sobota, 8 września 2012

Rozdział 9

 Rozdział krótszy, bo pisany już na bieżąco wczoraj późnym wieczorem. Muszę połączyć kilka wątków, które ostatnio porzuciłam, lub stworzyłam w całość, by nie dać wam o nikim zapomnieć (zwiastuję powrót Duffa? o.O)
***
Mój biedny żołądek. Czy to ta wczorajsza pizza jest powodem moich wymiotów? A miał być tak piękny dzień. Sparzyłam sobie mocnej czarnej herbaty bez cukru i usiadłam w salonie oplatając swoje kolana rękoma. Żeby nie tracić czasu przejrzałam pocztę. Dostałam wiadomość od Izziego Stradlina:
Od: IsbellS0000@gmail.com
 Wiem, że nasza współpraca zaczęła się dość dziwnie dlatego chciałbym to zmienić. Zapraszam panią na moje ranczo. Oczywiście w celach zawodowych. Chciałbym również wyjaśnić swoje zachowanie
Izzy Stradlin
Odpisałam, że w grę wchodzi końcówka przyszłego tygodnia. Do niedzielnego popołudnia są u mnie dzieciaki Slasha, a on sam zajmie mi pewnie czas aż do poniedziałkowego przedpołudnia. Następnie idę na badania kontrolne, a w środę on wyjeżdża do NY na plan teledysku i koncert. czwartek-piątek najbardziej by mi odpowiadały. Siedziałam w takim bezruchu do godziny jedenastej. Czułam się coraz lepiej. Pewnie leki na żołądek zaczęły działać. Weszłam leniwie pod prysznic. Grzałabym się tam pewnie z pół godziny, ale mój telefon dzwonił już kolejny raz z rzędu. Okryłam się szczelnie ręcznikiem i w końcu go odebrałam
- Co? - wrzasnęłam, gdy upewniłam się, że to Slash.
- Ty wiesz, jak się martwiłem
- Tak, bo mogłam się przecież w wannie utopić - odpowiedziałam.
- To wcale nie jest zabawne - doskonale o tym wiedziałam.
- Przepraszam - szepnęłam.
- Wszystko w porządku - odetchnął głęboko - Jedziemy z dzieciakami do parku linowego. Chcemy byś zabrała się z nami
- Wy, czy ty? - dowiakałam.
- Głownie ja i Cach, który cię bardzo polubił. London też nie ma nic przeciwko, więc jak? - w sumie czułam się już lepiej.
- Czemu nie, tylko nie każ mi się wspinać po drzewach
- Nie pozwolę ci wejść nawet na podest. Masz się wygrzewaćw słońcu i odpoczywać - rozkazał.
- Tak jest - rzuciłam żołnierskim tonem - Za kwadrans pod moim budynkiem? - upewniłam się
- Jasne. Kocham cię, wiesz?
- Tak i ja ciebie też - uśmiechnęłam się do słuchawki.
Ubrałam się wygodnie w spodnie khaki, trampki i biały podkoszulek. Okazało się, że idealnie wpasowałam się w wygląd chłopaków. London i Slash mieli na sobie oliwkowe bojówki i białe koszulki z rożnymi nadrukami. Cash siedział w krótkich jeansach i ciemnozielonej koszulce z jasnozielonym dinozaurem. Miał zabuczałą minkę. Pocałowałam Slasha w policzek i przywitałam się z maluchami. 
- A jemy co się stało? - skinęłam głową w stronę mniejszego chłopca.
- No bo tata nie pozwala mi iść na liny, a ja nie jestem już taki mały! - założył ręce na piersi.
- Nie, że ci nie pozwalam, tylko nie możesz tam wejść. Wolno się wspinać dzieciom od 10 roku życia. Dla ciebie mają wypasiony plac zabaw - tłumaczył. Cieszyłam się, że nie będę siedziała sama. 
Droga zajęła nam godzinę z kawałkiem. Zatrzymaliśmy się w ogrodzonym małym lesie. Z rożnych stron dobiegały nas piski dzieci przelatujących między drzewami. 
- No idźcie w kolejkę - popędziłam ich i złapałam za rękę Casha.
- Zostaniesz z nim? - zdziwił się Slash.
- A czemu nie? Chciałeś go puścić samego do tego mini małpiego gaju? My sobie pójdziemy na gofry a wy idźcie się powspinać na drzewa - celowo rzuciłam to trochę ironicznie. Na małej, okrągłej buźce zakwitł szeroki uśmiech. Mój narzeczony tylko pokręcił głową z uznaniem
- Masz podejście - szepnął mi do ucha. Nieznacznie się ukłoniłam. Poszłam z Cashem w stronę karuzeli, następnie na lody i na duży plac zabaw. 
- Halo? - odebrałam telefon.
- Taylor? Tu ojciec. Chcielibyśmy zebrać wywiad środowiskowy, na temat twojego narzeczonego - to ostatnie niemalże wysyczał - podeślij nam listę osób, które nie wygadują za dużo bzdur na jego temat
- Taylor, pomożesz mi wejść? - szarpnął mnie za rękę Cash.
- Co to za dziecko? - zbulwersował się ojciec.
- Młodszy synek Slasha. Muszę już kończyć - rozłączyłam się i pobiegłam z maluchem w stronę drabinek.
Bawiliśmy się świetnie. Wszyscy wracaliśmy z uśmiechem na twarzach. Slash podwiózł mnie do domu, a sam pojechał z dzieciakami do swojego mieszkania. Wzięłam długą kąpiel i usiadłam do komputera. Odezwała się Vanessa. 
- Kurde, czemu się tak długo nie odzywałaś?! Wiesz jakie plotki krążą po internecie?! Że nie żyjesz! Podobno Slash się załamał...
- Stop! - przerwałam jej - To tylko plotki. U mnie wszystko w porządku. Ułożyłam sobie tutaj życie. Musisz koniecznie przyjechać! - klasnęłam w ręce.
- W sumie - skrzywiła się i rozpłapała.
- Co się stało?! Mów mi, ale tu już!
-Widzisz, bo przez ten rok zdecydowaliśmy się z Davidem na ślub i wszystko było w porządku. Miesiąc temu, a tydzień przed ślubem powiedział mi, że mnie zdradził i kocha inną. Wyjechał do Kansas City - rozpłakała się.
- Kochana tak bardzo chciałabym być przy tobie. Jeśli nie masz jakichkolwiek planów, zobowiązań, przylatuj do mnie, jak najszybciej.
- No nie wiem... - zmieszała się.
- Wsiadasz w samolot z samego rana, jasne? Przed południem jesteś u mnie i ściskamy się na lotnisku, jak dwie idiotki. Koniec, kropka.
- No dobra... to wiesz, ja muszę się spakować i w ogóle - mowiła zamyślona.
- Jasne, już ci nie przeszkadzam. Do zobaczenia - wyłączyłam komputer i położyłam się do łóżka.

Znowu te cholerne wymioty. Matko, a jeśli to ma związek z nawrotem choroby? Jeśli rak zagnieździł się w innym miejscu i to są jego objawy?! Nie mam siły znowu walczyć. Płakałam nad toaletą. To już dziesiąta? Muszę się pozbierać i jechać po Nessi. Wzięłam jakieś pastylki i przewietrzając najpierw samochód z charakterystycznego zapachu, wsiadłam za kierownicę. Nie było tak źle. Tylko na silnych zakrętach wszystko zbierało mi się do góry. Nie potrafiłam już powstrzymać łez. Wizytę miałam już jutro po południu, ale to była dla mnie wieczność. Stałam w terminalu lotniska. Wymusiłam uśmiech, gdy zobaczyłam swoją przyjaciólkę. Obkręciła mnie wokól siebie. Zakryłam usta dłonią i pobiegłam do toalety. 
- Ej, Tay co ci jest? Jesteś chora?! - dobijała się do kabiny.
- Byłam, ale znowu mogę być. Miałam raka, Nessi. Boję się, że te wymioty o oznaka jego nawrotu. Tak kurewsko się boję - ukryłam wtarz w dłoniach i odblokowałam zamek.
- To na co czekasz? Idź do lekarza.
- Mam wizytę na jutro po południu, ale chyba prędzej dostanę zawału.
- Nie martw się. Doktor Vanessa Cronenberg wkracza do akcji. Wstawaj i jedziemy do twojej kliniki. Za dwie godziny będziesz miała wyniki podstawowych badań i wrócisz do domu spokojna - oświadczyła.
- Albo z wyrokiem - szepnęłam.
- Nawet tak nie mów!
Bujałam się pod gabinetem lekarza w przód i w tył. Po godzinie pielęgniarka przyniosła wyniki najświeższych badań. Doktor uśmiechnął się do mnie nieśmiało i zaprosił do środka.
- Czy to nawrot choroby? - wypaliłam od razu. Chciałam wiedzieć.
- Hm... pani wyniki są idealne. Nie ma mowy o nawrocie. Mogę za to stwierdzić, że jest pani w ciąży. To trudne, zwłaszcza po tak krótkim czasie od chemii i radioterapii, ale to prawda - wpatrywałam się w niego, jakby przemowił do mnie po łacinie
- Że co proszę? - wytrzeszczyłam zaszklone oczy. 
- Będzie pani miała dziecko - uśmiechnął się do mnie szeroko. Pokiwałam z psychicznym uśmieszkiem głową i wybiegłam z gabinetu przed budynek. Przyjaciółka za mną.
- Co się stało? - wołała za mną - Co on ci powiedział?! Jesteś chora?! - krzyczała. Zapała mnie za ramiona i mocno wstrząsnęła. Wsiadłam do samochodu i zdecydowanie ruszyłam z piskiem opon, gdy dołączyła do mnie Nessi. Całą drogę się nie odzywałam. Wbiegłam do mieszkania i zatrzasnęłam za sobą drzwi do sypialni.Weszła za mną i przyknękła obok mnie - Jeszcze raz... - westchnęła - Powiedz, co się stało? - pokręciłam przecząco głową
- Nie teraz - udało mi się wydusić i ukryłam twarz w pościeli. To było dla mnie takim cholernym szokiem. Spodziewałam się wszystkiego. Począwszy od tego, że jest ok i zjadłam coś nieświeżego, po 'Proszę panią, za kilka tygodnie pani umrze', ale to? Pogodziłam się z myślą, że nie będę mogła być matką. To spadło na mnie, jak grom z jasnego nieba i przełamało wszelkie granice w mojej głowie. Nie mam pojęcia, jak dlugo tak leżałam, ale usłyszałam szybkie kroki i trzask drzwi od sypialni
- Taylor, co się stało? Przyjechałem, żebyś się pożegnała z chłopakami, a ta dziewczyna na dole podająca się za twoją przyjaciółkę mówi, że zamknęłaś się w sobie po wizycie u lekarza. Nastąpił nawrot choroby? - skierowałam swoje tępę spojrzenie w jego stronę. Doskoczył do mnie i mocno przytulił, kręcąc przy tym przecząco głową - To niemożliwe - wystczał.
- Nie... jestem... chora - wydukałam, jak przez sen - Spojrzał mi w oczy.
- To co do cholery się stało? - objął moją twarz.
- Nic, po prostu jestem w ciąży - wydukałam. Zamurowało go. Nawet jego oczy stały się jakieś takie... zamglone? Ciekawe, czy ja wyglądam podobnie.
- Ty... znaczy się my... będziemy mieli dziecko? - wydukał.
- Na to wygląda - zachichotałam nerwowo.
- Ale byłaś już u lekarza i wszystko jest w porządku, tak?
- Na razie mój lekarz prowadzący zlecił mi badania, bo źle się czułam. Wyniki są wzorowe, ale wskazują jednoznacznie na ciążę - wyjaśniłam. Wpatrywał się jeszcze przez chwilę głęboko w moje oczy, a potem mocno przytulił. Zrobiło mi się tak milo, bezpiecznie i ciepło, że automatycznie po moim policzku spłynęło kilka łez, które szybko otarłam grzbietem dłoni.
- Kocham cię i strasznie się cieszę, słyszysz? - zareagował na moje zaczerwienione oczy.
- Naprawdę? - zapytałam. Odczepił mnie od siebie i złapał za ramiona.
- Jak możesz w to wątpić. Jesteś moją narzeczoną kocham cię, chcę być z tobą i jestem zajebiście szczęśliwy, że będziemy mieli swojego synka, albo córeczkę. A teraz chodź na dól pożegnać się z Londonem i Cashem i wyjaśnij swojej przyjaciółce, co się stało, go obgryza z nerwów paznokcie. Przytaknęłam i powlekłam się za Slashem.
- No cześć chłopcy. Widzimy się w środę, tak? - Cash uśmiechnął się szeroko i mocno do mnie przytulił, a London pomachał mi ręką.
- A nie jedziesz z nami? - zapytał mały.
- Nie mogę, wiesz przyjechała do mnie przyjaciółka - wyjaśniłam i mocno go uścisnęłam. Był najsłodszym dzieckiem na świecie. Slash wyszedł ze swoimi dziećmi, a ja zwrociłam się do Nessi
- Słuchaj, wtedy u lekarza... ja po prostu dowiedziałam się, że jestem w ciąży, a jak wiesz, nigdy nie mogłam mieć dzieci. Totalnie się tego nie spodziewałam, a mogłam przecież coś podejrzewać, zwłaszcza gdy lekarz zlecił badanie ginekologiczne, krwi i usg. Cały czas to do mnie nie dociera - wyjaśniłam. Vanessa mocno mnie przytuliła i podała sparzone niedawno cappuccino.
- Wszystko się uloży kochana. Musisz tylko się do tego psychicznie przyzwyczaić
- Ale ja o tym dobrze wiem. Widzisz, ja jestem zaręczona ze Slashem - wyjaśniłam, a ona zrobiła oczy jak pięciozłotowki.
- Ja myślałam, że to tylko plotki. Jak wparował ze swoimi synkami. Miął klucze i w ogóle... to było dziwne - doskonale wiedziałam, jak to wygląda dla postronnego obserwatora. Upiłam łyk słodkiego beżowego płynu i zapadłam się w puszystych poduszkach na masywnej kanapie.

8 komentarzy:

  1. Ajjjjjjj *_________________________________________________________*
    Kocham Cię kuźwa. To jest przezajebiste ; > Nie umiem nawet określić cudowności tego opowiadania *o* I wgl, Cash jaki słodki :3 i teraz będzie jeszcze następne małe, słodziutkie coś.
    Rozdział genialny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! ;) Założyłam właśnie nowego bloga, może masz ochotę wpaść? Zapraszam do komentowania! http://rocketfuckingqueen.blogspot.com/

    Link do starego bloga: http://welcome-to-the-jungle-motherfucker.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. No! Wreszcie mi się udało nadrobić xD
    To jest GENIALNE *____________* Dzieci Slasha, park linowy, Slash, ratowanie Shona, rozprawa z Perlicą, pomoc rodziców przez mały szantaż, mini trasa ze Stradlinem (!), no i ten wielki powrót Taylor do normalnego życia, do Slasha i ta ciąża! Awww *_____* nie wiem co jeszcze mam wychwalać, bo wszystko jest tak zajebiste, że normalnie szok! <3
    Czekam na kolejne, ale nie obiecuję, że będę komentować na bieżąco :<
    Mimo wszystko informuj o każdym nowym rozdziale <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyno, ja myślałam, że szkoła zabrała nam kochaną Michelle i już nie odda ;)
      Będę informować i czekać niecierpliwie na każdy nowy komentarz.

      Usuń
    2. Hej :)

      Noo, dobra, jestem nadal nabierząco, to chyba nie jest źle, haha. Zawsze mam problem z czytaniem czego kolwiek w weekendy, bo w sumie od piatku nie ma mnie w domu. :D ale dobra, bo przecież nie pisze, aby się tu jakoś zalić, czy coś, haha.

      Hmm, no tak miałam nadzieję, że w tym rozdziale pojawi się Stradlin, ale jednak się nie pojawił. No to czekam na tą jego rozmowe z Tay i wyjasnienie o co mu tak własciwie chodziło, haha. No bo takos nie mogę się domyślic, dlaczego tak się własnie zachował.
      No i tak, jak Tay wymiotowała, a potem jeszcze raz wymiotowała i w sumie nie czuła sie lepiej, to własnie podjerzewałam, że jest w ciązy. No cuda się jednak zdarzaja, a własnie dla niej, to może byc taki mały cud, bo przeciez nie miała zadnych szans. Haha, mam jakąś taką cicha nadzieję, że bedzie to dziewczynka (I w ogole, mam nadzieję, że się urodzi! Zdrowa! Nie będzie żadnego poronienia, czy coś w tym stylu. Ja się na to nie zgadzam!)

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak twoje rozdziały mnie cieszą. Humor mam dobry do końca dnia. Tak, na początku rozdziału podejrzewałam, że to ciąża. Ale i tak mam zacną radochę. London, jest taki niezbyt chyba przekonany do Taylor. W sumie to jak ma te 11 lat, bodajże to już trochę więcej rozumie i nie ma do niej chyba zaufania. Za to Cash to najsłodsze dziecko w świecie, taki kochaniutki do tego. Ciekawa jestem jak to będzie z Perlą, coś czuję, że będzie próbowała namieszać. Liczę na kolejny rozdział jak najszybciej. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowa notka! :)
    http://rocketfuckingqueen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. To tak strasznie kurwa wciąga *_*

    OdpowiedzUsuń