niedziela, 16 września 2012

Rozdział 13

Rose, napisałaś w komentarzu, że w zasadzie nic się w poprzednim rozdziale takiego nie działo, więc proszę... Wiem, że trochę teraz namieszałam, ale na ochłonięcie dodam za chwilę pierwszy rozdział (o ile będą kolejne?) nowego opowiadania.


Była godzina dziesiąta. Slash przewracał się właśnie na drugi bok, a ja pakowałam nasze porozrzucane rzeczy do walizek Zamówiłam i zjadłam śniadanie. Zostało nam jeszcze trochę czasu. Zauważyłam, że padł mi telefon. Po podłączeniu do ładowarki do uruchomiłam go. Miałam kilkadziesiąt nieodebranych połączeń i podobną ilość sms-ów. Przynajmniej dziesięć od Nessi, podobna ilość od rodziców i Izziego, reszta od Shona i z wytwórni. Zaczęłam po kolei czytać wiadomości
"Wszystko dobrze?"
"Byłaś w tym samolocie?"
"Lecieliście w tym samolocie ze Slashem?"
"Jesteś w LA?"
"Odpisz proszę!"
Jako samolot? Co się stało? Włączyłam telewizor. Na grubym czerwonym pasku 'Breaking news' widniał napis: Samolot Cleverland - Los Angeles przez Seattle, Chicago i San Francisco rozbił się w pobliżu Glendive. 130 osób zginęło, 4 przeżyły, trwa poszukiwanie rannych. Wymacałam krawędź łóżka i cięłko na nim usiadłam, upuszczając telefon z ręki. Kilkakrotnie zamrugałam.
- Slash! - szturchnęłam gitarzystę w bok - Slash do cholery obudź się! - krzyknęłam.
- Co?! Co?! Co się stało? - wydukał i przetarł zaspane oczy.
- Samolot, którym leciał Myles z Seleną... - nie potrafiłam wydusić z siebie czegoś więcej. Wskazałam na ekran telewizora. Mulat najwyraźniej nie wierzył w to, co widzi.
- To na pewno ich samolot? Jesteś pewna, że tam wsiedli? - poderwał się i wybrał odpowiedni numer telefonu. Nikt nie odpowiadał. Slash stukał nerwowo bosą stopą w podłogę - Czekaj... szpital! Przecież tam piszą, - pokazał na telewizor - że 4 osób przeżyło.
- Halo?  Dzwonię w sprawie osób poszkodowanych w katastrofie lotniczej
(...)
- Tak. Myles Kennedy i Selena Kennedy.
(...)
- Nie znaleziono dokumentów... - szepnął do siebie - niewysoka blondynka z niebieskimi oczami i brunet... - przerwał
(...)
- Tak, to ten wokalista.
(...)
- Naprawdę?! A jego żona... nie? Dziękuję pani - rozłączył się - Słuchaj Tay, Myles jest w szpitalu. Nie jest z nim najlepiej, ale nic strasznego mu nie grozi. Co do Seleny... Na razie jej nie znaleźli - oznajmił. Ukryłam twarz w dłoniach. Slash uklęknął przy mnie i objął moją głowę - Posłuchaj mnie, zadzwoń do naszych bliskich. Powiedz, jak jest. Ja załatwię bilety na samolot i pogadam z managerem w związku z odwołaniem trasy koncertowej. Nie będę przecież siedzieć bezczynnie -  Pokiwałam głową. Gdy Slash zniknął za drzwiami łazienki zabrałam się za pisanie lakonicznych wiadomości "Wszystko w porządku. Mnie i Slasha tam nie było". Łyknęłam dwie ziołowe tabletki na uspokojenie, który 'w razie czego' przepisał mi lekarz. Po piętnastu minutach z pomieszczenia wszedł przybity Slash.
- Chodź skarbie, za godzinę mamy samolot - cmoknął mnie w czoło.

- Nie wiem, co bym zrobił gdyby tobie miało się coś stać.
- Chyba coś mi ostatnio obiecałeś, nie? Nigdy przenigdy nie dotkniesz z tego powodu butelki, ani strzykawki - spojrzałam mu głęboko w oczy. Pokiwał głową, ale odwrócił wzrok - Slash do cholery, patrz na mnie, to ważne! - warknęłam - Muszę być pewna, że gdyby coś mi się stało, będziesz dobrym ojcem dla naszego dziecka - złapałam go za ramię.
- Jak możesz to kwestionować?! - oburzył się. Oboje byliśmy poddenerwowani z wiadomego powodu.
- Kocham cię, ufam ci, ale sytuacje zmieniają ludzi. Tylko pomyśl, co by się mogło stać z Mylsesm, gdyby Selena...
- Nawet tak nie mów! Znajdą ją, albo już znaleźli, tylko my nic o tym nie wiemy, bo jesteśmy w pieprzonym samolocie - może miał rację.

- Gdzie leży Myles Kennedy?  -zapytał Slash, stojąc w recepcji.
- Pan nie jest rodziną - rzuciła leniwie.
- Ja nie proszę pani o stwierdzenie, czy jestem krewnym, tylko o konkretną informację
- Ale ja nie mogę jej panu udzielić - odpowiedziała twardo.
- Dobrze... sam sobie poradzę - chwycił mnie ze rękę i pociągnął za sobą. Zaczepił jakiegoś lekarza na pierwszym piętrze.
- Ty! - wrzasnął - Poszukasz mi gdzie leży Myles Kennedy, ale to migiem - popędził przestraszonego stażystę.
- Chirurgia, sala numer 410 - oświadczył, przełykając głośno ślinę
- No brawo - wyprasował dłonią kołnierz fartucha, który jeszcze chwilę temu mocno ściskał. Pojechaliśmy na czwarte piętro i zapukaliśmy do odpowiedniego pokoju. Wokalista spał. Miał masę otarć, a rękę i nogę w gipsie - Taylor, usiądź proszę, a ja idę zadzwonić - Slash podprowadził mnie do chwiejnego taboretu i wyszedł. Po półgodzinie przesiadłam się na fotel, który stał w roku sali i zasnęłam.
- Taylor? Ej, Tay? - poruszyłam się nerwowo i otworzyłam oczy.
- Myles? Już nie śpisz? Jak się czujesz?
- Powiedz mi, co się stało? Pamiętam tylko, że mieliśmy awaryjnie lądować? Gdzie jest Selena?
- Wasz samolot rozbił się w okolicach Glendive - czekałam na jego reakcję. Zmarszczył czoło i pokręcił głową.
- To niemożliwe, przecież Selena... gdzie ona jest?
- Nie wiem, Myles. Ciągle szukają... - chłopak opadł bezradnie na poduszki. Wrocił Slash z kubkiem aromatycznej kawy
- Chcesz mnie wykończyć? - burknęłam do niego.
- A no tak, zapomniałem - wypił szybko napój i wyrzucił papierowe opakowanie do kosza.
- Jakieś wiadomości?
- Przetransportowano helikopterem do Bilings pewną kobietę, ale nie wiadomo kim jest. Od razu trafiła na stół operacyjny. Staram się, jak mogę...
- Siadaj i zdrzemnij się, teraz ja postaram się coś zdziałać - minęłam się z Mulatem i wyciągnęłam z jego tylnej kieszeni telefon. Zadzwoniłam do Nessi. W końcu to ona studiowała medycynę i ma jakieś kontakty, nie? Obiecała, że oddzwoni za pól godziny. Zjechałam na parter i zamówiłam sobie szarlotkę. Wiem, że to nie jest odpowiedni moment, na takie rzeczy, ale jestem w ciąży i czasami miewam zachcianki.
- Halo? - Odebrałam telefon, zanim jeszcze zdążył zabrzmieć dzwonek.
- Słuchaj kobieta ma około 35 lat. Jest blondynką. Trudno określić jakiekolwiek znaki szczególne, bo jest w ciężkim stanie. Połamane kończyny, żebra, odrapania, obrzęk mózgu, odbite jedno płuco - myślałam nad tym, po czym możnabyłoby ją poznać...
- A obrączka? Ness, na obrączce Seleny, od środka,  widnieje imię Mylesa. Proszę, mogłabyś...
- Jasne, wyślę ci sms
- Dziękuję, wiesz, że jesteś najukochańszą i najwspanialszą przyjaciółką?
- Tak, tak. Dbaj o siebie - rozłączyła się. Dokończyłam pić herbatę i wróciłam do sali. Chłopak był wyraźnie przybity - Ej, wszystko będzie dobrze - przysiadłam na krześle.
- Nic nie będzie dobrze, jeśli przeżyła...
- Na pewno żyje, słyszysz!
- ... to, jak myślisz w jakim jest stanie - dokończył. Westchnęłam - Nawet nie chcę myśleć o tym, że miałbym istnieć bez niej
- Myles, nie mów tak - złapałam jego zdrową dłoń.
- Tobie jest łatwo tak mówić. Nawet nie wiesz, co przeżywał Slash...
- A myślisz, że ja nie? Leżałam sobie w twardym szpitalnym łóżku i było mi bardzo miło? Pomyślałam sobie, że się nim pobawię, bo przecież to jest takie śmieszne, kiedy ktoś myśli, że nie żyjesz?! - wpieniłam się. W złości uroniłam jedną łzę, którą szybko starłam wierzchem dłoni. Siedzieliśmy w ciszy. Slash pomimo wypicia kawy, spał jak dziecko. Zawibrował telefon, który miałam w kieszeni: "Prawdopodobnie to ona, ale proszę nie ciesz się na zapas" - Myles, prawdopodobnie kobieta, którą znaleźli to Selena - chłopak natychmaistowo ożył, a jego oczy zabłyszczały.
- Mówiła coś?
- Nie, przykro mi, ale jest w kiepskim stanie. Wpadłam na pomysł, żeby zidentyfikować ją po obrączce ślubnej i faktycznie, na złotym krążku widnieje napis "Myles" - momentalnie posmutniał, a w jego oczach zebrały się łzy - Pojadę do niej, ok?
- Nigdzie nie jedziesz! - odezwał się Slash. Cały czas podsłuchiwał?
- Niby czemu? Ona musi mieć kogoś przy sobie.
- To zadzwoń po jej rodziców. Nie możesz w takim stanie podróżować.
- O co ci chodzi? Ciąża już nie jest zagrożona. To nie choroba! - wykrzyczałam i zdałąm sobie sprawę, że nieumyślnie o całej sprawie dowiedział się Myles.
- Jesteś w ciąży? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak - westchnęłam - Jadę tam. Możesz mi pomóc w załatwieniu auta, albo poradzę sobie sama - oświadczyłam sucho i wyszłam na zewnątrz z nikim się nie żegnając.

6 komentarzy:

  1. Nie muszisz, aż tak bardzo brać sobie do serca moich komentarzy. Wiesz, takie rozdziały, gdzie w sumie nic szczególnego się nie dzieje, to też są potrzebne. W końcu, w prawdziwym życiu tez nie zawsze, coś się dzieje i nie zawsze akcja ma zawrotne tępo? Prawda?

    Ale dobra, jak coś się zaczeło dziać, to się zaczęło na powaznie. Dobra, takiego czegoś to ja się nie spodziwałam. No ale 4 osoby przezyło, to dużo, bo jak się samolot rozbija, to najcześciej nikt nie przeżywa. No to te osoby miały naprawdę duże szczęscie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra rozdział zajebisty! Kocham takie zwroty akcji, ale masz cholerne szczęście, że nie umieściłaś w tym samolocie Slasha, ani Tay!
    Boże co to by było! Ej...ale żona Mylesa żyje prawda? Powiedz, że tak! Proszę! Przecież inaczej to on się załamie, albo nawet zabije! D:
    Slash się chyba za bardzo troszczy, albo to Taylor nie uważa... nie wiem już sama... xD Mam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze jeśli chodzi o ciążę, poród i resztę życia xD

    Pierwszy rozdział tego nowego?! <3 TAK! Dawaj jak najszybciej xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam Cię, że dopiero teraz komentuję, ale na prawdę nie miałam czasu.
    Co do tego rozdziału.
    To na pewno Selena. Ja to wiem. Po prostu to kurwa wiem. I koniec. Bo przecież, gdyby to nie była ona, to co by było z Mylesem? No co kurwa? Załamałby się i wtedy dupa. Pewnie chciałby sobie coś zrobić i by to zrobił. Dla tego ja wiem, że to ona. A z resztą chyba nie jesteś aż tak okrutna, żeby ją uśmiercać?
    Poprzednie rozdziały były zajebiste.
    Pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczęłam niedawno czytać tego bloga. Przeczytałam go w jeden dzień. I kurde lubię to! XDD
    Wracając do tematu... kurde, niech Selena przeżyje, nooo. Jak nie przeżyje to kurde bój się! Mówię serio. XDDD
    Wizyta Buki gwarantowana, albo Slendera. Nie ogarniam co w tym takiego strasznego, ale kit. XDDD
    I jeszcze jedno, jak możesz to mnie informuj. c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Tym razem działo się zbyt wiele. Mam nadzieję, że Slash nie przypłaci tego kolejnym stanem przedzawałowym albo czymś w tym guście. Co do tego samolotu to pomysł miałaś świetny. Podobała mi się ta akcja. Jednak dobrze by było gdyby żona Mylesa przeżyła. Mam nadzieję, że Taylor nie zacznie rodzić ani nie poroni przez nerwy. Trzymaj dalej ten poziom bo opowiadanko zaczyna się robić coraz bardziej ciekawsze.

    OdpowiedzUsuń
  6. No, jak się wzięłaś za akcję to konkretnie. Dobry pomysł z tym samolotem. Nie wpadłabym na coś takiego. Na początku myślałam, że nie przeżyli. I byłby reunion Guns N' Roses. Aj te moje głupie pomysły, czekam, na następny.

    OdpowiedzUsuń