poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 6

 Nie mam czasu sprawdzać błędów. Od rana krążę między przychodnią a szpitalem. Następny rozdział prawdopodobnie w piątek. Jeśli znajdę czas będę na bieżąco czytała wasze blogi, więc nadal informujcie mnie o wszystkich nowościach.
***
Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale wciąż płakałam - Już dobrze - przykląkł przede mną i chwycił za nadgarstki, odciągając ręce od twarzy. Skrzywiłam się, a Slash odsunął chusteczkę i zauważył świeżę nacięcia - Czemu to zrobiłaś? - nie uzyskał z mojej strony żadnej odpowiedzi - Ej, spójrz na mnie - zniżył głos do szeptu i skierował moją twarz w swoim kierunku. Wybuchłam płaczem i wtuliłam się w jego ramię. Przyciągnął mnie na swoje kolana i głaskał po włosach. Odzyskałam już normalny oddech i odsunęłam się od niego. Przechyliłam się do wanny i umyłam twarz wodą. Odetchnęłam głęboko
- Chyba musimy porozmawiać - rzuciłam i wyszłam do sypialni. Slash usiadł obok mnie
- Nie chcę niczego z ciebie wymuszać - wyjaśnił - Po prostu chciałbym uzyskać odpowiedź na jedno pytanie: Czemu mi nie ufasz? - zapytał.
- To nie tak. Ja nigdy nikomu nie mogłam zaufać, dopiero się tego uczę. Musisz mnie zrozumieć, to przychodzi mi strasznie ciężko - nikt z nas się nie odzywał - Musimy się rozstać - dodałam na koniec cicho.
- Słucham? - oburzył się.
- Masz ze mną za dużo problemów - wyjaśniłam.
- Czy ty niczego nie rozumiesz! - poderwał się z miejsca i zaczął nerwowo krążyć po pomieszczeniu - Myślisz, że dlaczego ci pomagam, dlaczego rozwodzę się z żoną, czemu chcę, żebyś nadal była moim managerem. Myślisz, że to wszystko tak z nudów, dla picu. Słuchaj - klęknął przede mną i oparł o moje kolana - Chcę to robić, chcę się angażować, budzić się przy tobie i oglądać cię w takim stroju - szarpnął za kawałek koszuli, w którą byłam ubrana - bo cię kocham - spojrzałam na niego rozczulona i znów zaczęłam płakać - Boże, nie rycz już, bo się odwodnisz. Chodź zrobię ci śniadanie. Pociągnął mnie na dół, nasypał płatki do dwóch misek, zalał mlekiem i postawił jedną z nich przede mną.
- Mogę się o coś zapytać? - Slash spojrzał mi w oczy. Kiwnęłam głową - Czy to, co on mówił, gdy wychodził jest prawdą?
- Prawdopodobnie tak - przyznałam i udałam, że jestem bardzo zainteresowana jedzeniem.
- Prawdopodobnie...?
- Od kilku lat badam się w tym kierunku. Szanse zawsze jakieś są, ale bardzo małe - unikałam jego spojrzenia.
- Ciekawe, czego jeszcze o tobie nie wiem - rzucił niby to w powietrze.
- Miałam tatuaż - chciałam rozwalić nieco tę sztywną atmosferę.
- Żartujesz? - zaczął oglądać dokładnie moje ramiona.
- Nie moja wina, że gdy idziemy do łóżka zawsze jest ciemno - wzruszyłam ramionami - wstałam od stołu unosząc do góry koszulę. Na prawym biodrze widniała jasna blizna po napisie:
"...And if you fool yourself
You will make him happy
He'll keep you in a jar
And you'll think you're happy..."
- To ostatnia 'szalona' rzecz, jaką zrobiłam - dodałam.
- To z jakiejś piosenki? Wydaje mi się, że gdzieś to słyszałem - zamyślił się.
- Tak, to Nirvany - wyjaśniłam
- A to? - złapał mnie za nadgarstek.
- Miało być tylko jedno pytanie - wyszarpnęłam dłoń i zabrałam ze stołu naczynia - Możemy o tym dzisiaj nie mówić?
- Dobrze, ale przyrzeknij mi, że nigdy więcej tego nie zrobisz - złapał mnie za ramiona i mocno do siebie przyciągnął.
- Chciałabym...
- To zachciej! Z wszystkim można przestać
- A ty, gdy ktoś kazał ci w latach 80 odstawiać Danielsa, co robiłeś? - spojrzałam mu w oczy.
- To co innego
- Ale szkodzi tak samo, odpowiedz - naciskałam
- Najczęściej wyśmiewałem, a jak byłem pijany dawałem w mordę. Dobra szykuj się i idziemy na próbę.
Cieszyłam się, że Slash faktycznie dotrzymał danego mi słowa i nie wracaliśmy dzisiaj do porannych wydarzeń. Festiwal był cudowny. Zostaliśmy całym zespołem do samego końca i skakaliśmy pod sceną równo z tłumem. Slash znów u mnie nocował (ej, nie wyobrażajcie sobie za dużo. Skończyło się tylko na drobnych pieszczotach). Ok. drugiej w nocy dostałam telefon od Todda.
- Halo! - wydukałam zaspana.
- Tay sorry, że przeszkadzamy, ale coś jest chyba nie tak z hotelem. Nie chcą nas wpuścić, bo niby pijani jesteśmy. Przecież wiesz jak było, tylko po dwa drinki - cholera, faktycznie pili! 
- No nic, moja wina. Przyjeżdżajcie do mnie - poinformowałam.
- Ale tak w środku nocy...
- No skoro już dzwonisz i mnie obudziłeś to wpadaj z całą ekipą - Slash przebudził się i rozśmieszał mnie właśnie głupkowatymi minami. Przykryłam go kołdrą. Zaczął muskać palcami wewnętrzną stronę moich ud. Zachichotałam i rozłączyłam się - Przestań - szepnęłam - Zaraz będzie tutaj Todd z całym zespołem. Hotel im przepadł, bo sieroty po kilka drinkow wypiły - tłumaczyłam.
- Chyba nie chcesz ich tutaj przenocować?
- A mam wyjście?
- W zasadzie tak. Przywitasz ich i odprawisz do mojego mieszkania. Nie chcę żeby popsuli mi ranek
- A masz jakieś plany? - spojrzałam na niego tajemniczo. Uśmiechnął się szeroko. Usłyszeliśmy dzwonem
- Klucze masz w kieszeni mojej kurtki - wyjaśnił i zakrył głowę poduszką, gdy zapaliłam światło. Narzuciłam na skąpą halkę, jego koszulę i zeszłam otworzyć drzwi, grzebiąc po drodze w kurtce Mulata.
- Hej, zaraz dam wam klucze do mieszkania Slasha. Tam możecie się zatrzymać.  Tylko błagam niczego nie ruszać, ok? - Zmierzyli mnie od stóp do głów. Myles zatoczył się i odszedł. O co im chodzi
- Tak po prostu masz klucze do jego mieszkania? - zaczął Brent
- I jego ciuchy - dokończył Todd
- Sorry, ale to nie jest wasza sprawa. Źle załatwiłam wam hotel, ok. Macie gdzie spać, a teraz pozwólcie mi też zasnąć - wręczyłam pęk kluczy i pożegnałam muzyków zamykając drzwi. Wróciłam do sypialni i wskoczyłam pod kołdrę, wtulając się w Slasha. Pocałował mnie w czoło. Przymknęłam oczy. Pewnie bym zasnęła, gdyby nie banda idiotów śpiewająca na całą dzielnicę
I love you, baby
And if it's quite all right
I need you, baby
To warm the lonely nights
I love you, baby
Trust in me when I say
Oh, pretty baby
Don't bring me down, I pray
Oh, pretty baby
Now that I found you, stay
And let me love you, baby
Let me love you
- Przyrzekam, że zaraz wstanę i pierdolnę ktoremuś doniczką w łeb - syknęłam do Mulata
- Chyba najbardziej należy się Bobbiemu, jest najgłośniejszy - zaśmiał się pod nosem - Kiedyś sobie pójdą - marne pocieszenie. Przymknęłam oczy i odpłynęłam.
Coś łaskotało mnie po nosie. Na początku myślałam, że wystarczy się obrócić. Wtuliłam się w ciepłego Slasha. Nadal coś nie dawało mi spać. Otworzyłam jedno oko. Chłopak gładził mnie po nosie swoim kosmykiem włosów.
- Czemu nie dasz mi spać?
- Bo jest już dosyć późno i musimy zbierać się na samolot do San Francisco - wyjaśnił.
- Która godzina? - przetarłam oczy i położyłam się an nim, by sięgnąć do budzika - O ja pierdzielę południe. Czemu mnie nie obudziłeś?!
- Słodko spałaś - przytrzymał mnie bym mu nigdzie nie uciekła i namiętnie pocałował. Otuliłam jego szyję i odwzajemniłam gest.
- Dobra zbieramy się - wstałam i zaczęłam pakować podstawowe kosmetyki i trochę ubrań. Nie było sensu zabierać dużej torby skoro za pięć dni wracam do LA na badania. Nie chcę na razie denerwować Slasha. Jeśli złapałabym lot wcześnie rano, późnym wieczorem byłabym z powrotem w Chicago. Wzięłam szybko prysznic, związałam mokre włosy i ubrałam pierwsze, lepsze ciuchy. Byłam gotowa. Gitarzysta czekał na mnie w samochodzie. Zabrałam jeszcze laptopa i zjechałam windą na parking.
- Gotowa - zapytał, gdy wrzuciłam torbę do bagażnika i usiadłam obok niego.
- Tak - uśmiechnęłam się i włączyłam po cichu radio.
Z lotniska jechaliśmy prosto na próbę. Spóźniliśmy się dwadzieścia minut, ale zdaje się, że nikt tego nie zauważył.
- Mam nadzieję, że dzisiaj będziecie śpiewać tak, jak w nocy - rzucił Slash i wyciągnął dłoń po klucze.
- A gdzie Myles? - zapytałam, gdy byłam pewna, że nie ma go nigdzie w pobliżu.
- Siedzi w garderobie i zalewa kaca - oznajmił Todd. Spojrzałam porozumiewawczo na Slasha i chwilę później błądziłam już w korytarzach za kulisami. Weszłam cicho przez uchylone drzwi. Siedział pochylony nad kieliszkiem wódki. Wyglądało to okropnie.
- Myles, możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? - usiadłam na krześle naprzeciwko. Podniósł na mnie swoje pijane oczy
- Na pewno chcesz wiedzieć? - przytaknęłam - Zakochałem się - nabrałam powietrza, by coś powiedzieć - I obiektem moim uczuć nie jest moja żona - nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Czy może go za to skarcić, a może zapytać kto to i życzyć mu powodzenia? - A najlepsze jest to, że ona jest już zajęta przez mężczyznę, który ma żonę - opadł się łokciami o blat.
- Myles, ale co się stało? Co z Seleną? - złapałam go za nadgarstki. Spiorunował mnie spojrzeniem. Szybko odsunęłam dłonie.
- Nie wiem... nic nie wiem. Najgorsze jet to, że muszę codziennie się z tobą spotykać i nie mogę tego uniknąć - chwila moment...
- A co na mam do tego? - zmarszczyłam czoło.
- Jeszcze się nie domyśliłaś? - znów spojrzał mi głęboko w oczy i zaczęłam dostrzegać coraz więcej. Lęk, ale i miłość.
- Myles, czy to możliwe, że ja...
- Tak stałaś się obiektem moich uczuć, ale co ty, nie przejmuj się przejdzie mi. Najwyżej zapiję się na śmierć - było w tym wyznaniu coś żałosnego i smutnego, że miałam ochotę od razu go przytulić, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Jeszcze parę minut wcześniej, przed niczym nie musiałabym się powstrzymywać, ale teraz?
- Nie mów tak... Masz kochającą żonę, nie możesz...
- Slash też ma żonę - rzucił i od razu odechciało mi się z nim spierać
- Tak, ale...
- Ale to inna sytuacja, bo to jesteście w sobie OBOJE zakochani, nie to, co ja. W dodatku bogaci gitarzyści są lepsi, prawda? - wiedziałam, że jest pijany, ale nawet teraz nie dam sobą pomiatać. Wstając, przewróciłam krzesło i wybiegłam z pomieszczenia. Po drodze wpadłam na Slasha. Biegłam dalej. Zatrzymałam się na ulicy, za rogiem
- Taylor! - Slash mnie szukał - Taylor, do cholery! - stanął obok mnie i odetchnął z ulgą - Kochanie, powiedz co się stało - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Nic - skłamałam
- Powiedz prawdę, proszę - złapał mnie za ramiona.
- Mówię prawdę. Źle się poczułam - starałam się, by zabrzmiało to w miarę prawdziwie - Zajmijcie się Mylesem. Może uda się go na wieczór postawić na nogi - zasugerowałam. Doskonale wiedział, że coś kręcę, ale robił dobrą minę do złej gry
- Jasne - puścił mnie i odszedł. Nie mogłam się ukrywać przed wokalistą. To w moim przypadku niemożliwe. Otarłam łzy i weszłam do klubu. Usiadłam z boku i zamówiłam sobie drinka, który wypiłam na jednym oddechu. Chciałam się czymś zająć, więc zabrałam się za robotę papierkową i rezerwację hoteli.
Koncert wypadł bardzo dobrze, zważywszy na to, że Myles był schlany w trupa i Slash musiał wsadzić mu głowę pod strumień zimnej wody. Zdarzało mu się spoglądać na mnie. Najczęściej w takich momentach udawałam, że moje paznokcie są naprawdę bardzo interesujące. Po występie zmyłam się do samochodu i tam czekałam na gitarzystę. Usiadł obok mnie.
- To teraz na znowu na lotnisko - westchnęłam. Byłam bardzo zmęczona dzisiejszym dniem. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu samolotu i zasnęłam.
- Lądujemy - szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się szeroko, ale przypomniało mi się, co mówił mi Myles i szybko posmutniałam. Slash to zauważył, ale tego nie skomentował.
Kolejne dwa dni minęły podobnie. Zatrzymywaliśmy się na chwilę w hotelach, by się odświeżyć i wyspać.
Obudziłam się o trzeciej nad ranem. Wzięłam prysznic i zebrałam po cichu wszystkie rzeczy. O 10 byłam już w Los Angeles. Zameldowałam się w recepcji i weszłam do odpowiedniego gabinetu. Po przywitaniu się z lekarzem i badaniu ginekologicznym wraz z usg potwierdziły się wcześniejsze założenia: nie mogę mieć dzieci. Niby wiedziałam o tym od dawna, ale zawsze było to CHYBA, a teraz została już tylko nadzieja. Wybiegłam z płaczem. Pojechałam do mieszkania. Przepakowałam torbę, wzięłam kilka tabletek uspokajających i wsiadłam w samolot powrotny.
Wpadłam do klubu, jak burza. Rozejrzałam się na boki. Chłopaki ćwiczyli już na swoich instrumentach. Nawet Myles coś tam sobie podśpiewywał, z większym entuzjazmem.
- Gdzie Slash? - zapytałam. Wszyscy spojrzeli na mnie, jakby zobaczyli ducha
- Dziewczyno, on odchodzi od zmysłów! - wrzasnął do mikrofonu Brent
- Zostanie bankrutem przez te telefony do ciebie - dopowiedział Todd. Wskazałam w kierunku kulis, a chłopaki przytaknęli. Weszłam do pierwszego lepszego pomieszczenia. Siedział do mnie tyłem wpatrując się w telefon
- Przecież zostawiłam ci wiadomość, że będę zajęta - chciałam, by mój głos brzmiał łagodniej, ale wyszedł z tego dosyć surowy ton.
- Taylor, wiesz jak się o ciebie martwiłem?! Gdzie ty byłaś, zabrałaś swoje rzeczy, nie odbierałaś telefonu - podbiegł do mnie i mocno przytulił. Nie płacz, nie płacz, powtarzałam sobie w głowie. Niestety już pierwsza łza płynęła po moim policzku, a za nią kolejne. Mocniej do niego przylgnęłam
- Co się stało? - głaskał mnie po  głowie. Pokręciłam tylko głową i nabrałam powietrza. Objął moją twarz i wpatrywał się w moje oczy, hipnotyzował. Oddychałam coraz bardziej miarowo - Zacznijmy może od tego gdzie byłaś, ale proszę nie kłam
- Nie mam zamiaru, byłam w Los Angeles - odpowiedziałam
- Po co? Dlatego zabrałaś w trasę tylko podstawowe rzeczy?
- Tak, nie było sensu targać wszystkiego. Byłam na badaniach - wyjaśniłam.
- Na jakich znowu badaniach? Powinienem o czymś wiedzieć, jesteś chora?
- W zasadzie nie. Potwierdzono tylko to, że... - nabrałam powietrza - nie mogę mieć dzieci - wydukałam. Wtuliłam twarz w jego włosy.
- Moglibyście się powstrzymać w miejscach publicznych - zareagował Myles - Tay, dlaczego płaczesz? Coś się stało?
- Sorry, ale to nie jest twój interes - odpowiedział Slash
- Ale ja nie pytałem ciebie - odburknął.
- Stop! - wstałam z kolan Mulata - Zaraz zacznie się niepotrzebna wymiana zdań.  Nic takiego się nie wydarzyło. Dajcie sobie obaj na wstrzymanie, ok? I chcę, żeby koncert wypadł zajebiście, jasne? Żadnych zgrzytów! - spojrzeli na mnie obaj w zamyśleniu.
Po moim 'przemówieniu' reszta trasy minęła w bardzo pokojowych nastrojach. W Kanadzie zatrzymaliśmy się na romantyczny weekend. Myles zaprosił Selenę. Najwyraźniej znowu zaczęło się między nimi układać. Po powrocie do domu zabrałam plik poczty ze skrzynki i otworzyłam szeroko okna.
Sony, reklamy, rachunki, Centrum medyczne... pewnie przyszły wyniki. Usiadłam na fotelu i szybko otworzyłam kopertę. Mam jak najszybciej pojawić się u swojego lekarza w celu dalszej diagnostyki. Przecież to miał już być koniec. Zadzwoniłam i umówiłam się na dzisiejsze popołudnie. Wzięłam prysznic, przebrałam się i pojechałam na zaplanowaną wizytę.
- Dziękuję, że pojawiła się pani jak najszybciej - doktor uścisnął mi dłoń.
- Ale proszę mi wyjaśnić, co się stało?
- Po szeregu badań i dokładnej analizie obawiamy się, że nie jest pani nie tyle bezpłodna, co chora. Najprawdopodobniej ma pani raka. Musimy najpierw zlokalizować źródło, ustalić sposób leczenia i to, czy jest złośliwy - wpatrywałam się w niego, jak w idiotę.
- Ale można go wyleczyć, prawda? - zaczęłam spazmatycznie oddychać.
- Gdyby wykryto go wcześniej... ale jeśli pani kilkuletnie problemy zdrowotne są z nim związane... nie uda nam się zbyt dużo zrobić. Proszę tutaj ma pani skierowania na konkretne badania - podał mi pliczek kartek. Wyrwałam mu je z ręki i wybiegłam z gabinetu. Osunęłam się po ścianie i głośno łkałam. Nie będzie żadnej choroby, żadnego leczenia. Przedarłam białe świstki i wyrzuciłam do kosza. Wróciłam do domu, włączyłam głośno muzykę i starałam się udawać, że nic się nie stało. Przyrzekłam sobie, że nikt się o tym nie dowie.
Przez kolejne dwa miesiące wszystko układało się mi i Slashowi idealnie. To, że jesteśmy parą udało nam się utrzymać w tajemnicy. Cały czas gdzieś na krańcach mojej świadomości mrugała ta czerwona lampka 'Jesteś chora!', ale starałam się ją lekceważyć. Było to jednak coraz trudniejsze. Pojawił się problemy z oddychaniem. Slashowi tłumaczyłam, że to alergia, ale sama dobrze wiedziałam, jaki jest powód. Pewnego wieczora, kiedy siedziałam sama w mieszkaniu, bo Slash załatwiał sprawy z nową wytwórnią napisałam list. Gdyby jednak nie dowiedział się prawdy, a mi coś się stało, tutaj miał wszystko wyjaśnione. Minęły  święta, a Slash wyruszył an trasę z Ozzym. Wykręciłam się z uczestniczenia w niej, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z mojego stanu.
Byłam w centrum handlowym na zakupach. Ostatnio trochę schudłam i musiałam kupić jakieś nowe spodnie. Nie czułam się najlepiej, ale teraz było to już standardem. W sklepie obuwniczym zrobiło mi się słabo, zakręciło w głowie i straciłam przytomność.
Byłam bardzo słaba, czułam się koszmarnie.
- Pani Armstrong, słyszy mnie pani? - zawołał facet w białym fartuchu. Pokiwałam twierdząco głową.
- Niech pan nie informuje nikogo o moim stanie zdrowia - udało mi się wydukać.
- Ale uważam, że ten mężczyzna, który siedzi tutaj od dwóch dni pod salą, powinien wiedzieć - oznajmił.
- Czy to Slash? - szepnęłam. Lekarz przytaknął - Proszę być ze mną szczerym i powiedzieć, jak wyglądają wyniki.
- Zlokalizowaliśmy już raka, ale nie rozpoczniemy leczenia, gdyż jest pani w stanie zagrożenia życia - wiedziała, że tak będzie. Zrobiłam to świadomie. Nie chciałam spędzić ostatnich miesięcy na leżeniu w szpitalnym łóżku.
- Ile mam czasu? - zapytałam bezceremonialnie.
- Trudno mi powiedzieć. Od kilku dni do kilku tygodni - spuścił wzrok. Przymknęłam oczy i uroniłam kilka łez - Wpuścić go do pani? - wskazał na drzwi. Pokiwałam głową i szybko doprowadziłam się do porządku. Nie mogę mu zdradzić, że jest aż tak źle.
- Taylor, jak ja się o ciebie martwiłem. Nic mi nie chcieli powiedzieć - mocno mnie przytulił i namiętnie wpił się w moje usta. Odetchnęłam głęboko, gdy się ode mnie oderwał. Nie mogłam płakać!
- Wszystko już jest w porządku - wysiliłam się na lekki uśmiech.
- Jak jest w porządku? Zobacz, jak blado wyglądasz
- To reakcja na nowe leczenie hormonalne - wymyśliłam na poczekaniu.
- Ta wizyta tutaj też jest tym spowodowana?
- Tak, po prostu mam źle ustawione laki. Przytrzymają mnie tutaj tydzień, może dłużej i wszystko będzie dobrze. Tylko proszę nie zostawiaj mnie tutaj samej - mocno ścisnęłam jego dłoń lodowatymi palcami.
- Nie mam zamiaru - mocno się do niego tuliłam. Siedział ze mną tak długo, dopóki pielęgniarka go ode mnie nie wyrzuciła. Kazałam mu iść do domu. Niech odpocznie, bo jeszcze on się wykończy.
- Mogę panią o coś prosić? - zwróciłam się do dziewczyny w moim wieku - Jak już umrę proszę dać mu ten list - wyciągnęłam białą kopertę z torebki - Lub wysłać na ten adres. To naprawdę bardzo ważne - tłumaczyłam.
- Oczywiście, ale proszę się nie poddawać. Może pani wygrać - starała się mnie pocieszyć.
- Ja już przegrałam - wydukałam i zamknęłam oczy.

Codziennie przynosiłem jej świeże kwiaty i starałem udawać z całej siły, że to co mi serwuje jest prawdą. Nie byłem przecież na tyle głupi, by uwierzyć w jej wersję. Minął tydzień od jej pobytu w szpitalu, ale nic nie wspominała o wypisie. Omijała, jak tylko mogła temat szpitala. Czemu mi nie ufa i nie mówi prawdy. Za każdym razem żegnamy się, jak by był to ostatni raz. Co jej jest? Dzisiaj kupiłem bukiet kolorowych frezji. Jak zawsze ze sztucznym uśmiechem witałem się z recepcjonistką i jechałem windą na ostatnie piętro. Drzwi do jej sali były otwarte a w środku stało puste łóżko.
- Przepraszam, kiedy pani Armstrong wróci z badań - zapytałam lekarza z sąsiedniej sali.
- Proszę pana, przykro mi to mówić, ale dzisiaj po północy jej stan gwałtownie się pogorszył i o 2.15 zmarła - klepnął mnie po ramieniu i zostawił. Nie czułem smutku, tylko ból i cholerną złość. Rzuciłem kwiatami, które rozprysły się na całym korytarzu i usiadłam pod ścianą uderzając tyłem głową o ścianę
- Przepraszam? - usłyszałem nad sobą młody piskliwy głos - Może to nieodpowiedni moment, ale pani Taylor kazała to przekazać - pielęgniarka wcisnęła mi do ręki białą kopertę i pośpiesznie się ode mnie oddaliła, jakby bała się, że jej coś zrobię.
Saul,
To dziwne, ale nigdy się tam do ciebie nie zwracałam. Proszę nie miej nikomu za złe, że nie poznałeś prawdy, ponieważ to ja nie chciałam cię tym obarczać. Spędziłam ostatnie miesiące tak, jak chciałam. Czułam miłość, jaką mnie darzyłeś w każdej sekundzie i każdym utrudnionym oddechu. Ten list miała przekazać ci pielęgniarka, gdy mnie już nie będzie. Mam nadzieję, że dotrzymała słowa.
Te problemy z płodnością i hormonami były spowodowane chorobom tarczycy - rakiem. Dowiedziałam się o tym całkiem niedawno, po 4 miesiące temu. Nie chciałam zmarnować tego czasu na leżeniu i wymiotowaniu przez chemię. Nie mogłeś o tym wiedzieć, bo pewnie kazałbyś mi walczyć za wszelką cenę. A może ja po prostu nie chciałam. Kocham cię najmocniej, jak tylko można to sobie wyobrazić i przede wszystkim wiecznie. Wiem, że ty też ;) Trzymaj się, nie załamuj i walcz o dzieci!!!
Taylor

Dlaczego oni znowu mi to zrobili! Czemu zabrali mnie od Slasha! Przywiązali do łóżka i na siłę podłączyli kroplówkę z lekiem. Płakałam dopóki nie opadłam z sił. Potem to i tak straciło sens.

11 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że nie umrze. Stwierdzam przekręt, bo rodzice. Na 100 % mają coś z tym wspólnego. Ta cała choroba może nie miała miejsca, tylko ona źle się czuła z innego powodu, jakim jest ciąża. A lekarze byli przekupieni, żeby mówić jej takie rzeczy. Chooociaż, jestem ciekawa jak ty to rozwiążesz :).

    OdpowiedzUsuń
  2. ;____________________; ten list był najpiękniejszym wyznaniem jakie kiedykolwiek przeczytałam.
    Myles i jego zauroczenie/zakochanie no cóż Taylor to jest jedna wariatka xD
    Nienawidzę jej rodziców! No, ale nawet przez ten ich przymus się wyleczy ;)
    Co do Slasha...no kurwa...szkoda mi go ;< Ciekawe, czy kiedykolwiek się dowie, oby! <3
    Ja tam trwam w nadziei i czekam na kolejny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. KU**WA coś ty zrobiła Slashowi. Dziewczyno, przecież on się załamie. A ci, pierdoleni ludzie, którzy śmią nazywać się rodzicami powinni pozwolić córce wybrać co jest dla niej najlepsze. A ja uważam, że najszczęśliwsza była by w pracy, którą kocha i przy mężczyźnie, który ją kocha. Wiem byłem przeciwny rozwalaniu małżeństwa Slasha i Perli ale teraz widzę, że się myliłem. Widzę, że oboje Taylor i Slash czują do siebie wielką miłość. Proszę nie każ kudłaczowi cierpieć i niech Taylor zrobi wszystko by wrócić do Slasha.

    Reno vel Slashud

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jak moi poprzednicy mam nadzieję, że Taylor jak najszybciej ucieknie rodzicom i wróci do Slasha. A to, że jestem pewna, że się wyleczy, to już co innego :) Po prostu nie wierzę, że mogłabyś zrobić jej coś takiego. Szkoda, że następny dopiero w piątek, bo tak chcę zobaczyć, co będzie dalej. Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże popłakałam się :O Jeszcze czytając to słuchałam ,,Rainbow Eyes"! Boże, no! Ten cały szpital...piękny odcinek! Ech, głupia szkoła nam zabiera Ninde :c Informuj jak tylko cos napiszesz!
    A ja zapraszam na głównego bloga na nowy odcinek. Jeszcze przed szkolny :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogę się powiedzieć, że na moim blogu na bloggerze pojawił się nowy rozdział opowiadanka: http://intheparadisecity.blogspot.com/ jak chcesz to wpadnij.

    Reno vel Slashud

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurwa, ja takiego zawału dostałam, ze ona nie żyje......MATKO BOSKO KOCHANO, ale mnie wystraszyłaś *___________*
    Rozdzial genialny i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej :)

    No, mam już interent, to mogę nadrobić zaległosci, a u Ciebie trochę ich było, ale dałam radę.
    Po pierwsze, to Ci powiem, że zazdroszcze Ci jednej rzeczy w pisaniu. W jednym rozdziale potrafisz opisac naprawdę dużo faktów, scenek, wydarzeń. No ja tak nie potrafie. Jedno wydarzenie ciągnie mi się czasem przez pięc rozdziałów, a potem to moje opowiadania wychodzą jakieś cholernie długie. No dobra, to własnie tego Ci zazdroszcze, w sensie pozytywnym oczywiście :)

    A teraz do treści. Hmm, no jednak jestem tak trochę zawiedzniona, ze Taylor jest/była ze Slashem. Bo wiesz, własnie tak mi się to wydało takie banalne i w sumie, wiedziało się o tym, od pierwszego zdania pierwszego rozdziału. No tu akurat mnie niczym nie zaskoczyłaś, ale dobra. Taka miała być fabuła. Zakochali się w sobie, Slash się rozwodzi.. (jestem też zawiedziona, że tam gdzie była Perla,, to była tylko przez ułamek sekundy) No i rodzice musieli się wtrącic. Dobra, nie ogrniam jej rodziców. Naprawdę. Ja nie wiem, córka jest już dorosła, bo jakoś przed trzydziestką, nie? No a oni nadal traktują ją jak jakaś małą dziewczynkę. Jak mnie takie coś wkurza. Najpierw, to chcieli ją wykurzyć z pracy, ale w sumie się nie udało, to wapdli na inny pomysł.

    I własnie, tu musze Ci powiedziec, że składam Ci pokłony. Genialny pomysł z tym, że niby to Tay umarła, ale tak naprawdę, to nie. Rozumiem, że rodzice ją zabrali ze szpitala, kiedy ona nie miała sił się bronic i ogólnie kazali powiedzieć wszystkim, co tam przyjda do niej ją odwiedzić, ze Tay zmarła. Haha, dobra, teraz to biedny Slash. Chociaż jak dowie się, ze jego dziewczyna zyje, to przezyje niezły szok.

    Tyyy! Mam takiego pomysła. Bo on ma te problemy z serduszkiem, bo ma rozrusznik, nie? To może nich ta informacja, że Tay nie żyje, tak go zastrzeli, wiesz ogólnie, że normalnie, to coś mu się tam z tym serduszkiem zacznie dziać. Co Ty na to? A wiem, kiepski pomysł, bo normalnie, to będzie już za dużo tragedi, haha. Ale ja zawsze mam jakieś takie mroczne wizje.

    Dobra, czekam na kolejny rozdział, bo teraz, to komepletnie już nie wiem, jak to się wszystko potoczy, więc mnie zaskoczysz. Chociaz mogę się domyslac tylko, że Tay jak się poczuje lepiej, to nawieje ze szpita. Haha.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nowa notka, zapraszam serdecznie ; )
    http://welcome-to-the-jungle-motherfucker.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Na http://sympathy-for-a-devil.blogspot.com nowy rozdział Right Next Door to Hell, a w nim jak zawsze Duff dowodzi, że pod prysznicem można być każdym. Zapraszam (proszę przeczytać na końcu rozdziału o tym jaka jestem zUa) i życzę miłego czytania.

    UWAGA!

    Za uszczerbki na zdrowiu psychicznym spowodowanymi czytaniem opowiadania nie odpowiadam!

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie pojawił się nowy rozdział. Z góry przepraszam za spam.

    OdpowiedzUsuń