak z  Rose i Stradlinem - rzuciłam na koniec i wyszłam na dwór. Potrzebowałam po prostu się powłóczyć i pomyśleć.
***
Tak okołogunsowo dla tych, co mają Twittera. Ma ktoś może pojęcie, czy @Bumblefoot daje follow każdemu, kto go folluje, czy jakoś wybiórczo. Omal zawału nie dostałam, jak zobaczyłam wiadomość na mailu: "Twitter: Bumblefoot cię obserwuje".  Nie przepadam za nowymi Gunsami, ale jego i DjAshba'e lubię ;)

15 komentarzy:

  1. Hmm.. te dodtatki, to ja piszę na bierząco i ogólnie nie mam jakiegoś planu na fabułę w głowie. Wiesz, może cos mam, ale to nie jest tak do końca ułożone. Napiszę tak - jak mi przyjedzie coś do głowy, jak mnie złapie wena, jak poczuje chęć, to na pewno jeszcze cos napiszę z tego cyklu. Aczkolwiek głownym opowiadaniem na blogu cały czas jest Zagubiony Ksiaze i to na nim głownie skupiam uwagę.

    Czytnę ten rozdział, jak znajdę chwilę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no i znowu płaczę. nie zabiłaś jej, ale nie jest ze Sradlinem. Slash ją kocha, a ona nie kocha go i chyba kocha Izzyiego, ale on ją skrzywdził, chociaż ją kocha. No i jeszcze ta roczna trasa koncertowa, no nie jak to tak może być? Karen bez Duffa? Duff bez Karen? Tak nie może być. Tyle smutku.
    Wracając do Stardlina: on odejdzie z zespołu,tak? Dobrze myślę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze kombinujesz, tylko pamiętaj, że ja strasznie lubię zwroty akcji :)

      Usuń
    2. zuy kombinator Vicky XD
      a tak po za tym to może dzisiaj dodam nowy rozdział.
      cz. II ślubu Stevena i Mony

      Usuń
  3. No toś dojebała... :C
    płakajam ja... w sumie
    Sorry, że masakrycznie krótki koment ale mam MASAKRYCZNIE mało czasu :C
    ale zawsze coś nie? :D
    no wiem że nie ;c

    OdpowiedzUsuń
  4. Kobietom, ci się chyba nudzi XD
    Rozdział fajny, ale spodziewałam się czegoś bardziej hmmm... dramatycznego? Ta, to chyba dobre słowo... Eh, czyli teraz ten trudny moment rozłąki... który to był wgl. rok? 94? Chyba cos takiego... ale coś. mi sie wydaje, ze opowiadanie powoli zmierza ku końcu... masz pomysł na coś nowego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy rok 91. Przesunęłam w czasie nagranie UYI. Na razie nie planuję kończyć, bo nie mam pomysłu na nic nowego, a to opowiadanie całkiem nieźle mi się pisze. Jest tu dużo wątków (chociażby Sebastian i Maria), które mogę rozpisać w momencie, kiedy brakowałoby mi pomysłu na głównych bohaterów ;)

      Usuń
  5. nieeeech oni będą razem, bo mi smutno ;c
    proszeproszeprosze ...
    nie będę tu pisać o moim wymyślonym ciągu dalszym opowiadania, czy czymś takim, bo ono jest, było i będzie zajebiste . <3
    i wrzucaj rozdziały tak często, jak możesz, bo ja nie mam tyle cierpliwości xd
    więc piiiiiiiiiiiisz dalej, już się nie mogę doczekać następnego rozdziału . :3
    aaaaaaaaa, kocham to opowiadanie ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Ło. Spodziewałam się, że to będzie dramatyczniejsze, ale tak też jest dobrze. Izzy odchodzi z Gunsów... :c Ciekawa jestem, co zrobisz dalej. Ale chyba w końcu się zejdą, nie? Cholera Duff i Karen mają się rozstać na rok? O ja pierdole... Mam nadzieję, że sobie poradzą i nie będzie jak ze Stradlinem. W każdym razie jak wiesz, bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej :)

    Jeny, mam wrażenie, że w święta nie robię nic innego, tylko czytam Twojego bloga... hmmm..

    Pytanie. Dlaczego lekarze nie mowili Karen o stanie Rose, skoro są siostrami? Rodzinie takie informacje się przysługują.

    Stwierdzenie. Lekarz Rose popełnił tak zwany błąd jatrogenny. Ha, wiem, że teraz nie wiesz o co chodzi, wiem, że napisałaś to nie świadomie, ale przez to nawet wyszło całkiem naturalnie, bo niestety lekarze często popełniają te błedy. Chodzi mi o to, jak powiedział Rose o tym, że straciła dziecko. Jednak jakby nie patrzeć, to to było chamskie, prawda? Tak się nie mowi, do młodej matki, która była w ciązy i straciła dziecko. No sory! Aaaa! Aż chce mi sie krzyczeć. Czyli to był błąd jatrogenny, który polega na tym, że personel medyczny źle wyraza sie, informuje, odnosi się do pacjenta, co wywułe u niego jeszcze większy stres. Wybacz, jestem w szkole medycznej i musiałam. Nie mogłam się powstrzymać :D

    Ah, to Rose i Izzy nie są razem. W sumie, nawet chyba nie ma szasn na to aby byli razem. Izzy chyba zawinie staragan z zespołu. Slash kocha Rose, ale ona za bardzo chyba go nie chce. W sumie, to ja się jej nie dziwie. Boi się, ze stanie sie tak samo, jak stało sie ze Stradlinem. Rose się juz przekonała, ze słowa "kocham cie" nie zawsze są gwarancja tego, ze wszystko bedzie dobrze. No i przez to wszystko Karen ma ten sam porblem. Ja tam nie wiem, ale ja tam bym Duffowi nie ufała. Rok to kupe czasu. Kiedy Duff wróci z tarsy, to oboje beda juz innymi ludzmi... obawiam sie, ze zmieni sie tak wiele, ze po prostu nie bedzie sensu juz dalej ciagnac tego wózka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Powiem ci tyle, że przeczytałam wszystko i jestem...no podoba mi się, nawet bardzo. Wiem, że ostatnio wszystko zaniedbuję. Ale nie wiem czemu, czy przez pogodę czy przez cokolwiek innego, ale nie jestem w stanie pisać jakiś logicznych komentarzy. nie umiem się 'wysłowić'.
    Głupio mi trochę, ale nie kontroluję tego. Niestety. Powiem tyle, że genialny wygląd bloga i jak tylko...ogarnę się...to napiszę jakiś fajny komentarz. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Smutne. Po prostu... Eh, nie wiem co powiedzieć. Rozdział jest dobry, bardzo dobry, ciekawy, jednak no... Po prostu smutno mi że tak to rozwiązałaś. Izzy-Kocha Rosie, ale ją zranił. Rosie-Chyba kocha Izziego, który ją zdradził. A po za tym straciła dziecko, można powiedzieć przez niego. Slash-Biedak zakochał się, ale bez wzajemności.
    No i ta trasa...
    Cały rok bez ukochanej dla Duffa, cały rok bez ukochanego dla Karen... Już jeden na pozór szczęśliwy związek rozbiłaś, więc mam nadzieję że tej parze dasz spokój. I czy ty aby nie planujesz czegoś w stylu zakrętu albo co? Wiesz, wszyscy w to uwierzą a ty nam zrobisz kawał i napiszesz coś zupełnie innego. Taki element zaskoczenia, czy coś.

    OdpowiedzUsuń
  10. nowy, nowy, nowy :D
    w końcu XD
    http://my-hell-and-heaven.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurde, jeśli zepsujesz związek Karen i Duffa to cię uduszę no :D
    Kurde.... jak mogło się popsuć to bo było między Izzym i Rose.
    I jeszcze odejście (zapewne)z zepsołu . :/
    Nawet jeśli ma to niech odejdzie niech poukłada sb wszystko z Rose i wróci .
    Duff i Karen .... rok bez ciebie .:(
    nie ..tak nie może być ;/
    odwołajcie tę cholerę trasę :(
    proszę ...
    Kurde pod względem pisania rozdział cudowny , ale jednak takie smutne wydarzenia...

    OdpowiedzUsuń
  12. jaki zwrot akcji ..hmmm i love:*

    OdpowiedzUsuń