sobota, 6 października 2012

Rozdział 20

Siedziałam, jak zahipnotyzowana. Kiwałam się w przód i w tył. Usłyszałam kroki w korytarzu. Nawet nie zareagowałam. Było mi już wszystko jedno. Zobaczyłam przed sobą czarne trampki i nogawki spodni w tym samym kolorze. Nie podniosłam wzroku. Doskonale wiedziałam, kto stoi przede mną.
- Powiedz mi, dlaczego się na to zgodziłaś? - uklęknął przede mną - Taylor, mów do mnie! - dodał, po chwili, kiedy nie doczekał się żadnej reakcji z mojej strony.
- Co mam ci powiedzieć? Że chciałam dla ciebie dobrze? Że zrobiłam to z miłości, bo chciałam, żebyś był szczęśliwy? - spojrzałam mu prosto w twarz. Bez słowa mnie przytulił. Nie spodziewałam się takiej reakcji z jego strony.
- Kiedy ty zrozumiesz, że jesteście dla mnie obie z Alice najważniejsze? Muzyka, gitara? Owszem, lubię to, nawet bardzo, ale to tobie się oświadczyłem, to z tobą mam dziecko. Jestem szczęśliwy, bo was mam i nic więcej się nie liczy! - przykrył mnie swoją kurtką i pozwolił na sobie uwiesić - Skarbie, chodź do łóżka, bo mi się rozchorujesz - pociągnął mnie do góry. Stałam, ale nogi w kolanach trzęsły mi się tak bardzo, że nie dałabym rady zrobić nawet jednego kroku. Westchnął i wziął mnie na ręce. Przytuliłam mokrą twarz do jego szyi - No już - szepnął mi do ucha.

O drugiej w nocy obudził mnie płacz Alice. Wstałam nieprzytomna i poczłapałam do jej pokoju. Nadal miałam na sobie sukienkę i rozmyty makijaż. Zobaczyłam nad jej łóżeczkiem ciemną postać.
- Slash? - zawołałam cicho. Mężczyzna odwrócił się i zobaczyłam jego twarz. Scott. Bez zastanowienia podbiegłam do Małej i wyciągnęłam ją z łóżeczka, mocno przytulając. Wokalista zacisnął dłonie na mojej szyi, odcinając mi dopływ tlenu. Zaczęłam się dusić. Tak bardzo martwiłam się o moje dziecko...

- Taylor! Ej, obudź się! Już dobrze, to tylko sen - Slash szarpał mnie za ramiona. Momentalnie usiadłam na łóżku i nabrałam duży łyk powietrza. Alice! W mojej głowie rozbrzmiał alarm. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam sprawdzić, czy z moim skarbem wszystko w porządku. Mulat siedział zdezorientowany na łóżku. Mój aniołek spał słodko, ssąc fioletowy smoczek. Osunęłam się bezsilnie po ścianie i ukryłam twarz w dłoniach. Posiedziałam tak chwilę, a następnie poszłam do łazienki, wziąć prysznic, przebrać się i zmyć ten cholerny make up. Wróciłam do łóżka po pół godzinie. Uspokoiłam się, a moje serce nabrało normalnego, zdrowego rytmu.
- Powiesz mi, co ci się śniło? - zapytał cicho, patrząc mi prosto w oczy.
- Alice płakała, była noc. Myślałam, że jest głodna. Weszłam do jej pokoju, a obok łóżeczka stała jakaś czarna postać. Myślałam, że to ty, ale facet odwrócił się i zobaczyłam Weilanda. Chwyciłam w ramiona Małą, a ona zaczął mnie dusić. Slash, ja naprawdę czułam się, jakby ktoś odciął mi dostęp tlenu. To było okropne - w moich oczach znowu zebrały się łzy.
- Nie, nie będziesz mi tutaj znów ryczeć. No przytul się i spróbuj zasnąć - otoczył mnie szczenie ramionami.
- Przepraszam - szepnęłam.
- Za co?
- Za dzisiejszy wieczór. Za to, co chciałam zrobić...
- To ja powinienem cię przeprosić. To przeze mnie się do tego posunęłaś - pogłaskał mnie po głowie.
- Bo cię kocham
- Wiem, mój skarbie. Śpij, a jutro zlokalizujemy tego całego Cohena - ścisnęłam w garści jego koszulkę, w obawie, że zaraz gdzieś zniknie i posłusznie przymknęłam oczy.
Obudziłam się sama w pustym łóżku. Okropnie bolała mnie głowa. Połknęłam na pusty żołądek dwie tabletki i zeszłam na dół. Alice siedziała na swoim krzesełku do karmienia. Slash trzymał butelkę jedną ręką, a drugą szukał czegoś w internecie. 
- Wstałaś już? - zauważył moje odbicie w ekranie - Trzeba było jeszcze trochę pospać.
- Co robisz?
- Staram się dowiedzieć więcej o tym profesorze - odpowiedział pochłonięty swoim zajęciem.
- To chyba jest bez sensu... Pewnie mnie oszukał i tyle
- Ale warto sprawdzić. Cholera, koleś wiedział, co robi. Takich lekarzy  o podobnej specjalizacji jest przynajmniej kilkunastu na całym świecie.
- Mam pomysł, ale wydaje mi się, że może ci się nie spodobać - wzięłam na ręce Małą. Mulat spojrzał na mnie podejrzliwie - Zadzwonię do mojego ojca. On na pewno zlokalizuje tego specjalistę...
- A jeśli to zakończy się kolejną kłótnią? Po tym, jak olałaś swoich rodziców wtedy, w sądzie wątpię, żeby chcieli z nami rozmawiać  - przerwał mi.
-Ale warto spróbować. Zawsze zostaje wizyta u tych wszystkich Cohenów
- Bardzo śmieszne, Taylor. Pieprzyć to - zamknął głośno laptopa - Organizujemy piknik! Ja, ty, Alice, London i Cash, gdzieś daleko za miastem
- Nie sądzisz, że powinniśmy się teraz skupić na twoim zdrowiu?
- Przyda nam się trochę odpoczynku po ostatnich wydarzeniach.
- Mam pewien pomysł. Pamiętasz, jak mówiłam ci jakiś tydzień temu, że muszę skontaktować się z Izzym, bo mam dla niego papiery? Moglibyśmy pojechać z dzieciakami do Ojai. Nie tylko byłoby się gdzie zatrzymać, ale i my mielibyśmy z kim pogadać. Kwestia tylko tego, czy Stradlin ma czas i chęci
-To ja do niego zadzwonię - czyżbym usłyszała w jego głosie nutkę tak dawno nie słyszanego entuzjazmu?

9 komentarzy:

  1. Jak swietnie ze wszystko sie wyjasnilo :) Ciekawe czy znajda tego lekarza. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeny, biedny Izzy, nalot rozwrzeszczanych dzieciaków na jego oaze spokoju. Jak on sobie biedny poradzi, haha... no dobra, na miejscu Stradlina, to ja bym się nie zgadzała. Niemowlak i dwaj rozbrykani chłopcy. A on ma tam konie i czesto odcinają mu prąd. To się nie moze skonczyć dobrze, a i jeszcze do tego niewyzyty seksualnie Slash z Tay... Izzy, współczucia, haha.

    No to Slash wybaczł Tay, ale w sumie, to nie miał innego wyjścia... no bo chciała to zrobić dla niego, no ale pewnie też innaczej by wygladała sytuacja, jakby to po prostu zrobiła. To wtedy nie jestem pewna, czy Slash by tak to lekko przełknął.
    No i Tay ma jeszcze teraz jakieś koszmary, dobra.. ogólnie nie robi się za ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejciu jak dobrze, że się nie pokłócili czy coś xD Bardzo mi się podoba taki rozwój zdarzeń, serio. Tak się zrobiło przyjemnie i spokojnie, mam tylko nadzieję, że na dłużej niż zwykle xD

    Wyjazd do Stradlina?! *_* Super pomysł! Oby tylko Izzeusz się zgodził, no i żeby się czasem nie przystawiał do Taylor... hmmm albo mam coś z głową, albo wyczuwam podstęp...nie. Jednak mam coś z głową.

    Perfekcyjnie opisałaś tego Slasha z buteleczką w ręce, ślęczącego przed laptopem! Tak mi się to zajefajnie czytało, że mam ochotę przeczytać kolejne 30 rozdziałów :D

    Rozdział świetny, tylko nienawidzę Scotta.

    Czekam na kolejne dzieła xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahahahahahaha, Izzy współczuję! Ale ty mnie wystraszyłaś tym snem Tylor! Ja myślałam, że na serio ktoś ją dusi, ale na szczęście był to jakiś okropny sen. Jak podeszła już w realnym świecie do łóżeczka bałam się, że Alice tam nie będzie, ale to tylko moje chore wyobrażenia. Odcinek bardzo fajny :D
    A co do bloga, chyba najlepszy wygląd jaki był!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że wszystko się jakoś ułożyło. W sumie Taj mogłaby zadzwonić do rodziców i ich poprosić o pomoc. Skoro teraz mają dziecko, to i oni powinni podejść do sprawy inaczej. Fajny pomysł z tym wypadem do Izzyego. Sen mnie przeraził, bardzo realistycznie go opisałaś. Cieszę się, że Slash się nie gniewa na Tay.

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny rozdział, też się cieszę, że wszystko się jako tako wyjaśniło :)Czekam na następny i mam nadzieję, że dodasz coś z "Nightrain to Sunset Strip", bo opowiadanko jest genialne :3 I zapraszam do mnie na nowy rozdział : http://sweetnessisavirtue.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na prolog nowego opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest cudowne *_*
    Jaki ty masz talent. Pisz jak najszybciej nowy rozdział, bo nie mogę się doczekać dalszej części wydarzeń. Slash, jaki kochany :3

    http://myhistory-gunsnroses.blogspot.com/ - nowy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziewczyno, boskie! Masz ogromny talent! Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam, więc jeśli możesz, to napisz co myślisz ;)
    http://dont-cry-in-november-rain.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń