niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 17

PUNKT WIDZENIA: IZZY
Co ja odpierdalam! Dobrze wiem, co o narkotykach sądzi  Rossie i jakie ma z nimi wspomnienia, a mimo wszystko odkładam to na kraniec mojej świadomości i biorę heroinę, kiedy czuję, że tego potrzebuję. Powinienem to ograniczyć! Ale za każdym razem, gdy się za to zabieram znajduję jakiś powod, by jednak wstrzyknąć sobie brownstone'a. Czy ja aby się nie uzależniłem? Gdzie ona teraz pojechała? Myśl, idioto! Pewnie do swojego nowego mieszkania. Szkoda, że nie znam jej adresu. A może ta Maria? Zauważyłem, że non stop ze sobą rozmawiają. Podszedłem do blondynki.
- Masz może adres Rosemary?
- Może tak, a może nie - rozmawiam z nią pierwszy raz, a już mnie irytuje.
- Może tak jaśniej
- Gdyby chciała to by ci go sama dała - trafne spostrzeżenie, ale teraz nie miałem ochoty bawić się w prośby. Nie po tym, co usłyszałem od mojej dziewczyny (a może już nie).
-  Nie mam ochoty na takie dyskusje. Muszę z nią porozmawiać - zbliżyłem się do niej. Wytrzeszczyła i tak wielkie oczy  i spojrzała w stronę prawie nieprzytomnego Bacha - Nie chcę cię straszyć, bo to nie o to chodzi. Zależy mi na niej i po prostu muszę z nią porozmawiać - wyjaśniłem spokojnie, ale cierpliwość już mi się kończyła.
- No dobrze, ale od razu domyśli się, że masz go ode mnie, więc uważaj na to, co robisz - zapisała na serwetce, drobnym pismem ciąg kilku słów i cyfr, po czym wcisnęła mi ją do ręki.
- Dzięki - odpowiedziałem sucho i złapałem pierwszą, lepszą taksówkę, których na Sunset o tej porze była masa.
PUNK WIDZENIA: ROSEMARY
Powstrzymując płacz zapłaciłam kierowcy, wybiegłam z taksówki i wpadłam do domu, osuwając się po drzwiach na podłogę. Dlaczego facet, którego kocham, który jest wspaniałym człowiekiem, tak się wyniszcza. Czemu nie potrafi po prostu przestać?! Tak, wiem uzależnienie... Jeszcze kilka lat temu zareagowałabym podobnie, jak ok, gdyby ktoś chciał mi prawić morały. Zadzwonil telefon. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Kilka sygnałów i przerażająca cisza. Chyba zacznę mówić do siebie.A może lepiej, gdybym w ogóle go nie poznała? On nie miałby wyrzutow sumienia, a ja nie umierałabym ze strachu? Znowu ten cholerny telefon.
- Halo! - warknęłam.
- Yyy... Rosemary? - usłyszałam cienki, piskliwy głos.
- Zależy o co chodzi?
-  No bo ja jestem Karen - na dźwięk tego imienia zesztywniałam. Zostawiłam swoją przeszłość i rodzinę daleko za sobą, w dniu, kiedy się ode mnie odwrócili. Niespodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę głos... mojej 15-letniej siostry.
- Coś się stało? - przełknęłam ciężko ślinę.
- Mama... nie żyje. Chcą mnie zabrać do jakiegoś ośrodka, ale ja nie chcę - popłakała się - Ja tak bardzo nie chcę. Proszę, zabierz mnie stąd!
- Kochana nie bój się, ja... już po ciebie jadę. Kiedy... to sie stało?
- Dzisiaj rano. Dzwoniłam do ciebie już setki razy, ale zawsze nie odbierałaś
- Przylecę po ciebie najszybciej, jak się da

Co ja mam teraz zrobić. Wsiadłam w pierwszy samolot i zostawiłam krótką wiadomość sąsiadce, której tak naprawdę w ogóle nie znam. Jestem nienormalna. Wracam tak, gdzie przyrzekłam sobie, że moja stopa nigdy nie postanie po raz kolejny, ale moja siostra nie jest niczemu winna. Miała tylko 10 lat, kiedy wyjechałam.

Wpadła w moje ramiona, gdy tylko otworzyła drzwi. Minęło tyle czasu! Jest wyższa ode mnie i o wiele ładniejsza.
- Rose - pisnęła.
- Już jestem i zabieram cię ze sobą. O nic się nie martw - weszłyśmy do domu. Zrobiłam nam ciepłą herbatę. Porozmawiałyśmy krótko, a następnie pomogłam jej się spakować - Może chciałabyś zabrać jakieś rodzinne rzeczy. Albumy, biżuterię mamy? - zasugeorwałam
- Mam już zdjęcia, ale myślę, że ty powinnaś przeczytać to - wręczyła mi do ręki czerwony zeszyt.
- Co to jest? - zapytałam.
- Dziennik mamy. Dużo w nim ciebie. Dobrze by było, żebyś dowiedziała się, co o tobie myślała - że jestem rozwydrzonym bachorem? To już wiem.
- To chyba nie jest dobry pomysł...
- Nie wykręcaj się. Kazała, bym ci to dała i tyle! - jej oczy znów stały się niebezpiecznie wilgotne.
- Dobrze, ale teraz idziemy spać, a o 12 mamy samolot.
- Rose? - przerwała na moment - Możesz spać ze mną?
- Jasne, że tak skarbie - pół godziny później leżałyśmy już w swoich objęciach.

Nigdy nie myślałam, że można popełnić w życiu aż tyle błędów. Zakochać się w nieodpowiednim chłopaków, rzucić szkołę, popaść w uzależnienie, doprowadzić do rozwodu rodziców, zawału i śmierci ojca, odwrócić się od matki, zachowywać się jak idiotka w stosunku do faceta, którego się kocha i teraz to... Siedzimy właśnie, ja i moja siostra, w samolocie. Czytam pamiętnik mojej matki i nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Po tym wszystkim, co zrobiłam ona nadal mnie kochała. Tęskniła za mną i liczyła na to, że kiedyś się odezwę, że wrócę do domu. Ostatni wpis skierowany do mnie, wywołał płacz:"Beyond the suffering you've known. I hope you find your way. May you never be broken again". Punktualnie wylądowałyśmy na miejscu. Karen nie zniosła go zbyt dobrze, ale jest dzielną dziewczyną i wszystko skończyło się dobrze.
- Rossie! - usłyszałam dobrze mi znany skrzek. Co on tu robi?
- Axl?
- Słuchaj musisz jechać z nami...
- Skąd wiedziałeś, że tu będę - przerwałam mu
- Nie mam czasu na takie pierdoły. Stradlin chuj gdzieś zniknął. Przeszukaliśmy już całe miasto
- No i co z tego, jak będzie chciał to sam... co? Przecież on może...
- No i w tym kurwa problem! - całej sytuacji przyglądała się siostra Rossie z szeroko rozwartymi ustami.
- Znasz ich osobiście? - pisnęła
- Później ci to wytłumaczę, a teraz jedziesz z nami. Byliście u mnie?
- Kilka godzin po twoim locie.
- No to sprawdźmy jeszcze raz. Rozdzielmy się może. Duff ze Slasem idą sprawdzić różne meliny, a Steven z tobą bary i kluby. Ja odstawię małą do domu, wrócę do Hellhouse i obdzwonię wszystkie szpitale, posterunki policji
- I wreszcie ktoś tu kurwa myśli. Teraz na pewno nam się uda - Steven, jak zwykle optymista.
Wsiadłam z siostrą do taksówki i pojechaliśmy do mnie. Dziwny spokój przed budynkiem zaczął mnie przerażać. I jeszcze ta cisza na korytarzu. Zawsze zza drzwi mieszkań słychać było odkurzacz, telewizor albo zwykłe rozmowy, dzisiaj tylko mój i Karin oddechy. Wdrapałyśmy się na czwarte piętro. Zostawiałyśmy ślady na szarej wykładzinie, ponieważ na dworze mocno lało. Pokonałam ostatni zakręt i stanęłam, jak wryta na środku korytarza.
- Rose, przecież to jest TEN Izzy Stradlin - usłyszałam za plecami głos siostry. Jej słowa otrzeźwiły mnie i w tempie błyskawicy do niego podbiegłam. Leżał przed drzwiamy opierając się plecami o jedną ścianę i zapiejając nogami o drugą.
- Izzy odezwij się - poklepałam go w policzek - Otwórz oczy, proszę - w moich pojawiły się łzy - Karen? - zwróciłam się do siostry - Wejdź do mieszkania i zadzwoń na pogotowie - rzuciłam w nią kluczami. Zareagowała niemalże natychmiast - Coś ty zrobił do cholery!

13 komentarzy:

  1. I znowu pierwsza <3
    Widzę że pojawiła się nowa postać Karen-siostra Rozzie. Mam nadzieję że odegra ona jakąś dużą rolę w opowiadaniu.
    Widać że Izzy nie daje sobie rady z nałogiem ale w końcu mu się to uda. Rozzie mu pomoże. Wierzę w to ;D


    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś?!!
    Stradlina próbujesz zabić!?
    Nie, nie, nie!!!
    On ma zmartwychwstać w,następnym rozdziale, bo jak nie to.… coś się wymyśli.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się skąd Karen miała numer do Rose, skoro nie rozmawiały ze sobą od 5 lat i w ogole nic...

    I w sumie, to skoro Rose była psychologiem, to powinna jakoś innaczej do tego wszystkiego podchodzić. Mam wrażenie, że ona tak naprawdę nie rozumie czym jest uzależnienie od prochów, a przecież pracowała w ośrodku jako pyscholog, to powinna to chyba rozumiec, nie? No i ta sprawa jakoś mnie tak kole w oczy.
    Eh, co ten Stradlin ze sobą robi. Tylko sie ponierwiera i tyle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznajmy, że Młoda miała jakieś tajne źródło informacji, ok? ;)

      Taak, Rossie pracowała w ośrodku, ale jako... jakby to... bardzie jako nauczycielka - stażystka. Nie skończyła psychologii, tylko pedagogikę. Pracowała z nieletnimi.
      Właśnie ze Stradlinem chodziło mi o to, by doszedł do takiego poziomu, a czy się z niego podniesie to już inna sprawa i zobaczysz później. Chcę, żeby Rosemary i Izzy zrozumieli, co do siebie czują i jakie wyrzeczenie jeszcze ich czekają.

      Usuń
    2. Ale wiesz, to jak pracowała to i tak powinna rozumieć istotę tego wszystkiego. Bo rozumiem, ze pracowała tam jako nauczyciela, aby pomóc tym dzieciakom, nie? A jak ma pomoc, jak nie zdaje sobie sprawy z tego, z czym sie zmagaja. No wiem, jestem wredna i się czepiam teraz szczegółów, ale już tak mam. :D

      Usuń
    3. To dobrze, że się czepiasz, bo mam przynajmniej z kim dyskutować ;)
      Wszyscy wiemy, że są nauczyciele z powołania i na siłę, nie? Może Rosemary zrobiła błąd idąc na te studia? Może nie jest tak silna psychicznie, jak myślała?
      A nawet gdyby zdawała sobie sprawę z tego, co robi, czy szukałaby po całym LA Gunsów, by zostawić im wiadomość, że wyjeżdża, czy pojechała by do swojej młodszej siostry. W zasadzie zostawiła wiadomość sąsiadce, ale ta najwyraźniej olała sprawę. Ona się odcięła od rodziny, bo ją znienawidziła, ale nie miała przecież nic do małej Karen. To była jedyna osoba, której nie chciała zostawiać.

      Usuń
    4. Tak też może być, ze się minęła z powołaniem. A tu mi nie chodzi o to, że miała zostawić wiadomość, aby Izzy się nie nacpał. Tylko o to co ona myśli, jak on się naćpa. Bo ja mam takie wrażenie, że Rose mysli sobie, że Izzy po prostu przestanie ćpać i wszystko będzie pieknie. Bo on ją kocha, i to mu wystarczy, aby móc zwalczyć nałóg. A wiadomo, ze jednak droga do tego jest o wiele bardziej ciężka, a obietnica cpuna to jest po prostu drwina z tej osoby, któtej się obiecuje, ze sie nie bedzie brało. I mam wrażenie, że Rose nie zdaje sobie z tego sprawy.

      Nie czepaim sie tu, że nie zostawiła Izzyemu informacji, ze jedzie do siostry. :D

      Usuń
  4. Niech Izzy przeżyje, niech Izzy przeżyje!
    NOWY BLOG : long-way-to-the-top.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. ale nie zabijaj Izzyego!
    i też mnie ciekawi skąd Karen miała jej numer telefonu, tajny informator powiadasz
    dobra to chyba tyle i pamiętaj: Izzy ma żyć, Rose ma mu pomóc wyjść z nałogu, a potem mają być razem do końca świata, albo wspólnie popełnić samobójstwo.

    OdpowiedzUsuń
  6. TYLKO NIE TO! TYLKO NIE TO!
    Dlaczego mam złe przeczucia?
    Powiedz, że się mylę!
    BŁAGAM!

    No i tak by the way mamy nową postać - osierocona siostra odzywająca sie po latach. Ciekawa jestem jak rozwinie się jej rola w tym opowiadaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli jeszcze ci mało schizy i głupoty, a twój psychoanalityk nie zorientował się, że nie stosujesz się do jego zaleceń i jest z tobą coraz gorzej, to zapraszam tu: http://sympathy-for-a-devil.blogspot.com/2012/11/duffo-basn.html. NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!!!
    Autorki tego czegoś: Sonn&Mikaela

    OdpowiedzUsuń
  8. Cholera, nie mam czasu komentować :( . Przeczytałam i mi się baardzo podobało, jeden z lepszych rozdziałów w tym opowiadaniu. Czekam na kolejne. :)
    Nowy rozdział u mnie ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. http://just-call-the-police.blogspot.com/2012/12/white-christmas-dodatek.html Kolejna nowa notka xd

    OdpowiedzUsuń