piątek, 14 września 2012

Rozdział 11

Slash wyszedł ze szpitala po 24 godzinnej obserwacji. Miał się nie przeciążać, leżeć i odpoczywać. Zastanawiałam się co mam zrobić. Przecież musiałam być dzisiaj po południu u Izziego Stradlina. Nie mogłam tego odwołać. Zajmuję się sprawami mojego klienta raz, na ruski rok.
- A ty nie powinnaś się zbierać? - zapytała Nessi.
- Powinnam, ale z kim mam zostawić Slasha. Przecież on nie będzie grzecznie leżał w łóżku
- No, ale przecież ja tu jestem - wyjaśniła.
- Ale ty jesteś moim gościem
- I twoją przyjaciółką. Jedź i o nic się nie martw - posłałam jej wdzięczne spojrzenie i mocno uścisnęłam.
Wróciłam do sypialni i zaczęłam się pakować
- Slash, muszę wyjechać na weekend w sprawach zawodowych - oświadczyłam.
- Dokąd? Mam się martwić, czy być zazdrosny? - odzyskał dobry humor. Obróciłam się na pięcie i podparłam w talii.
- Do Ojai i nie musisz być zazdrosny, ani się martwić. Aha i nie licz na to, że ja cię tutaj zostawię, a ty pojedziesz do domu? Nessi z tobą zostaje - posłałam mu buziaka, kiedy nieznacznie się skrzywił.
- A dowiem się w końcu, kto jest teraz pod twoimi skrzydłami? - Zawahałam się, czy powiedzieć mu prawdę. Po tym, jak zachował się Izzy, podejrzewałam między nimi jakiś konflikt.
- Jeffrey Isbell - odpowiedziałam i zajęłam się wkładaniem swoich ubrań do torby. Długo się nie odzywa. Parę razy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, ale momentalnie, albo ja, albo on odwracaliśmy spojrzenie.
- Jedziesz do niego? - zapytał surowo.
- Tak - odpowiedziałam krótko. Nie miałam zamiaru mu się tłumaczyć. Uwinęłam się ze wszystkim w 20 minut. Na koniec podeszłam do nocnego stolika i wyciągnęłam z kontaktu ładowarkę - To pa. Do zobaczenia w niedzielę - miałam nadzieję, że mnie pocałuje, albo przynajmniej przytuli, ale zaszczycił mnie tylko swoim spojrzeniem. Obkręciłam się na pięcie i zeszłam na dół.
- A ty czemu taka naburmuszona?
- Musisz ciągle zadawać tylko pytania? - odburknęłam.
- Powiedz mi, co się stało? - nadal mówiła do mnie spokojnym, troskliwym tonem.
- Powiedziałam Slashowi, że jestem managerem Izziego - wzrudzyłam ramionami.
- I... - ciągnęła
- Chyba mają między sobą jakiś konflikt. Stradlin też zareagował dziwnie, jak dowiedział się, że zajmowałam się sprawami Slasha.
- Postaraj się go o to podpytać. Może mi uda się coś wyciągnąć od Slasha? Dobra jedź już, bo nie wypada się spóźnić.

Najechałam przed dużą drewnianą bramę. Z zewnątrz parcela przypominała typowe ranczo. Budynek szczelnie okazały drzewa, co pomagało w utrzymaniu maksimum prywatności. Wszystko było szczelnie zamknięte. Zadzwoniłam i już po chwili biegł,by umożliwić mi wjazd na swoją posesję.
- Miło mi, że przyjechałaś. Możemy sobie mówić po imieniu? Tak byłoby o wiele łatwiej - zaproponował
- Taylor - wyciągnęłam do niego rękę.
- Izzy
Na początek zaniosłam swoją torbę do ślicznego, błękitnego pokoju na wysokim poddaszu i wzięłam prysznic, który odświeżył mnie po trzygodzinnej podróży. Później odoje zjedliśmy świetny obiad, który podobno sam ugotował.
- Może poszlibyśmy się przejść? O wiele milej rozmawia się o sprawach zawodowych w promieniach słońca - zaproponował.
- Czemu nie? - uśmiechnęłam się nieśmiało. Wyszliśmy do ogrodu. Zupełnie nie przypominał tego piaskowego klimatu, który panował dookoła. Królowały tutaj setki gatunków kwiatów i masa niskich drzew. Spacerowaliśmy między nimi.
- Mógłbyś mi powiedzieć, co się stało między Tobą, a Slashem - wyraźnie się zmieszał - Dzisiaj, kiedy chciałam tutaj przyjechać... nie spodobało mi się to.
- Ale przecież już nie jesteś jego managerem.
- Tak, ale prywatnie to mój narzeczony - rozdziawił szeroko usta.
- Skoro tak, to zapytaj jego. Ja tylko chciałbym cię przeprosić za swoje zachowanie, wtedy w barze.
- Jasne, nie ma sprawy - podeszłam do zagrody z trzema koniami.
- Chcesz się przejechać? - zaproponował.
- Nie mogę... może kiedyś - kochałam te zwierzęta, ale nie mogłam narażać siebie i dziecka.
- Boisz się koni? - wyczułam lekką ironię.
- Nie, po prostu jestem w ciąży - odpowiedziałam chyba zbyt pretensjonalnie.
- Gratuluję - odburknął.
- Słuchaj, nie chcę być wścibska, ale coraz bardziej mnie to wkurwia - uniósł brew - Ta cała sytuacja - wyjaśniam.
- No dobrze... Po prostu kiedyś kochałem pewną dziewczynę, która później związała się ze Slashem. On doskonale wiedział, że jest moja a mimo wszystko zarywał do niej na bezczelnego - nie odzywali się do siebie przez tyle lat tylko przez jakąś laskę, która pewnie teraz jest z dwudziestym którymś facetem?
- Ale ta... kobieta... miała pewnie przez ten czas kilku kolejnych...
- To Perla - ta Perla? Na pewno myślimy o tej samej osobie? Co ona ma, że rozkochała w sobie 2/5 Gunsów? No tak, "Duuuże Niebieskie Oczy".
- Ale numer - tylko tyle byłam w stanie wydusić.
- No, a teraz ty mówisz, że jesteś ze Slashem, a ten się rozwiódł - nastała chwila ciszy. Udawałam, że karmienie konia jest bardzo interesującym i wciągającym zajęciem.
- Załatwiłam ci kilka występów w klubach na Florydzie
- Miło - niebo zasłoniły ciemne chmury - Chodź do domu, bo zaraz rozpęta się tutaj niezłe piekło - faktycznie, dawno nie widziałam takiego burego nieba. Na horyzoncie bezgłośnie się błyskało. W progu domu, musnęło mnie kilka ciepłych, dużych kropel - Pomożesz mi pozamykać wszystkie okna? - skinęłam głową - Ja się biorę za parter, a ty idź na piętro.
Siedzieliśmy w ciemnościach na ogromnej kanapie w centralnym punkcie salonu. Za oknami szalała jedna z najgwałtowniejszych burz w tym roku.
- Oprócz prądu nie ma już także zasięgu - rzuciłam zerkając na wyświetlacz telefonu.
- Tutaj jest tak bardzo często - wzruszył ramionami i złapał za stojącą w kącie gitarę. Po prostu improwizował, niczego nie odtwarzał. Miło słuchało się takiej gry. Przymknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Leniwie przetarłam oczy i spojrzałam w stronę wielkiego okna naprzeciw mnie. Dużo drzew i plastikowych krzeseł  leżało porozrzucanych po całym trawniku.
- Dobrze się spało? - zapytał Izzy. Stał w progu trzymając duży kubek z aromatyczną kawą. Zatknęłam nos i poczłapałam do mojej torby. Przyglądał mi się ze zdziwieniem. Upiłam kilka dużych łyków mojej imbirowej herbaty i połknęłam dwie tabletki z witaminą.
- Mdłości - wyjaśniłam - Zawsze zaczynam dzień od tego - podniosłam filiżankę, jak kieliszek do toastu i blado się uśmiechnęłam.
- Tak już będzie do końca?
- Nie, no skąd. Za jakiś miesiąc powinny się skończyć. I tak nie męczą mnie od początku. A ty masz dzieci? - zapytałam.
- Nie. Annica nie chciała - wyznał. Glęboko się zamyślił. Nie chciałam mu przeszkadzać. Cicho wymknęłam się z kuchni. Wzięłam prysznic i przebrałam się w świeże ciuchy. Izzy majstrował coś przy telewizorze, który pokazywał tylko 'śnieg'.
- Znowu będę musiał wchodzić na dach - rzucił sam do siebie.
- To może ja ogarnę te porozrzucane meble? Pójdę sprawdzić, jak tam konie w w ogole.
- Nic im nie jest. Jak zasnęłaś, poszedłem je zamknąć. Nic nie rób. Przejdź się na spacer, albo lepiej nie, bo jeszcze jakaś gałąź ci spadnie na głowę. Poczytaj - wskazał na swoją obszerną biblioteczkę - Posłuchaj, albo pograj, ja za chwilę wracam. Muszę zrobić jakieś zakupy i naprawić tę antenę.
- Jasne, a wieczorem musimy się uporać z papierami - poklepałam stosik, leżący na ławie.

Mimo tej nawałnicy i ogólnego braku wspólnych tematów, spędziłam bardzo miły weekend. Przez tę cholerną burzę przepalił mi się telefon. Trudno, będę musiała się obejrzeć za nowym. Wróciłam do domu w niedzielne przedpołudnie
- Hej wszystkim!
- Tay? Co się z tobą działo? - przyjaciółka rzuciła się na mnie.
- Ej, spokojnie. Wyjaśnij mi o co ci chodzi?
- No bo nie odbierałaś i nie wzięłaś laptopa, a tak podobno jakiś huragan przeszedł...
- Spokojnie Nessi - złapałam ją za nadgarstki - Stoję tutaj w jednym kawałku. Przez tę cholerną burzę przepalił mi się telefon - wyjaśniłam odkręcając w kuchni butelkę wody - A gdzie Slash?
- Wyniósł się. Myśli, że się na niego obraziłaś i dlatego od nikogo nie odbierasz telefonów - wyjaśniła.
- Jest u siebie? - szukałam w szufladzie mojego starego smartphona.
- Raczej tak... nie powinaś odpocząć po tej podróży?
- Odpocznę u niego. To tylko kwadrans drogi stąd. Pa, opowiem ci, jak było wieczorem.
Stałam przed drzwiami średniego mieszkania w niepozornym domu na przedmieściach LA. Miałam klucze, ale zawahałam się, czy powinnam ich używać. Wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi
- Slash? - zawołałam
- Taylor? Co ty tutaj...? - może to głupie, ale cholernie się za nim stęskniłam. Podbiegłam do niego i zachłannie wpiłam się w jego słodkie wargi.
- Nigdy więcej nie zachowuj się tak, jak przed moim wyjazdem - szepnęłam, odsuwając się od niego.
- Nigdy więcej nie każ mi się tak martwić. Czemu wyłączyłaś telefon?
- Burza go przepaliła - wyjaśniłam.
- Tak się o was martwiłem - pierwszy raz użył w stosunku do mnie liczby mnogiej.
- Wszystko jest w porządku. Izzy ma solidny dom. Nic mi się nie stało
- Dobrze ci się z nim rozmawiało? - spojrzał na mnie z ukosa.
- Tak, ale nie na tyle, byś mógł być zazdrosny. Niby o czym moglibyśmy rozmawiać, skoro całe Guns N' Roses to temat tabu? O muzyce? Przecież nie dorastam mu do pięt.
- Ze mną rozmawiasz o muzyce
- Bo z tobą mogę rozmawiać o wszystkim i nawet, jeśli wyjdę na kompletną idiotkę to się tym nie przejmuję - cmoknęłam go w policzek.
- A może byśmy tak... - wsunął dłonie pod moją bluzkę
- Slash, nie możemy
- Niby dlaczego, przecież w ciąży można...
- Tak, ale nie w zagrożonej - spuściłam wzrok. O niczym mu nie powiedziałam.
- Słucham? - zpaał mój podbrudek i zmusił do spojrzenia w oczy.
- Mój organizm jest osłabiony, ciąża może spowodować nawrót choroby. Jest możliwość, że nie donszę jej do końca - wyznałam. Slash mocno mnie do siebie przytulił.


Nessi wróciła po swoje rzeczy do NY, brat się usamodzielnił. Zostaliśmy nareszcie sami.
- Dawno tak nie spędzaliśmy wieczora - stwierdziłam wtulając się mocniej w Mulata. Siedziałam na kanapie z kubkiem herbaty w dłoni i oglądałam wyczyny wokalistów w Brytyjskim X Factorze. Slash rysował coś na kartce zerkając to na ekran, to na mnie.
- Czasami dobrze jest odpocząć od tego wszystkiego - przyznałam mu rację, cmokając w policzek. Objął mnie ramieniem i pokazał swój nowy obrazek. Mroczna czaszka w towarzystwie mniejszych "kumpli "
- Nowa koszulka?
- Nie, tak po prostu przyszło mi do głowy - głośno ziewnęłam - Idziemy spać?
- Nie chcę obejrzeć do końca i tak po prostu posiedzieć w twoim towarzystwie - wyjaśniłam.
Ktoś zadzwonił do drzwi.
śmialiśmy się do rozpuku ze śpiewającego transwestyty. Stacja puściła reklamy, a Slash wstał zrobić sobie coś jeszcze do jedzenia. Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
Przeciągnęłam się wygodnie w moim ogromnym łóżku. Obok mnie spał Slash z jeszcze wilgotnymi, mocno poskręcanymi i poplątanymi włosami. Słodkie. Zasnęłam na niewygodnej kanapie a budzę się w takich miłych okolicznościach. Powoli naznaczałam jego ciało pocałunkami. Poruszył się leniwie, kiedy moje wargi znalazły się na wysokości jego ust i złączyliśmy się w namiętnym pocałunku.
Leżeliśmy tak i cieszyliśmy się swoją obecnością, jakbyśmy mięli się już w ogóle nie zobaczyć. O 11 wypadało niestety wstawać. Weszłam do łazienki pierwsza. Ktoś zadzwonił do drzwi
- Otworzysz? - zawołałam do Slasha spod prysznica. Spokojnie dokończyłam spłukiwać pianę z ciała i włosów. Osuszyłam się ręcznikiem, przebrałam w świeże ubrania i zeszłam na dół. Stanęłam, jak wryta na widok, który zastałam. Izzy siedział naprzeciwko Slasha. Oboje wpatrywali się w czubki swoich butów.
- Hej Taylor przyniosłem ci dokumenty, które podesłała mi wytwórnią. Część musisz  wypełnić sama - energicznie do mnie poszedł. Slash uważnie nas obserwował
- To może ja podejdę na górę i szybko wypiszę to, co trzeba. Napijesz się czegoś? - zaproponowałam.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł - skomentował.
- A ja uważam, że całkiem dobry - złapałam w dłoń teczkę i pognałam na górę. Kwadrans i wszystko było gotowe. Zatrzymałam się na moment u szczytu schodów. Mężczyźni zaczęli ze sobą rozmawiać. Chyba cos wspominali. Slash tłumił właśnie w tym momencie swój śmiech- A co tutaj tak wesoło? - puściłam szeroki uśmiech.
- Wspomnienia - odpowiedział Slash.
- Eee... Wszystko już gotowe - podałam Izziemu pliczek kartek.
- Dzięki - puścił do mnie oczko.
- Zastanawiacie się nad udziałem w uroczystości w Cleverland? Z tego co wiem Duff potwierdził już swój udział - miałam nadzieję, że uda mi się ich obu na to namówić.
- Raczej nie...
- Ale czemu? Przecież to zamknięta impreza.
- Nie lubię pojawiać się w takich miejscach.
- Zastanów się jeszcze, proszę - rzuciłam, gdy wychodził. Posłał mi blady uśmiech i wyszedł - A ty? - zapytałam Slasha.
- Również nigdzie się nie wybieram
- powiedział spokojnie.
- Jeśli nie chcesz tego zrobić dla siebie, idź dla fanów. Przecież taka impreza nie może się bez was odbyć - usiadłam na jego kolanach.
-  Nie wiem... Jeśli ja tam pójdę to Axl się nie pojawi
- To będzie wyłącznie jego strata

- Nessi wiem, że jesteś zajęta układaniem swoich rzeczy, ale mogłabyś wybrać się ze mną na zakupy?  Wiesz, za tydzień jest uroczystość związana z Rock 'n Roll Hall of Fame, a ja kompletnie nie wiem, co mam ubrać - westchnęłam zrezygnowana.
- Nie masz w szafie żadnej kiecki? - rzuciła błagalnie - Wiesz, że jak nie powieszę szybko wszystkiego do szafy będę musiała to prasować?
- Pomogę ci. Mogę prasować nawet całą dobę, ale błagam pomóż. To nie może być zwykła sukienka. Muszę ukryć mój odstający brzuszek. Nie chcę się afiszować z ciążą. Jakby mógł się poczuć Slash?
- Nie rozumiem, o co ci chodzi, wstydzisz się tego, że nosisz jego dziecko?
- Ależ nie! Chodzi mi tylko o to, że minął tylko rok od rozwodu z Perlą - tłumaczyłam. Usłyszałam po drugiej stronie głośne westchnięcie.
- Za półgodziny pod galerią
- Dziękuję. Kocham cię, kocham muah - posłałam jej całuska, którego nie mogła zobaczyć.
- Kogo tak bardzo kochasz - zapytał Slash opierając się o framugę drzwi.
- A moją najukochańszą, najlepszą przyjaciółkę - posłałam mu szeroki uśmiech - Znalazłam naiwniaka, który pójdzie ze mną na zakupy
- Wiesz, że wieczorem wyjeżdżam i widzimy się dopiero w Cleverland? Nie będziemy się widzieć całe siedem dni! - mocno się w niego wtuliłam.
- To chyba dobrze... tak szybko ci nie zbrzydnę - wytknęłam język, kiedy chciał zaprzeczyć - Przyznaj, że czasami masz mnie dosyć, zwłaszcza teraz - dotknęłam lewą dłonią brzucha. Nie był bardzo widoczny. Spokojnie mieściłam się w swoich dotychczasowych spodniach. Wystarczyło ubrać bluzę z kieszeniami na przedzie i był to idealny kamuflaż. Tak też wystroiłam się na zakupy - Pa do zobaczenia po południu - odprowadził mnie do drzwi i cmoknął w policzek. Uwielbiałam właśnie takie momenty, kiedy mogłam czuć na swoim policzku jego ciepłe usta i muskającą go sekundę później jego szorstką skórę.
- Dziękuję, że przyszłaś. Wiesz dobrze, że sama sobie nie poradzę - zrobiłam słodkie oczka.
- Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego tutaj jestem - była w o niebo lepszym nastroju. W pierwszych trzech butikach nie znaleźliśmy niczego odpowiedniego dopiero w którymś następnym z kolei wisiała śliczna skromna czarna sukienka. Materiał zebrany był pod biustem i swobodnie układał się na dole. Mniej więcej przed kolano na szerokość dłoni z długimi obcisłymi rękawami. Była idealna. Do tego kupiłam złote szpilki i zdecydowałam się na założenie złotego pierścionka zaręczynowego i kolczyków z szafirem w tym samym kolorze. Przyjaciółka nakusiła mnie jeszcze na wąziutki złoty pasek, który założyłam w miejscu zbiegania się materiału. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jest tak późno. Na zewnątrz panował półmrok. O boże, to już za piętnaście 21? Z piskiem opon ruszyłyśmy z parkingu. Droga zajęła nam kwadrans. Przed moim apartamentowcem stał czarny chevrolet. Zdążyłam.
- Slash - zawołałam radośnie. Zaparł się pod boki i głęboko odetchnął. Uwiesiłam się na jego szyi i mocno wtuliłam. Objął mnie swoimi szerokimi ramionami - No więc udanych koncertów, mało natrętnych lasek i dziennikarzy, oraz dobrze nastrojonej gitary ci życzę - szepnęłam mu do ucha. Złączyliśmy się w namiętnym pocałunku.
- Dziękuję i trzymaj się. Dbaj o siebie i maleństwo - cmoknął po raz ostatni mnie i mój brzuch. Wsiadł do samochodu.
- Kocham cię - zawołałam, gdy auto ruszyło.

Vanessa zaciągnęła mnie do swojego mieszkania w ramach pomocy. Ślęczałyśmy nad pudłami cały tydzień. W sobotę rano, na 7 godziny przed wylotem do Ohio, miałam umówioną wizytę kontrolną u lekarza. Siedząc przed gabinetem trzęsłam się, jak galaretka. Cały czas myśl o tym, że z ciążą może być coś nie tak, odsuwałam na skraj swojej świadomości, ale teraz? Czy za chwilę mam dowiedzieć się czegoś potwornego?

"Proszę się rozluźnić", apelował do mnie lekarz podczas badania na fotelu. Łatwo mu mówić. Na razie wszystko wydaje się w porządku. Jeszcze tylko usg.
- Proszę zobaczyć, jak dziecko się ładnie ułożyło, jakby machało do pani rączką. Zrobić kilka zdjęć? Chce pani poznać płeć dziecka? - za dużo pytań w takiej pięknej chwili.
- Yyy... Poproszę kilka zdjęć, ale z poznaniem płci jeszcze się chyba wstrzymam - powiedziałam nie do końca przekonana.
- Płód rozwija się, jak najbardziej prawidłowo. Najwyraźniej niepotrzebnie narobiłem pani strachu, ale lepiej być ostrożnym. Teraz też niech pani na siebie uważa - nadal wpatrywałam się, jak zahipnotyzowana w monitor. Chciałam, by przy poznaniu płci dziecka był obecny Slash, ale z drugiej strony tak bardzo nie mogłam się tego doczekać.
- Mam pytanie, bo skoro niebezpieczeństwo już minęło to, czy możemy już... znaczy się, ja ze swoim partnerem... - było mi głupio zapytać obcego faceta o takie sprawy, a z drugiej strony czułam się jeszcze gorzej z myślą, żę aż tak się krępuję.
- Chodzi pani o współżycie? Tak mogą państwo, ale proszę o ostrożność.
- Przepraszam, mógłby mi pan jednak zdradzić, czy to chłopiec, czy dziewczynka? - zapytałam niepewnie.
- Oczywiście. Proszę spojrzeć tutaj - wskazał palcem na ekranie - Zrobię pani jedno takie zdjęcie - uśmiechnął się szczerze - nie potrafiłam niczego wypatrzeć. Zmarszczyłam czoło, on tylko stłumił śmiech - To dziewczynka - oświadczył.

10 komentarzy:

  1. No i Slash będzie miał małą dziewczynke, haha.. no chyba już pisałam, że zawsze własnie widziałam go jako tatusia dziewczynki? Sama nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale moze z tąd, że jak jeszcze był z Renee, to tak w jednym wywiadze powiedział, że by chciał mieć córeczkę, haha... dobra, w rzeczywistosci nie ma (aczkolwiek, to kto tam wie) to chociaż w opowiadaniach może mieć.

    Izzy i Perla.. ta wizja mnie przeraziła i powaliła.
    Izzy na jakimś koncu świata, gdzie w sumie nic sie nie dzieje, nie ma zasięgu i kiedy przechodzi burza, to braknie prądu, to jest własnie to co ja widzę teraz do Stradlina. Jakbym miała opisac jego miejsce obecnego zamieszkania, to bym zrobiła tak samo, haha.

    A co do mojego opowiadania. To spokojnie.. w sumie, to opwiadanie nie ma na celu, aby Artek coś tam poznał, aby się z kimś spotkał, czy coś. To jest po prostu taka bajeczka, że wiesz.. przyjęzdzają i wracaja wspomnienia, a on przez to chociaż trochę poznaje ojca, bo wczesniej to nie miał takiej okazji.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja tak czekałam na szczęśliwe zakończenie z Izzym i Artkiem w roli głównej :( No nic i tak będę czytała, bo się zakochałam w Domu Wspomnień :D

      Usuń
    2. No wiesz.. Izzy nie zyje, wiec raczej nie ma tu szans na jakies szczęsliwe zakończenie. Aczkolwiek Artek.. no na koniec będzie szczęsliwy i powiedzmy, że mu się jakoś tam zycie poukłada, tak jak własnie sobie chłopak marzył :)

      Usuń
  2. Noo! W końcu mamy weekend :D
    Rozdział superaśny! xD Stradlin kochał Perlę?! O KURNA! Przerażające, serio. Ale ogólnie świetnie opisałaś tutaj Izzy'ego, taki spokojny mi się wydaje i w ogóle ułożony :D Tak samo jak Rose powyżej, wyobrażam sobie jego obecne życie, hihihi.

    Dziewczynka! Faaajnie! Ale mogła poczekać z tą płcią na Slasha xD No i mogą się ruchać! haha wreszcie :D

    Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sobie obejrzałam tę wiochę, na której mieszka Izzy, to jakoś sobie postarałam to wyobrazić i wyszło coś takiego, a z tym prądem i nawałnicą to mi się z moimi wakacjami u ciotki w Borach Tucholskich skojarzyło, tyle, że tak przeszła trąba powietrzna. Koszmarny widok. Dosłownie 300m od jej domu przeszło to cholerstwo. Miałam strach, jak nigdy.. brrr. Wtedy też telefony stacjonarne nie działały, więc jakoś sobie to wszystko połączyłam.
      A w mojej głowie rodzi się powoli jakoś nowy pomysł na opowiadanko, ale spokojnie, tego na razie nie kończę ;)

      Usuń
  3. Przeczytam za chwilkę a póki co, zapraszam na reszcie do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny. Dużo akcji, szybkie jej zwroty i oczywiście Slash. Wiem, brzmi to dziwnie w moim komentarzu ale bardzo lubię tego gitarzystę. Ale nie o mnie tu mowa. Przeczytałem rozdział jednym tchem. Coraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego jak marnym jestem pisarzem. W rozdziale wszystko mi się podobało. Znalazłem tylko jedno małe uchybienie (Wybacz, że się czepiam). Powinno być chyba Zostaliśmy nareszcie sami. Ale nie jestem pewny. Trzymaj tak dalej i nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czepiaj się czepiaj ;) Już poprawiłam :)
      Wcale nie jesteś marnym pisarzem. Jeśli pokazałabym ci, co pisałam rok temu stwierdziłbyś, że jestem beztalenciem. Może po prostu piszę trochę inaczej dlatego, że jestem humanistą... nie chce mi się tego rozkminiać. Osobiście dla mnie wzorem jest Michelle. i Rocket Queen i tego się będę trzymać ;)

      Usuń
  5. Aaaaaa......dziewczynka, jak miło :)
    Nie spodziewałam się, że Izzy z Perlą.....
    Rozdział mi się naprawdę podobał i czekam na następny ^_^

    OdpowiedzUsuń
  6. W jednym ze starych wywiadow Slashu stwierdzil, ze pragnie coreczki :)
    Piszesz tak zajebiscie, ze nw co powiedziec....
    Nowy rozdzial na paradise-city.blogujaca.pl
    Dzis o 17 :)

    OdpowiedzUsuń