piątek, 19 października 2012

Rozdział 10

- Rossie, co ty tu... - wystękał, kiedy ledwo otworzył oczy. Ocknęłam się niecałą godzinę przed nim. Zdążyłam wziąć prysznic  i przebrać się w czyste rzeczy.
- Siedzę - odpowiedziałam krótko - Nie widać? - uśmiechnęłam się krzywo. Nic nie odpowiedział, przymknął tylko oczy - Dlaczego oni cię zaczepili?
- Nie wiem...
- A może, któryś z nich był twoim klientem? - rzuciłam prosto z mostu.
- Przestań! - fuknął i z wyraźnym trudem uniósł się na łokciach.
- Czemu? Bo prawda boli? A mnie boli, jak na ciebie patrzę. Kiedy widzę, że znowu brałeś, kiedy rozdajesz swój towar. Zależy mi na tobie do cholery! - wydukałam przez łzy. Zmierzył wzrokiem moja załosną, naiwną osobe i usiadł, przybliżając mnie do siebie.
- I właśnie dlatego powinnaś mieć mnie gdzieś, bo jestem ćpunem, a ty brzydzisz się narkotykami i mną - otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Słucham? To tak jakbyś powiedział, ze brzydzę się siebie, albo swojej przeszłości! - krzyczałam.
- Jak możesz porównywać mnie ze soba?  Jesteś piekna, delikatna...
- Stop! Byłam ćpunem i nim zostanę do końca życia, nawet będąc czysta od 3 lat. Byłam dwa razy na odwyku, wciągnęłam kilogramy kokainy. Nie oceniaj towaru po opakowaniu. Przyjmij w końcu do wiadomości to, że nie tylko ty potrafisz kochać, ja też! - wpiłam się namiętnie w jego usta - I nigdy o tym nie zapominaj - dodałam po kilku minutach, gdy musieliśmy odsunąć się od siebie, by nabrać powietrza.
- Naprawdę nie powinnać... - kręcił głową.
- Przestań się w końcu martwić o innych i pomyśl o sobie! A czego ty tak naprawdę chcesz? - seria kolejnych pocałunków miała być chyba odpowiedzią - Mam rozumieć, że nie będziesz sugerował mi już, że mam trzymać się od ciebie z daleka? - szepnęłam mu niemalże w usta.
- Posłuchałem cię i wyłączyłem zdrowy rozsądek, pasuje?
- Stary! - do pokoju wszedł Duff - Za 15 minut przed domem - no tak od rana cały zespół umówiony był na kilka wywiadów, a później wszyscy mieliśmy spotkać się w Roxy by oblać sukces, lub zalać niepowodzenie. Obojętnie z jakim efektem zostanie przyjęta płyta, każdy powód jest dobry, by pić. Pomogłam zatuszować Izziemu największe siniaki i ułożyłam jego świeżo umyte włosy tak, by zasłaniały resztę.
- No to powodzenia - rzuciłam do chłopaków.
- No co ty! Nie jedziesz z nami? - zapytał ze zdziwieniem Steven.
- To wasza płyta, ale będę trzymać mocno kciuki - jakby na potwierdzenie podniosłam pięści ponad głowę i mocniej je zacisnęłam. Chłopcy wyszli, a ja zabrałam się za jajecznicę. Byłam głodna, jak wilk. Po śniadaniu pojechałam do ośrodka, w którym, bądź, co bądź, nadal pracuję. Zrezygnowałam z następnego wolnego tygodnia i poprosiłam o powrót do pracy. Nie mogłam siedzieć na głowie Gunsom. Nawet im za tydzień zaczyna się trasa, a ja co? Siedzę na kanapie i oglądam telenowele brazylijskie. Koniec z tym. A za wypłatę, wynajmę sobie skromne mieszkanko.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo na to czekałam Rosemary - uśmiechnęła się do mnie dyrektor ośrodka.
- No przyznam, że ja też, ale musiało upłynąć troszkę czasu, bym nabrała dystansu do niektórych spraw. Teraz jestem pewna, że chcę wrócić.
- To dobrze, skarbie. Wiesz wydaje mi się, że powinnaś porozmawiać z Carol, nadal tutaj jest. Wyszła zaledwie na trzy dni i znów wzięła. Wiesz, jesteś dla niej wiarygodna nie tylko dlatego, że nie jesteś psychologiem, ale też dlatego, że sama przez to przeszłaś i jesteś najlepszym dowodem na to, że można podnieść się z największego dołka i zdobywać szczyty - uśmiechnęłam się krzywo.
- To może ja już...
- Tak, tylko muszę ci powiedzieć, że Michael nie wyszedł jeszcze z odwyku i zajmuje pokój 214, gdybyś...
- Jasne, dziękuję - wyszłam nie czekając na odpowiedź. Nie znalazłam Carol na świetlicy, więc od razu poszłam do jej pokoju 210.
- Carol, co jest? - weszłam po krótkim stuknięciu w drzwi.
- Rossie? Co ty tu...?
- Wracam do pracy. Powiedz mi, co się...
- Wracasz i od razu przypominasz sobie o starych znajomych. A może jesteśmy dla ciebie tylko podopiecznymi na trzy tygodnie? - wyrzuciła z siebie.
- Ja też mam problemy i musiałam się z nimi uporać
- Nawet nie odwiedziłaś swojego narzeczonego. Co może być ważniejsze od osoby, którą kochasz
- A jak można bić i poniżać osobę, którą się kocha, zrównać z błotem? - wyrzuciłam ze łzami w oczach - Nie chcę mieć z nim nic swpólnego - wyzyczałam przez zęby. Dziewczyna siedziała  na łóżku w szoku.
- On cię...
- Tak. Prawdopodobnie nawet tego nie pamięta. Nie mam ochoty rozmawiać na ten temat. Wzięłam urlop po to, by dojść do siebie i zapomnieć, na ile jest to możliwe. Dlaczego znowu bierzesz? Trzy tygodnie to za mało? - zaczęłam inny temat.
- Brandon, mój chłopak przespał się z moją koleżanką z klasy, rozumiesz to? Przychodził tutaj, kłamał, że mnie kocha, a wieczorem leciał do niej, by u robiła dobrze! - zaczęła płakać - To było dla mnie za wiele, Rossie - dodała po chwili - Nie wytrzymałam, musiałam wziąć.
- Przepraszam, ale to cię nie usprawiedliwia. Ja w takim razie po ostatnich wydarzeniach powinnam zaćpać się na śmierć, ale tego nie zrobiłam! Bo szanuję drugą szansę, jaką dostałam od losu i ty też powinnaś. Wyjdziesz stąd, skończysz szkołę, pójdziesz na jakieś nudne studia, zakochasz się w facecie twojego życia i będziesz cholernie szczęśliwa
- Jasne... Możesz już sobie iść? Muszę pomyśleć - rzuciła ścierając łzy z policzków. Bez słowa wyszłam na korytarz.
- Rozz? - usłyszałam za sobą. Moje serce przyspieszyło. Zaczęłam szybciej oddychać.
- Michael - wydusiłam nie obracając się. Dotknął mojego ramienia. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Pokryłam się zimnym potem. Odskoczyłam od niego, jak najdalej - Zostawi mnie! - krzyknęłam.
- Ale co ci...
- Nie pamiętasz, prawda? Jak mnie biłeś, jak zaciągnąłeś mnie do sypialni... - łapałam spazmatycznie oddech - Odejdź!
- O czym ty mówisz? Coś ci się chyba przestawiło w główce - chciałam mu coś odpowiedzieć, ale całe pomieszczenie zatrząsło się i to nie jednokrotnie. Chłopak chciał mnie objąć, ale udało mi się go wyminąć i dostać na klatkę schodową. Zbiegając po schodach, znalazłam się przed budynkiem. Wszystko trwało może z minutę. Ludzie powychodzili z domów i sklepów. Niektórzy płakali, inny po prostu obserwowali, co się dzieje. Czy ja właśnie przeżyłam trzęsienie ziemi? 

8 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza! Tak! ; D No to ogólnie w końcu coś z Isbellem! Yeaah! Tylko znowu ten Michael... Nie lubię go. I halo, halo? Trzęsienie ziemi?! Ale czad! ; D

    Czytam od początku, ale nigdy nie komentowałam. Czas zacząć!

    here-today-gone-to-hell.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, ja powiadamiam cię jak mnie prosiłaś ale wiesz mi mam tyle rzeczy na głowie więc przepraszam :( Na razie przeczytałam u cb tylko ten jeden rozdział ale zaciekawił mnie. No i coś z moim(naszym ;D) Izzym. <3 Będę tu pewnie zaglądać ;D

    Wpadaj do mnie:

    black-roses-forever.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. http://welcome-to-the-hel-lxx.blogspot.com/ Nowy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdziały nadrobię jak poinformuję lub jutro, bo padam po tym dniu.

    Nowy na http://tacy-pozostaniecie.blogspot.com/2012/10/ii-utrata.html :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytam za chwilę, a tym czsem informuję o rozdzile;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tfu! nie o rozdzile, tylko o rozdziale 3 :D
      A co do twojego rozdziału, to mam nadzieję że coś zrobisz z tym narzeczonym,i że z Carol będzie ok :)
      I cieszę się że Izzy doszedł do siebie!Fajnie że coś między sobą wyjaśnili, szkoda że w taki sposób:(

      Usuń
  6. Omamamamaama...!
    Izzy i Rossie, kocham ich <3 Po prostu wielbię :D Wszystko super, super, zajebiście! Do czasu spotkania Michaela. Strasznie mnie ten gość wkurza. Nie dość, że cham to nie pamięta jeszcze nic! I to nagłe trzęsienie. Mam nadzieję, że nic się nikomu nie stanie i czekam z niecierpliwością!

    OdpowiedzUsuń
  7. No dobra, to Rossie wróciła do pracy, chociaż jak tam jest Michael to mi się wydaje, że to nie jest dobry pomysł. Tylko, że chłopak nic nie pamięta i też mi się go trochę w tym momencie szkoda zrobiło. W sumie, to nie panował co się wtedy z nim działo, ale.. no mógł nie doprowadzać się do takiego własnie stanu, to też jest coś sobie winny w tym wszystkim. Jednak jak tak sobie mysle, że Rossie powinna mu jakoś pomóc. No może już nie być z nim, bo to by nie miało sensu, ale skoro jest psychologiem i tam pracuje, to pomoc Michaelowi jest wpisana w jej obowiązki i nie ma że boli.

    OdpowiedzUsuń