sobota, 20 października 2012

Rozdział 23



- Poczekaj na mnie chwilę. Muszę zając się Małą. Strasznie jest dzisiaj marudna - ukołysałam swoją córkę i włożyłam ją do łóżeczka. Po kwadransie zeszłam na dół.
- Jak ty się trzymasz po rozstaniu? Udajesz, że jest wszystko w porządku, ale...
- Słucham? O czym ty mówisz, jakie rozstanie?  - oburzyłam się.
- Cały internet o tym huczy. Zdradziłaś Slasha, a on cię zostawił. Sama jesteś sobie winna dziecko...
- Nikogo nie zdradziłam i z nikim się nie rozstałam.
- To w takim razie gdzie jest twój ukochany? - czy ona wypowiedziała te słowa z sarkazmem?
- W Niemczech. Dzisiaj ma konsultację z lekarzem. Wyleciał ze Stanów niecałe dwie godziny temu.
- Jaką konsultację?
- Skoro tak zaczytujesz się w portalach plotkarskich to powinnaś wiedzieć, że Slash ma uszkodzone nerwy w lewej dłoni - odparłam ozięble.
- Ale przeciez on jest gitarzystą. To znaczy, że...
- Tak dokładnie właśnie to - ucięłam krótko - Przyjechałaś w jakimś konkretnym celu? Nie wiem, nasłaś na mnie opiekę społeczną, a może wręczyć mi dokument o badania psychiatryczne, by podpłaceni lekarze orzekli, że jestem niepoczytalna?! - z każdym kolejnym słowem podnosiłam ton.
- Upokuj się dziecko...
- Nie nazywaj mnie tak.
- Proszę, ja chciałam tylko...
- Tylko co! Znowu zatruć mi życie?! Twoje pojawienie się zawsze zwiastuje katastrofę.
- Rozwodzę się z twoim ojcem i wylatuję na stałe do Kanady. Tylko to chciałam ci powiedzieć. Chciałam pożegnać się również z twoim bratem, ale nie mogę nawiązać z nim jakiegokolwiek kontaktu. Wcale mu się nie dziwię, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego - skończyła to, co chciała powiedzieć. Wstała z kanapy, zabrała torebkę i skierowała się do wyjścia.
- Powiesz mi, dlaczego wyrządziłaś taką krzywdę mi i Shonowi? - rzuciłam krótkie pytanie. Nie liczyłam na to, że uzyskam odpowiedź.
- Na to pytanie nie ma krótkiej i jasnej odpowiedzi. Jeśli kiedyś będziesz chciała porozmawiać na temat mojego małżeństwa z twoim ojcem to zadzwoń. Mój aktualny numer jest dostępny zawsze na mojej stronie internetowej - rzuciła krótko - Ucałuj ode mnie Alice - uśmiechnęła się lekko i wyszła pozostawiając mnie w głębokim szoku, samą w pustym salonie.


- Slash, czemu nie zadzwoniłeś zaraz po wylądowaniu? Wiesz, jak się martwiłam! - takie były pierwsze słowa, jakie skierowałam do Mulata, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu połączenie przychodzące.
- Samolot miał opóźnienie i z lotniska jechałem bezpośrednio do kliniki - wyjaśnił - Mówiłem ci, żebyś się nie przejmowała tylko troszczyła o siebie i Alice...
- Dobre sobie. I co, jakie wieści! - ponaglałam.
- Jest szansa, tylko musiałbym tutaj zostać na serię czterech zabiegów co dwa tygodnie. Nie wytrzymam tak długo bez was, nawet nie ma o czym mowić!
- Otoż właśnie, że jest! Dostałeś od losu drugą szansę i masz ją wykorzystać, słyszysz?! Nie ma możliwości byś krażył między LA, a Berlinem? - zapytałam nieco smutniej.
- Niestety nie. Pomiędzy zabiegami będę przechodził jakąś dziwną rehabilitację. Ten siwawy koleś jakoś to nazywał, ale ja nie mogłem wszystkiego spamiętać.
- A masz może jakiś termin od kiedy miałoby się to wszystko zacząć?
- W zasadzie mógłby mnie przyjąć już jutro, ale poprosiłem o przeciągnięcie całej procedury do przyszłego tygodnia. Chcę mieć trochę czasu na podjęcie decyzji, chyba mnie rozumiesz
- Jasne... To kiedy masz samolot powrotny?
- Za dwie godziny. Trzymajcie się moje dziewczyny
- Pa - odpowiedziałam krótko. Nie spodobała mi się opcja z dwumiesięcznym wyjazdem, z drugiej strony, gdyby Slash mógł nadal grać, wyjeżdżałby w półroczne trasy. Postanowiłam za wszelką cenę przekonać go do leczenia.

- Miałeś być trzy godziny temu - powiedziałam z wyrzutem, kołysząc Alice.
- Miałem jeszcze coś do załatwienia. Chodź ze mną - złapał mnie za przedramię i pociągnął w stronę wyjścia.
- A nasza córka?
- Aly jedzie z nami - odpowiedział krótko. Wzruszyłam raionami i poszłam za nim.
- Jeśli chciałeś się przejechać po Topanga Canyon to mogłeś sobie znaleść na tolepszy moment. Zobacz, Mała na dobre się już rozbudziła.
- Wyluzyj Taylor. Za kilka minut będziemy na miejscu - nie spodobał mi się ten tajemniczy ton.  Nie odzywałam się tak długo, dokóki nie wjechaliśmy po krętej drudze na teren czyjejś posesji.
- Przywiosłeś nas do kogoś? Slash, zobacz, jak ja wyglądam... - westchnęłam zrospaczona. Miałam na sobie szare jeansy, luźny czarny t-shirt i włosy odstające we wszystkie strony świata, które okiełznałam czerwoną gumką.
- Przecież w dsomu zawsze tak chodzisz
- Tak, sama w swoich czterech ścianach, a nie wśród obcych mi ludzi, w dodatku sądząc po okolicy dosyć zamożnych - nie wyczułam aluzji w tym, co do mnie powiedział, dlatego, to co powiedział bardzo mnie zszokowało.
- To nasz dom
- Słucham? - otworzyłam szerzej oczy. Czy on miał na myśli to, że ten ogromny beżowy budynek przed nami z białyki wykończeniami i masą balkonów i balkoników będzie teraz naszym nowym miejscem zamieszkania? Z dala od zgiełku miasta, wśrod zielenii i błękitu nieba?
- Tutaj będziemy mieszkać... Jeśli chcesz oczywiście - na jego twarzy zakwitł szeroki uśmiech.
- Yyy... jasne... Je pierdziele, nie wiem, co mam powiedzieć... Dziękuję - spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Slash po prostu mnie przytulił, a ja wpiłam się w jego usta.
- Co w tym takiego dziwnego -powiedział - Przecież rozmawialiśmy na ten temat, gdy zamieszkał z nami London. Stwierdziliśmy, że w twoim mieszkaniu jest za mało miejsca i planowaliśmy kupić coś innego. Chodź - otarł kilka pojedynczych łez z moich policzków - Zobaczysz go od środka, tylko najpierw daj mi Aly, skoro już nie śpi, może pooglądać z tatą - wypięłam dziecko z fotelika i wręczyłam mu nasz słodki ciężar. Jedną ręką przytulił maleństwo do siebie, a drugą objął mnie w talii. Nasz nowy dom składał się z dużej kuchni połączonej z jadalnią, z ktorej można przejść do dużego salonu. Wszystkie, co drewniane jet w odcieniu dębu, lub mahoniu i mocno kontrastuje z sosnową podłogą. Pomieszczenia pełne są rożnych dekoracji, przez co wydają się bardzo przytulne (mimo swojego rozmiaru). Na piętrze mieści się 5 sypialni (w tym nasza). Każda ma oddzielną łazienkę. W naszym pokoju, który znajduje się na samym końcu korytarza jest ogromny balkon, z którego roztacza się widok na kanion i jego naturalne piękno. Pomieszczenie podzielone jest na dwie części, pierwszą typowo sypialną i drugą, w której teraz stało dziecięce łóżeczko z ślicznym fioletowym baldachimem (w całym pokoju przeważały odcienie fioletu i zieleni. Skąd Slash wiedział, że to moje ulubione kolory? Nigdy mu o tym nie mówiłam).
- Pomyślałem, że póki Aly nie skończy z nocnymi pobudkami, dobrze będzie mieć ją pod ręką - przerwał ciszę - Nawet teraz się przyda. Tak się biedactwo zmęczyło tym zwiedzaniem, że usnęło - uśmiechnął się pod nosem. Alice spała na jego ramieniu, trzymając się małą piąstką koszulki taty. Ułożył ją w łóżeczku i przykrył miękkim kocem w wesołe, bajkowe zwierzęta.
- Popatrz, jaki ładny zachód słońca - szepnęłam tonem zdziwionego dziecka, który widzi coś po raz pierwszy w życiu.
- No - objął mnie ramieniem i cmoknął miękkimi ustami w policzek - To nie koniec niespodzianek - rzucił niby to zupełnie obojętnie.

5 komentarzy:

  1. Jak słodko <3
    Też chcę mieć takiego cudownego męża! :D
    Świetny rozdział, pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Happy End! Jak ja kocham szczęśliwe zakończenia, są po prostu cudowne, a to Twoje jest najlepsze z najlepszych. A może Alice i Tylor pojadą z nim do tej kliniki? Albo lekarz przyjedzie do LA?
    Ogółem rzecz ujmując, rozdział jest w cholerę zajebisty :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty rozdział. To jeszcze nie koniec niespodzianek?
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału *____*
    A tym czasem zapraszam do mnie:
    http://life-in-the-paradise-city.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm... mam rozumieć, że matka Tay była pod dużym wplywem swojego meża i własnie dlatego tak się zachowywała i robiła wszystko to co robiła, a tak naprawdę, to nie chciała tego robić, a może bała się sprzeciwić? No własnie tak mi to wyglada w tym momencie, bo jakoś jej wczesniejsze wcielenie nie pasuje mi do tego, aby chciała pożegnac się z dziecmi. No i jeszcze te słowa, że jakby Tay chciała pogadać o jej małżenstwie, to wie gdzie szukać kontaktu. Hm...

    No Slash ma szasne, ale musi wyjechać na jakiś czas. Ale wlasnie, no sory jak pojedzie w trase, to nie będzie go jeszcze dłużej, więc... w sumie na jedno wychodzi.
    No i kupił domek, haha. Piękny domek, z pieknym zapewne ogordem, gdzie Alice będzie biegała i ryła trawnik. Urocze.

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie nowy rozdział ;3
    dont-cry-in-november-rain.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń