piątek, 12 października 2012

Rozdział 21

Stradlin również wyraził swój entuzjazm w związku z naszym pomysłem. Po południu zadzwoniliśmy do Perli, z pytaniem, czy nie ma nic przeciwko. Oczywiście, że nie miała. Ostatnimi czasy polubiłam tę kobietę i chyba zaproszę ją kiedyś na wspólne zakupy. Dosyć spotykania się z nią w ponurych momentach mojego życia. Jutro rano mieliśmy podjechać po małych Hudsonów, a przed południem być już na ranczo Izziego.
Taka wyprawa z dziećmi była niezłym wyzwaniem logistycznym. Sam niemowlak ma wielką torbę tylko swoich rzeczy, do tego doliczmy ubrania na przebranie dla nas wszystkich, kosmetyki (zostajemy na noc), chłopcy wezmą pewnie jeszcze konsole i inne badziewie. Ja zresztą też nie ruszam się bez laptopa, chodź nauczona tego, że w Ojai zawsze coś się dzieje (wichury, burze, brak prądu) powinnam zabrać raczej latarkę. Zmęczona pakowaniem, chowaniem i układaniem, usiadłam wieczorem na kanapie i kontynuowałam poszukiwania Gregory'ego Cohen'a. Udało mi się zdobyć kilka numerów telefonów do klinik na całym świecie. Zadzwoniłam do Prywatnej Kliniki Specjalistycznej w Hamburgu, Szpitala Wojskowego w San Paulo i Prywatnego gabinetu lekarskiego w Dublinie. Mogłam wykluczyć przynajmniej tych trzech. Slash skończył usypiać Alice i zamiast pomagać, rozpraszał mnie.
- Slaaash - przeciągnęłam - Ja tu ci chcę poszukać lekarza, a ty... - całował mnie po szyi, ramionach. Obejmował w pasie i muskał skórę pod koszulką - To tobie powinno bardziej na tym zależeć - zatrzymałam palce, na guziku jego koszuli. Zaraz, Slash ma ubraną koszulę? Taką od garnituru? W codzienny dzień? - Gdzie ty byłeś po południu, co?
 - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie - uśmiechnął się tajemniczo i pomógł mi położyć się na kanapie. Wpił się zachłannie w moje usta i ściągnął moją koszulkę.
- A jak w tamtym wieżowcu mieszkają wścibskie starsze panie z lornetkami? - wydusiłam, nabierając powietrza.
- To obejrzą sobie najlepszego pornola na świecie - całował mój dekolt. Uniosłam brodę do góry z lekkim uśmieszkiem i zabrałam się za rozpianie jego koszuli.

W 2010r. podczas trasy koncertowej, Slash nauczył się, że nie należy spać w dwójkę, lub więcej osób na kanapie, toteż noc spędziliśmy na dywanie, nie mając za grosz chęci, by dowlec się do łóżka. Całe szczęście, że Alice nie budziła się na jedzenie, lub przewijanie.
- Co robisz? - wymruczał na płó przytomny Mulat.
- Wstaję. Jest za piętnaście dziewiąta. Ty też powinieneś, chyba, że to ja mam jechać po Londona i Casha? - Zgarnęłam ze stolika Jego koszulę i szybko zapięłam wszystkie guziki.
- Nie no jasne, już, moment - przeciągnął się leniwie i usiadł, robiąc jeszcze raz to samo. Jak można było nie uśmiechnąć się na widok całkiem przystojnego narzeczonego, siedzącego na środku waszego salonu z włosami odstającymi we wszystkie strony świata - Co? - odwzajemnił uśmiech.
- Nic, zupełnie nic - puściłam mu oczko i zabrałam się za robienie kawy i jakiegoś śniadania, grzejąc mleko dla Małej. Slash poszedł ogarnąć się do łazienki, z której doszło mnie tylko stłumione 'o kurwa'. Nie wiem, jak uda mu się doprowadzić włosy do porządku, najwyżej pożyczy ode mnie prostownicę i będziemy mieli z Izzym ubaw po pachy.

- Cześć Mój skarbie - uśmiechnęłam się mimowolnie do największego szczęścia, jakie mi się w życiu przydarzyło - Jedziemy na piknik. Pooddychasz świeżym powietrzem i pobawisz się z mamą i Cashem na trawie - cmoknęłam Alice w czółko, wzięłam na ręce i zniosłam na dół, sadzając ją na krzesełko i nakarmiłam z butelki, zjadając w międzyczasie swoją kanapkę.
- O już skończyłeś - związał mokre włosy gumką. Wyglądał o niebo lepiej.
- Taa. Już wiem z czego się tak śmiałaś. W zasadzie powinienem cię ukarać - zbliżył się do mnie - To przez ciebie - szepnął mi do ucha.
- Pfff... Mogę cię posądzić o to samo. Po tym, co wyrabialiśmy w nocy, nie powinnam być w stanie stać. Wniosek? Powinniśmy sobie dawkować takie przyjemności - cmoknęłam go w policzek.
- A mi tam się podobało - zajął moje miejsce i pogłaskał Alice po główce, poruszając jej ciemnobrązowymi, krótkimi loczkami. Uderzyła radośnie kilkakrotnie małymi piąstkami o plastikowy blat, swojego krzesła - Dobra, jadę - dopił szybko chłodną, już kawę i wyszedł, ubierając uprzednio jakieś trampki.
- A mi szykujemy się do wujka Izziego - podrzuciłam ją leciutko do góry.

Najbardziej obawiałam się właśnie tej drogi w upale, najwyraźniej całkiem niepotrzebnie. Alice bawiła się swoją grzechotką, a potem na chwilę przysnęła. Chłopcy zajęli się na dobre najnowszą grą na PSP.
Dwie godzinki i byliśmy na miejscu. Bramy posiadłości Stradlina były szeroko otwarte, a w powietrzu unosił się zapach grilla. Wyciągnęłam nosidełko z Alice, która wyglądała nadzwyczaj słodko, śmiejąc się uroczo w zielonej sukience w białe kwiatki. Chcieliśmy zapukać do drzwi frontowych, ale obok zarośniętego bluszczem dzwonka dostrzegliśmy kartkę, że mamy od razu wchodzić do ogrodu.
- Hej - zawołał obładowany torbami Slash - Yyy... państwo Mckaganowie?
- We własnej osobie. Izzy zadzwonił z pomysłem spotkania na świeżym powietrzu w dobrym towarzystwie. Byłem a LA, więc już z samego rana byliśmy na miejscu - wyszłam zza zakrętu razem z dzieciakami - To jest twoja córka? - zagruchał oczarowany blondyn.
- No - wywrócił oczami Mulat.
- Jest cudowna - uśmiechnęła się do nas pani McKagan, stojąc za swoim mężem z talerzem pełnym surowych kiełbasek.
- No dalej, dalej rozpakowywać się - zawołał Izzy - Cześć Taylor, Slash... już państwo Hudson? -zażartował.
- Jeszcze...
- Już niedługo - przerwał mi Slash. Uniosłam prawą brew. Mi o niczym nie wiadomo.
- A to jest Alice? Rany, jak wyrosła. Cash i London? Jakie z  was chłopaki. Przyznać się, który gra już lepiej od Slasha - wszyscy zaśmiali się cicho.
- Dobra, to może ja wyciągnę z torby to, co nadaje się do lodówki - zaproponowałam, z a basenu pełnego wody wyłoniły się dwie małe blondynki - A to twoje? - wskazałam palcem na uradowane dziewczynki.
- No, moje dwa najcenniejsze skarby, a trzeci stoi obok - objął żonę w talii i pocałował w policzek, na co ta lekko się zarumieniła.
- Jak tak na was patrzę to czuję, że muszę się napić - skomentował Stradlin.
- Nie pierdol. Miałeś swoją Annike i co z nią zrobiłeś? Nie wierzę w pieprzenie typu 'przestaliśmy się dogadywać' - odpowiedział Slash.
- Kiedy właśnie tak było - zabrał się za rozkładanie pozostałych krzeseł.
- Tata, mogę pojeździć na koniku? - zapytała większa a dziewczynek.
- Jak tylko wujek Izzy pozwoli - spojrzał na rytmicznego. Mała zrobiła w jego kierunku słodkie oczka.
- Dla ciebie wszystko moja księżniczko

8 komentarzy:

  1. Ale sielankowo. Super. Oj Duff'a się nie spodziewałam, szkoda , że pojechali tam do Izzyego tylko na jeden dzień. Mogłabyś tak przedłużyć :)Stradlin jedyny samotny. Ciekawa jestem jak to będzie z tym lekarzem, a wątek z tym pustakiem Scottem chyba jeszcze rozwiniesz?

    OdpowiedzUsuń
  2. O jej! Zakupy razem z Perlą? To może być całkiem ciekawe, mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie :) Ja tam zasadniczo lubię Perlę więc bym sobie cos takie z chęcią przeczytała. Rozjebałaś mnie tym 'najlepszym pornolem na świecie' xD Czytałam ten fragment chyba 5 razy! A potem grill u wujka Izzy'ego oraz towarzystwo McKaganów <3 Ach, miałam taką skrytą nadzieję, że może jest tam gdzieś Axl...no, nieważne. Jest zajebiście :D
    Zapraszam do poznania się z bohaterami na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę zdradzić, że Axl jeszcze się pojawi. Może nie akurat na grillu, ale do końca opowiadania zostało nam jeszcze trochę czasu ;)

      Usuń
  3. a może by jakieś spotkanie Izziego z Perlą??? rozdział zajeb****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee ty, niezły pomysł! Pomyślę nad tym, pomyślę! ;)

      Usuń
  4. No wreszcie mam troszkę wolnego czasu i mogę się wypowiedzieć na temat rozdziałów i opowiadanka. Zacznę może od tego, że bardzo cieszy mnie fakt, iż w życiu Slasha i Taylor wszystko się pomału układa oraz, że Slash wybaczył narzeczonej to co zrobiła. Piszesz tak zajmująco, że nawet nie zdążę zauważyć kiedy się skończy rozdział i zawsze się zastanawiam dlaczego trwał on tak krótko. Opublikowane do tej pory rozdziały strasznie mi się podobają. A spotkanie Hudsonów z Izzy'im i Duff'em oraz jego rodziną to wręcz fantastyczny pomysł. Mogę tylko powiedzieć jedno, pisz tak dalej a na pewno będę twoim stałym czytelnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham Twoje opowiadania *.*
    Jeżeli będziesz musiała skończyć rozdziały z Taylor i Slashem, to chyba będę płakać ;(
    Pozdrawiaaaaaaam ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. No dobra, biedny Izzy.. nie dość że nalot Hudsonów, to jeszcze nalot McKaganów.... 5 dzieciaków w tym jeden niemowlak. Ja na jego miejscu bym nie wtrzymała, haha.. ale dobra. Widac, ze jakoś Izzy sobie z tym radzi. Chociaz mi go tak szkoda.. bo własnie, tak Slash ma rodzine, Duff ma rodzine.. a Izzy taki sam biedny został... moze tam mu znajdz jakas kochająca przyszłą żonę, co?

    OdpowiedzUsuń