niedziela, 2 września 2012

Rozdział 5

Zachęcam do glosowania w nowych sondach. Niekoniecznie mogę uwzględnić ich wyniki w opowiadaniu. Po prostu jakoś mnie tak naszło.
Jutro powinien się jeszcze pojawić kolejny rozdział, ale następne dopiero w weekendy (piątek, sobota, niedziela).
***

Godzinę później rozsiadaliśmy się wygodnie na leżakach. Każdy z nas wybrał sobie inny fragment wyspy. Ja ze Slashem zaszyliśmy się nad sztuczną zatoką. Zakamuflowani za ciemnymi okularami i bandanami na włosach, mogliśmy spokojnie relaksować się wśród setek otaczających nas ludzi.


- Idziemy popływać? – zasugerował.


- Nie umiem pływać – spuściłam głowę.


- No to cię nauczę – objął mnie w pasie i pociągnął w stronę wody.


- Ale ja się boję – pisnęłam


- Nie masz czego. Pływam od kilkudziesięciu lat. Popatrz – wskazał w stronę ratownika – Jeśli jakimś cudem dopuszczę do tego, byś zaczęła się topić, ten pan rozegra tutaj scenę, jak ze słonecznego patrolu, a ja będę umierał z zazdrości, gdy zacznie ci robić sztuczne oddychanie – wyobraziłam sobie całą sytuację i cicho się zaśmiałam.


Byłam bardzo opornym uczniem, ale po dwóch godzinach intensywnej nauki, chyba załapałam o co chodzi i wygłupialiśmy się oboje w najlepsze. W pewnym momencie wciągnął mnie pod wodę i zaczął namiętnie całować. Tak, tutaj na pewno nikt nie zrobi nam zdjęcia. Następnie udaliśmy się do palmiarni, gdzie zrobiliśmy to samo, za jedną z ogromnych palm. Kolejne kilka godzin spędziliśmy na zjeżdżaniu ze ślizgawek i testowaniu każdego kolejnego basenu. Skutecznie mijaliśmy się z resztą zespołu


- Wiesz, że fajnie jest tak sobie beztrosko pobawić, ale trzeba wracać – klepnęłam go w ramię


- A jeśli nie? – nie spodobało mi się to spojrzenie z iskierkami podniecenia.


- Co ty kombinujesz? – zapytałam podejrzliwie.


- Sugeruję tylko, że możemy zanocować niedaleko w motelu, w którym całkiem przypadkiem wynająłem pokój – w sumie, czemu nie.


- No to w takim razie wracamy tutaj jutro z samego rana, tak? – potwierdził i chwycił moją dłoń.


Zajechaliśmy prywatnie wynajętym wozem pod mały murowany budynek z ogrodem wokół. Szkoda, że Slash nie powiedział mi o swoich planach. Wzięłabym coś na przebranie. Pokój, który na nas czekał był urządzony w starym stylu. Na środku stało dębowe łóżko z pościelą w odcieniu ciemnej zieleni. Naprzeciw niego ogromna komoda z lustrem. Pod oknem stały dwa ciemnozielone fotele, a okno zdobiły długie zasłony w tym samym kolorze. Ściany były malagowe.


- Ale tutaj ładnie – skomentowałam – Wiesz, że nie mamy niczego na przebranie – oznajmiłam


- W szufladzie pewnie coś by się znalazło – odpowiedział. Zajrzałam do środka. Faktycznie w środku leżało kilka koszulek, para szortów, strój kąpielowy i bielizna. Nie wiem, kiedy podkradł to z mojej walizki, ale byłam mu za to cholernie wdzięczna. Podszedł do mnie od tyłu i wpatrując się w moje oczy odbite w lustrze, rozpuścił mi włosy i zsunął ramiączka kostiumu. Zapowiadała się pracowita noc.


Cudownie bawiliśmy się w Niemczech. Myles chyba domyślił się tego, co łączy mnie ze Slashem. Wiedziałam jednak, ze nikomu nie piśnie ani słówka. Rodzice zaczęli wprowadzać swój plan. Napotykałam na swojej drodze coraz więcej przeszkód, ale nie zniechęcało mnie to. Przetrwaliśmy całą trasę po Europie. Trochę oddaliliśmy się ze Slashem do siebie. Ja byłam zajęta sprawami zawodowymi, a on gitarą. Azja powitała nas słońcem i wieloma niespodziankami. Mieliśmy problemy przy odprawie, gdy Slash ‘piszczał’ przechodząc przez bramki. Obsluga musiała wezwać lekarza, który potwierdził, że gitarzysta ma wszczepiony rozrusznik, bo sam papierek dla nich oczywiście nie wystarczył. W hotelu przeprowadzano ćwiczenia antypożarowe, a mi wyeksploatował się laptop,a dokładniej jego procesor. Kiedy tak siedziałam w czterech ścianach pokoju hotelowego, ktoś raźnie zapukał do drzwi


- Proszę! – zawołała. Do pomieszczenia wpadła żona mojego podopiecznego/kochanka/przyjaciela (Jak to brzmi!) z dwójką jego dzieci.


- Ty jesteś Taylor?  Nie wiesz może gdzie jest mój mąż, bo w pokoju go nie zastałam- zaparła się pod boki.


- Pewnie siedzi u Mylesa i obgadują set listę – odpowiedziałam z szeroko opadniętą szczęką. I już jej nie było. No to Slash ma kłopoty. Wróć! My mamy kłopoty. Za chwile wszyscy schodzą na obiad do hotelowej restauracji. Nie wiem, czy jestem gotowa stawić temu czoła, ale przecież wiedziałam na co się decyduję idąc z nim do łóżka, nie? Wiedziałam, że ma szczęśliwą rodzinę. Przeczesałam włosy i zeszłam na dół.


Dostałam drugi w tym tygodniu telefon od Sony, żebym zgłosiła się do nich zaraz po powrocie. Zastanawiałam się nad tym po krótce. Spakowałam swoje rzeczy, czmychnęłam do taksówki niezauważona i wcisnęłam się do samolotu, który oblatywał dosłownie za kilka minut.


Zostawiłam walizki w mieszkaniu i pojechałam do wieżowca wytwórni. Po krótce szef wytłumaczył mi, jak stoją sprawy. Rodzice dotrzymali słowa. Dzięki bogu, mój pracodawca był dobrym człowiekiem i pozwolił samemu podjąć decyzję, czy mam jeszcze próbować się z nimi dogadać. Stwierdziłam, że przynajmniej na razie wezmę  długi urlop. W innych okolicznościach, pewnie bym płakała, ale nie miało to teraz żadnego sensu. Ja mam szansę pracować gdzieś indziej, Slash zapomni i wszystko jakoś się ułoży. Przede mną miesiąc wolnego. Postanowiłam więc pojechać do Seattle. Chciałam zabrać rodzinnego domu wszystkie swoje rzeczy. P. Newton, ochroniarz, powiedział, że nie może mnie wpuścić, ale ubłagałam go i poprosiłam by pomógł mi wynieść wszystkie pudła z piwnicy. Te były najcenniejsze, moje płyty, koszulki, plakaty. Wspomnienia, sprzed tego wszystkiego. Prawdopodobnie udałoby mi się wyjść nie spotykając właścicieli domu, ale niestety ojciec przyjechał wcześniej


- Co robisz? – zapytał z płomykami wrogości w oczach,


- Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i już mnie nie ma – oświadczyłam. Dostałam siarczysty policzek i upadłam na ścieżkę.


- Zapamiętaj sobie, nic nie jest twoje, nawet ta sukienka, którą masz na sobie. Wszystko zawdzięczasz nam i masz się nas słuchać – udało mi się wstać, ale oberwałam w drugą stronę – Nie skończyłem! A teraz do domu – ciągnął mnie po trawie.


- Nie ją pan puści! – krzyknął p. Newton.


- Słucham? Ty mi się sprzeciwiasz?!


- Jestem tylko pańskim pracownikiem. Mnie może pan zwolnić, a jej nie. Jeszcze raz jej przyłożysz i porozmawiamy inaczej – ojciec rzucił mną o ziemię i podbiegł do faceta. Zaczęłam biec, ile sił w nogach do samochodu i rozkazałam kierowcy jechać, jak najszybciej.


Byłam już od tygodnia w swoim mieszkaniu.  Slash zapchać całą moją pocztę głosową i skrzynkę mailową. Nie odpisywałam i nie oddzwaniałam, chodź bardzo chciałam. Brałam prysznic, gdy ktoś zapukał do drzwi


- Chwileczkę! – zawołałam. Ubrałam puchowy szlafrok i z uśmiechem otworzyłam drzwi. Spodziewałam się swojej przyjaciółki, którą zaprosiłam tutaj na weekend. Zamiast niej stał przed mną Slash.


- Nareszcie! Czemu nie dawałaś znaku życia! Umierałem ze strachu – mocno mnie przytulił, ale go odepchnęłam.


- Jeszcze nie dostałeś oficjalnego pisma z Sony? – zapytałam. Zmarszczył czoło i pokręcil przecząco głową.


- Wzięłam długi urlop, a tobie podeślą kogoś w zastępstwie – oznajmiłam i podeszłam do oszklonej ściany z widokiem na Los Angeles.


- Co? Chyba nie mówisz poważnie! – obużył się – Dlaczego?


- Sprawy osobiste


- Wydawało mi się, że ta jeż jestem twoją sprawą osobistą – spojrzałam na niego porozumiewawczo – To przeze mnie? Ale dlaczego?! – złapał mnie za ramiona i zmusił do spojrzenia w oczy – Co to jest? – wskazał na żółtawy ślad na kości policzkowej


- Nic – burknęłam i wyrwałam się z jego uścisku – Jeśli nie masz do mnie żadnych spraw zawodowych, to proszę wyjdź – oznajmiłam.


- Chyba sobie żartujesz?! Nie wyjdę dopóki mi nie wyjaśnisz, co się stało?


- Chcesz wiedzieć proszę bardzo! – wrzasnęłam –  Czemu wyjechałam bez pożegnania? Masz wspaniałą rodzinę i to nią powinieneś się zajmować. Skąd to? – wskazałam na policzek – Byłam w Seattle. Teraz możesz już sobie iść? – nie odzywał się, ale cały czas stał za mną – Dobrze w takim razie ja sobie pójdę – pobiegłam w stronę sypialni. Slash złapał mnie na schodach i mocno do siebie przytulił. Czułam, że zaraz złamię swoje wewnętrzne postanowienia - Nie możemy, rozumiesz! – krzyczałam.


- Kocham cię rozumiesz! Rozwodzę się z Perlą! Gdybyś została wtedy jeszcze dzień dłużej… - zamurowało mnie.


- Co robisz? – wydukałam.


- Tak złożyłem pozew o rozwód. Za dwa tygodnie pierwsza rozprawa – oznajmił.


- Nie możesz, przecież masz wspaniałych synów…


- A co mają z tym wspólnego moje dzieci? Czy ja się z nimi rozwodzę? Nie. Nadal możemy spędzać weekendy, wakacje – tłumaczył.


- To wszystko nie jest takie proste. Czy chociaż przez chwilę pomyślałeś, jak ja się w tym wszystkim czuję? Poczułam się jak ostatnia suka, gdy Perla wpadła do mojego pokoju pytając o ciebie – Slash mocno mnie do siebie przytulił i ucałował w czubek głowy – Musisz mi dać trochę czasu, sobie zresztą też – spojrzałam do góry, na jego twarz. Miał przymknięte oczy.


- Planujesz odejść z firmy? – szepnął mi do ucha


- Prawdopodobnie tak – odpowiedziałam krótko.


- Więc ja też odchodzę – oznajmił. Oderwałam się od niego.


- Tobie już chyba naprawdę te hektolitry Danielsa mózg wypłukały. W ogóle wiesz co mówisz?


- Myślałem już nad tym jakiś czas. Nie podoba mi się tamtejszy system pracy. To nie artysta z łaski swojej nagrywa płytę, tylko wytwórnia to na nim wymusza. Już dostałem dwa telefony z pytaniem, co dalej, a ja nie wiem, co dalej. Na razie chcę skończyć trasę i wtedy się nad tym zastanowię, a teraz proszę powiedz mi na spokojnie, co ci się stało w Seattle – usiadłam na kanapę, Slash obok mnie.


- Byłam u rodziców po swoje rzeczy


- I to oni cię tak urządzili – w gitarzyście się zagotowało – Jak można własne dziecko…! Ja rozumiem, że nie chciałaś jechać ze mną, ale czemu nie wzięłaś ze sobą brata, albo ochroniarza?


- Byłam pewna, że ojca o tej porze nie będzie w domu. Właściwie miałam rację. Spotkaliśmy się jak już wychodziłam. Uderzył mnie, ale nasz domowy ochroniarz wstawił się za mną. Muszę sprawdzić, co z nim, jakoś go namierzyć i podziękować – Slash mocno mnie przytulił. Nie protestowałam, potrzebowałam tego. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum – Dobra, poczekaj chwilę, bo nie mam zamiaru cały dzień paradować w szlafroku – zeskoczyłam z kanapy i pobiegam na piętro. Po paru minutach zeszłam na dół w jeansach i czarnej luźnej bluzce. Slash stał w przy oknie i opierał się o szybę – Powiedz mi teraz na spokojnie, co planujesz? – rzuciłam nalewając sobie szklankę wody.


- Już ci powiedziałem co. Najpierw załatwiamy wytwórnię, potem rozwód – krótko i na temat – Na razie mam wynajęte mieszkanie, a później zobaczę, może kupię coś swojego.


- Planujesz przenieść się do jakiejś mniejszej firmy, czy szukasz czegoś na miarę Sony?


- Nie, na pewno nic dużego i komercyjnego, ale chciałbym byś była moim managerem – pokręciłam przecząco głową – Nie chcę nikogo nowego – podszedł i zakołysał moimi biodrami. Objęłam go w pasie i cmoknęłam w usta.


- Zastanowię się – odpowiedziałam z uśmiechem.


- Wiesz, dzisiaj gram z Beth Hart w Wishky A Go Go, może przyjdziesz? – zaproponował


- W sumie, czemu nie, o której?


- Przyjadę po ciebie o 19 – pocałował mnie w usta – To do zobaczenia wieczorem – i wyszedł.


Był punktualny co do minuty. Stanęłam przed nim ubrana w czarne rurki, czarne szpilki, czarną obcisłą koszulkę, bez jakichkolwiek ozdobników, ale za to z dużym dekoltem i dużą złotą bransoletkę na prawym nadgarstku.


- Cudownie wyglądasz – cmoknął mnie w policzek. Strzeliłam buraka.


- Dziękuję ty również – Zawsze wyglądał cudownie ubrany cały na czarno, z ciemnymi okularami i masą biżuterii. Wsiadłam do jego klimatyzowanego samochodu. Na tylnym siedzeniu leżały dwie gitary elektryczne w futerałach i kurtka skórzana. Pod klubem czekało kilku paparazzich – Czemu oni tutaj są? – wydusiłam z siebie przerażona na ich widok.


- To Los Angeles, oni są wszędzie – spojrzał na mój zagubiony wyraz twarzy – Spokojnie, jesteś ze mną – ścisnął moją dłoń i wyszedł pierwszy. Obkrążył samochód i otworzy mi drzwi. Wyszłam, a on objął mnie mocno ramieniem, nie pozwalając nikomu zbliżyć się nawet na metr w moim kierunku. Byłam mu za to cholernie wdzięczna – Już dobrze? – zapytał, gdy znaleźliśmy się za kulisami.


- Tak – wydukałam już śmielej – Nie wziąłeś gitar – przypomniałam.


- Kogoś po nie wyślę – wzruszył ramionami – Chodź przedstawię ci kogoś – pociągnął mnie za sobą. Przeszliśmy przez kilka pomieszczeń. Tutaj nie docierały żadne hałasy. Na kanapie pod ściną siedziała Beth Hart, a obok niej Duff McKagan. Wziąłam głęboki oddech


- Duff, Beth poznajcie MOJĄ manager Taylor Armstrong – uścisnęliśmy sobie dłonie.


- Zabrzmiał bardziej, jak to moja dziewczyna – zażartował Duff i odpalił papierosa – Nieładnie Slash – pokręcił z dezaprobatą głową.


- Ty się nie wypowiadaj, sam dwukrotnie się rozwodziłeś – rzucił Slash.


- Rozumiem, że bierzesz ze mnie przykład – głośno się zaśmiał. Spoważniał nagle – Ty mówisz serio? Rozwodzisz się z Perlicą? – klasnął w dłonie. Czułam się cholernie głupio. Beth chyba to zauważyła i wyciągnęła na jakąś bezsensowną pogawędkę o realiach współczesnego showbizu.


- Dzięki


- Za co? – zdziwiła się.


- Za to, że wybawiłaś mnie od uczestniczenia w tej niezręcznej rozmowie. Gdybym wiedziała, że będę miała się tutaj z kimkolwiek spotykać, nie zgodziłabym się


- I właśnie dlatego Slash nic ci nie powiedział. Bardzo zależało mu, byś poznała jego przyjaciela.


- Masz rację, jeszcze raz dziękuję – szczerze się do niej uśmiechnęłam.


- Wiesz, co robisz? – zapytała na odchodne.


- Szczerze? Nie


- A kochasz go? – zaczęłam coś kręcić – Tak, lub nie?


- Tak – odpowiedziałam w końcu


- Czyli wszystko jakoś się ułoży – puściła mi śliczny uśmiech i pobiegła na scenę, z której dochodził już dźwięk gitary Slasha. Stanęłam z boku i obserwowałam popisy muzyków. W trzeciej piosence gościnnie wystąpił Duff. Cały czas lustrował mnie spojrzeniem. Zamówiłam sobie drinka i usiadłam na metalowych schodkach prowadzących na scenę.


- Mogę się dosiąść? – zapytał basista.


- Jasne – zrobiłam mu miejsce.


- Wiesz, że Slash jest moim przyjacielem – spojrzał na mnie, a ja przytaknęłam - Traktujesz go na poważnie? Kochasz go, czy jesteś tylko zauroczona? Nie miej mi tego za złe, ale on ma rodzinę i szkoda żeby ją stracił


- Na początku traktowałam to właśnie, jak zauroczenie, ale każdego dnia angażuję się coraz bardziej. Gdy podczas trasy przyjechała Perla z dzieciakami, czułam się tak cholernie podle, rozumiesz? Ale sama możliwość bycia w towarzystwie Slasha daje mi dużo radości. To, że występuje teraz na scenie, a ja siedzę obok, sprawia mi ogromną radość – wyjaśniłam.


- Cieszę się, że tak to wygląda. Chodź za kulisy, bo zaraz nas ludzie dopadną – wstał i otrzepał piasek ze spodni.Poszłam za nim. Kilka minut później dołączył do nas Slash owinięty białym ręcznikiem wokół szyi


- I jak się podobało? - przytulił mnie do siebie.


- Było cudownie. Najlepiej wypadło chyba Whole Lotta Love - stwierdziłam obiektywnie - Dziewczyno, ale ty masz głos! - zawołałam do Beth od progu.


- Oj, słyszałam lepszych - przekręciłam teatralnie oczami.


- To co, zbieramy się - zawołał Slash - Duff, będziesz jutro na Sunset Strip Festival?


- Pewnie tak, czyli do jutra - uścisnęli sobie mocno ręce. Szybko opuściliśmy teren klubu. Na szczeście przy aucie czekało na Slasha tylko kilkoro fanów, którym sprawnie podpisał jakieś fotografie ze swoim wizerunkiem. Gitarzysta włożył swoje instrumenty na tylne siedzenia i mogliśmy odjeżdżać.


- To gdzie teraz? Jakaś kolacja? - zasugerował.

- Wolałabym zamówić pizze. Odwieziesz mnie do domu? - przytaknął. Dalszą drogę jechaliśmy w ciszy.

- Wejdziesz? - zaproponowałam, gdy otworzyłam drzwi od swojego mieszkania.

- Jasne - odpowiedział i zaczął mnie namiętnie całować.

- Coś czuję, że nici z kolacji - wyszeptałam w jego wargi.

- Gwarantuję ci, że nie będziesz myślała teraz o jedzeniu - kontynuował pieszczoty.

- W łazience na piętrze jest strasznie duża wanna - oznajmiłam i spojrzałam w jego oczy - Moglibyśmy sprawdzić, czy mogą jej używać dwie osoby - puściłam do niego oczko i pociągnęłam za sobą. Szybko pozbyliśmy się ubrań. Siedzieliśmy w ciszy. Nakręcały mnie te jego ciągłe spojrzenia i uśmieszki w moją stronę. Nie wytrzymałam i rzuciłam się na niego. Uśmiechnął się tryumfalnie pod nosem. Chwycił mnie a talii, a ja oplotłam go nogami w pasie. Wyszliśmy z wanny (w zasadzie on wyszedł, a ja tylko siedziałam na nim ;)) i weszliśmy do łóżka.

- Ej, bo wszystko pomoczymy - wydusiłam pomiędzy pocałunkami.

- To co, wyschnie - skomentował i błądził dalej ustami po mojej szyi. Zjeżdżał swoimi dłońmi coraz niżej, rozpoczynając od obojczyków, przez piersi, pępek, odstające kości miednicy po moją kobiecość. Każdy z wymienionych przystanków powodował wybuch gorąca, w moim ciele. Najwyraźniej Jego celem stało się doprowadzenie mnie do obłędu, w który zaczęłam już wpadać. Każdy jego ruch był cholernie wolny, przez co stał się niemalże irytujący. Kilkakrotnie przejechał palcami po mojej łechtaczce, powodując u mnie drżenie mięśni. Jego męskość była już wyraźnie nabrzmiała, ale chciał wytrzymać jak najdłużej się dało, by sprawić mi jak najwięcej przyjemności. Zataczał językiem kółeczka na moich sutkach. Moje serce waliło, jak oszalałe. Czułam mocne pulsowanie tam na dole

- Wejdź we mnie już do jasnej cholery - udało mi się wydusić, przygrywając płatek Jego ucha. Spełnił moją zachciankę i chwilę później obojgiem nas wstrząsnął potężny dreszcz. Opadł obok mnie ciężko dysząc. Mocno wtuliłam się w jego tors. Oboje zasnęliśmy.

Pukanie, a później walenie do drzwi. Ktora jest w ogole godzina? 11? Moment, już idę. Nie wyjdę przecież przywitać mojego gościa nago. Chodź gdyby miał to być Slash, to w sumie czemu nie. Tyle, że gitarzysta leży teraz obok mnie. Ubrałam bieliznę i narzuciłam na siebie Jego dużą, czarną koszulę. Czułam się, jak w sukience tyle, że o wiele wygodniejszej i pachnącej męskimi perfumami. Cicho zbiegłam na dół i z uśmiechem otworzyłam drzwi, jednakże szybko posmutniałam

- Tak się cieszysz na mój widok? To wspaniale - Matt popchnął mnie do środka i zamknął za sobą drzwi - No nieźle się urządziłaś kochanie. Dopiero wstałaś? A może wstaliście?! - pozorny uśmiech opuścił jego twarz i pojawił się wrogi grymas - Już mnie zdradzasz?! - szarpnął mnie za ramię i pchnął na kanapę.

- Przecież ja już nie jestem twoja! - odważyłam się odezwać.

- Mylisz się, zawsze będziesz moja. Dopóki żyjesz, a nawet po śmierci! Pakuj się, za pół godziny mamy samolot do Nowego Jorku - oznajmił.

- Nigdzie z tobą nie lecę - pisnęłam.

- A chcesz - ścisnął moją twarz, zabolało - zaszkodzić temu swojemu kochasiowi. Dowiem się, kim jest. Wiesz, że to dla mnie kwestia czasu. Nawet nie próbuj protestować - włożył dłoń pod koszulę i ścisnął moją pierś.

- Dobrze, polecę - wydukałam przez łzy - Tyko proszę, puść mnie

- Zabawimy się w samolocie - przejechał palcem wzdłuż linii mojej żuchwy. Pchnął mnie w stronę schodów. Gdybym nie złapała się poręczy, runęłabym jak długa. Weszłam po cichu do sypialni. Nie chciałam budzić Slasha. Wiedziałam, że Matt nie da mi spokoju, a był zdolny do naprawdę wielu rzeczy. Wrzuciłam pierwsze lepsze ubrania do małej torby podróżnej. Trzęsącą się dłonią złapałam dezodorant, który wyślizgnął mi się z rąk i huknął o podłogę. Slash przebudził się i spojrzał na moją zapłakaną twarz

- Co się... - nie drążył nic więcej powiedzieć, bo zatkałam mu usta dłonią.

- Cicho... - szepnęłam mu do ucha - Po prostu pozwól mi zrobić swoje - po moich policzkach znów zaczęły spływać gorzkie łzy. Ścisnął z całej siły moje nadgarstki. Syknęłam z bólu.

- Powiedz mi do cholery, co się dzieje! - wysyczał przez zęby. Poddałam się.

- Matt po mnie przyjechał - w gitarzyście się zagotowało - Proszę, pozwól mi z nim pojechać. On groził, że coś ci zrobi, jeśli nie spełnię jego prośby.

- To ma być prośba do cholery! - warknął i odsunął mnie na bok. Ubrał spodnie i zszedł na dół. Pobiegłam za nim.

- O kogo moje piękne oczy widzą - odezwał się mój były - Zazdrosny o kochankę? Ciekawe, co na to żona? - postukał się w brodę.

- Masz minutę na opuszczenie tego mieszkania - Slash wskazał na drzwi.

- Chyba poczekam co się stanie po upływie tego czasu - rozsiadł się wygodnie na kanapie.

- Kurwa, czego ty od niej chcesz? - zapytał podirytowany.

- Nic, po prostu moja narzeczona, ma być przy mnie. Dałem jej miesiąc na zabawę, ale teraz już wystarczy. Pożartowała sobie, wysłała pocztą pierścionek, a teraz czas wracać do rzeczywistości. Coś mi się chyba należy, prawda? - zwrócił się do mnie.

- Zgłoś się po to do moich rodziców, a nie do mnie! - wrzasnęłam.

- To, że jest przy tobie twój kochać, nie znaczy, że cię nie uderzę. Nie pozwalaj sobie! - rozluźnił krawat.

- Teraz przegiąłeś! - Slash podbiegł i chwycił Matta za kołnierz - Wypierdalaj kurwa wełniany chuju! Jeszcze raz będziesz ją kurwa niepokoić, to cię zajebię! - Spokojny wyraz twarzy chłopaka, dobrowadzał Slasha do szewskiej pasji

- Jeszcze masz szansę załatwić to po dobroci. Mam tylko nadzieję, że nie zrobił ci już bachora! A nie zapomniałem, ty NIE MOŻESZ mieć dzieci - osunęłam się po ścianie i zatkałam uszy, kołysząc się w przód i tył. To było już dla mnie za wiele. Tylko on o tym wiedział. Rozumiem, że można być potworem, ale jak można wypominać kobiecie coś takiego. Słyszałam tylko trzask drzwi i dźwięk głośnego zasuwania zamków.

Zerwałam się z miejsca i pobiegłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. Odkręciłam mocno kurki i przemyłam kilkakrotnie twarz lodowatą wodą. Osunęłam się po ścianie. Musiałam się jakoś uspokoić. Zaczęłam szukać w szafce moich tabletek. Całkiem przypadkowo z pomiędzy leków wypadła żyletka. Kiedyś to robiłam. Nie, nie mogę do tego wrócić. Są inne sposoby by poczuć odprężenie. Złapię ją tylko na moment i odłożę na miejsce. Prawa dłoń sama powędrowała na lewy nadgarstek. Wystarczyło tylko pociągnąć ostrzem. Po ciele przeszedł przyjemny dreszcz odprężenia. Jeszcze tylko raz, powiedziałam sobie. Kolejna czerwona, lekko krwawiąca linia. Wbiłam ostrze, po raz trzeci, ale zdążyłam dojechać tylko do połowy, gdy ktoś szarpnął za klamkę, a następnie zapukał. Dźwięk pomógl mi obudzić się z transu, w jaki wpadłam. Wrzuciłam ostrze do toalety, a do nadgarstka przytknęłam chusteczkę- Taylor, proszę otwórz - lubiłam jego ciepły głos. Moment, co ja przed chwilą zrobiłam?! Czemu po to sięgnęłam! Złapałam się za głowę i otworzyłam szeroko okno - Martwię się o ciebie, proszę wpuść mnie! - pukał coraz głośniej i mocniej. Zrezygnowana otworzyłam drzwi i usiadłam na krawędź wanny, ukrywając twarz w dłoniach.

16 komentarzy:

  1. OMG O__________O Strasznie emocjonujący rozdział! A przy tym naprawdę świetny!
    Głupia Perla...dobrze, że się rozwodzą, a Matta to bym kurwa zajebała na pierwszym kroku. Ja tam chcę żeby Slash i Taylor wychowywali razem dzieci Hudsona :D Fajnie by było <3
    No i czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze jedno! Widzę, że piszesz coraz dłuższe rozdziały xD
      Fajnie ! ;)
      no i jeszcze drobna poprawka "Objęłam go w pasie i cmoknęłam w USA" uśmiałam się przy tym, ale chyba chodziło o usta xD

      Usuń
    2. Już są usta ;) Muszę pokombinować coś z tym Wordowym słownikiem. Coraz więcej wyrazów mi przekręca a ja to muszę potem po trzy razy sprawdzać.
      Ja piszę sobie opowiadanie w ciągu (aktualnie coś ok. 60 stron) i potem to dzielę i publikuję. Także mam jeszcze ze trzy rozdziały nadto ;)

      Usuń
    3. Aaa Tobie to dobrze :D Ale w wordzie to lepiej nie pisać, bo faktycznie przekręca, ja tam piszę na bloggerze od razu xD

      http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/ - nowy rozdział :D

      Usuń
  2. Nauka pływania <3 Rozwód! Ojoj, się zaczyna kręcić wszystko :D Rzeczywiście jest co raz dłużej, ale ja sie cieszę z tego powodu! A co do ankiet, zagłosowałam. Ta związana z Tylor jest bardzo fajna, w sensie fajne pomysły :)

    OdpowiedzUsuń
  3. http://in-the-free-world.blogspot.com/ Kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. O jezuu....jaka szkoda, ze Tylor jest bezpłodna :C
    Nienawidzę Matta i Perli *_________*
    Rozdział zajebisty i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłabym taka pewna, co do jej bezpłodności ; >
      Matta zażegnaliśmy w tym rozdziale i już raczej nie powróci :P

      Usuń
    2. Dzięki Bogu, a co z Perlą :P
      I co ty wgl. kombinujesz z tą bezpłodnością.......co?? :)

      Usuń
    3. Perla się jeszcze pojawi i to w dosyć niemiłych okolicznościach.
      Co ja kombinuję? Niiic ;) Zuupelnie niiic :P Zobaczysz później, teraz nic nie zdradzam

      Usuń
  5. dziewczyno uwielbiam te twoje opowiadanie! Jesteś genialna *_______* Czekam z niecierpliwością na więcej ; >

    OdpowiedzUsuń
  6. No, no. Tego się nie spodziewałem. W rzeczywistości raczej nie miało by to miejsca. A co do tego złamanego chuja Matt'a i rodziców Taylor to aż złapałem się za głowę jak można w ten sposób potraktować swoją córkę. I powiem szczerze, że jeśli by się jeszcze raz pojawił chętnie bym go rozszarpał gołymi rękami. Coraz bardziej zaczynam się wkręcać w to twoje opowiadanie.

    Reno vel Slashud

    Ps. A to moja strona na bloggerze: http://intheparadisecity.blogspot.com/ jak chcesz to możesz poczytać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział. Uwielbiam Taylor, Slasha rzecz jasna też. Cholera, ale w tej rodzinie musiały być układy. Ten Matt to ją traktował jak swoją własność. Biedna dziewczyna, dużo przeżyła. Mam nadzieję, że będzie jej się dobrze układać ze Slashem. Może by tak poznała jego dzieci? Jej ojciec, masakra. Potraktował ją jak szmatę, a dziewczyna na prawdę w porządku. Nigdy też nie zrozumiem ludzi którzy mają taki szacunek wobec dzieci. I zakazują im słuchać tego co chcą. Moje dzieci będą chyba wręcz przymuszane haha :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajebiście piszesz, uwielbiam Cię! I tak przy okazji chciałam powiedzieć, że ciekawie sobie to wszystko obmyśliłaś. Historia jest cholernie pomysłowa. Z niecierpliwością czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmm.. .no to tak :D:
    Najlepszy blog swiata i tyle!
    Niech sie rozwodzi z ta suka, a tego matta bym zajebala damski bokser, kurwa...
    Jak Ty wspaniale opisujesz ich noce, ich uczucie.
    Brak mi slow, jestes wspaniala :*
    Chcesz pisac ze mna bloga?
    Ja probuje pisac opowiadania na paradise-city.blogujaca.pl i potrzebuje pomocy! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Biedna Taylor tyle przeszła :(

    OdpowiedzUsuń