poniedziałek, 24 grudnia 2012

Rozdział 24

 Mały prezent Gwiazdkowy, przez który zarwałam minioną noc. Życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania. Wesołych Świąt! ;)
***
KAREN:
- Duffy, proszę nie idź nigdzie. Nie zostawiaj mnie samej - siedziałam na łóżku otulona kocem i trzęsąca się ze strachu. Dopiero teraz wychodziły ze mnie wszystkie emocje.
- Nie mam zamiaru. Muszę tylko powiedzieć chłopakom, żeby poszli do Rossie i Stradlina beze mnie
- Izzy jest już w domu? - zdziwiłam się.
- Od rana, tylko twoja cudowna siostra zadzwoniła do nad dopiero chwilę temu. Z drugiej strony, gdyby nie jej telefon, pewnie nie moglibyśmy ci pomóc - spóściłam wzrok. Znów zbierało mi się na płacz. Bardzo nie chciałam uronić nawet jednej łzy. Wiedziałam, że Duff tego nie lubi i nie wie, jak ma wtedy ze mną postępować. Chłopak cofnął się i ucałował mnie w czoło. Chwilę później Gunsi wyszli z Hellhouse, a blondyn został, zaciskając moje drżące od nadmiaru emocji ciało w uścisku. Czasami szeptał mi coś do ucha, lub całował w szyję.
ROSEMARY:
Najpierw dostrzegłam czarną szopę Slasha wystającą ze szpary w drzwiach. Następnie do mieszkania weszli również Steven i Axl, który lekko poczerwieniały unikał mojego wzroku. Przywitali się z Izzym i postawili na stole kilka butelek różnych trunków. Slash poszukał w kuchni 5 kieliszków i ustawił je w równym rządku, otwierając jednocześnie wódkę. No proszę, jak się rozgościł.
- Nam nie nalewaj - zwróciłam się do niego.
- Niby czemu? W ciąży jesteś, czy co?
- Nie mam ochoty pić, a Stradlin nie może. Jest na lekach - wyjaśnilam. Zastanawiało mnie ogólne poddenerwowanie chłopaków i nieobecność Duffa.
- A gdzie McKagan? Zgubiliście go po drodze? - zażartowałam
- Można tak powiedzieć... - odpowiedział mi Steven, który był najbardziej opanowany z całego towarzystwa.
- Ej, coś się stało? Jesteście jacyś tacy nieswoi
- No bo... - zaczął Popcorn.
- Zamknij się! - syknął Rudy.
- Ukrywacie coś przede mną? - podeszłam bliżej, szczególnie do Axla.
- Najlepiej będzie jeśli pójdziesz teraz do Hellhouse. Duff i Karen wszystko ci wyjaśnią
- Duff i Karen? - powtórzyłam
- Kurwa, nie wyciskaj tego ze mnie, bo tylko się wkurwisz i jeszcze cię jakiś samochód potrąci po drodze - powiedział już lekko wstawiony Slash. Ile on wypił przez tę chwilę? Całego Nightraina?!
- Dziękuję, że ukoiłeś moje nerwy, ciulu. Teraz napewno będę spokojna, jak tybetański mnich!
- Uważaj na siebie - zawołał za mną Izzy. Nie odpowiedziałam. Byłam już na klatce.

- Karen?! - zawołałam gdy tylko znalazłam się w Hellhouse. Nikt mi nie odpowiedział. Usłyszałam ciche szepty i po chwili z sypialni wyszedł do mnie Duff - Co ty jej zrobiłeś?! - rzuciłam się na niego z pięściami.
- Ej, wyluzuj. Nic jej nie zrobiłem. Dobrze wiesz, że nie potrafiłbym jej skrzywdzić - tego nie byłabym taka pewna.
- Co się stało? Chłopcy wpadli do mnie z grobowymi minami i od razy sięgnęli po wódkę.
- Myślę, że powinnaś z nią sama porozmawiać. Opowie ci tyle, ile będzie chciała - wyminęłam go i weszłam do pomieszczenia. Karen leżała w poprzek łóżka ze świeżo zaschniętymi łzami na policzkach.
- Skarbie, kochanie - usiadłam obok - Co się stało?
- Rossie? Co ty tutaj robisz? - jej oczy znów stawały się szklane.
- Co ci jest? - ponowiłam pytanie. Opowiedziała mi w telegraficznym skrócie ostatnie wydarzenia.
- Nie naskakuj tak na Duffiego - najwyraźniej zakończyliśmy już ten przykry temat, ale rozpoczęliśmy znacznie trudniejszy - On mi pomógł. To on mnie uratował - spojrzała mi w oczu.
- Między wami coś jest, prawda? - z jednej strony nie chciałam poznać odpowiedzi, tak było by lepiej. Z drugiej zaś ucięłabym wszelkie spekulacje, jakie kłębiły mi się w głowie.
- Nie chcę kłamać, ale boję się twojej reakcji - odpowiedziała szczerze.
- Mogę śmiało powiedzieć, że etap furii mam już za sobą - zmarszczyła brwi - Domyśliłam się jeszcze kiedy Izzy był w śpiączce.
- Ja go naprawdę kocham, Rose. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Najchętniej nie odstępywałabym go na krok - zwierzyła mi się.
- Chyba doskonale cię rozumne - uśmiechnęłam się na samą myśl o Jeffie. Lubiłam go tak nazywać w myślach, chodź nigdy nie odezwałam się tak do niego w prost.
- Czyli nie jesteś zła? - zapytała nieśmiało.
- Niby czemu miałabym być. Zakochałaś się, to normalne. Gorzej już jeśli chodzi o to, w kim się zakochałaś, ale co ja cię będę pouczać, skoro sama  nie jestem lepsza
- Dziękuję - przytulila się do mnie mocno.

- Jak się czuje Stradlin? - zapytał Duff, gdy zmierzałam już w stronę wyjścia.
- Jest ok. Szybko się męczy, słabo chodzi, ale jest nieźle
- To dobrze... Słuchaj Rossie, rozmawiałaś z Karen o mnie i...?
- Tak - ucięłam krótko - Posłuchaj mnie, nie mam, co się na nią złościć. Zabiję cię jednak, jeśli ją skrzywdzisz chociaż w najmniejszym stopniu, jasne? - wysyczałam. Przytaknął - Wpadnij kiedyś do Izziego - zaproponowałam, wychodząc.

- Wymęczyła cię ta banda oszołomów, nie? - uśmiechnęłam się do Stradlina. W ogóle cały czas się śmiałam. Jak tylko wygadałam mu się ze wszystkich problemów; Karen i Duffa, Marii z Sebastianem i tego dzisiejszego incydentu z moją siostrą, od razu zrobiło mi się lepiej. Siedzieliśmy na kanapie, oglądając w telewizji transmisję noworocznej imprezy z Nowego Jorku i po prostu cieszyliśmy się tym, że jesteśmy razem. Przeżyliśmy 1988. Teraz może być już tylko lepiej.

Minął tydzień. Stan Jeffa poprawiał się z dnia na dzień. Nie było mowy, by siedział w miejscu. Wszędzie go nosiło. Za dnia siedział w Helhouse, a wieczorem nadrabiał ze mną zaległości w naszych sprawach łóżkowych. Izzy wraca do zdrowia, a zespół do normalnego funkcjonowania. Dzisiaj zaplanowano krótką sesję. Stradlin prosił mnie, żebym pojechała z nim. Czemu nie, skoro i tak miałam wolne.
- Zapraszam pana za mną. Proponuję dzisiaj oddzielne zdjęcia. Każdy czlonek zespołu. Na koniec możemy zrobić ze dwa zdjęcia w grupie. Stradlin spiął się. Czułam jego silniejszy uścisk na mojej dłoni.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Nie, po prostu nie lubię takich sytuacji. Co ja do cholery model jakiś kurwa jestem, czy gitarzysta?!
- Uspokój się - położyłam dłoń na jego piersi - Będę obok - przyszła kolej na niego. Na początku nie wiedział chyba, jak ma się zachowywać, więc pierwsze zdjęcie wyszło przekomicznie. Fotograf - idiota zrobił mu je w momencie, kiedy Slash pytał się go, czy zabrał z Hellhouse fajki:
Stał więc spięty i wkurwiony, śląc pod nosem przekleństwa pod adresem gościa trzymającego aparat i "pierdolonej, zawszonej, chodzącej kupy kłaków" za co oberwał z zapalniczki w głowę od adresata tej poetyckiej wiązanki. Zaczął więc opowiadać na głos o tym, co by zrobił z włosami Slasha, gdyby dorwał maszynkę do strzyżenia, lub nożyczki:
Oboje z fotografem staraliśmy się załagodzić sytuację. W końcu ktoś rzucił propozycję, by Stradlin wyobraził sobie, że chce mnie poderwać. Miał pomyśleć o tym, że stoi w barze i do mnie zarywa. Ledwo powstrzymałam parsknięcie, gdy Jeff zaczął strzelać swoimi "seksownymi minami". Axl już dawno dał sobie spokój i wyszedł zajarać na balkon, bo mięśnie jego brzucha nie wytrzymywały kolejnych fal śmiechu:

- Mówiłem kurwa, że nic z tego nie wyjdzie! - burczał pod nosem, wracając z pracowni "beztalencia aparatu".
- Nie złość się już tak. To tylko parę zdjęć. Najwyżej pojawią się w kilku gazetach i co, przejmiesz się tym?
- Nie - odpowiedział - Będe miał to w dupie
- I o to chodzi
- Wyglądam, jak anemik, albo ćpun na odwyku - stanęliśmy przed ogromnym oknem wystawowym, nieczynnego sklepu odzieżowego.
- Jedno ci powiem, Stradlin, nikt nie powiedziałby, że jeszcze dwa tygodnie temu byłeś nieprzytomny - skrzywiłam się na samą myśl o tym. Zauważył to i objął mnie ramieniem, całując krótko w usta - Chodź skarbie, idziemy do domu. Zamówimy sobie pizzę i zrobimy kurewsko romantyczne popołudnie, tylko dla nas - strasznie mi się to spodobało.

- A co powiesz na to, jeśli chciałabym ci pomóc, przełamać awersję do sesji zdjęciowych? - siedzieliśmy na balkonie i zapychaliśmy swoje zagłodniałe żołądki pizzą z salami, papryką i podwójnym serem.
- Co masz na myśli? - przełknął ostatni kęs.
- Zobaczysz - zerwałam się z miejsca i wróciłam z aparatem w dłoni.
- Nawet o tym nie myśl - pomachał mi palcem przed nosem.
- Oj, nie bądź taki. Przecież to będą zdjęcia wyłącznie dla nas
 - Po co ci takie fotki? - zapytał, biorąc do ręki aparat.
- Będę sobie je oglądać, jak oboje się zestarzejemy - zażartowałam - No spróbuj - pstryknął mi jedną szybko i oddał sprzęt - Ja tam nie lubię robić zdjęć - wszedł do pokoju. Jak z dzieckiem. Zaczął cicho grać na gitarze - Dobra olać zdjęcia, chodź tu do mnie, zagrasz mi coś ładnego - po chwili siedział naprzeciwko mnie i po cichu uderzał w struny. Uśmiechnął się do mnie dokładnie w chwili, kiedy nacisnęłam przycisk aparatu. Wyszło cudnie:
- Dobra, ten jeden jedyny raz poszedłem ci na rękę, ale teraz proszę odstaw to cholerstwo - westchnęłam, ale zrobiłam tak, jak kazał. Zdjął kamizelkę. Zaczęło robić się strasznie duszno. Siedzieliśmy godzinę w ciszy przerywanej wyłącznie brzęknięciem strun i cichym pomrukiem samochodow, który dochodził do nas z oddali. Zerwał się dość silny wiatr.
- Chyba szykuje się porządna burza - odetchnęłam ciężkim powietrzem. Oboje wstaliśmy w tym samym momencie. Chłopak zabrał opakowanie po pizzy, a ja zrobiłam jeszcze jedno zdjęcie, jego zakłopotanej twarzy:

- To co będziemy robić? - przysunął się do mnie, kiedy zamykałam okno balkonowe. Poczułam jego dłonie na moich biodrach.
- Nie wiem, co  TY będziesz robić - podkreśliłam - ale ja idę wywołać zdjęcia. Może jeszcze zdążę przed zamknięciem zakładu - cmoknęłam go w policzek.
- Serio chce ci się to teraz robić?
- Ty możesz napisać jakąś piosenkę. Nie będę ci przeszkadzać - wytknęłam do niego język.
- Nigdy mi nie przeszkadzasz - zawołał, gdy ubierałam trampki.

Nie zdążyłam przed ulewą wrócić do domu. Byłam całą mokra. Przestraszyłam się nie na żarty, kiedy piorun uderzył w budynek znajbujący się jakieś 200 m przede mną. Dobrze, że wchodziłam już na klatkę.
- Czemu nie schowałaś się w jakimś sklepie? - naskoczył na mnie Izzy - Rany, jesteś całą przemoczona i wyziębnięta - objął mnie mocno, przyciskając do siebie. Poczułam jego dłonie pod moją koszulką. 
- Co pan kombinuje, panie Stradlin? -  zanim się obejrzałam wylądowaliśmy w łożku.

- Podziwiam cię - uniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego marszcząc brwi - 10 miesięcy bez seksu? Ja spałem, więc nie za bardzo odczuwałem jakąś potrzebę, ale ty? - przejechał opuszkiem palca po moim udzie - Musiało być ci ciężko.
- Widzisz? Czekałam na ciebie. Będziesz musiał mi to wynagrodzić - zaśmiałam się głośno. Była 2 w nocy, a obojgu nam nie chciało się spać. Usiadłam na łożku, przykrywając się kołdrą i wyciągnęłam kopertę ze zdjęciami z kieszeni spodni, oraz album z pod łóżka.
- Czemu to dla ciebie takie ważne, co? - zapytał, siadając obok mnie i obejmując w talli. Zaczął przeglądać, niby to od niechcenia kolejne strony.

























 










- Wow! Tyle wspomnień... - skomentował Stradlin.
- Teraz rozumiesz, dlaczego to dla mnie takie ważne - ostatnie zdjęcie przedstawiało tę nową mnie, z Los Angeles, która w żaden sposób nie była podobna do poprzedniej, a przynajmniej tak mi się wydawało







- Zmieniłaś się, wiesz? - bardziej stwierdził, niż zapytał - Powiedz mi, tylko szczerze, oprócz rodziny i dragów był też inny powód, dla którego zdecydowałaś się jednak wyjechać z New Jersey, prawda? - przytaknęłam, odwracając twarz w drugą stronę.
- Nie musisz mówić. Po prostu chciałem wiedzieć. Te zdjęcia...
- Słuchaj, każdy ma jakieś związki za sobą. Możemy o tym nie gadać? - rzuciłam błagalnym tonem. Wcisnęłam jeszcze tylko w ramki ten nowe zdjęcia. Jedne z pierwszych dobrych wspomnień z Miasta Aniołów, po czym zamknęłam okładkę albumu i wsunęłam go pod łóżko, gasząc światło i kładąc się spać.

15 komentarzy:

  1. Fajny, nie wnoszący dużo rozdział. Bardzo miło się czytało. Dobrze, że sprawa z Karen i Duffem się rozwiązała i teraz Rozz może spać spokojnie, nie gdybając. Kurcze, nawet nie wiem kiedy ty tyle tych rozdziałów dodałaś, a czytam wszystko na bieżąco. Bardzo mi się podobały momenty ze zdjęciami. Naprawdę, zdjęcia przywołują wiele wspomnień. Tak samo jak jakiś utwór który kojarzymy z daną sytuacją lub osobą. Wszysto się zaczyna układać, Boże jak ja lubię takie sielanki.

    Życzę ci miłych Świąt i udanego Sylwestra. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasna choleraaa! kocham cię! dzięuje za okazaną łaskę dzięki której dodałaś ten rozdział! Wesołych świąt!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się ;> Rozdział genialny, wszystko się układa. To już koniec opowiadania, czy będzie działo się coś jeszcze? Bo wiesz, albo teraz jest taka sielanka i niedługo zakończysz losy naszych bohaterów (;<), albo jeszcze będzie jakaś ciekawa akcja i coś się rozleci :D Wolałabym tę drugą opcję, bo opowiadanie uwielbiam.
    Wesołych świąt i udanego sylwestra. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie nie planuję kończyć tego opowiadanie. W ogóle niczego nie planuję. Może jeszcze tej sielanki trochę będzie, a może już w następnym rozdziale coś się stanie. Sama nie wiem ;)

      Usuń
  4. http://zagubiona-we-wlasnym-swiecie-gnr.blogspot.com/ - nowy rozdział :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowy u mnie :) ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Sesja Izzy'ego była przecudowna, serio. XD
    Wszystko się zaczyna układać, coś zbyt pięknie... Czuję zwrot akcji, czuję. No, ale w każdym bądź razie, wesołych świąt i wspominanego przez lata Sylwestra ;)
    Na hemoglobinę, zapomniałam. U mnie 5 rozdział : http://long-way-to-the-top.blogspot.com/
    A tu 15, nie wiem czy czytałaś : http://dont-cry-in-november-rain.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. http://zagubiona-we-wlasnym-swiecie-gnr.blogspot.com/ - u mnie znów nowy :>

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeeej! Zajebisty jak solo z November Rain.
    Rosie nie ma nic do Karen i Duffa, stan Izziego się polepsza. Nic, tylko siedzieć, czytać i cieszyć mordke.
    Zapraszam szanowną panią na losy Duffa, które sie u mnie pojawiły i życzę wesołych swiąt!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajny, wcale nie widac, że pisany na szybko i wgl. Dobrze xi to wyszło. Opowiadanie ogólnie bardzo mi się spodobało. Izzy czuje się już dobrze i to najważniejsze. Nie lubie i nie umuem komentowac dłuższych treści niż jeden rozdział, więc to tyle. A u mnie nowy:
    breath-of-memories.bligspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. w archiwum jest opis. to się dzieje w 1987 roku, ale wplatam elementy elektroniki i wgl. chodziło o ty by zmieszać nasz świat i wszystkie unowocześnienia typu moda i właśnie elektronika.
    pzt. to nie bardzo o nirvanie, bo Lizzy przyjaźni się też z Duffem. Jest to raczej o dziewczynie, która plącze się pomiędzy tym wszystkim.
    ale dziękuje za pozytywną opinie.
    a mnie osobiście bardzo podobało się twoje opowiadanie o Slashu, ale to jest równie genialne.

    OdpowiedzUsuń
  11. No dobra, znalazłam chwilkę, aby nadrobić.

    Szczerze mówiąć, to mi wszystko zaczęła przypominac moje opowiadanie - Zapach Wiatru. Dlaczego? Bo tam też miałam Stradlina w spiączce, miałam 16 latkę, która zakochała się w Duffie, a on w niej. Miałam starszą siostrę tej 16 latki, która jakby ją wychowywała. Dobra.. i jakoś mi tak to wszystko to wydaje się być tu podobne...

    Hmm, dobrze, że Rose zaakceptowała związek Karen. W sumie, to nie miała nic innego do powiedzenia, bo przecież dziewczyna i tak by zrobiła, co by uważała za słuszne, prawda? Nie ma co się spinac, bo wtedy Rose by mogła jeszcze stracić siostrę.
    Stradlin szybko do siebie dochodzi i bardzo dobrze. Juz niedługo pewnie będzie pomykła po scenie :D
    I tak coś wyczuwam nowy wątek związany z przeszłoscią Rosie i Karen.

    A tak w ogole, to czytasz jeszcze moje wypociny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że czytam twoje wypociny :) Na razie faktycznie niektóre fakty zgadzają się z twoim opowiadaniem, ale u ciebie Izzy nie planował zostawiać kobiety w ciąży i uciekać od odpowiedzialności, bo mu się coś w główce przestawiło, prawda?

      Usuń
    2. No wiesz, u mnie Izzy to wcale nie miał kobiety, bo jedyne dziewczyny na których mu zależało to były jego siostry :)

      To jak czytasz, to też by było miło, jakbyś skomentowała. Ostatnio przeżywam kryzys twórczy i zaczynam w siebie wątpić :(

      Usuń
    3. Wiesz, nie zawsze mogę. W normalnym tygodniu roboczym wolno mi używać komputera tylko w weekendy, a mój smartfon nie obsługuje java script, więc nie wyświetla mi się okienko z możliwością dodania komentarzy :/ Czytam zawsze na bieżąco, tego samego dnia, kiedy dodajesz rozdział. ZAWSZE!
      I NIGDY w siebie nie wątp! Jesteś zajebista, że w ogóle piszesz, próbujesz! Bo ile jest takich ludzi wśród twoich realnych znajomych, hę? Na dodatek wychodzi ci to tak dobrze, że często czytając twoje rozdziały sama popadam w kompleksy. Nawet nie poddawaj pod wątpliwość, że to co robisz jest kiepskie i nie ma sensu!!!

      Usuń