niedziela, 9 września 2012

Rozdział 10

Przegadałyśmy całą noc. Głownie o moim i jej życiu. Nawet nie pofatygowałyśmy się iść do łóżek. Spałyśmy pod jednym kocem. Tak mi jej brakowało. Była dla mnie najbliższą osobą. Poznałyśmy się na pierwszym roku studiów. Zaproponowałam jej, żeby pogadać ze swoim pracodawcą. Może mógłby przenieść ją do Geffen w LA.Tak, Vanessa była lekarzem hepatologiem i magenerem. Dziewczyna cholernie charyzmatyczna i z samozaparciem. Przecież w Nowym Jorku i tak ją już nic nie trzyma. Była jak najbardziej chętna. Mam nadzieję, że jej się uda. Wczoraj wieczorem zarejestrowałam się do ginekologa na dzisiejsze popołudnie. Jutro chcę się trochę polenić, albo iść na plażę z Nessi. W środę będę kibicować Londonowi, a w czwartek jadę do Ojai. Znowu te cholerne mdłości.
- Źle się czujesz - stwierdziła ze współczuciem moja przyjaciółka - Masz może herbatę imbirową, i witaminę B6? - zapytała. Pokręciłam głową - Za kwadrans wracam. Jest gdzieś tutaj apteka, nie? - wyjaśniłam jej drogę i przymknęłam oczy czekając aż wróci.
Jestem jej dłużnikiem do końca życia. Ta herbata to istny cud. Czuję się o niebo lepiej.
- Co planujesz robić przed lekarzem? - zapytała.
- Nie mam pojęcia. Slash pojechał do wytwórni... może pójdziemy na spacer? Albo chodź na plażę. O tej porze będzie mało ludzi - pociągnęłam Nessi w stronę mojej sypialni. Pożyczyłam jej swój kostium, który teraz na mnie wisiał. Sama wzięłam ten nowy: biały w zielone kropki. Zapakowałyśmy picie, olejek, ręczniki i kilka innych rzeczy do dużej bawełnianej torby, którą przerzuciłam sobie przez lewe ramię i pojechałyśmy na północny-zachód.
Piasek, słońce, szum morza i my dwie, wcinające miętowe lody na patyku. To jest to. Opowiedziałam przyjaciółce, jak mój narzeczony mi się oświadczył
- Jakie to romantyczne i słodkie - rozczuliła się - My z Davidem po prostu siedzieliśmy przed telewizorem i doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby wziąć ślub po sześciu latach chodzenia ze sobą. Żadnego pierścionka, specjalnego miejsca, tej atmosfery. Jesteś szczęściarą - posmutniała,a ja spojrzałam na nią z ukosa.
- Ty też będziesz. LA jest pełne świetnych facetów! - wykrzyczałam na głos, opadając na ręcznik i zakrywając twarz jego końcem.
- Pierdzielenie. Znam tutaj tylko ciebie - o kurde! Co ja zrobię z nią, kiedy pojadę do Stradlina.
- No to mamy problem, bo widzisz, ja w czwartek jadę do Ojai. Jestem managerem mieszkającego tam muzyka. Będziesz musiała zostać sama, chyba, że wybierzesz się tam ze mną - głośno rozmyślałam.
- Nie ma mowy, sama tutaj nie zostanę. Jadę z tobą, tylko najpierw upewnij się, czy tej gość nie ma nic przeciwko.
- Jasne - odpowiedziałam, zanurzając dłonie w gorącym piasku.

Siedzieliśmy na plaży, jak najdłużej się dało. Następnie razem z Nessi pojechaliśmy do kliniki, a potem na małe zakupy. Zajechałyśmy na Sunset Strip do mojego brata. Widziałam przez okno wystawowe, jak siedział nad jakimś dryblasem i dziargał mi jakąś gołą laskę na przedramieniu.
- Hej brat - zawołałam radośnie - Nie przeszkadzaj sobie, ja tylko przyniosłam ci coś do jedzenia, bo znając ciebie, w całej kuchni nie masz nawet kromki chleba. Gdzie mam to postawić?
- Nie wiem... może tak - wskazał na duży, szklany stolik. Był bardzo skupiony na swojej pracy.
- Dobra, nie przeszkadzam, chciałam tylko... - miałam zamiar powiedzieć mu o tym, że zostanie wujkiem, ale ostatecznie powstrzymałam się. Tak, jak mówił lekarz, nie wiadomo, czy ciąża się utrzyma. W moim stanie to ryzykowne. Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze, ale nie chcę zapeszyć, więc poczekam z półtora miesiąca - Ci to przynieść i powiedzieć, że na weekend wyjeżdżam z LA, więc jak coś to dzwoń - puściłam mu oczko i wróciłam do auta.
- Co robisz? - zapytała moja przyjaciółka po tym, jak wyszła spod prysznica.
- Sałatkę z kukurydzą, ryżem i piersią z kurczaka - oznajmiłam, przekrzyczając radio.
- To może ja podgrzeję te bułki czosnkowe z masłem, co? Będzie z tego pyszna kolacja.
- Dobra, weź jeszcze dodaj tutaj troszkę majonezu, a ja zadzwonię po Slasha - Halo? Slash? No gdzie jesteś?... Ale coś się stało?... Jesteś pewien?... No dobrze... Też cię kocham.
- Co jest? - Nessi przyciszyła radio.
- Slash powiedział, że jest zmęczony i nie przyjedzie.
- Tylko zmęczony? Przecież moglby tutaj...
- Wiem i właśnie dlatego się niepokoję. Zawsze przyjeżdżał do mnie nawet po kilkugodzinnym locie, prosto z lotniska. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona?
- Nie dziwię ci się, przecież ma problemy z sercem...
- Myślisz, że to od tego - przerwałam jej.
- Nie wiem, przecież może być po prostu zmęczony nie? - westchnęłam.

Slash zabrał mnie na turniej swojego syna, Londona. Poprosiłam Shona, żeby w tym czasie przygarnął Vanessę, co uczynił z przyjemnością, gdyż od dłuższego czasu 'chciał sobie uciąć miłą pogawędkę z tą śliczną blondynką'.
- Tato, jesteś! - chłopak mocno się do niego przytulił.
- Przecież obiecałem, nie? - uśmiechnął się szeroko.
- Siema Taylor - przybiliśmy sobie piątkę. W oddali z ławki poderwała się Perla i złapała mocniej za rękę Casha, który chciał pobiec w naszą stronę. Slash spiorunował ją wzrokiem, a ta jeszcze bardziej odgrodziła od nas małego.
- Wiesz co, ja może pójdę po wodę - wyciągnęłam rękę z jego uścisku i weszłam do sklepu. Przyglądałam się temu, jak gitarzysta doszedł w końcu do porozumienie ze swoją byłą żoną, a ta pozwoliła mu przytulić syna. Tak myślała, że takie cyrki robiła tylko ze względu na mnie, więc stałam przy półce z gazetami, jak najdłużej się dało. Usłyszałam przez głośniki przemowę otwierającą konkurs i zajęłam pierwsze, lepsze miejsce na widowni. Było cholernie gorąco, a dzieciaki śmigali, jak pociski. Jako zawodnik numer 12 występował London. Trzymałam kciuki najmocniej, jak mogłam. Nie znałam się na tych wszystkich akrobacjach, ale jako amator mogłam stwierdzić, że nie poszło mu najlepiej. Przecież dopiero zaczyna i nie ma się co martwić. Konkurowali z nim  doświadczone 16 latki. Widziałam, jak z zasmuconą miną i deską pod pachą idzie w stronę matki. Chyba nie starała się go pocieszyć, bo pobiegł od nich, jak najdalej mieszając się z gęstym tłumem. Całe szczęście, że byłam na jego drodze. Złapałam za koszulkę, gdy koło mnie przebiegał. Odwrócił się przestraszony i zaczął wyrywać
- Ej, to tylko ja - złapałam go za ramiona. Uspokoił się nieznacznie. Zauważyłam w jego oczach łzy - Co jest mały? Przecież byłeś najlepszy ze swojego rocznika.
- Tak tylko, że w moim wieku było tylko trzech zawodników ze mną włącznie.
- Tak, ale reszta to same dryblasy, znacznie od ciebie większe - nachyliłam się do niego. Rozpłakał się, a ja mocno go przytuliłam - Chodź do twoich rodzicow, bo pewnie się martwią.
- Nie! - krzyknął - Nigdy nie będę jeździł tak, jak tata.
- Słuchaj, jestem pewna, że w twoim wieku tak nie potrafił - spojrzał na mnie - Tak, jesteś świetny. Za kilka lat będziesz mistrzem Kalifornii, a ja będę mogła się pochwalić, że znam cię osobiście - uśmiechnęłam się szeroko. Jemu też poprawił się humor. Oboje usłyszeliśmy w głośnikach komunikat o zagubieniu dziesięciolatka - Chodź do biura. Pewnie umierają ze strachu.
 W pomieszczeniu stałą zapłakana Perla. Niemalże wyrwała ode mnie swojego syna. Wcale jej się nie dziwiłam. Po cichu wyszłam na z budynku i stanęłam przy barierce, chroniącej przed upadkiem ze skarpy. Roztaczał się stąd niesamowity widok na ten cały rozgardiasz na dole. Na dole zebrała się większa grupka ludzi, która robiła się coraz gęstsza z każdą sekundą. Chyba ktoś zemdlał. Nie dziwię się, żar lał się z nieba. Nie podobał mi się ten entuzjazm tłumu. W stronę zbiegowiska pędziło już kilku ratowników, którzy rozpierzchli cały tłum. Dokładnie widziałam stąd czerwone podeszwy skate'ów. Zaczęłam biec w tamtym kierunku. Mały chłopiec stał i głośno płakał. Nikt nie zwracał na niego uwagi.
- Cash, co się stało tacie? - rzuciłam się na kolana, by patrzeć mu prosto w ciemne oczka. Nic nie odpowiedział. Złapałam go mocno za rękę i przebiłam się przez mały tłum gapiów. Ratownik mocno mnie pchnął, gdyby nie stojący za mną facet, runęłabym na plecy
- Jestem jego narzeczoną, proszę mnie puścić! - warknęłam.
- Nie wierzę. Proszę się odsunąć.
- A jeśli powiem, że ma wszczepiony rozrusznik, to pan uwierzy! - krzyczałam, najgłośniej, jak mogłam. Jego wyraz twarzy zmienił się. Zawołał jednego ze swoich współpracowników i przekazał mu kilka instrukcji, co powinni zrobić.
- Rozejść się! Koniec przedstawienia! - warknął. Zabrali Slasha do kartki i odjechali.  Stałam zszokowana, ale musiałam się szybko ogarnąć.
- Chodź - szepnęłam małemu do ucha i pociągnęłam do tego samego budynku, w którym byłam przed chwilą.
- Proszę - oddałam Casha w ręce Perli.
- A Slash nie chciał się już tutaj zjawić? Aż tak mnie unika?
- Slasha zabrała karetka - oznajmiłam i wyszłam na zewnątrz.
Po obdzwonieniu wszystkich szpitali nareszcie trafiłam na ten właściwy. Tutaj nikt nie robił mi problemu z wejściem na oddział. Gwałtownie weszłam do sali numer 5. Slash poderwał sie na mój widok, ale szybko opadł na poduszki i nieznacznie się skrzywił
- Co ci się stało? - doskoczyłam do łożka.
- London się znalazł? A co z Cashem?
- Najpierw znalazłam starszego i odtransportowałam do Perli, a chwilę później zrobiłam to samo z mniejszym. Co się stało?
- Trzeba będzie odwołać koncert. Ja pierdolę i przesunąć zdjęcia do teledysku - złapał się za głowę.
- Co się stało?! - warknęłam.
- Lekarze twierdzą, że to coś w stylu przedzawału. Niepotrzebnie lekceważyłem pierwsze oznaki - westchnął.
- Wczoraj nie byłeś zmęczony, prawda? - spojrzałam mu głęboko w oczy.
- To też...
- Do cholery, czemu nie jesteś ze mną szczery?!- oparłam łokcie o uda i zakryłam twarz dłońmi.
- Nie powinnaś się denerwować
- Wiem. Byłoby wszystko dobrze, gdybyś niczego nie ukrywał. Wiesz, jak przestraszyłeś Casha, jak mnie? - oboje zamilkliśmy - Nie rób tak nigdy więcej - dodałam po chwili, już znacznie ciszej.
- Dobrze - ścisnął moją dłoń.
- Kocham cię to cholery i nie chcę oglądać w takich okolicznościach, jasne? - spojrzałam mu głęboko w oczy i musnęłam lekko, ciepłe wargi.
- Ja ciebie też. Przepraszam - szepnął mi do ucha - Byłaś u lekarza?
- Tak - Miałam mu powiedzieć, że ciąża jest dla mnie niebezpieczeństwem? Albo, że dziecko może się urodzić chore? Staram się o tym nie myśleć. Urodzę to dziecko, chodź bym miała umrzeć chwilę później.
- I... - drążył.
- Wszystko jest w porządku - nie wspomnę też o tabletkach na utrzymanie ciąży i codziennych, porannych mdłościach.
- To dobrze - przymykały mu się oczy. Chyba dostał jakieś leki.
- Śpij, śpij - cmoknęłam go w policzek
- A ty jedź do domu - wymruczał, zanim całkiem pogrążył się w sen.

5 komentarzy:

  1. O ja pierniczę! Jaki dramatyczny rozdział! :O Dobrze, że Slash już ma się dobrze, Taylor i zagrożona ciąża?! OMG! No z rozdziału na rozdział coraz ciekawiej się robi xD Głupia Perla...ja pierdole jak ja jej nie lubię... London i Cash to jedyne dzieci na świecie, które lubię :D Mam nadzieję, że Taylor nic się nie stanie, no i że ta Perla im nie przeszkodzi...
    Kurdełę! Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/2012/09/rozdzia-73.html a więc u mnie pojawił się nowy rozdział + info. Zapraszam ;)

      Usuń
  2. Ale zamieszanie. Najpierw London gdzieś przepada, potem Slash chyba traci przytomność.. Masrka. A do tego Tay ma zagrozoną ciąże i takie atrakcje. Dobrze, że nic się jej nie stało, bo przecież w sumie to był sliny stres i mogło się skończyć naprawdę różnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ninde. Wybacz mi, że skomentuję od razu wszystkie trzy rozdziały ale wczoraj jak wróciłem nie byłem w stanie napisać niczego konstruktywnego. No dobra koniec o mnie i zabieram się za komentarz.
    Wszystkie rozdziały są świetne. Niepodziewane zwroty akcji, ciąża Taylor, Slash i jego problemy z sercem. Mam tylko nadzieję, że nie chcesz uśmiercić Slasha. Poza tym bardzo mi się podobało to, że Tay chce pomóc Slashowi w odzyskaniu synków. Dalej piszesz bardzo zajmująco. I muszę ci powiedzieć, że twój blog był jednym z trzech, na które wczoraj wszedłem. Trzymaj tak dalej a na pewno daleko zajdziesz.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście dużo się dzieje. Nie podoba mi się to, że Slash i Taylor tak się ciągle nawzajem okłamują, jakby nie mieli do siebie zaufania. Tak naprawdę niby oni nie chcą denerwować swojego partnera, ale i tak potem nie wychodzą na tym najlepiej. W każdym razie rozdział mi się podoba i czekam na więcej :D
    I nowy rozdział u mnie :)
    http://sweetnessisavirtue.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń