czwartek, 4 października 2012

Rozdział 7

Jechaliśmy na miejsce w milczeniu. Nie spodziewałam się, że przyjdzie mi podróżować motorem. Objęłam mocno Izziego w pasie, przytulając głowę do jego pleców. Poczułam, że się śmieje.
- Naprawdę bardzo zabawne... - rzuciłam z sarkazmem - Od kiedy pamiętam boję się prędkości - pisnęłam.
- To lepiej zamknij oczy - nie pomogło. Myślałam, że zaraz się popłaczę - Jak będziesz się tak zachowywać, to się spóźnimy. Dopóki będziesz się mnie mocno trzymać, gwarantuję, że nic się nie stanie - odpalił maszynę i ruszył z piskiem opon.
Przeżyłam. Stanęłam na ziemi miękkimi nogami.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską, kiedy zobaczył moją minę i złapał za nadgarstek.
- Taak - spojrzałam mu w oczy. Udało mi się zobaczyć najmniejsze plamki w tęczówkach. Oboje patrzyliśmy na siebie, jak zahipnotyzowani.
- E wy tam! Chyba nie będzie się lizać tak na środku parkingu, co?! - zawołał z oddali Kudłaty. Oboje otrząsnęliśmy się i weszliśmy do studia w bezpiecznej od siebie odległości. Axl nagrywał akurat wokale, więc miałam chwilę czasu na zastanowienie się, co mam mu powiedzieć. Nawet nie wiem, kiedy pojawił się przede mną facet w długich, prostych, ognistorudych włosach.
- Rossie, ja chciałem cię przeprosić, za to, co chciałem zrobić w nocy... zależy mi na tobie i chciałbym, żebyś mi wybaczyła. Byłem kompletnie pijany...
- Axl wybaczam - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech - Ale nie widzę już szansy żebyśmy mogli być razem. Doskonale wiesz, co przeżywałam z Michaelem. Ja jestem w stanie dużo zrozumieć. Byłeś pijany i w ogóle, ale mówiłam do ciebie jasno, że nie chcę tego robić. Możemy ze sobą rozmawiać, przebywać, ale nie licz na nic więcej - oświadczyłam i wyszłam z pomieszczenia na korytarz. Sprawa Michaela i jego zachowanie to jedno, ale cały czas nie dawało mi spokoju wyznanie Izziego. Nie chcę dawać chłopakowi jakiś nadziei, ale ta jego tajemniczość, oczy, usta... strasznie mnie pociągają. Nie wiem, jeszcze, jak to wszystko będzie wyglądało. Ba, ja nie wiem, co będę robiła jutro. Na wszystko przyjdzie jeszcze czas.

Za pół godziny mamy być na lotnisku. Jasna cholera! Trzeba było wybić im z głowy tę imprezę. Co ja gadam, mówmy o rzeczach realnych... Szybko wyskoczyłam z łóżka (kołdry z poduszą na podłodze) i zaraz tego pożałowałam. Moja głowa! Słowo "kac"  było zawsze dla mnie tylko zlepkiem kilku liter.  Duff ostrzegał mnie przed mieszaniem wódki z piwem. Szturchnęłam nogą każdego po kolei, ale nawet nie zareagowali. Moja głowa tego nie przeżyje, ale czego się nie robi, żeby uratować im tyłki. Złapałam pałeczki Stevena i najmocniej, jak się tylko dało nawalałam w perkusję.
- Ja pierdolę! - odezwał się ten, co najmniej wypił, czyli Izzy.
- Za 27 minut musimy być na lotnisku, bo spierdoli nam samolot, a teraz dajcie mi spokój i w razie pożaru, wynieście razem z łóżkiem - z przymkniętymi oczami, dotarłam do mojego posłania i zakryłam się kołdrą. Chłopaki pakowali się bezszelestnie, co tylko pomogło mi zasnąć.
Otworzyłam oczy. Izzy niósł mnie na rękach w stronę terminala.
- Puść mnie błagam, bo zaraz zwymiotuję - wydukałam z trudem. Postawił mnie na ziemi - Jakim cudem się tutaj znalazłam?
- Niosłem cię na rękach - taa, jak zawsze krótko i na temat - Tu masz swoją torbę - wcisnął mi ją do ręki - Chyba o niczym ze Slashem nie zapomnieliśmy.
- Grzebaliście w moich rzeczach?! - wrzasnęłam. Wzruszył ramionami i poszedł na przód.
Przez pierwsze dwie godziny lotu siedziałam obrażona  i podziwiałam chmury.
- No nie fochaj się już - szturchnął mnie w bok Slash. Spiorunowałam go spojrzeniem - Jak będziemy na miejscu, to zabiorę cię na London Eye - parsknęłam śmiechem - No widzisz i od razu lepiej - strasznie mnie suszyło. Wypiłam chyba z trzy litry wody. Izzy przyglądał mi się swoimi nieprzytomnymi oczami, a Axl zamknął się we własnym świecie, słuchając prawdopodobnie Pink Floydów. Duff i Steven? Wyrwali jakieś stewardessy i zamknęli się z nimi w łazience.
- Masz walkmana? - zwróciłam się do Slasha. Potwornie zaczęło mi się nudzić.
- Byłem jego szczęśliwym posiadaczem, dopóki Ruda wiewióra mi go nie rozdeptała, bo wolałem słuchać AC/DC zamiast niego - warknął.
- Dobra, nie było tematu - zakończyłam jego dalszy wywód. W telewizorze, leciał Terminator. Wkręciłam się w oglądanie filmu, popijająć zimną colę, którą przyniosła mi stewardessa. Coraz bardziej irytowało mnie spojrzenie Stradlina. Zerkał na mnie prawie bez przerwy.
- A ty nie masz nic do roboty? - rzuciłam niby to całkiem obojętnie.
- Nie
- To może popatrzysz sobie na chmurki, albo pójdziesz powyrywać jakieś laski? O tam - wskazałam na cycatą blondynę, cztery siedzenia za nami - Siedzi taka jedna i wygląda na chętną - podirytowałam się.
- Nie - znów ten lekceważący ton. Czułam, że się gotują, a mój prywatny zawór bezpieczeństwa już nie wytrzymuje. Pamiętaj, czego cię uczyli na zajęciach z psychologii, powtarzałam sobie, wdech i wydech... jesteś na piaszczystej plaży, trzymasz drinka z parasolką i wcale nie widzisz na leżaku obok Izziego i jego ust, poruszających się w rytm słowa "nie"... Ughhh!!! Zerwałam się z miejsca i rozpoczęłam spacer po samolocie.

Przetrwałam męczący lot i drogę z terminalu do hotelu. Szybko zabrałam klucz od swojego pokoju. Weszłam do środka, rzuciłam torbę na łóżko i weszłam pod prysznic. Chłodna woda... jak przyjemnie
- Rossie, idziesz z nami do klubu naprzeciwko hotelu? Mają Happy Hour - widziałam w lustrze, jak Slash rusza brwiami. Stałam w samym ręczniku.
- A może tak najpierw byś zapukał i zapytał, czy można wejść?
- Widziałem cie już nago pod prysznicem - oświadczył dumnie.
- Zboczeniec - syknęłam
- Nimfoman, brzmi lepiej
- Zboczony nimfoman! - Mulat wybuchł śmiechem
- To co idziesz? Bo czas ucieka...
- Daj mi pół minuty - wypchnęłam chłopaka za drzwi. Związałam cieknące włosy w kitkę, ubrałam te same spodenki, które miałam na sobie wcześniej i przepoconą koszulkę, którą związałam w talii, odsłaniając wilgotny jeszcze brzuch. Nie miałam czasu na szukanie czystej bielizny, więc wcale jej  nie ubrałam.
- Nie wierzę - zareagował na moje wyjście z łazienki Slash - 34 sekundy - pokręcił głową - Kobieta wyszykowała się na wyjście w 34 sekundy - powtarzał.
- A teraz, kto ostatni w barze, ten oddaje swojego drinka - klepnęłam chłopaka w ramie i wybiegłam na korytarz.
Walka była zacięta. Podstawialiśmy sobie nogi, popychaliśmy się... zupełnie, jak dzieci. Wpadłam roześmiana do baru i zaczęłam podskakiwać, jak głupek. Mrugnięcie okiem po mnie wbiegł zadyszany Slash.
- Ha, Ha, wygrałam - wytknęłam mu język i usiadłam na barowym krześle - Dla mnie gin z tonikiem - zawołałam do kelnera - Ten chłopak prosi o to samo - wskazałam na gitarzystę.
- Przecież wiesz, że tego nie cierpię
- A ja za to bardzo lubię _ wyszczerzyłam do niego szereg białych zębów.
- Izzy, weź coś jej powiedz, bo nie wyrobię - dopiero teraz zauważyłam, że w kącie knajpy siedzi reszta Gunsów.
- On i Steven już nie kontaktują - Axl pomachał w powietrzu pustym woreczkiem po kokainie. Mogłam z daleka poczuć jej smak. Nie lubiłam oglądać ludzi w takim stanie. Nieprzytomne spojrzenie, opuszczona głowa, ten lekki uśmieszek - totalny odlot. Widziałam takiego Izziego trzeci raz i trzeci raz odczuwałam dziwny rodzaj... strachu? Tak, strachu o czyjeś zdrowie i życie. Zależało mi na nim.

10 komentarzy:

  1. Przeczytam jak się ogrnę, czyli jutro...
    A gdzie w nagłowku Steven??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też ubolewam nad brakiem Stevena, ale to nie mój nagłówek i nic na to nie poradzę :(

      Usuń
    2. To ubolewamy razem.
      Ah, bo jeszcze Steven pusci na Ciebie takiego focha, jak Axl na Slasha, haha.

      Ale tak na serio, to naprawdę ładny ten nowy wyglad :)

      Usuń
    3. O i już się Stevenek pojawił :) Możemy zacieszać :D

      Usuń
  2. Trololo.
    Zacznijmy od tego, że wygląd mi się podoba, ale strasznie ubolewam nad tym, że na obrazku nie ma Stevena, boli mnie to ;c
    Tak ogólnie to rozdział zajebisty ( jak wszystkie zresztą ) i no trochę mi Axla szkoda, bo niby pijany był, ale w żadnym wypadku go nie usprawiedliwiam, żeby mnie zaraz koleżanki nie napadły, że jestem jakimś gwałcicielem.
    No także, teges, Izzy i tak będzie z Rossie, ja to wiem, ha!
    Dziękuję, to tyle co miałem do powiedzenia ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może będą, a może nie. Jedno jest pewne, czeka ich duużo zawirowań i przykrości, czyli to co kocham (nie żebym była masochistką, ale w opowiadaniach lubię się poznęcać i poużalać ;))

      Usuń
  3. No więc tak, ja jak zwykle nadrobię wszystko w weekend, a tymczasem wypowiem się na temat wyglądu bloga *____* Nagłówek jest GENIALNY i ZAJEBISTY! Cholernie mi się podoba, no może poza kolorem włosów Stevena, ale to już się czepiam xD
    Co do ankiety, to też coś powiem, a co! Mam prawo w końcu, nie? :D
    Zagłosowałam na "Usuń to pioruństwo!", ale jeśli zostanie, siłą głosów, to bym zaznaczyła Gn'R, Slasha i Foo Fighters :D
    Także spodziewaj się komentarza odnośnie rozdziału już jutro po...południu xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do mnie:

    http://black-roses-forever.blogspot.com/2012/10/bad-rain-rozdzia-iv_5.html


    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jutro będę nadrabiać wszystkie blogi, bo nie było mnie przez trzy dni. A póki co zapraszam na podziękowania i epilog na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG OMG OMG! Izzy na motocyklu! *_______* Kocham to!

    Dobrze, że spławiła Axla, dupek z niego w tym opowiadaniu się zrobił. Nawet wspominając o fakcie, że był pijany i nie miał pojęcia co robi. Stradlin jest taaaaki fajniutki! Niech Rossie da mu szansę, tak słodko by razem wyglądali... :D

    I niech będzie więcej Slasha! Dokładnie tak jak w tym rozdziale *__* To jak się gonili i ta sytuacja w łazience! aaaaah ^_^

    A no i jeszcze sposób na pobudkę! hahaha jebłam przy tym :D Jakby tak moim znajomym napierdalać w gary na kacu to...długo bym nie pożyła xD

    Czekam na kolejne rozdziały z tej historyjki ♥

    OdpowiedzUsuń