niedziela, 16 września 2012

Nowości c.d.

 Cały czas nie wiem, czy będę pisać to opowiadanie. Muszę sobie poukładać w głowie, jak potoczy się życie naszych nowych bohaterów. Na razie wstawiam coś takiego, cholernie krótkiego i zobaczę, jak wam się podoba. Mam masę lekcji, więc prawdopodobnie nic już dzisiaj nie napiszę, a to się równa tym, że pewnie w piątek rozdział głównego opowiadania pojawi się dopiero wieczorem.

Rossie
Przepraszam cię za to, co zrobiłam. Tak naprawdę poznałaś już mój motyw/powód: nie mam celu. Studia? Dobre sobie. Z czego bym się utrzymała? Gdzie bym mieszkała? Jaką byłabym matką? Tak, byłam w ciąży. Chłopak, którego kochałam, zostawił mnie, bo chciałam się leczyć. Wiem, że nic o tym nie wiedziałaś. Nikt, nie miał prawa się dowiedzieć. Przegrałam swoje życie w momencie, gdy sięgnęłam po pierwszą działkę. Zawsze będziesz moją przyjaciółką. Postaram się, jak tylko mogę czuwać nad tobą. Wiem, że pomożesz jeszcze wielu ćpunom. Zostawiam ci to, co mam najcenniejsze, czyli rysunki i jakieś pierdoły. Zrób z tym, co chcesz..
Kocham cię, Eva
Siedziałam na dywanie w swoim salonie i nie wierzyłam w to wszystko, co się stało. Moja przyjaciółka, z którą wczoraj rozmawiałam... Nie ma jej. Już nigdy nie wróci. Ogarnęła mnie jakaś taka dziwna pustka. Była jedną z najbliższych mi osób (oprócz mojego Michaela i ojca na wykopaliskach w okolicach Kairu). Kolejny raz z rzędu dzwonił telefon. Odłączyłam go od gniazdka.
- Hej Rose, jak w pracy? - do domu wrócił mój chłopak - Co się stało? - dostrzegł moje przekrwione oczy.
- Eva - wydusiłam.
- Znowu bierze? Przecież tyle razy ci mówiłem, że ćpun zawsze nim pozostanie.
- Popełniła samobójstwo - rozpłakałam się i zamknęłam w łazience. Gdy już nie miałam w sobie ani kropli wody, by mogła ulec grawitacji i spłynąć po policzkach w dół, wzięłam prysznic i bez słowa weszłam do sypialni. Michaela oczywiście nie było. Jeśli tylko pojawiają się kłopoty znika. Idzie do baru, albo na mecz, byle tylko wrócić, jak wszystko będzie już w porządku. Nie mogłam zasnąć. Musiałam wspomóc się kilkoma tabletkami nasennymi.
***
- Panno Rosemary proszę nie przychodzić dzisiaj na zajęcia. Dostanie pani dwa tygodnie urlopu. Posiedzi pani w domu, odpocznie i oswoi się z całą sytuacją - oznajmił mi dyrektor placowki.
- Dziękuję
***
Trzy dni później nadszedł czas pogrzebu. Nie uroniłam ani jednej łzy dopóki nie stanęłam nad jej trumną, by się pożegnać. Jej twarz... była taka spokojna, niemalże radosna. Przypominała mi królewną śnieżkę otrutą jabłkiem. Wystarczyłoby tylko znaleźć księcia i wszystko wróciłoby do normy. Niech to wszystko szlak, zaklęłam pod nosem. Musnęłam dłoń mojej przyjaciółki i wybiegłam na zewnątrz kamiennego budynku. Dołączyłam do procesji na cmentarzu, ale nie stałam w pierwszym rzędzie. Równo z pieśnią kończącą cały obrzęd weszłam do samochodu i z piskiem opon odjechałam.
***
- Ile można się zamartwiać? Życie toczy się dalej, a ćpuni są nic niewarci - jakże genialnym stwierdzeniem przywitał mnie Michael.
- Nie mów tak - wrzasnęłam.
- Jasne... Pracujesz tam i to wszystko stało się częścią twojego życia. Musisz z tego  zrezygnować. Każę ci z tego zrezygnować! - również podniósł głos.
- To jest część mojego pieprzonego życia. Ja też brałam! Też byłam ćpunem! - zrobił wielkie oczy - Co brzydzisz się mnie? Może to nawet lepiej! - krzyknęłam i wybiegłam z mieszkania. Krążyłam po ulicach LA dobre dwie godziny. Było takie jedno miejsce, które chciałabym odwiedzić, komuś się wyżalić. Zaparkowałam pod kliniką odwykową.
- Rossie, jak dobrze, że już jesteś! Wszyscy się za tobą tak stęskniliśmy - Joe mocno mnie przytulił
- Tak, jak za wami też - kwaśno się uśmiechnęłam.
- Ciężko ci, nie? - bardziej stwierdził, niż zapytał. Pokiwałam twierdząco głową.
- Chodź na świetlicę. Wśród ludzi naprawdę lepiej się pozbierać - pociągnął mnie za rękę na pierwsze piętro budynku. Zobaczyłam ich wszystkich. Akurat mieli zajęcia terapeutyczne. Dziewiętnaście osób, z którymi byłam tak bardzo zżyta. Moja rodzina.
- Rosemary siadaj - Helen, nasza psycholog poklepała miejsce obok siebie - Opowiadaj, co u ciebie.
- Jestem jeszcze na urlopie... Trochę odpoczęłam i staram się jakoś pozbierać, ale chyba mi nie wychodzi - wyznałam.
- Pamiętasz jeszcze naszą zasadę?
- Tak, chodź by nie wiem, co nie wracać do tego świństwa. Nie bój się, nie ma zamiaru - omiotłam wzrokiem całe towarzystwo. Nawet Rudy przekonał się do 'Babska od kadzidełek'.
- Byłaś na pogrzebie? - zapytała Karen - My bardzo chcieliśmy, ale wiesz, nie wolno nam
- Byłam
- No i... opowiadaj... jak ona wyglądała
- Dobrze, znakomicie. Bez zmartwień i wgl. - rozpłakałam się i wybiegłam na korytarz.
- Axl, proszę zostań z nami i daj je spokój - zawołała za chłopakiem. On jednak uparcie biegł za mną. Usiadłam na kolorowych krzesełkach i odchyliłam głowę do tyłu.
- Ej, co jest - przysiadł obok.
- A jak myślisz? Straciłam przyjaciółkę, osobę, na której mogłam polegać. Wiesz, że ona była już tak blisko, żeby stąd wyjść
 -Wiem - odpowiedział smutno - Ale to chyba jeszcze nie koniec, prawda?
- Wiesz, ja mam chłopaka - dziwnie na mnie spojrzał, ale kontynuowałam - Tak bardzo chciałabym mieć w nim jakieś oparcie. Chciałabym, by mnie wysłuchał - rozpłakałam się jeszcze bardziej. Rudzielec delikatnie mnie przytulił. Ścisnęłam go mocniej i trwaliśmy w takiej pozycji dobre kilka minut.
- Chodź, musisz wracać na zajęcia - odsunęłam go, gdy doszłam już jako tako do siebie.
- Ty chyba też... Jeśli dobrze zrozumiałem, co ten babsztyl mówił.
- Pani psycholog, okej? Nie, to już za mną. Od 4 lat jestem czysta - wyznałam.
Wróciliśmy na salę. Helen zmierzyła mnie wzrokiem, ale powstrzymała się od wszelkich komentarzy. Siedzieliśmy tam jeszcze z dwie godziny, potem każdy rozszedł się we własnym kierunku. Podeszłam do okna. Axl postanowił mi towarzyszyć.
- Czemu mnie prześladujesz?
- Wcale tego nie robię - przechylił głowę na obok - Po prostu mnie inspirujesz - dodał cicho.Westchnęłam - Czemu nie odbierałaś ode mnie telefonu, Rosemary?
- Jeśli już to Rossie. Nie chciałam z nikim rozmawiać
- A teraz?
- Axl proszę, nie naciskaj...
- Nie musimy rozmawiać o tobie - odwróciłam się w jego stronę.
- No dobrze... Co się stało, że tak się zmienileś?
- Ale nie za bardzo rozumiem, co co chodzi...
- Kiedy widziałyśmy cię - głos mi się załamał. Przecież poznałam go razem z Evą. Przełknęłam głośno ślinę - Byłeś cholernie rozkapryszonym, wściekłym i gburowatym kolesiem.
- To proste, nie chcę skończyć tak jak ona - znów zapanowała cisza. Po pół godzinie, gdy jego obecność bardzo mi ciążyła, pożegnałam się i wyszłam na ciepłe, wieczorne powietrze.

10 komentarzy:

  1. Jeejku jaki smutny ten rozdział... D: tak mi się go fajnie czytało, że mam ochotę na 100 kolejnych xD Świetna tematyka i wgl, no i Axl też się fajnie zachowuje, mimo, że nie wyobrażam go sobie na odwyku xD
    Szkoda, że się tak smutno zaczęło, ale przecież potem będzie się jeszcze lepiej czytało, no nie?
    Czekam na więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam te opowiadanie. Z resztą jak wszystkie, które ty piszesz ♥
    Takie smutne to trochę. Doprowadziłaś mnie do płaczu, a to dopiero pierwszy rozdział. Czekam na więcej ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, powoli zaczynam zakochiwac się w tym opowiadaniu. Wydaje mi się być takie trochę inne (chociaż kazde jest inne) ale z takim raczej się jeszcze nie spotkałam. Chodzi mi o tematykę. Tylko tak do konca nie rozumiem, co tam robi Axl w tym wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest rok 86. Za dwa miesiące Gunsi zaczynają pracę nad Appetite. Axl dobrowolnie zgłosił się na odwyk (tak wiem, mało realne :D).

      Usuń
  4. Opowiadanie jest świetne- wręcz idealne! Więc tak trzymać! Też się dziwię, że Axl poszedł na odwyk no , ale wszystko może się zdarzyć. Liczę na to, że nie będzie pięknie i sweetaśnie i trochę namieszasz. Dziękuję, że mnie poinformowała i jak pojawi się kontynuacja to bronilabym o następne poinformowanie :D Tydzień temu zaczęłam czytać twoje opowiadanie pod tytułem- guns n roses i jeszcze go nie skończyłam, ale niedługo może, może hehe. No i co pozdrawiam i mam nadzieję, że nie poddasz się tak łatwo tak więc goodbye i see ya soon !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. To się zajebiście zaczyna, nie mogę się doczekać co bd jak się rozkręci akcja.PISZ DALEJ!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanko jest świetne. Nie wiem czemu nie chcesz go pisać. Masz dryg do znajdywania tematów, na które niewiele osób się rzuca. Ty wybierasz dość trudne sprawy i zmieniasz je w malutkie cudeńka. Tak trzymaj. Mam nadzieję, że Rossie się pozbiera i nie wróci do nałogu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem ci, że mi się w chuj podoba. Pisz to dalej, bo zapowiada się naprawdę ciekawie. Nie zrozumiem, jeśli tego dalej nie pociągniesz. Masz już 3 opowiadanie, naprawdę zazdroszczę ci pomysłów. Ja muszę długo główkować, żeby napisać coś w miarę przyzwoitego. A ty, mam wrażenie, że te wszystkie pomysły tak Ci wpadają do głowy. Powtórzę się, zapowiada się świetnie, więc kontynuuj to z łaski swojej. Bo czekam na kolejne rozdziały. Zapraszam do mnie na
    ill-still-be-thinkin-of-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybacz, że spamuję, ale chcę powiadomić, że u mnie jest świeży rozdział opowiadanka: http://intheparadisecity.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. hejo, hejo ;D
    U mnie info. http://welcome-to-the-jungle-motherfucker.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń