sobota, 15 września 2012

Something new

 Wynik dzisiejszej nudy i rozmyślania od jakiegoś czasu nad nowym opowiadaniem. To tylko wstęp, więc jest bardzo krótki. Komentujcie, sugerujcie, zgadujcie...

- Karen, mogłabyś odszukać mi fragment Romea i Julii, w którym Romeo widzi swoją ukochaną w trumnie, a następnie podejmuje decyzję o samobójstwie? - zapytałam swojej uczennicy, chodź tak naprawdę była niewiele młodsza ode mnie. Ja sama jeszcze nie skończyłam studiów, tylko przychodziłam tutaj w ramach wolontariatu. Jestem nauczycielem, który odbywa praktyki w ośrodku dla uzależnionych od narkotyków, leków, lub alkoholu. Nie wiele takich miejsc pozwala swoim pacjentom na kontynuowanie nauki. Dzięki temu, że tutaj jestem i pomagam im przyswoić na bieżąco materiał, nie mają zaległości i nie muszą zmierzyć się z kolejnym problemem - powtarzaniem klasy.
- Joe, jak ci idzie z równaniami? - zerknęłam na kartkę chłopaka. Wszystko obliczył bezbłędnie - Zaniosę to do twojej szkoły. Twój matematyk wpisze ci piątkę - uśmiechnęłam się do niego słodko, starając podnieść na duchu. Był nowy. Borykał się z nałogiem kokainowym - Możecie mi powiedzieć, gdzie jest Eva? - byłam bardzo do niej przywiązana. Była tutaj już cztery tygodnie. Przeszłam z nią istne piekło, kiedy pracując od niecałych dwóch miesięcy miałam się nią zająć. Była wybuchowa, arogancka, groziła mi, bluzgała, pluła w twarz. Teraz można powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółkami. Martwiłam się o nią, bo często miewała stany depresyjne, a była już prawie na końcu swojej drogi tutaj.
- Siedzi w swoim pokoju i do nikogo się nie odzywa - oznajmiła Karen znad książki.
- Wiecie co... na dzisiaj zrobiliśmy już wszystko. Dzięki wielkie i do jutra - wstałam i udałam się do pokoju 113. Weszłam przez uchylone drzwi. Postać w czarnych włosach, czarnych spodniach i koszulce z wielkim krwistoczerwonym krzyżem stała do mnie tyłem, spoglądając przez okno.
- Wyjdź kimkolwiek jesteś - burknęła.
- To ja - odezwałam się, stojąc w progu. Odwróciła się i spojrzała na mnie swoim zmęczonym wzrokiem. Płakała, czarny tusz spływał po jej policzkach. Podeszłam do niej nieśmiało i chwyciłam za lodowate dłonie.
- Co się stało kochana? - zapytałam czule.
- Dopiero teraz sobie to uświadomiłam... nie mam nikogo. Rozumiesz, wszyscy się ode mnie odwrócili: rodzice, chłopak, przyjaciele, znajomi. Za tydzień stąd wychodzę i nie wiem, co mam robić. Nie mam żadnego planu - rozpłakała się. Usiadłam z nią na łóżku i mocnio przytuliłam.
- Ty nie potrzebujesz planu - szepnęłam jej do ucha. Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem - Zobacz, ile zrobiłaś w ostatnim czasie. Zdałaś maturę, rzuciłaś to świństwo.
- Mówisz?
- Ja to wiem - uśmiechnęłam się szeroko. Nachyliła się do szafki nocnej i pokazała mi gruby zeszyt ze skórzaną okładką - Ale ja nigdy nie mogłam...
- Wiem, że nie pozwalam go nikomu dotykać, ale tobie ufam - otworzyła pierwszą stronę. Wewnątrz była masa rysunków. Otworzyłam usta ze zdumienia - Tak sobie myślałam, żeby iść na studia... może w tym kierunku?
- Ty masz jeszcze jakieś wątpliwości? Jesteś świetna, to wygląda, jak zdjęcia i to wyretuszowane - pokręciłam tylko głową.
- Jak ci się tak podoba, to masz - wybrała jeden z obrazków. Narysowała mnie, siedzącą nad zeszytami z kilkoma nastolatkami. Coś wskazywałam i uśmiechałam się pod nosem - Wiecznie uśmiechnięta optymistka.
- Dziękuję, Eva. To jest piękne - pogładziłam linię ołówka - Kurcze, jak mi cię będzie brakowało. Musisz koniecznie się ze mną skontaktować, jak tylko będziesz miała jakiś konkretny adres.
- Jasne - obje usłyszeliśmy na korytarzu dziwny dźwięk Krzyk? Skrzek? A może zupełnie coś innego. Nie musiałyśmy nawet wychodzić z pokoju, bo "Coś" zatrzymało się przy naszych drzwiach, które były otwarte.
- Może wy mi łaskawie powiecie, gdzie jest sala 114
- Na drzwiach są tabliczki - rzuciła moja przyjaciółka.
- To chyba kurwa wiem, ale... - spojrzał na numer 113, a następnie na drzwi obok.
- Tak, brawo durniu - zaczęła klaskać - Jesteś na miejscu. Witamy w piekle.
- Sobie kurwa nie pozwalaj, bo w ryj dostaniesz
- Słyszałaś to Rossie? - zwróciła się do mnie - Przecież jak go dorwę, to rozjebię o najbliższą ścianę - chwyciłam Evę za nadgarstek i usadziłam na łóżku.
- Każdy PROSZĘ PANA - podkreśliłam - Ma swój pokój i nie należy zakłócać niczyjej prywatności, więc proszę się zamknąć w swoim i zejść na kolację o 18 - rzuciłam służbowo.
- Kolejna pierdolona psycholożka. Już jedną świruskę z medalionem na szyi spotkałem przy wejście. Jak poczuję w swoim pokoju te jej kadzidełka, to będzie skrobała swój łeb z podłogi - doskoczyłam do drzwi i zatrzasnęłam je, najmocniej, jak potrafiłam.
Nastał kolejny dzień. Rozpoczęłam go, jak zawsze zresztą z uśmiechem.
Na świetlicy czekała na mnie grupka pięciu osób. Na drugim końcu sali siedział ten chłopak z wczoraj. Zmierzył mnie wzrokiem i lekko rozdziawił swoją paszczę. Prychnęłam i zabrałam się, za to co do mnie należało.
- O dzisiaj ubrałaś Led Zeppelin - skomentował mój strój Ben.
- A co, wolałeś wczorajsze Motorhead? Masz - wyciągnęłam z torebki mojego winyla - Ale ostrzegam, do zwrotu, bo to moja ulubiona.
- Jeju, dzięki - piętnastolatek przytulił się do mnie. Był w sumie, jak dziecko. Dziecko, ale uzależnione i traktowane tutaj, jak dorosły. Żadnych ustępstw. Eva znowu się nie pojawiła. Tym razem zaczęłam się martwić. Po skończonych zajęciach udałam się do jej pokoju, ale był zamknięty. Pukałam, waliłam, prosiłam, ale nikt nie otwierał.
- Może ci pomóc? - zaproponował Nowy.
- No nie pogardzę - westchnęłam. Zamachnął się i z całej siły kopnął w drzwi, które wpadły do środka. Chciałam na niego nakrzyczeć, ale wszystko wyleciało mi z głowy. Zapomniałam nawet, jak się oddycha po tym, co zobaczyłam. Eva leżała na podłodze. Wokół niej kilka strzykawek i jeszcze więcej woreczków. Była sina. Podbiegłam i sprawdziłam puls. Brak. Była lodowata. Zaczęłam ją reanimować. Rudy mnie od niej odciągnął
- Nie pomożesz jej - szarpnął mnie do tyłu. Upadłam na tyłek i zatrzymałam plecami na torsie chłopaka. Cała się trzęsłam. Łzy płynęły po moich policzkach, ale nie byłam tego świadoma. Zacisnął wokół mnie sztywno swoje ramiona. Bardzo szybko oddychał. Spojrzałam na jego twarz. Zatrzymał wzrok na woreczku pełnym białego narkotyku.
- Idź zawiadomić dyrekcję - wydusiłam. Chłopak nadal trząsł się i nie spuszczał wzroku z kokainy - No idź do jasnej cholery!- krzyknęłam. Dopiero wtedy oprzytomniał. Zostałam sam, na sam z ciałem Evy. Na łóżku leżał jej zeszyt, kilka innych drobiazgów i czerwona koperta z moim imieniem.

10 komentarzy:

  1. http://love-is-a-bad-habit.blogspot.com/ zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! To jest zajebiste! O.O Super pomysł, a ten rudy chłopak to Axl? O.o czy kto taki? xD

    Już się wzruszyłam, a to dopiero prologos! D; jest to po prostu piękne! <3

    Eva to wariatka! Dlaczego to zrobiła? Weź już napisz i wstaw ten kolejny rozdział, bo normalnie nie wyrobię! Co ona jej tam napisała, noo!

    Świetne! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu, zaczyna sie ciekawie. Haha, no naprawdę. Dobra, ja jestem wolontriuszką, co prawda nie pracucje z uzaleznionymi nasotlaktami, a z małym dziecmi z trudnych rodzin. Jednak tak sobie mysle ze i taka praca i taka moja, to jest naprawdę cieżaka. Trzeba być mocnym psychicznie, bo tak naprawdę, to większość wolontriuszy nie ma przeciez opowiadniego wykształcenia i robi się wszystko na wyczucie. A potem, jak się wraca do domu i trzeba się od tego wszystkiego oderawać, a jednak to nie jest takie łatwe. Ciągle się mysli o swoich podopiecznych, zastanawia się nad tym.. a nie daj Boże coś sie stanie, tak jak własnie było pokazane w tym rozdziale.. to juz w ogole tragedia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyżby młodzi Gunsi na odwyku? To życzę powodzenia. Ten prolog jest świetny. Strasznie mi się podobał. Mam nadzieję, że szybko się się wyjaśni o co chodzi. Jak na razie mogę powiedzieć, że zapowiada się kolejne świetne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej, strasznie mi się to podoba. Jest zajebiste. Szybko dodawaj nowy rozdział, bo tak jak Michelle się nie wyrobię. *___*

    OdpowiedzUsuń
  6. http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2012/09/rozdzia-75.html - nowy rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgaduję, że ten z odwyku to będzie albo Axl, albo Slash. Powiem szczerze, że prolog piękny, jakich mało. Chwyta za serce, jest pełen emocji. Szkoda Rossie, biedna straciła przyjaciółkę. Niestety wszyscy kiedyś kogos kogoś tracą. Jedni wcześniej, inni później. Smutne, ale muszę przyznać, że piszesz bardzo realistycznie i wszystko sobie wyobrażam. Nie mogę z ciebie, 3 opowiadanie. Cholera dziewczyno podziwiam. Ja ledwo ruszyłam 2 rozdział u siebie i muszę go dzisiaj dokończyć. Zajebiste jest pisz dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. po prostu świetne. :) nie potrafię napisać nic więcej

    OdpowiedzUsuń