sobota, 1 września 2012

Rozdział 4

 Usłyszeliśmy trzaśnięcie na dole.
- Kurwa, coś ty pił stary – Todd skomentował najwyraźniej wygląda chłopaka. Zeszłam na dół. Faktycznie jego skóra nabrała lekko zielonkawego odcienia.
- Nigdy więcej ginu. Odbija mi się tym jałowcem, jak cholera – starałam się opanować śmiech, ale i tak parsknęłam – Tak, bardzo śmieszne – skomentował moje zachowanie.
- Żebyś wiedział – odezwał się Slash, który stał krok za mną.
- Lepiej się nie wypowiadaj – wskazał na Mulata.
- Dobra idę powiedzieć, że jesteśmy już w komplecie i możemy ruszać. Tylko trzymaj się blisko toalety, bo sam będziesz sprzątać podłogę - kilka minut później dostałam telefon, że zespół zagra 2 godziny wcześniej, niż planowano – Nie będzie żadnych postojów, jasne? – rzuciłam zamykając drzwi – Gracie szybciej, jeden zespół się wycofał. Zlustrowałam wzrokiem całe pomieszczenie. Wszyscy łącznie z naszym poszkodowanym smacznie spali. Slash coś wymruczał przez sen i przekręcił się na drugi bok.  Wyglądało to przesłodko.  Uslyszałam sygnał rozmowy z laptopa, więc poszłam sprawdzić, kto do  pisze
Shon: Hej siostra, możesz gadaś?
Ja: Sekunda…
Zaszyłam się na górze i połączyłam z bratem
- Hej, Shon – pomachałam mu do kamerki.
- Co u ciebie Taylor? Jutro Rock am ring, nie?
- No tak, a co planujesz zrobić nalot? – zażartowałam
- A jeśli tak?
- Serio?
- Już jestem na miejscu – jak by na potwierdzenie przeleciał kamerką po pokoju – Byłem w Londynie i pomyślałem sobie, że skoro jestem już tak blisko
- Teraz jeszcze bardziej nie mogę się doczekać – mówiłam szczerze. Jutrzejszy dzień zapowiadał się jako  pełen atrakcji.
- Wiesz rodzice robią tutaj na ciebie straszną nagonkę – zbladłam.
- Co takiego robią – wydusiłam przez zęby.
- Na razie tylko ostrzegają i chcą się dowiedzieć o twoich najsłabszych punktach
- Chcą uderzyć w wytwórnię i doprowadzić do mojego zwolnienia
- Co?! – oburzył się.
- Otrzymałam od mamy już parę telefonów. Ta praca jest dla mnie najważniejsza na świecie, dlatego chcą to zrobić – wyjaśniłam.
- Dobra siostra, znieńmy temat. Gdzie ty teraz jesteś?
- To jest mój ‘pokój’ w tourbusie, zresztą jutro zobaczysz.
- Poznasz mnie z zespołem? – otworzył szerzej oczy.
- Nie, tylko ci tak gadam. Jasne, głupku. Na występ Slasha masz wejściówkę na backstage – wyszczerzyłam zęby. Shone posłał mi buziaka i ziewnął – Idź spać
- Chyba masz rację, do jutra – pokiwałam i rozłączyłam się. Nałożyłam na uszy słuchawki i włączywszy sobie płytę Aerosmith przymknęłam oczy. Nie byłam zmęczona, ale sen jakoś sam mnie odnalazł. Ocknęłam się gdy było już jasno. Na dole słyszałam jakieś głosy i pojękiwania. Laptop padnięty, a gęba zaspana, pięknie! Zabrałam ciuchy i zeszłam się przebrać do łazienki. Chłopaki wyglądali tak, jakby całą noc balowali.
- Ej co z wami, przespaliście całą noc, a wyglądacie, jakbyście wrócili z jakiejś imprezy
- To nie ty spałaś na dwuosobowej kanapie w czterech – wydukał Todd. Czyli nici z ubierania się. Ratujemy zespół.
- Mocna kawa, dobre śniadanie i zimny prysznic powinny was postawić na nogi. Myles biedaku, idź pierwszy – mimo wszystko wyglądał już znacznie lepiej, niż w nocy. Zrobiłam stos kanapek z serem, szynką i tuńczykiem. Na niektóre położyłam jeszcze świeży ogórek. Postawiłam przed każdym kawę, a sama zabrałam się za jedzenie płatków z jogurtem.
- A masz coś na ból karku? – zapytał wokalista po wyjściu z łazienki
- O i dla nas też – dodał Brent.
- Poszukam – poczłapałam na górę i przekopałam całą walizkę w poszukiwaniu maści. Stanęłam za fotelem i zatarłam ręce – Który pierwszy na masaż? – Każdemu z nich rozmasowałam mięśnie szyi i natarłam ją specyfikiem. Na koniec został jeszcze Slash, który brał prysznic. Nie chciało mi się na niego czekać, poszłam uruchomić komputer i sprawdzić skrzynkę mailową. Dwie stacje; radiowa i telewizyjna prosiły o wywiad ze Slashem. Odpisałam, że zgodzę się na jego udział pod warunkiem, że będzie mógł zabrać jednego członka zespołu.
- Tu jesteś – zawołał Slash – Wiesz, mnie też boli kark – zaśmiałam się i poklepałam miejsce obok siebie. Woda z świeżo umytych włosów moczyła mu całą szyję.
- Tylko najpierw zawiń sobie włosy w ręcznik – wygrzebałam swój z torby. Miał na sobie koszulkę, która u góry była bardzo wąska. Westchnęłam – Jak chcesz, żebym ci pomogła musisz zdjąć koszulkę – zrzucił z siebie materiał. Rozprowadziłam maść na dłoniach i półkolistymi łukami wcierałam ją od karku po ramiona. Chwycił mnie za nadgarstki i  przekręcił głowę w prawo, jak najmocniej mógł.  Przysunęłam się do niego. Ucałował mój policzek i musnął wargi. Nie protestowałam. Objął mnie w pasie i usadził na swoich kolanach. Wczepił mi palce we włosy i rozwarł usta językiem. Mój oddech dwukrotnie przyspieszył. Odwzajemniłam pocałunek. Odchyliłam głowę i teraz on całował mój dekolt. Oparłam dłonie o jego klatkę piersiową i spojrzałam prosto w brązowe oczy – Nie możemy – wydusiłam. Nie przerywał swoich pieszczot. Położyłam głowę na jego barku  – Chociaż nie tutaj, przecież wszyscy nas usłyszą – wyszeptałam mu do ucha.  Chyba zrozumiał o co mi chodzi, bo odsunął się ode mnie. Usiadłam na swoim miejscu. Pojazd się zatrzymał. Wyjrzałam przez okienko. Tak, byliśmy już na miejscu. Wybiegłam na zewnątrz i wybrałam numer do mojego brata:
- Halo?
- Shone? Jesteśmy już ma miejscu, gdzie się spotkamy – rozejrzałam się za jakimś widocznym dobrze dal nas obojga punkcie.
- Ja stoję pod tylną bramą to może tam? Bo wiesz mnie na teren parkingu nie chcę wpuścić – wyjaśnił
- Dobra, już biegnę
Nie wiedziałam, że stoimy aż taki kawałek od naszego punktu spotkania. Przebiegłam chyba z pół kilometra. Gdy już powoli brakowało mi sił, zauważyłam chłopaka w luźnej czerwonej koszulce i czapce baseballówce. Spod daszka wystawała dłuższa, od reszty włosów grzywka.
- Proszę go wpuścić – zawołałam do ochroniarza, pokazując wizytówkę. Facet zmierzył mnie wzrokiem i nacisnął czerwony guzik. Brama otworzyła się, a chłopak zaczął do mnie biec. Nie widzieliśmy się 5 lat. Oczywiście rozmawialiśmy przez Skype, telefon, smsowaliśmy, ale wiadomo to nie to samo.
- Moja mała Taylor – zawołał i wziął mnie w ramiona podrzucając do góry. Obkręciliśmy się wogół.
- Nic się nie zmieniłeś – przytuliłam się do chłopaka.
- Przybyło mi trochę tatuaży – wskazał na pokryte w całości różnymi wzorami ramiona i nogi.
- Nie przesadzasz?
- To już uzależnienie – zaśmiał się pod nosem.
- Chodź ze mną po przepustki, wcisnę cię jako technicznego zespołu – dźgnęłam go w bok. Na scenie próbę miał zespoł Alice in Chains. Zaczęłam nucić Would.
- Pamiętasz to? Przecież oni – miał na miśli moich rodziców – zrobili z tobą…
- Tak zrobili mi pranie mózgu, ale najwyraźniej można wrócić do wszystkiego, jeśli się tylko chce – wcięłam się mu w słowo.
- Tak się cieszę siostra – mocno mnie do siebie przytulił.
Wszystko poszło po mojej myśli i kobieta nie miała żadnych zastrzeżen co do mojego brata. Mógł więc być na kulisach cały dzisiejszy dzień.
- To może najpierw pójdziemy sprawdzić, jak się mają chłopcy przed próbą – zasugerowałam.
- Ale tak po prostu? – wydukał
- Śpimy wszyscy w jednym autobusie. Tak, tak po prostu – pociągnęłam go za sobą.
Brent z Mylesem oglądali coś w telewizji, Todd znowu coś jadł, a Slash? Chyba siedział na górze
- Hej wszystkim, za dwie godziny mamy próbę. Wszyscy już się dobrze czują? Żadnych mdłości, Myles? – wytknęłam chłopakowi
- Nie, na szczęście. Załatwiłaś już hotel? Bo jeśli nie to ja proszę pokój dwuosobowy. Chciałbym ściągnąć Selenę na ten tydzień w Berlinie – oświadczył.
- Już mam wszystko załatwione, ale co za dla mnie zmienić rezerwację – zruszyłam ramionami – Chłopaki to jest mój brat Shon. Zgadaliśmy się wczoraj przez komunikator, że jest tutaj -  każdy po kolei przybił sobie znim piątkę. Głupio mi było zostawiać go tutaj, ale musiałam wszystko pozałatwiać – Myles, pochwal się, kto zrobil ci takie piękne dziarki – puściłam mu oczko. Rozmowa jakoś zaczęła się toczyć, więc weszłam na górę. Slash siedział w tym miejscu, w którym go zostawiłam. Obserwował każdy mój kolejny ruch – Nie, nie wykręciłam się celowo – odpowiedziałam na niezadane jeszcze pytanie.
- To po co tak szybko wybiegaś? – odgarnął loczki z oczu.
- Pod bramą czekał mój brat, którego nie widziałam 5 lat – wyjaśniłam – A teraz proszę nie przeszkadzaj mi, bo muszę coś załatwić – niechętnie przesiadł się na swoje łóżko. Zadzwoniłam do holetu. Udało mi się dogadać jakoś z obsługą, która stawiała lekki opór przed zmianą rezerwacji. Przecież mieli 200 pokoi, coś mogli wymyśleć, prawda?
- Chodź na dół do wszystkich, ok? Poznasz Shona, jest o wiele ciekawszym człowiekiem ode mnie – zachęciłam.
- Wątpię – szepnął podnosząc lekko kąciki ust. Chciałam zmrozić go spojrzeniem, ale ostatecznie wyszło z tego coś zabawnego, bo parsknął śmiechem.
- Slash to jest Shon – pomachałam kilkakrotnie dłonią przedstawiając ich sobie wzajemnie
- Niezłe dziary, gdzie robiłeś? – wskazał na ramiona mojego brata
- Sam, mam salon tatuażu w Seattle – oznajmił. Slash uniósł brwi
- Myles, z hotelem wszystko załatwione i teraz uwaga wszyscy! Po występie daję wam pół godziny i jedziemy samochodem na lotnisko. 45 minut i jesteśmy w Berlinie, jasne? – wszyscy przytaknęli. Poszłam się przebrać, a gdy wyszłam wszyscy rozmawiali w najlepsze, tylko Slash zaszczycił mnie spojrzeniem, gdy stanęłam w drzwiach – Rozumiem, że tatuaże to bardzo wciągający temat, ale trzeba się zbierać.
Przec całą drogę mój brat rozmawiał z Keneddym w najlepsze. Trochę byłam nawet zazdrosna. Usadowiłam się na schodkach prowadzących na scenę i opalając się w promieniach słońca słuchałam dźwięków gitary dochodzących z głośników.
- Masz może jakąś kartkę i długopis? – zapytał Shon. Wygrzebałam skrawek papieru i jakieś pisadło z torebki.
- Będziesz teraz rysować?
- Muszę. Myles naświetlił mi w głowie świetny pomysł. Na środku gitara – Les Paul z kapeluszem Slasha na jej główce. Instrument owinięty wężem. Na dole coś mrocznego, powiedzmy jakieś czaski.  Po prawej kobieta-diabeł, a po lewej kobieta-anioł – w przeciągu kilku minut udało mi się naszkicować względnie caly obrazek. Ja widziałam to jako okładkę płyty, ale wzór miał się stać kolejnym tatuażem wokalisty.
- Zajebiste – wydusiłam z siebie. Shon spojrzał się na mnie, jak na wariata.
- I jak? – odezwał się za moimi plecami Keneddy.
- I próba i projekt świetne.
Nadszedl czas koncertu. Chłopcy wyszli już na scenę grając wstęp, a Myles czekał na odpowiedni znak, by wejść.
- Życzę powodzenia, a wy trzymajcie za mnie kciuki – idę na bungee – oświadczyłam
- Żartujesz?
- Nie, tylko nikomu nie mów, bo jeszcze się nam zdekoncentrują.
- Im mogę powiedzieć, ale lepiej trzymać to przed Slashem w tajemnicy – spojrzałam na niego, jak na idiotę – Przeciez widać, że mu na tobie zależy – pogadałabym z nim dłużej, ale musiał już iść. Zostałam z Shonem
- Pójdziesz gdzieś ze mną? – zapytałam.
- Teraz? – jęknął zrezygnowany.
- A chcesz zobaczyć, jak twoja siostra skacze z 40m? – zrobił oczy, jak piąciosłotowki – To chodź – pociągnęłam go za rękę. Kolejka była długa, ale warto było. Myślałam, że się popłaczę, jak zawisłam na odpowiedniej wysokości
- Proszę się nie denerwować, przecież jest pani przywiązana w dwóch miejscach. Nie ma się czego bać – uśmiechnął się do mnie mężczyzna, który był w tym momencie odpowiedzialny za moje życie
- Cześć wszystkim, jak się bawicie? – doszło do mnie ze sceny – Chciałbym zadedykować tę piosenkę naszej pani manager, która teraz właśnie czeka na swój największy skok w życiu – tłum spojrzał na mnie z dołu. No, teraz nie ma już odwrotu. Trzy, dwa, jeden… lecę! Krzyczałam, jak cholera. Niesamowity pęd i wolność, której tak bardzo pragnęłam. Przez kilka sekund czułam, że naprawdę mogę wszystko! Poczułam mocne szarpnięcie i wiedziałam, że to już koniec. Piętnaście minut później stałam jeszcze lekko drżąca w objęciach mojego brata
- I co podobało się? – mocno mnie przytulił.
- Jeszcze jak!
Przyczaiłam się za kulisami. Obserwowałam tył Mulata i biegającego po całej scenie Mylesa
- Żyjesz? – zawołał do mnie przez mikrofon w przerwie pomiędzy piosenkami. Slash obrócił się gwałtownie i spojrzał na mnie ze zmartwieniem, która znikło, gdy tylko mnie dostrzegł.
- Cała i zdrowa – wypowiedziałam bezdźwięcznie.
Do końca zostało tylko kilka piosenek. Wymknęłam się do Torbusa i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy dla siebie i chłopaków. Autokar miał przyjechać do Berlina dopiero za 35h. Pożegnałam się z bratem. Uroniłam kilka łez, ale tylko kilka i poszłam usadowić się wygodnie w vanie, który prowadził ochroniarz. Do auta wszedł najpierw wokalista, który usadowił się na przedzie, a poźniej Slash, który usiadł blisko mnie. Todd z Brentem usiedli za nami. Spojrzałam na Mulata i krótko uścisnęłam jego dłoń. Widziałam, że nie spodobał mu się mój skok. Oparłam się o szybę i lekko ją uchyliłam.  Cały czas huczało mi w głowie. Czułam, że uwolniłam się od przeszłości. To było dla mnie symboliczne, ale bardzo pomogło. Poczułam dłoń Slasha na kolanie. Przyłożyłam na nią swoją dłoń i uśmiechnęłam się pod nosem.
Lot minął nam bardzo szybko. Cieszyłam się, że udało mi się wymusić w wytwórni samolot przy dłuższych trasach, takich jak ta. Był wieczór, około 21. Zarejestrowaliśmy się w holetu i zostawiliśmy w pokojach swoje rzeczy. Ktoś zapukał do moich drzwi.
- Proszę! – zawołałam. W progu stanął Slash
- Wybieram się na miasto. Idziesz ze mną? Pokazałbym mi uroki miasta – przekalkulowałam chwilę jego propozycję i przytaknęłam – To za 10 minut przy recepcji, ok? – kiwnęłam głową. Zastanawiałam się, co mam ubrać. Ostatecznie postawiłam na beżowe sandały z koturnami, jeansowe szorty, luźną zwiewną bluzkę w kolorze butów i granatowe  kolczyki – kule. Zrobiłam lekki makijaż i upięłam włosy w wysoki luźny kok. Zjechałam windą na dół i wyszukałam Slasha wzrokiem. Czytał jakąś ulotkę.
- Bu! – szepnęłam mu do ucha. Podskoczył i zmierzył mnie wzrokiem
- Wyglądasz… - zabrakło mu słów.
- Ty też – gdyby nie był sławnym rockmanem zapewne posądziłabym go o szefostwo w jakiejś zorganizowanej grupie przestępczej. Oczywiście był ubrany całkowicie na czarno. Stylizację wykańczała masa biżuterii na obu nadgarstkach i granatowa  bandana przy pasku – To gdzie idziemy?
- Do Tiergarten – oświadczył. Nie widziałam, co to i byłam cholernie ciekawa. Droga zajęła nam taksówką jakieś pół godziny. Zatrzymaliśmy się w parku. Slash kazał mi na siebie chwilę zaczekać przy rzece. Wrócił po kilku minutach i kazał wsiąść mi do…łódki. Było już bardzo ciemno. Wypłynęliśmy na środek zakola. Nad nami roztaczało się niebo pełne miliona gwiazd. Zaśmiałam się głośno i położyłam. Po kilkunastu minutach usiadłam i spojrzałam radośnie na Slasha, który przyglądał mi się tajemniczo
- Jak ty to dałeś radę zaplanować?
- Wiesz, jak jeszcze ciebie nie było też dawałem sobie radę – przysunął się do mnie.
- A jeśli ktoś nas zobaczy – wyszeptałam w jego usta
- Tutaj? Rozejrzyj się – faktycznie otaczały nas drzewa i krzaki. Przysunęłam się do niego na odległość kilku centymetrów. Przechyliłam głowę lekko w lewą stronę. Złaczyliśmy się w długim i namiętnym pocałunku. Slash miażdżył moje wargi, a ja obejmowałam jego żuchwę. Splątaliśmy ze sobą swoje języki. Zabrakło mi oddechu i odsunęłam się na moment, opierając o jego czoło. Głośno westchnęłam nabierając do płuc chłodnego nocnego powietrza – Wiesz, że musimy wracać? – zapytał.
- Niestety wiem – przymknęłam oczy.
Myślałam, że wracamy już do hotelu. Wkońcu było już po północy, ale Slash postanowił zadbać też o mój żołądek i zjedliśmy w pobliskiej knajpce pyszną pizzę.  Przespacerowaliśmy się jeszcze w pobliżu Bramy Brandemburskiej i o 2 nad ranem rozeszliśmy się do swoich pokoi żegnając słodkim pocałunkiem. Wzięłam prysznic i poszłam spać. Świeże powietrze z szeroko otwartego okna, przyspieszyło ten proces. Obudziłam się coś koło południa.  Ubrałam się w szafirową sukienkę i złote sandały. Chciałam spędzić jeden dzień w galerii handlowej. Na moje konto wpłynęła już pierwsza wypłata. Byłam zachwycona.  Zeszłam do restauracji na śniadanie. Natknęłam się na Todda i Slasha, który kończyli właśnie jeść.
- Jakie masz plany na dzisiaj? – zapytał od niechcenia basista.
- Wybieram się na zakupy do największego centrum handlowego – oświadczyłam przełykając kawę.
- Potrzebujesz towarzystwa? – rzuciłł Slash
- Może…  - kolejny łyk – Twoim nie pogardzę.
- Chyba się skuszę – spojrzał na mnie spod swoich ciemnych okularów.
Wiedziałam, że tak będzie, ale bardzo mnie to bawiło. Slash przeglądał wieszaki z męską garderobą w zawrotnym tępie. Mi zajmowało to trzy razy więcej czasu. Tak było z każdym kolejnym butikiem.
- Jeśli przejdziesz w północne skrzydło i pójdziesz korytarzem do końca dotrzesz do całkiem dużego sklepu muzycznego – poinformowałam mojego znudzonego towarzysza.
- I ty mówisz mi to dopiero teraz – zachichotałam, a jego już nie było. Spokojnie przeglądałam sobie wszystkie sklepy. Kupiłam kilka bluzek, dwie sukienki i jedną parę szpilek na platformie. Spodobała mi się propozycja salonu fryzjerskiego. Strzeliłam sobie blond ombre. Wygląda to całkiem ciekawie, zważywszy na to, że moje naturalne jasnobrązowe włosy mają blond pasemka. Na koniec weszłam do wspomnianego wcześniej sklepu muzycznego, ale zatrzymałam się w części z płytami. Nie planowałam niczego kupować, ale mogłabym chodzić tak między półkami godzinami. To samo miałam z księgarniami. Usłyszałam z głębi stłumiony dźwięk gitary elektrycznej. Znałam tylko jedną osobę, który potrafiła grać w taki sposób. Stanęłam między regałami. Nie chciałam mu przeszkadzać. Chyba spodobał mu się ten biały Gibson.
-  Ja już mam wszystko, co bym chciała, chyba, że ty chcesz…
- Nie nie, też już wszystko mam – uśmiechnął się do mnie i objął w pasie. Trochę zawstydziłam się przed sprzedawcą. Milczałam w taksówce. Nie chciałam poruszać tematu naszych relacji przy kierowcy. Zaciągnęłam Slasha do swojego pokoju hotelowego
- Słuchaj, nie możemy tak zachowywać się w miejscach publicznych – oświadczyłam.
- Niby jak… - objął mnie w pasie.
- Właśnie tak – wyrwałam się z jego uścisku.
- Jesteś osobą publiczną. Każdy może zrobić nam zdjęcie, a ty masz żonę, Slash – wyjaśniłam.
- No dobrze – westchnął – To co robimy po południu?
- Nie wiem, może wypad całą grupą do baru? A jutro moglibyśmy pojechać wszyscy do Tropical Island – zaproponowałam.
- No dobra. Idę zapytać, kto się z nami wybiera – Slash wyszedł, a ja zaczęłam się szykować. Ztoś zapukał do drzwi.
- Przepraszam chyba źle trafiłam – stała przede mną szczupła, niska blondynka.
- Pani jest żoną Mylesa? – kojarzyłam ją ze zdjęcia, które miał ustawione na tapecie swojego telefonu.
- Tak, a pani przepraszam…?
- Taylor Armstrong, nowa menager – wyciągnęłam w jej kierunku dłoń.
- Myślałam, że zespół ma nowego managera, a nie managerkę – zmierzyła mnie od stóp do głów.
- Pokój pani męża jest na końcu. Bardzo cieszył się, że pani przyjeżdża – poinformowałam służbowo. Skinęła głową i wycofała się, a ja zamknęłam drzwi. Ubrałam nową sukienkę. Białą w drobne czarne wzorki z dużym dekoltem, na szerokich ramiączkach. Zrobiłam tylko lekki makijaż, a włosy podkręciłam na końcach. Usłyszałam dzwię otwieranych drzwi. Stałam przy lustrze, tyłem do nich. Slash podszedł do mnie i ułożył swoje dłonie na mojej talii
- Wyglądasz cudownie – cmoknął mnie w szyję
- Idą wszyscy? – zapytałam.
- Myles zrezygnowa. Wiesz, przyjechała jego żona
- Tak, zdążyłam ją poznać
- To co, gotowa? – kiwnęłam głową.
Chłopcy wybrali jakiś bar z dyskoteką w sąsiedztwie. Wybraliśmy stolik, jak najdalej od wejścia.   
- My zamawiamy Danielsa – zawołali Brent i Todd.
- Ja się pokuszę na jakiegoś wymyślego drinka – spojrzałam na Slasha
- A ja sobie na was popatrzę – zdecydował.
- To może lepiej ja poproszę sok pomarańczowy – zmieniłam zdanie.
- Jak chcesz to pij. Mi to nie przeszkadza – pokręciłam przecząco głową i zostałam przy swoim.
Spędziliśmy bardzo milo czas. Głównie rozmawialiśmy o przeszłości. Skąd pochodzimy, jakie mamy hobby. W końcu dałam się namówić na dwa drinki i kilka łyków whisky. Wyszliśmy stamtąd grubo po pierwszej w nocy. Basista z perkusistą zniknęli gdzieś przed nami. Prawdopodobnie wpadli jeszcze na dyskotekę. Ja ze Slashem wracaliśmy wolnym krokiem tuląc się do siebie. W windzie doświadczyłam bardzo dziwnego uczucia. Dostałam gęsiej skórki. Przez moje ciało przechodziły fale gorąca. Zaczęłam szybciej oddychać. Zerknęłam kątem oka na Slasha. Chyba odczuwał coś podobnego. Wybiegłam stamtąd, jak by mnie ktoś gonił. Slash złapał przy drzwiach za nadgarstek. Obróciłam się a on zaczął mnie namiętnie całować, błądząc palcami po moich plecach. Pchnęłam drzwi i oboje wpadliśmy z impetem do mojego pokoju. Resztkami rozumu przekręciłam zamek w drzwiach. Objęłam Mulata za szyję. Przycisnął mnie do ściany. Zaczęłam rozpiać guziki jego czarnej koszuli. Tymczasem on rozpiął zamek biegnący na moich plecach. Sukienka zsunęła się na podłogę. Stałam przed nim w samej koronkowej bieliźnie. Zrzuciłam z jego ramion koszulę. Wtuliłam się w jego szyję, a on obsypywał mój dekolt i brzuch tysiącem pocałunków. Pchnął mnie na łóżko. Odchyliłam głowę do tyłu dając mu swobodniejszy dostęp do moich piersi. Rozpiął mój stanik i odrzucił gdzieś daleko. Pieścił mój biust dłońmi, a ja zabrałam się za rozpinanie jego paska i rozporka. Sprawnie pozbył się spodni. Strzeliłam zadziorny uśmieszek i przekręciłam nas tak, by móc nad nim górować. Wpiłam się w jego usta i niby zupełnym przypadkiem  błądziłam dłonmi w okolicach jego męskości. Znów napastował ustami moją szyję i sutki. Byłam podniecona do granic możliwości. Zsunął z moich bioder koronkowy skrawek materiału i sprawnie poruszał we mnie palcami. Zaczęłam cicho pojękiwać. Ostatkiem sił zsunęłam jego bokserki. Uniósł biodra do góry i mocno wszedł we mnie. Głośno jęknęłam. Poruszałam miednicą w kształt okręgów. Przekręcił się i znów był nade mną.  Wbijał się we mnie coraz mocniej. Zacisnęłam dłonie na kołdrze. Jego pocałunki doskonale tłumiły nasze jęki. Doszłam pierwsza i głośno krzyknęłam. On kilka sekund po mnie. Poczułam tam, na dole przyjemne ciepło. Opadł na mnie, a ja mocno do go siebie przytuliłam. Wsłuchiwaliśmy się w nasze oddechy, a on przywarł uchem do mojej klatki piersiowej i słuchał rozszalałego serca.
- Co myśmy najlepszego zrobili – wydukałam
- A żałujesz? – zapytał. Milczałam, więc spojrzał mi głęboko w oczy – Żałujesz, było aż tak źle?
- Nie, było wspaniale – ucałowałam go w czoło – Jak mogłeś tak pomyśleć. Dobrze wiesz o co mi chodzi
- Po prostu się przed sobą otworzyliśmy. Bałem się, że nic do mnie nie czujesz, a tymczasem – uśmiechnął się pod nosem. Ja zresztą też. Zadzwonił telefon. Na ekranie wyświetla się „Matt”. Odrzucam połączenie. Niech nikt nie waży mi przeszkodzić w tak pięknej chwili, tym bardziej on. Slash zasnął z głową na moim brzuchu. Sama też odpłynęłam wyciszając uprzednio telefon.  Obudziło mnie pukanie do drzwi.Chciałam możliwie najdelikatniej wyswobodzić się z Jego uścisku, ale nie dało się tego zrobić bez budzenia
- Slash! – zawołałam – Ej, obudź się, bo muszę iść otworzyć drzwi
- Olać drzwi – wydukał.
- Ale nie zapominaj, że nie jestem tu dla przyjemności. Sprawy zawodowe – wyjaśniłam. Nie chętnie mnie puścił. Owinęłam się w ręcznik, który spakowałam na dzisiejszy wyjazd na ‘wyspę’. Uchyliłam drzwi. W  progu stał Myles ze swoję żoną. Oboje byli w dobrych nastrojach i przywitali się ze mną z uśmiechem.
- Slash mówił nam wczoraj o wyjeździe na wyspę. Tylko ty nie jesteś jeszcze gotowa, a jego nie możemy znaleźć – oświadczył.
- Dajcie nam, to znaczy mi kwadrans ok? – Para przytaknęła i oddaliła się w stronę schodów.
- Zbieramy się – zaklaskałam w dłonie – Plaża czeka
- Wzięliśmy prysznic, żeby było szybciej wspólny. Zabrałam spakowaną wcześniej torbę, a Slash wpadł, jak burza do swojego pokoju i dorzucil kilka swoich rzeczy. Pojawiliśmy się w samochodzie jeszcze z mokrymi włosami
- Zaszalałeś tak bardzo, że nie doczołgałeś się do swojego pokoju? – zaśmiał się Todd.
- Taa, podłoga u Taylor jest bardzo wygodna – odpowiedział. Wiedziałam, że wcześniej, czy później zaczną coś podejrzewać.

12 komentarzy:

  1. To było jak zwykle świetne. Nawet nie przeszkadza mi to, że Slash ma romans z panią manager. Uwielbiam to co piszesz.

    Reno vel Slashud

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaaaak! Kocham to! Świetnie wszystko opisane, dialogi zajebiste, po prostu nic dodać nic ująć <3 ALE (;D) oczywiście muszę się przyczepić, jak na początku z tym smarowaniem pleców było, to napisałaś, że Slash ściągnął koszulkę, a potem, że Taylor włożyła dłonie pod jego koszulkę xD To chyba coś było nie tak, ale to tylko tyle, reszta jest zajebista!
    Skok na bungee! Ja chcę! No i Myles jest świetny! Baaardzo go lubię :D
    Czekam na więcej! 8D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie, że się przyczepiłaś, bo naprawdę strzeliłam gafę. To zapewne wina tego, że piszę z przerwami. Robię coś, siadam i piszę, za chwilę idę pograć, potem znów coś dostukam. Mam już jakieś cztery rozdziały na przód i mam wrażenie, że wszystko popsułam :/
      Tak mi też się marzy taki skok... może kiedyś ;)

      Usuń
    2. Haha spoko i jestem pewna, że wszystkie będzie dobrze w kolejnych rozdziałach! xD

      Aż mi się przypomniał jakiś film...tekst "skoczymy razem na miasto?" i skok ze spadochronem *.*

      P.S.U mnie kolejny rozdział na http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/ ;)

      Usuń
  3. Na http://sympathy-for-a-devil.blogspot.com/ informacyja powrotna, zapraszam do zajrzenia.
    Mikaela Castiela.

    OdpowiedzUsuń
  4. Brat Taylor najlepszy z całej jej rodziny ( oczywiście pomijając ją). I ten skok na bungee :> Ja bym się w życiu nie zdecydowała.
    Wydaje mi się, że żona Mylesa nie lubi pani menager ale to zrozumiałe :)
    No i w końcu ta scena między Slash'em i Taylor *.* To było piękne. I najlepiej by było kiedy nie musieli by się kryć przed całym światem, oni się tak kochają :D
    Czekam na kolejny, życzę weny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest, kurwa, jest. Dziękuję za to big love. Ciekawa jestem jak to dalej się potoczy. Chyba najlepszy rozdział tego opowiadania. Bardzo mi się podobają dialogi. Aż, mi się humor poprawił czytając.

    OdpowiedzUsuń
  6. No, nareszcie nadrobiłam :) Cieszę się, że miałam te zaległosci, bo mogłam więcej przeczytać xD boże skok na bungee o.O Ja to bym umarła zanim by mnie przeczepili do tej linki! Ale najbardziej mi się chyba końcówka podoba: ,,- Zaszalałeś tak bardzo, że nie doczołgałeś się do swojego pokoju? – zaśmiał się Todd.
    - Taa, podłoga u Taylor jest bardzo wygodna – odpowiedział. Wiedziałam, że wcześniej, czy później zaczną coś podejrzewać."
    Haha, podłogi są wygodne, to fakt :D
    I zapraszam do mnie na nowy odcinek (XXIII)!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na rozdział 4 - http://during-the-november-rain.blogspot.com/ ^^

    I nadrobię tu zaległości, obiecuję. ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. http://in-the-free-world.blogspot.com/
    30 STM ! Zapraszam...

    OdpowiedzUsuń
  9. Zajebiste. Z niecierpliwością czekam na dalszą część tego opowiadania. Slash i Taylor. *___*

    http://myhistory-gunsnroses.blogspot.com/ - zapraszam do mnie na nowy rozdział ; >

    OdpowiedzUsuń