Chyba za często dodaję nowe rozdziały. Nudzi mi się ;)
***
- Jak za starych, dobrych czasów – rzucił uhahany do granic
możliwości Steven. Zapewne już coś wciągnął. W przeciwnym razie nie biegałby
tak wzrokiem od osoby, do osoby. Cała nasza szóstka siedziała tradycyjnie przy
stoliku w Rainbow. Tęskniłam za tymi chwilami. Jeszcze na początku stycznia
wydawało mi się (i ze wszystkich sił tego chciałam), że teraz uda nam się wyjść
na prostą. Pomijając fakt, że Gunsi, jak pili, tak piją, a Axl coraz częściej
wysyła w moim kierunku dwuznaczne gesty, faktycznie tak było. Nie rozmawiałam o
tym z Jeffem. Niepotrzebnie by się tylko zdenerwował. Póki co, udawało mi się
grzecznie odmawiać, a chłopak sam rezygnował
- Za dwa dni ruszamy w trasę – przypomniał wszystkim Rudy.
Na śmierć o tym zapomniałam. To oznacza,
że będę musiała rozstać się ze Stradlinem na caluśki miesiąc?! Chłopak napotkał
moje spojrzenie i momentalnie posmutniał. Wiedział, że nie chcę jeździć w
trasy. Nie lubiłam tego i zawsze źle się czułam.
- Chlapnij sobie – zaproponował Slash. Od tygodnia znów
rozmawiamy, jak starzy dobrzy kumple. Zdarzyłam już zapomnieć, jakim był dla
mnie oparciem przed śpiączką Izziego.
Upiłam kilka łyków butelki ulubionego trunku Kudłatego i przechodząc
pomiędzy kolanami Duffa, a stolikiem wepchnęłam się na miejsce obok Jeffa. Ten
objął mnie ramieniem.
- Naprawdę nie chcesz jechać z nami? – szepnął mi do ucha.
- Dobrze wiesz, że to nie o to chodzi. Zawsze źle się czuję
w samolotach i autach. Chcesz, żebym męczyła się tak przez cały miesiąc?
- No tak – westchnął i odpalił papierosa.
- Może dołączę do was na kilka dni, ewentualnie tydzień,
kiedy już naprawdę nie będę w stanie bez ciebie wytrzymać – zaproponowałam.
Uśmiechnął się krzywo – Ej, nie smuć się. Mamy jeszcze całe dwa dni, by się
sobą nacieszyć – usiadłam na nim okrakiem i zachłannie wpiłam w ciepłe usta.
- To może wrócimy już do domu? – zasugerował.
- Czemu nie… - odczepiłam palce od Stradlinowej koszuli i
wstałam. Omiotłam spojrzeniem całe towarzystwo. Adler właśnie coś wciągał. Było
mi go tak szkoda. Axlowi tradycyjnie towarzyszyła jakaś dziwka, która patrzyła
swoim wrednym wzrokiem również w stronę Slasha. Ten z kolei nie spuszczał mnie
z oczu. Zarumieniłam się i spuściłam głowę, zakrywając swoją twarz gęstymi
włosami. Chwycił butelkę i wypił resztkę wódki Duffa do końca. Blondyn spojrzał
tylko na swojego kumpla mętnym, pijackim wzrokiem i opadł na stolik.
- Mam być zazdrosny? – zapytał Izzy, gdy wracaliśmy do domu.
- Że co? – wyrwał mnie ze swoich małych rozkmin, tudzież
rozmyślań.
- Nie jestem ślepy. Widzę, jak Slash pożera cię wzrokiem –
wybuchłam śmiechem.
- Jest pijany i tyle – spojrzał mi głęboko w oczy – No co ty,
Jeff wydaje ci się. Zapewniam cię, że
jutro rano wszystko mu minie – cmoknęłam nie całkiem usatysfakcjonowanego
chłopaka w policzek i chwyciłam mocniej za rękę.
Obudziłam się obok słodko śpiącego Jeffa. Tak bardzo nie
chciałam, by wyjeżdżał. Zabrałam z jego
twarzy jeden zbłądzony kosmyk. Poruszył się nieznacznie, ale nadal nie otwierał
oczu. Wszystkie walizki stały już spakowany obok mojej wielkiej szafy. Nie
mogli wymyśleć czegoś krótszego? Nie mogli zagrać kilku koncertów w LA i
okolicy? No tak, podpisali kontrakt z Aerosmith. Bardzo się na to cieszyli. Ja
zresztą też, ale tak bardzo nie chciałam by jechał. Martwiłam się o niego, że pod
wpływem chwili znowu zacznie brać, ale i już tęskniłam, za jego nieśmiałym
uśmiechem, tajemniczym spojrzeniem i tą przygarbioną sylwetką stojącą
codziennie rano na balkonie i wypalając pół paczki papierosów na raz.
- Nie śpisz już? – zapytał, ziewając.
- Jakoś nie mogę, wiesz – cmoknęłam go w policzek i
przytuliłam się do nagiego torsu mojego chłopaka.
- Myślisz o trasie – stwierdził.
- Już tęsknię – westchnęłam ciężko.
- Ale ja ciągle tu jestem i do godziny 13.15 nie mam zamiaru
cię opuszczać – pogłaskał mnie po włosach – Co powiesz na poranny seks?
- Pieprzony zboczeniec – szepnęłam pod nosem, gdy poczułam
jego usta na swojej szyi, a chłodne dłonie na piersiach.
- To podobno zdrowe – wyjaśnił.
- Kto ci takich bzdur naopowiadał? Hudson? Pewnie wyczytał to
w ciekawostkach na ostatniej stronie książki „ABC Kamasutry” – parsknęłam.
- To spróbujmy podważyć jego teorię. Przeprowadzimy
odpowiednie eksperymenty – szeptał mi do ucha. Poczułam jego palce na
wewnętrznej stronie uda – i zanotujemy wnioski, do których odniesiemy się w
przyszłości – westchnęłam ciężko.
- Będę za tobą tak cholernie tęsknić – wpiłam się namiętnie
w usta bruneta.
- Ja też skarbie. Kocham cię – spojrzał mi głęboko w oczy –
Czy… ten no…
- Pospiesz się, Stradlin. Samolot odlatuje za kwadrans –
zawołał Axl. Dla mnie jednak nic po za Izzym się w tym momencie nie liczyło.
Zerknęłam tylko na moment w stronę Duffa, który tulił w ramionach zapłakaną
Karen. Nie mogła jechać – miała szkołę.
- Ja wiem, że to jeszcze może być za wcześnie, ale ten … - zaczął przeszukiwać kieszenie. Jeff, co ty
kombinujesz? – Zostałabyś moją żoną? – zapytał, jak najbardziej poważnie, a w
dłoń wcisnął mi złotą bransoletkę z diamentowym, mieniącym się milionami
odcieni, serduszkiem – Nie musisz teraz odpowiadać. Ja rozumiem, że możesz być niezdecydowana… -
wyrzucał setki słów na minutę. Tak, ten cichy i tajemniczy facet, nagle zwierzył
mi się ze wszystkich swoich obaw, że mu odmówię, uzasadniając to tysiącami
powodów.
- Tak – szepnęłam.
- Słucham? – jego oczy zaświeciły się.
- Zostanę twoją żoną – po policzku spłynęła mi pojedyncza
łza. Najlepsze w tym wszystkim było to, że nikt nawet nie zauważył oświadczyn
Izziego. Zrobił to tak cicho i dyskretnie. Mimo, iż byliśmy w publicznym
miejscu, gdzie codziennie przewijają się dziesiątki tysięcy ludzi, udało mu się
stworzyć atmosferę intymności. Pocałował mnie tak zachłannie, jak gdyby był to
ostatni raz. Jeszcze wtedy nie byłam świadoma tego, że faktycznie była to
ostatnia z tych wspaniałych chwil. Slash przyglądał nam się z oddali. Kiedy
dostrzegł, że Stradlin zapina na moim lewym nadgarstku biżuterię, odwrócił
wzrok. Nie rozumiałam tego człowieka. Chyba nikt tak naprawdę go nie potrafił
rozszyfrować.
- Pa, Skarbie – rzucił, odchodząc ze swoim plecakiem i
ramoneską, jak zwykle pochylony do przodu, a włosy wystawały mu spod czarnej czapki.
- Pa, Duffy – pisnęła za wysokim blondynem moja siostra.
Podeszłam do niej i mocno przytuliłam, gdy nasi rockmani zniknęli z pola
widzenia.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ:
- Wstawaj Karen, bo się spóźnisz do szkoły. Jesteś za stara,
żebym cię tam siłą ciągnęła – stałam nad moją siostrą, próbując zedrzeć z niej
kołdrę.
- Minutka, ale Rose, proszę, sekundka – wykręcała się.
- Za dziesięć 8! Też już na pewno nie zdążysz – westchnęłam
i usiadłam obok. Chyba będę musiała zadzwonić do Duffa i go porządnie
ochrzanić. Minionej nocy, a raczej tego ranka, rozmawiał z moją siostrą do
godziny 3.
- Dobra, już – wstało moje prywatne, spokrewnione zombi.
Sama ubrałam się i umalowałam, jak tylko wyszła z domu i wybrałam się autobusem
do pracy. Przyjęłam dostawę książek, ułożyłam wszystkie na półkach i zabrałam
się za czytanie jednej z nich. Tak dla zabicia czasu.
- Cześć kochana – farbowana blondynka z mocnym makijażem i
małym chłopcem w wózku – spacerówce weszłam przez wielkie dwuskrzydłowe drzwi i
oparła się zdyszana o ladę – Rany, jaki dzisiaj upał. Dasz się namówić na
towarzyskie picie zimnej Coca Coli? – Maria wyciągnęła z torebki oszronioną
puszkę i postawiła ja przede mną.
- Jasne. Opowiadaj, co u ciebie – uśmiechnęłam się do
słodkiego maluszka, wyciągającego rączki w stronę książki z pluszową okładką –
wielkim krasnalem na zielonym tle. Wyszłam zza lady i podałam mu ją.
- Czekaj, ma brudne ręce – ostrzegła Maria.
- No to co – uklękłam przy wózku – Ciocia kupi tobie tę
książkę – pogłaskałam go po ciemnych włoskach, po czym wstałam i wbiłam na kasę
odpowiednią cenę, wsadzając kilka dolarów z portfela do kasetki.
- Po co go tak rozpieszczasz?
- Od tego są ciocie. Wracając do mojego pytania…
- A u mnie w porządku – odpowiedziała – Sebastian naprawdę
się teraz stara. W zespole wszystko się unormowało, nawet płytę wydają za dwa
miesiące – pochwaliła się.
- Nie wiesz, jak się cieszę. Już tak się o was
martwiłam. Dobrze, że wszystko między wami się układa – podsumowałam.
- A jak z tobą i Stradlinem?
- Teraz Gunsi wyjechali na trasę, więc razem z Karen ciężko
to przeżywamy – uniosła brew – Bo Karen jest z Duffem – wyjaśniłam.
- Serio? Ale jaja!
- No i jest nam bardzo ciężko znieść rozłąkę, zwłaszcza mi z
moim świeżym narzeczonym – wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu – Maria zrobiła
minę, jakby oczy miały jej zaraz wypaść i pokulać się jak piłeczki ping pongowe
po podłodze.
- NIE GADAJ – przeliterowała – Pokaż pierścionek – pisnęła
- W zasadzie nie mam pierścionka, tylko bransoletkę - podsunęłam jej pod nos lewą rękę – Izzy wie,
że je kocham
- Ale cudo. Była romantyczna kolacja, świece ect?
- Nie, żegnaliśmy się na lotnisku, a on wypalił z czymś
takim. Myślałam, że mam jakieś omamy.
- Kiedy ślub? – pisnęła.
- Nie mieliśmy czasu na takie rzeczy. Powiem ci
szczerze, że na razie nie chcę żadnego ślubu? Narzeczeństwo to już
wystarczające zobowiązanie. Niech minie trochę czasu. Zobaczymy, czy będziemy ze sobą i wtedy podejmiemy decyzję
- Przecież wy bez siebie jednego dnia nie potraficie
wytrzymać. Jesteście dla siebie stworzeni – dalej była w euforii.
- Nie byłabym tego taka pewna – spuściłam wzrok.
- Czemu? – posmutniała nagle.
- Duff dzwoni do Karen codziennie i rozmawiają kilka godzin.
Minął tydzień od wyjazdu chłopaków, a Jeff zadzwonił tylko raz, kiedy
wylądowali. Nie odzywał się. Nawet przez Duffa nie kazał mnie pozdrowić –
westchnęłam.
- A podpytywałaś McKagana, o co chodzi?
- Nie było takiej możliwości. Rozmawia tylko z Karen. Ta
czeka zawsze z godzinnym wyprzedzeniem na jego telefon. Nawet gdybym mogła, to
co bym powiedziała: Hej nie wiesz czasem, dlaczego mój narzeczony się do mnie
nie odzywa?. Maria, przecież to są sprawy między nami - do sklepu wszedł mój szef.
- To ja się będę zbierać - ucałowałam Parisa i przytuliłam Marię. Na moment wzmocniła swój uścisk i szepnęła mi do ucha "Nie przejmuj się". Miałam jakieś inne wyjście?
- Słuchaj Duff, nie wiesz, co się dzieje z Izzym? Ostatnio
nie miałam z nim kontaktu – zagadałam., zanim do aparatu podeszła moja siostra.
- Izzy jest… zajęty – chłopie, myślisz, że się nabiorę?!
- Powiedz prawdę! – rozkazałam.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli sam ci to wyjaśni
- W takim razie daj mi go do telefonu
- To jest… niemożliwe teraz. On nie jest…
- Nie kłam!
- Nie kłamię. Nawalił się, to jak ma z tobą rozmawiać?! –
wybuchł, a mnie zatkało – Halo, jesteś tam Roz? – dopytywał się, gdy nie
wypowiedziałam ani jednego słowa przez dobre kilka minut – Ja nie chciałem ci
tego tak mówić, ale…
- Jasne, rozumiem.
Dam ci Karen – wcisnęłam słuchawkę w dłoń mojej siostry i pobiegłam do
sypialni, zamykając się do środka. Rozpłakałam się, jak dziecko. Z bezsilności,
ze strachu i bólu. Rano musiałam wziąć
głowę do góry i zachowywać się, jak by nigdy nic. Mój narzeczony sięgnął po
narkotyki. Zdarza się. To nic, że przez nie omal nie umarł. To nic, że leżał w
śpiączce przez 9 miesięcy. Po prostu wziął. Przetarłam moje zapuchnięte oczy i ogarnęłam
się do normalnej wersji siebie.
- Powinnaś iść do lekarza – stwierdziła Karen stojąc nade mną
leżącą na posadce w łazience.
- Wszystko jest w porządku – wydukałam.
- Nie chcę cię martwić, ale czy ty przypadkiem nie jesteś w…
- Nawet nie wypowiadaj tego słowa! To niemożliwe! Biorę
tabletki
- Jednak jakaś szansa
jest. Zrób test i będziesz mieć to z głowy – zasugerowała.
- Nie! Mówiłam ci, że nie ma takiej opcji! – wrzasnęłam.
- Jak chcesz, ja idę do szkoły – prychnęła. Udawałam, że to,
co do mnie mówi nie może być prawdą,
jednak gdzieś w środku mnie zrodziła się myśl: Ja pierdolę, mogę być w ciąży!
Umówiłam się więc na wizytę do mojego lekarza – ginekologa. Nie chciałam się
bawić w testy i inne pierdoły. Zresztą i tak powinnam iść do niego po receptę na
pigułki.
Nie, to nie może być prawda! Jasne cholera, ja pierdolę, jak
ja mu to powiem! Na razie nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nie jestem
gotowa. Nie w tej chwili.
Nie dojechałam do Gunsów na końcówkę trasy. Razem z Karen
czekałyśmy właśnie na chłopaków w terminalu. Najpierw na horyzoncie pojawiła
się czarna, wielka, kręcona czupryna. Pomachałam do Slasha, by razem z resztą odnalazł nas w
tłumie. Uśmiechnął się blado na mój widok. Następnie dostrzegłam płomieniście
Rude włosy Axla i wysokiego basistę, w którego stronę od razu pobiegła moja
siostra. Chłopak uśmiechnął się szeroko i wziął ją w ramiona, unosząc
wysoko. Przyszła pora na Stevena i
mojego Izziego. Ten drugi szedł ze spuszczoną głową, nie oglądając się na
boki. Nawet do mnie nie podszedł. Wsiedliśmy
wszyscy do dużego vana. Zajęłam miejsce koło kierowcy, nie zwracając uwagi na
Stradlina.
- Mógłby pan pojechać tamtędy – zwróciłam się do kierowcy –
Mieszkam na następnej przecznicy – chwilę później byłam już pod domem. Jakie
było moje zdziwienie, kiedy razem ze mną, z samochodu wyszedł Stradlin. Chyba
będziemy musieli poważnie porozmawiać. Zostawił swoje walizki
przy drzwiach i usiadł na kanapie. Zrobiłam to samo tylko, że na drugim końcu.
- Chyba musimy porozmawiać – zaczęłam.
- Tak – sparaliżował mnie jego surowy ton. Co się stało z
moim Jeffem? – Widzisz trochę się wydarzyło ostatnimi czasy.
- Nie wątpię -
szepnęłam.
- Widzisz, muszę ci się do czegoś przyznać…
- Ćpałeś – rzuciłam beznamiętnie.
- Skąd wiesz? – wcale nie był zdziwiony.
- Duff mi powiedział, kiedy chciałam z tobą porozmawiać.
- Dzwoniłaś? – skrzywił się. Przez moment… dosłownie przez
ułamek sekundy, w jego oczach widziałam starego Izziego.
- Skoro ty nie dzwoniłeś do mnie
- To nie wszystko – dodał, a ja wstrzymałam oddech. Skoro
nie zakończył tematu na ćpaniu, to co jeszcze mogło się stać? – Zdradziłem cię –
szepnął, a ja poczułam, że ktoś wbił mi nóż w samo serce – Byłem na dragach,
kiedy na zaplecze przyszła pewna fotografka ze Szwecji. Nie byłem w stanie, by
zaprzeczyć, albo chociaż się odezwać. Robiła ze mną co chciała. Wcale się nie
usprawiedliwiam, wiedziałem, czym ryzykuję, znowu biorąc – dobrze, że stać go
było chociaż na szczerość. Wstałam i przeszłam obok niego, zmierzając do drzwi.
Chwycił mnie za nadgarstek – Proszę porozmawiaj ze mną. Nie kończmy tego w ten
sposób – spojrzał mi głęboko w oczy. Wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku, zrywając
przy okazji złotą bransoletkę. Tak, jak ona rozpadło się również moje serce.
- Idź znów wziąć. Tylko nie przegap tego, że za 8 miesięcy
urodzi się nasze dziecko, jedyna rzecz, która od dziś będzie nas łączyć –
powiedziałam spokojnie i wyszłam , zostawiając go w głębokim szoku. Momentalnie się rozpłakałam. Nie wiedziałam
co robię i dokąd idę. Jedynym sygnałem, który przebił się przez kłębiące się w
moim mózgu myśli był klakson i odgłos hamowania, w tym momencie wszystko się
skończyło.
Przeczytam, jak będę miała chwilę, obiecuję!
OdpowiedzUsuńU mnie nowe : http://dont-cry-in-november-rain.blogspot.com/
http://long-way-to-the-top.blogspot.com/
O KURWA!
OdpowiedzUsuńCoś ty zmalowała? Nie, Nie, Nie, NIE MOŻESZ! NIE! JAK?! DLACZEGO?!
Rosie. Kurrr.. Jak tak o niej myślę, to mi szkoda dziewczyny. Zdradził ją, zaręczył się i zdradził! NIE, NIE, NIE! I jest w ciąży. Z nim. Z tym, który ją zdradził niecały miesiąc po zaręczynach. Niedajboże, jak jej wpadnie coś do łba, żeby się spróbować zabić albo co. Ale mam nadzieję, że nie wpadnie, to przecież rozsądna dziewczyna, i pracowała w ośrodku, powinna dać sobie radę, powinna być silna. Powinna, dla tego biednego dziecka. Żeby tylko nie poszła do Slasha albo Axla, bo wtedy doleje oliwy do ognia, który spali tą miłość dostatecznie. Niby już mu mówiła, że go nie kocha, ale ja w to kurwa nie wierze, nie potrafie. Kocha go, a to po prostu zrobiła pod wpływem chwili.
Sytuacja jest zjebana, ale ja i tak wierzę że będzie dobrze. Jeszcze słucham "We All Fall Down" i kurwa wierzę jeszcze mocniej, że ty to tak rozkręcisz, że będzie dobrze
O KURWA DO POTĘGI PIĄTEJ.
Usuńwpadła pod samochód, dopiero teraz zauważyła. Kurwa.
TY NIE WSTAWIASZ ZA CZĘSTO, RACZEJ ZA RZADKO!
a kurwa miało być tak pięknie! Ślub, dziecko, wspólne życie i mieli umrzeć jako staruszkowie siedząc w bujanych fotelach i trzymając się za ręce.
OdpowiedzUsuńsmutam, tak bardzo smutno. płacze. ale cóż wszystko ma swój koniec. i tak płacze. ale nie przestaniesz pisać, co nie?
Nie, to zdecydowanie jeszcze nie koniec :)
UsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam coś nowego. Nowy blog, nowe opowiadanie, nowy temat :3
Akcja, która się tam toczy będzie miała związek z Gn'R, ale nie do końca. Wystąpią tam również takie zespoły jak np. The Rolling Stones, Led Zeppelin, KISS, Motley Crue. Ogólnie mówiąc kapele lat 60, 70 i 80. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Zapraszam serdecznie. ;)
http://for-sex-and-rock-n-roll.blogspot.com/
Hmm..
OdpowiedzUsuń"Wszystko się skonczyło" Myślę nad sensem tych słow. Bo tak.. nie sądze, aby się skonczyło życie Rose, bo to by raczej nie miało sensu, prawda? Tak mi sie wydaje. Słabo zabić głowna bohaterkę i pisać dalej opowiadanie. Mogło się skonczyć życie dziecka, mogło też się skonczyc stać wojny Izzy'ego i Stradlina. W sumie, to wiele spraw mogło się w tym momencie skonczyć.
Ah, ten Izzy, jednak ma tą słabą silną wolę. No nie wiem, dlaczego brał. Jak dla mnie, to już kompletna głupota. Prawie rok temu o mało co nie stracił Rose przez prochy, przez procy o mało co się nie zabił, a tylko poczuł trochę wolnosci, to znów zaczął brać. Tak wiem.. uzależnienie.
TAAAAAAAK!
OdpowiedzUsuńEeee... Wszyscy są smutni? Dlaczego ja się cieszę, że wszystko się jebie? Boże, jestem dziwna... Nie chodzi mi o to, że cieszę się z nieszczęścia bohaterów. Bo to mnie raczej smuci, bo w dziwny sposób związałam się z nimi. Ale jak jest źle, to zawsze jest ciekawiej! Rozdział tak genialny, że nie da się opisać. Izzy jest zjebem i ćpunem i mnie wkurwił. A Rose i tak zareagowała bardzo łagodnie.
Kurde... zadaje sobie podstawowe pytanie. Co js zrobiłabym na jej miejscu? Cóż. Kazałabym mu wyjść, a on 9czywiście by tego nie zrobił, wtedy powiedzialabym, ze w takim razie ja wyjdę. Wtedy akcja z branzoletką i wiadomość o ciąży. Skończyłoby się tak samo.
OdpowiedzUsuńPytanie co bwdzi teraz. Najciekawszy scenariusz jaki przychodzi mi do głowy, to Izzy wychodzi za nią, by ją zatrzymać, widzi wypadek, Rose trafia do szpitala i traci dziecko. Na skutek wypadku, dziewczyna dostaje amnezji, ale nie pamieta np. Tylko tygodnia swego życia. Izzy nie przyznaje sie znów do zdrady i nie przypomina, ze była w ciąży i zaczyna sie sztuczna sielanka. Wszyscy kłamią, ale slashowi się to nie podobia i delikatnie coś jej sugeruje np:"nie wszytko jest tak jak ci się wydaje". dziewczyna szuka w jego słowach drugiego dna i cos jej świta, ale probuje wypytać hudsona, tan nie mowi niby nic konkretnego, ale ona dostaje olśnienia, ku zdzwieniu wszystkich, którzy myśleli, że utrata pamięci jest nieodwracalna. Ona sie wkurwia na wszystkich, szczególnie na izziego, bo preciez nie pamięta, że zerwała zareczyny, a przygotowują się do ślubu. Korzeni jeffreyowi się walic i zaczyna go nienawidzic, za to co zrobił, za to ze slaahem cos sie kroi... o Kurwa, i ka wlasnie teraz to wymysliłam XD
W niektórych kwestiach masz rację ;) Rozdział powstaje i jeśli będzie mi się chciało, to na jutro powinien być gotowy :P
UsuńNawet podoba mi się ten scenariusz. :D
UsuńOżesz w mordeczkę, na Stevena Adlera Świętego, ZA DUŻO WSZYSTKIEGO W JEDNYM - najpierw zaręczyny, ciąża, prochy, i ten 'koniec'- Moja głowa dopiero zaczyna przyswajać niektóre treści. Ej, ej,ej.. Ross nie może umrzeć, w każdym razie nie w tak głupi sposób... Rozdział genialny, ILEŻ TU EMOCJI, aż musiałam 2 razy użyć capslocka! Pisz więcej, bo się nie mogę doczekaaaaać co będzie dalej *________*
OdpowiedzUsuńNieee! Co ty jej zrobiłaś?! ale i tak uwielbiam tego bloga :)
OdpowiedzUsuń:O jak mogłaś :/ Rose ... Bylo tak pieknie cudownie zaręczyny ,dziecko wspólne cudowne życie a tu Izzy tqki numer odwalił,ćpanie może i przeżyję ale zdradę nie:(
OdpowiedzUsuńI wogóle wypadek?Dlaczego?Nie. IZZY wybiegnie i ją uratuje i wszystko bedzie bdobrze ... !
Byłam pewna że zrobisz coś że Duff zrani siostrę rose a tu izzyy rose:/
Mimo tego wszystkiego i momo tych zlych wydarzen zajebisty rozdzial!!:)
Uwielbiam jak sie tak duzo dzieje;)
O matko..! jesteś genialna
OdpowiedzUsuń