czwartek, 6 września 2012

Rozdział 7

 Udało mi się dorwać do 'cywilizacji' nieco wcześniej i już dzisiaj publikuję napisany wcześniej rozdział.
Jak znosicie pierwszy tydzień szkoły? Mieliście już jakieś sprawdziany? Jak z planem lekcji, jest aż tak tragiczny, jak mój?
***
Rodzice zabrali mi to, co miałam najcenniejsze, ukochaną osobę. Swingowali moją śmierć i odcięli od świata. Prawdopodobnie i tak nie miałabym siły podnieść słuchawki. Testowali na mnie jakąś eksperymentalną pół roczną terapię. Pierwsze trzy miesiące były koszmarne, ale w następnych zaczęłam wracać do sił i wierzyć, że być może jest cień nadziei, że wyzdrowieję. Pozbawili mnie celu, by żyć, gdy oświadczyli, że już nigdy nie zobaczę się ze Slashem. Załamałam się, ale nie poddałam. W głowie układałam tysiące planów, jak się od nich wyrwać. Po pól roku wdrążono normalną radioterapię i chemię. Wystarczyły tylko dwie serie. Udało mi się ubłagać rehabilitanta, by sprawdził, co z moim ukochanym. Następnego dnia przyniósł mi kilka wydrukowanych artykułów. Jeden mówił o wycofaniu się z muzyki, inny o przegranej sprawie w sądzie i ograniczonych prawach do dzieci, a trzeci o kolejnej (Dzięki bogu!) płycie, na którą namówił go Myles, który odnowił ślub z Seleną.
Minął rok i dwa miesiące od mojej "śmierci". Włosy odrosły, a ja o jedno płuco mniej wróciłam do świata żywych. Byłam zdrowa. Byłoby zbyt pięknie gdyby mogło być tak, jak kiedyś. Siedziałam, jak w więzieniu. Nie mogłam wychodzić na miasto, ani korzystać z internetu i telefonów. Matka nabrała do mnie odrobiny zaufania i pozwoliła uczestniczyć pod innym imieniem i nazwiskiem w kursie języka Włoskiego. Na nowo, na początku pod czujnym okiem matki, zaczęłam spotykać się z ludźmi. Nie chciałam stracić jej zaufania, więc zgrywałam grzeczną córeczkę. Koleżanka z zajęć, Amanda użyczyła mi na moment swojego telefonu z internetem. Sprawdziłam dokładnie rozpiskę trasy koncertowej chłopaków. Wynikało z tego, że za trzy tygodnie będą mieli tutaj koncert. Wszystko powinno się udać.
Mocno zaprzyjaźniłam się z tą dziewczyną i kilkakrotnie byłam u niej po południu na kawie (oczywiście w obstawie matki). W dniu koncertu również udało mi się namówić ją na spotkanie. Dokładnie znałam jej dom i wiedziałam, że w łazience na parterze, jest duże okno. Miałam tylko jedną szansę. Przekręciłam po cichu zamek w drzwiach i wyszłam przez okno na zewnątrz. Puściłam się biegiem. Nie było odwrotu. Dwie sprzecznice dalej dorwałam taksówkę i kazałam się wieść do Paramount Theatre. Z budynku już dobiegała muzyka, ale nie to było ważne. Musiałam dostać się za kulisy. Peter, ochroniarz o mało nie dostał zawału na mój widok. Udało mi się go przekonać, że nie jestem duchem, ani przebierańcem. Wpuścił mnie do środka. Mocno go ucałowałam. Do końca zostało 10 minut. Prosiłam Petera by pod żadnym pozorem nie wpuszczał tutaj mojej matki. Miałam nadzieję, że nie uda jej się tutaj dostać. Ostatnie takty Paradise City. Siedziałam, jak na szpilkach rytmicznie podrygując nogą ze zdenerwowania. Usłyszałam głos Mylesa, a zaraz potem Todda. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Zaraz miałam ich zobaczyć! Bałam się, że mogą mnie nie poznać. Jestem w końcu chudsza o 10 kilo i mam krótkie, zafarbowane za ciemny blond włosy. Chłopcy stanęli w progu. Głosy ucichły. Specjalnie jeszcze się nie obracałam.
- Przepraszam, a pani w jakiejś konkretnej sprawie? - zapytał Todd.
- Właściwie tak, tylko proszę nie mdlejcie mi tutaj i wysłuchajcie najpierw, co chcę powiedzieć - najpierw dałam im czas na przeanalizowanie wiadomości a potem powoli się obróciłam. Zamarli - Nie umarłam, ale byłam ciężko chora. Byłam non-stop pilnowana. Od miesiąca planowałam ucieczkę. Nie mogłam pozwolić sobie na najmniejszy błąd
- Matko, nie tłumacz się tylko chodź tu mała - Myles podbiegł do mnie i mocno uścisnął, unosząc do góry. Po moim policzku zaczęły spływać wolno łzy. Zawahałam się na moment, ale podbiegłam i mocno wtuliłam się również w Todda, który teraz szeroko się uśmiechał.
- A gdzie Slash? - zapytałam wesoło. Chłopcy szybko posmutnieli.
- Bo widzisz, od czasu kiedy, ty no... zniknęłaś on bardzo się załamał i nie wraca z nami po występach.
- Nie owijaj w bawełnę -wtrącił się Todd - Po prostu znów chleje i przesiaduje samotnie całe dnie w hotelach.
- Któryś z was mógłby tam ze mną pojechać? - bałam się, że namierzą mnie rodzice.
 - Jasne, słońce - basista zabrał swoj instrument i poprowadził mnie do auta - Powiedz mi, jaka jest prawda?
- Teraz jestem już zdrowa - odpowiedziałam.
- Słuchaj, to może nie być za mily widok, może lepiej wejdę z tobą? - zapytał, gdy zatrzymaliśmy się na podziemnym parkingu.
- Po prostu chodź ze mną pod same drzwi. Chcę mieć pewność, że nikt mnie po drodze nie porwie - zachichotałam, chodź nie było w tym nic śmiesznego.
- Jest otwarte - uchylił drzwi - Ja sobie tutaj poczekam - oznajmił.
- Jak chcesz, ale jeśli po pół godzinie nie wyjdziemy, to znaczy, że jest ok i nie musisz tak tutaj sterczeć. Dziękuję Todd - cmoknęłam go w policzek. Powoli weszłam do pomieszczenia. Przy stole siedział, a w zasadzie leżał Slash. Jeżeli te dwie butelki, które stoją przed nim były pełne, to wypił coś ok. litra alkocholu i raczej weźmie mnie za zjawę.
- Todd, pomożesz mi? - zapytałam basistę.
- Jasne - położyliśmy gitarzystę na łóżku. Basista stwierdził, że nie ma sensu tutaj siedzieć i poszedł do siebie, a ja zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam w hotelu obok łóżka. Połknęłam leki i zasnęłam.
Poczułam ciepłą dłoń na policzku. Odruchowo się w nią wtuliłam i po chwili otworzyłam oczy. Przede mną klęczał Slash. Wpartywał się w moją twarz ze łzami w oczach. Uśmiechnęłam się i mocno w niego tuliłam, głośno płacząc.
- Możesz mi powiedzieć, jakim cudem tu jesteś - było słychać, że również nie udało mu się ukryć wzruszenia.
- To nie czas na wyjaśnienie. Najważniejsze, że mogę być tutaj z tobą - wpiłam się w jego ciepłe usta. Nie mogę w to uwierzyć, że nie widzieliśmy się ponad rok. Znów mogłam dotykać jego szorstkiego policzka. Pchnęłam go do tyłu i wylądowaliśmy na podłodze. Zdarłam z niego koszulkę, a on rozerwał moją bluzkę. Guziki rozprysły się po całym pokoju. Za moment na łóżku wylądowały nasze spodnie i mój stanik. To było cholernie szybkie i drapieżne, ale byłam zadowolona, jak nigdy dotąd. Tuliłam się do niego, jakby miał za moment mi uciec. On zapewne miał podobne wrażenie, bo objął mnie silnie ramionami i cały czas całował.
- Powiedz mi, dlaczego cały czas się nie odzywałaś? Co się z tobą działo? - wtulił się w moje ramię.
- Nie miałam dostępu do telefonu, ani internetu. Jak udało mi się już wyjść do ludzi, zaplanowałam spotkanie z tobą. Jedyną szansą był ten koncert. Musiałam dać moim rodzicom 100% pewności, że ich nie oszukam i nie ucieknę, rozumiesz? - ucałowałam go w czoło - Tak się cieszę, że tutaj jestem - wydusiłam przez łzy. Slash usiadł i pozwolił mi się w siebie wtulić - Wiesz nigdy ci tego nie mówiłam, ale uwielbiam twój zapach. Nie żadne tam perfumy. Każdy ma swój indywidualny zapach, trudno mi to opisać, ale chyba wiesz o co chodzi. Strasznie za tym tęskniłam - przytknęłam nos do jego szyi.
- Doskonale wiem, o czym mówisz. Kiedy wszedłem do twojego pustego mieszkania...- przerwał - Powiedz mi, jakim cudem żyjesz? Przecież z tego co mi napisałaś wynikało, że nie ma już nadziei?
- Tak właśnie było, ale rodzice zaciągnęli mnie siłą na jakieś eksperymentalne leczenie. Były przerzuty i trzeba było... wyciąć płuco, ale teraz jestem już zdrowa - wyznałam. Slash poszukał palcami mojej blizny na plecach i delikatnie mnie pocałował - Nie dotrzymałeś obietnicy - oskarżyłam, gdy przypomniała mi się pewna istotna rzecz
- Jakiej? - zdziwił się
- Poddałeś się. Zrobiłeś dokładnie to, co ja. Prosiłam cię, żebyś walczył o Londona i Casha! - wyrzuciłam z siebie. Slash posmutniał i odsunął się lekko ode mnie.
- Nasz romans wyszedł na jaw  i Perla wykorzystała to przed sądem - zamurowało mnie.
- Ale jak mogła... Ja rozumiem, gdyby to nadal trwało, ale ja... wszyscy myśleli, że nie żyję. Powiedz mi, czy są jeszcze jakieś szanse? - jego oczy stały się jeszcze smutniejsze
- Zabrała dzieci i wyjechali ze Stanów po ustanowieniu wyroku - oznajmił. Nie widziałam go jeszcze nigdy tak bardzo przybitego. Mocno go przytuliłam
- Nie pozwolę ci odpuścić, słyszysz?
-  To jest matka, Taylor. Zawsze ona wygra. Dopóki nie krzywdzi dzieci i nie zaniedbuje! - warknął.
- Ale zrozum, że ona właśnie je w tym momencie krzywdzi! - odsunęłam się od niego i przewróciłam się na drugi bok.
- Proszę jeszcze ty się ode mnie nie odsuwaj - rzucił błagalnie i mocno przytulił się do moich pleców. Ścisnęłam jego dłoń i zasnęłam.
Przyśnił mi się mój ojciec na sali sądowej. Jak byłam mała często podglądałam to, jak pracuje. Teraz był wyjątkowo wściekły i z trudem panował nad emocjami. Nigdy nie angażował się w nic tak uczuciowo... nagle mnie olśniło, a w głowie zapaliła się lampka. W normalnych okolicznościach nigdy dobrowolnie nie zwracałabym się z niczym do moich rodziców, ale teraz? Byli jedyną deską ratunku. Tak, oni mogli coś zdziałać, ale muszę to jeszcze przemyśleć. Na razie to za duże ryzyko. Może za jakiś czas, za miesiąc, gdy emocje po mojej ucieczce opadną. Otworzyłam oczy i spojrzałam prosto w twarz Slasha. Był bardzo zmęczony.
- Nie spałeś? - zapytałam.
- Bałem się, że znikniesz - pogłaskał mnie po policzku.
- Niczego takiego nie planuję - cmoknęłam go w usta - Powiedz mi lepiej, co z moim mieszkaniem?
- Nie mam pojęcia. W zasadzie mieli coś z nim zrobić twoi rodzice, bo tylko oni mieli do tego prawo, ale nie sprzedali go. Cały czas mam klucze
- To teraz kończycie już trasę, czy przed wami jeszcze kilka koncertów? - zaczęłam z innej beczki.
- Jeszcze trzy w Kanadzie i zjeżdżamy do domu - oznajmił.
- To dobrze. Muszę poszukać jakiegoś samolotu do LA na dzisiaj - podciągnęłam się do pozycji siedzącej - Mogę? - wskazałam na jego laptop.
- Nie jedziesz z nami? - zrobił wielkie oczy.
- Wiesz nie miałam kontaktu ze światem rok, muszę ze wszystkim się na nowo zaznajomić. Nie wiem, czy w ogóle mam jeszcze jakąś prace, skoro wy macie teraz nowego managera
- Wracasz do nas
- Nie, Slash. Ten ktoś uregulował wszystko, co zawaliłam przez chorobę. Wydajecie nową płytę, a ja nie czuję się jeszcze na siłach latać po całym świecie w trasy. Wrócę dzisiaj do domu, a za kilka dni znowu się zobaczymy - wstałam i zaczęłam się ubierać.
- Rany, jak ty schudłaś - zawołał zszokowany.
- Nie jest tak źle, za dwa miesiące znowu będę nosić rozmiar M - puściłam do niego oczko.
- Tak się zastanawiam i właściwie mógłbym odpuścić te kilka koncertów...
- Ani mi się śni! - krzyknęłam - Ja nigdzie nie uciekam - powiedziałam łagodniej - weszłam do łazienki i wzięłam ciepły prysznic.  Wróciłam do pomieszczenia przeklinając głośno swoją nową fryzurę. Każdy włos odstawał w inną stronę.  Slash był już ubrany i spakowany.
- Ja nie uważam, żebyś źle wyglądała - skomentował.
- Jasne - rzuciłam z sarkazmem - Mam fryzurę jak Scott Weiland - Slash zaśmiał się gardłowo.
- Musisz wracać? - pokiwałam głową z uśmiechem - To chodź już na lotnisko, bo ja mam samolot za 45 minut.
Wpadliśmy do terminalu. Po lewej stronie stałą grupka osób w czarnych skórach. Podeszliśmy do nich po cichu
- Hej wszystkim - zawołałam wesoło. Mocno się do każdego przytuliłam, zostawiając na koniec Brenta, którego nie było mi dane wczoraj spotkać.
- Jak mi Myles opowiadał całą historię, to myślałem, że jest pijany, ale dzisiaj rano znów o tobie trajkotał. Naprawdę tu jesteś - uściskał mnie radośnie.
- Ten to... zaczął Todd - To jest nasz nowy manager - spóścił wzrok. Zupełnie nie rozumiałam ich zachowania.
- Miło mi, Taylor
- Simon - facet trochę starszy od Slasha uścisnął moją dłoń - To co, idziemy - popędził towarzystwo.
- To do zobaczenia Slash - podeszłam do niego niepewnie. Wziął mnie w ramiona i namiętnie pocałował. Oderwaliśmy się od siebie po jakiś 5 minutach. Na tablicy informacyjnej wyświetliła się nazwa mojego samolotu - Widzisz, mój też już jest - posłałam mu śliczny uśmiech.
- To ty z nami nie lecisz? - zdziwił się basista. Pokręciłam przecząco głową. Każdy z nas udał się w swoją stronę.
Moje zakurzone mieszkanie. Czeka mnie tutaj dużo pracy, ale najważniejsze, że już jestem na miejscu. Najpierw umyłam wannę i wzięłam długą kąpiel. Przebrałam się w jakieś ubrania. Wszystko na mnie wisiało. Nastawiłam pralkę, otworzyłam szeroko wszystkie okna i zabrałam się za wycieranie kurzy. Na koniec zostawiłam sobie podłogę. Wszystko robiłam bardzo powoli, by się nie przesilić. Przed snem zmieniłam jeszcze pościel. Na kolację zamówiłam pizzę, a rano czekały mnie duże zakupy.
Obudziłam się w wyśmienitym nastroju. Nareszcie wyspałam się we własnym łóżku. Sprawdziłam stan mojego konta. Wszystko było tak, jak powinno. Na jedenastą byłam umówiona w siedzibie Sony. Mam nadzieję, że szef nie dostanie zawału na mój widok. Do czasu spotkania zrobiłam jakieś spożywcze zakupy. Po drodze wpadłam do kilku butików i kupiłam dwie pary jeansów, dwie koszulki i jakąś sukienkę. Nareszcie coś nie była dla mnie za duże. Czekała mnie jeszcze wizyta u fryzjera. Chciałam przedłużyć te moje marne włosy i wrócić do poprzedniego koloru. Byłam w biurowcu na czas.
- Dzień Dobry, można? - zapukałam dwukrotnie i uchyliłam drzwi.
- Tak, oczywiście. W czym mogę pomóc? - dyrektor szperał w szafce na dokumenty.
- Chciałabym porozmawiać o możliwej kontynuacji współpracy ze mną - mężczyzna obrócił się w moją stronę i pobladł.
- Ale przecież pani...
- Długa historia i na pewno nie do opowiedzenia w takim miejscu - wyjaśniłam.
- Ja nie widzę przeszkód. Bardzo ubolewałem nad pani... zniknięciem - tak, to chyba dobre określenie.
- Prosiłabym tylko o innego podopiecznego
- A coś jest nie tak z panem Hudsonem. Jeśli powstał jakiś konflikt, możemy...
- Nie, po prostu ma już nowego managera i nie chcę się wcinać - przerwałam.
- Dobrze w takim razie sprawdźmy, kogo mógłbym pani zaproponować... - wklepał coś do komputera - Doskonale poradziła sobie pani z gwiazdami rocka, tak sobie myślę... Może Izzy Stradlin? - otworzyłam szeroko oczy - Rozumiem, że może pani odrzucić propozycję...
- Ależ nie - przerwałam - Bardzo chętnie. Jego kariera nie jest tak dynamiczna, jak Slasha i to mi jak najbardziej odpowiada - dodałam.
- Mogę zadać prywatne pytanie? - pokiwałam głową - Czy pani była chora? Te krótkie włosy i znacznie mniejsza masa ciała, blada skóra
- Tak, byłam chora. Na szczęście teraz wszystko wrociło do normy - rozpromieniłam się.
- Bardzo się cieszę i życzę powodzenia - uścisnęliśmy sobie dłonie i wyszłam zadowolona z budynku. Byłam zachwycona moimi nowymi włosami. Fryzjerka ślęczała nade mną 4 i pół godziny, ale było warto. Znów są długie i jasnobrązowe. Na kolację zjadłam pyszną sałatkę grecką.  Usiadłam w mokrych włosach i szlafroku na łóżku z laptopem na kolanach. Nadrabiałam, jak tylko mogłam stracony czas. Czytałam o tym, co się wydarzyło. Zalogowałam się na Facebooku i napisałam do kilku przyjaciółek. Mam nadzieję, że nie dotarła do nich wiadomość o mojej rzekomej śmierci. Chwilę się nad tym zastanawiałam, ale w końcu wpisałam w Google: Taylor Armstrong die. Było kilka wiadomości na ten temat. Czyli jednak wszyscy wiedzą. Czuję się idiotycznie. O mój boże... a Shon? Czy on wie? Może to idiotyczne, ale zadzwoniłam do niego na Skype. Odebrał, moje serca zaczęło mocniej bić.
- Shon? - zapytałam ze łzami w oczach - Proszę nie rozłączaj się
- Jak sobie możesz robić jaja z mojej siostry - był pijany? Przynajmniej taki miał wzrok.
- To wina matki. Ona upozorowała moją śmierć, rozumiesz? Ja byłam chora. Nie mogłam wcześniej... - rozłączył się. Tak po prostu, kurwa?! Opadłam zrezygnowana na łóżko i ukryłam twarzy w dłoniach. Za jakie grzechy do jasnej cholery?!
Następnego dnia kurier przyniósł mi kopertę z dokumentami dotyczącymi Izziego Stradlina. Przeglądałam sobie ja na spokojnie przy kawie. Naprawdę nazywa się Jeffrey Isbell... ładnie, czemu używa pseudonimu? Przeglądam jego dorobek artystyczny. Wydaje płyty na iTunes. Wpisałam odpowiednią nazwę w wyszukiwarkę. Jest... całkiem niezłe, chodź jak dla mnie za dużo akustycznego grania. Wypadałoby zadzwonić, albo przynajmniej wysłać maila. Tak, druga opcja jest znacznie lepsza.Napisałam w nim, że jestem nowym magagerem i chciałabym omówić kwestię, jak ma wyglądać nasza współpraca. Zadzwonił telefon. Znowu Slash. Dzwonił do mnie po kilka razy dziennie, choćby po to, by usłyszeć mój głos, jak sam się tłumaczył.
- Hej - zawołałam radośnie.
- Cześć Skarbie, opowiadaj, jak ci minęło wczorajsze popołudnie. Przepraszam, że nie dzwoniłem.
- Rozmawialiśmy rano - zaśmiałam się - No więc mam nowego podopiecznego, ale na razie to niespodzianka. Odzyskałam znów swoje włosy i probowałam skontaktować się z Shonem, ale rozłączył się. Wiesz, dobrze go rozumiem - westchnęłam - Opowiadaj, lepiej co tam się dzieje
- No wiesz, próby, wywiady. Nic nowego. O, Todd cię pozdrawia i pokazuje, że jestem czubkiem, bo za często do ciebie dzwonię.
- Też go pozdrów. Mi twoje częste telefony nie przeszkadzają - zachichotałam.
- Chętnie pogadałbym dłużej, ale znów mnie gdzieś ciągną. Kocham cię
- Szkoda... no nic, damy radę. Też cię kocham do zobaczenia - rozłączyłam się. O przyszła odpowiedź od byłego rytmicznego Gunsów. Zaaranżował spotkanie na wieczór w jakimś klubie w LA. Potwierdziłam przybycie. Ubrałam nowe czarne rurki, moją ulubioną tunikę, którą ścisnęłam paskiem w talii, bo była dla mnie, jak namiot i zielone szpilki. Włosy upięłam tak, by wyglądać bardziej służbowo. Wsiadłam w samochód i już po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Szary budynek na Sunset Blvd. Odszukałam go wzrokiem. Siedział przy barze i pił piwo.
- Przepraszam pan był chyba ze mną umówiony? - przystanęłam po jego lewej stronie - Taylor Armstrong - przedstawiłam się.
- Izzy Stardlin - wyciągnął do mnie dłoń - Może przejdźmy od razu do rzeczy. Nie chciałbym jakiegokolwiek kontaktu z mediami. W grę wchodzą jedynie wywiady, które ukazują się w prasie. Bardzo dbam o swoją prywatność - wyjaśnił.
- Oczywiście, a jeśli chodzi o koncerty, ma pan jakieś szczególne miejsca, w których grywa? Kluby, sale, może coś większego? - Nie słyszałam by grał na stadionach, bądź w halach, stąd moje pytanie.
- Wyłącznie kluby. Ma być bardzo kameralnie - przytaknęłam.
- Przepraszam, że nie zapytałem, może chce pani coś do picia?
- Nie mogę pić alkoholu, a tutaj raczej herbatek nie serwują - zaśmiałam się.
- Oczywiście - zamyślił się - Ma pani jakieś doświadczenie? - zapytał po chwili milczenia.
- Tak, byłam managerem gitarzysty
- Nazwisko? - zapytał upijając łyk napoju z kufla.
- Hudson. Saul Hudson - z wyraźnym trudem przełknął płyn.
- Slash? I mam rozumieć, że zupełnym przypadkiem została pani moim managerem, prawda? - zirytował się.
- Tak zaproponowało mi Sony - wyjaśniłam lekko speszona.
- W takim razie będę musiał sobie z nimi co nieco wyjaśnić. Muszę już iść - wstał i wyszedł. Prychnęłam i zrobiłam to samo.
Obudziłam się wcześnie rano. Przeciągnęłam w moim wielkim łóżku i wzięłam orzeźwiający prysznic. Z ręcznikiem na głowie zjadłam jajecznicę i włączyłam playlistę na You Tube. Bardzo polubiłam piosenkę Do it for the kids - Velvet Revolver. Zaczęłam beztrosko tańczyć w rytm muzyki. Teraz nie marnowałam każdej sekundy. Nie ruszałam niczego w związku z Izzym. Niech najpierw dojdzie do porozumienia tam na górze. Wysuszyłam włosy i ubrałam luźną, letnią sukienkę. Chciałam iść na zakupy, ale zderzyłam się w drzwiach z czymś dużym i ubranym całkowicie na czarno. Na głowie miało czarny busz a w rękach walizki.
- Slash! pisnęłam i mocno wpiłam się w jego usta. Kąciki jego ust wyginały się ku górze - Nie śmiej się, tylko mnie całuj - podsadził mnie do góry i trzymał wysoki w ramionach.
- Pieprzone cztery dni - wydukał i wciągnął nas do środka.
Po miłym 'przywitaniu się' w moim łóżku zabrałam się za robienie dla niego czegoś do jedzenia.
- Ślicznie wyglądasz - usłyszałam zza pleców.
- Miło mi to słyszeć - odpowiedziałam i postawiłam przed nim ciepłą zapiekankę z makaronem. Posłał mi wdzięczne spojrzenie.
- Dasz mi się gdzieś dzisiaj zabrać? - zapytał. Skinęłam głową i starałam się dopatrzeć w jego oczach jakiejś podpowiedzi. Była jakiś taki cichy i zamknięty w sobie, jakby się czymś gryzł.
- Ej, co jest?
- Nic - okej, nie chcesz to nie mów, pomyślałam.
Wieczorem przebrałam się w jasne jeansy, koszulkę z Sex Pistols i wygodne buty, jak mnie prosił Slash. Planował wspinanie się po górach, czy co? W samochodzie nie odzywaliśmy się do siebie.
- Co tak cichutko siedzisz? - zapytał po kilku minutach.
- Zastanawiam się, co przede mną ukrywasz - rzuciłam prosto z mostu. Zamyślił się i już na mnie nie spojrzał. Zatrzymaliśmy się na plaży. Było kompletnie ciemno. Szliśmy blisko siebie. Każdy patrzył pod nogi, by nie przewrócić się o jakąś gałąź, lub trawę.
- Wiesz - odezwał się po chwili milczenia. Staliśmy na zupełnym pustkowiu. Słychać było tylko szum morza - Denerwuję się, jak cholera bo robiłem to tylko dwa razy w życiu. Nie jesteśmy w tym samym wieku, mam na głowie sąd i trasy. Zrozumiem, jeśli się nie zgodzisz, ale... - przyklęknął na jedno kolano. Nie wierzyłam w to, co widzę - Zechciałabyś zostać moją żoną? - spojrzał na mnie błagalnie i wyciągnął czerwone pudełeczko. Cieszyłam się, że w tych ciemnościach nie jest w stanie dostrzec moich łez. Stałam, jak idiotka, ale zamurowało mnie. Mogłam tylko upaść na kolana i mocno się w niego wtulić, co zresztą uczyniłam. Objęłam go wokół szyi i mocno pocałowałam
- Czy to oznacza, tak? - zapytał.
- Tak - uśmiechnęłam się szeroko i starłam z policzek łzy. Slash ujął moją dłoń i wsunął na serdeczny palce świecący krążek. Nie mogłam dostrzec, jakiego jest koloru, ale tradycyjnie miał na środku malutkie oczko. Mocno się w niego wtuliłam. Siedzieliśmy na piasku i wpatrywaliśmy się w swoje błyszczące oczy.
- Wiesz, chciałem to zrobić wcześniej, ale zawsze jakoś to odwlekałem. A bo to rozwód, stres, trasa. Wtedy w szpitalu nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji. Mogłaś mi powiedzieć. Błagam, już niczego przede mną nie ukrywaj, dobrze?
- Dobrze - przytulił mnie jeszcze mocniej - Chodź robi się chłodno - cmoknęłam go w policzek. Oboje poderwaliśmy się z miejsca. Spędziliśmy w mojej sypialni upojną noc.

7 komentarzy:

  1. Jezuu.....jakie to piękne, kochane i zajebiste ^_^
    Wreszcie się oświadczył ♥
    I jak dobrze, że znów są razem :)
    Rozdział zajebisty i czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty rozdział:). Nie mogę doczekać się następnego rozdiału:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojojojoj, oświadczyny *.* Jak pięknie, no! I ta szczerość...sąd, trasy! no nie spodziewałam się, ze to będzie tak wyglądać, super :D! A co do planu lekcji...zryty jak nie wiem i jutro kartkóweczka -.- No nic, pozdrawiam czekam i zapraszam na zapowiedź!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :)

    O jeny, znalzłam czas, aby przeczytać. Dobra, to jednak jest dziwne w obecnej sytuacji, ale przeczytałam, haha. I się przyczepie czegos. Bo mam wrażenie, że czasem to Ci trochę wątki uciekają. No teraz np ci uciekł wątek z rodzicami Tay. No bo dobra, pilnowali ją przez rok i tak dalej, a kiedy zwiała, to co? Nie szukali jej? Nie wpadli do mieszkania i po chmasku jej nie wyciagneli, kiedy byla sama? No takie to trchę dziwne, że ona po prostu zaczęła chodzić sobie do pracy, znów postykać się ze Slashem, a jaj rodzice w sumie przepadli gdzieś. No tak mnie to trochę razi, że ten wątek gdzieś Ci się tam zapodział.

    Hmm, myslałam w sumie, że Slash przezyje większy szok, albo że jak był pijany, to będzie myslał, ze ma jakies omany czy cos. W sumie, to przyjał to dość gładko. Tak mi się wydaje. No dobra, pewnie osiągnął pełnie szczęscia, ale.. chyba trochę za mało, jak na chwile, kiedy zobaczył swoją ukochaną myslać, że ona nie żyje od roku. Hmm, wiem, okropna jestem dziś i wszystkiego się czepiam.
    Perla jednak mu zabrała dzieciaki. Wyjechała ... no własnie, w sumie, to ona teraz krzwidzi chłopców. Tym bardziej, jak sąd wyznaczył Slashowi spotkania z dziecmi. No to na dobrą sprawę on może się teraz odwołać i Perla w sumie poleci z hukiem. I nie wiem, czy było by dobrze, gdyby Tay angoażowała w to wszystko swoich rodziców, bo jednak znów by mogli coś zrobić, aby rozdzielić ją ze Slashem. Tak mi sie wydaje.

    Aaaa! Jest Izzy. Ale dobra, on się nie lubi ze Slashem, że tak zaregował na wiadomość, iż Tay była megnagerką Hudosna? W sumie, to tak zachował się dość dziwnie, ale wiadomo, jak to Izzy. On ma jakies tam dziwne zachowania, haha.
    No to teraz mam propzycje na romas ze Stradlinem... hmm, tylko wtedy by Tay wyszła na jakaś puszczalską? Nie no po prostu strasi rockamni ja jaraja, haha..

    Czekam na następny :*
    Pozdrawiam :*
    I mam nadzieję, że nie uraziłam moim czepianiem się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzice pojawiają się już w najnowszym rozdziale.
      Slash wcale nie przyjął tego gładko. Tay po prostu spałą kiedy on 'przyjmował' to, że żyje do wiadomości. Perla też robi come back. Ja nie pozwolę się stęsknić wam za żadną postacią (może z wyjątkiem Matta. Izzy zareagował dziwnie, ale on przecież zawsze był dziwny. Jego tłumaczenie poczytamy sobie w jednym z kolejnych rozdziałów ;)

      Usuń
  5. Rozdział genialny i przepraszam, ale więcej nie napiszę, bo nie mam siły.

    http://myhistory-gunsnroses.blogspot.com/ - nowy zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałem z zapartym tchem. Cieszę się, że Taylor ju z na zawsze będzie ze Slashem no i oczywiście, że wróci na pozycję jego managerki jako jego żona. Świetnie miejsce wymyśliłaś na oświadczyny i fajnie, że Taylor je przyjęła. Mam nadzieję, że opiszesz jak wyglądał ślub i Shon uwierzy, że jego siostra żyje. A pojawienie się Izzy'ego mnie zaskoczyło. Nie rozumiem jego wrogiego stosunku do Slasha. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Trzymaj dalej ten poziom. resztę rozdziałów doczytam jak wrócę z wyjazdu. Już się nie mogę doczekać co wydarzy się w kolejnym.

    Reno vel Slashud

    OdpowiedzUsuń