Ktoś Anonimowy odgadł mój tok myślenia i przewidział rozwiązanie problemu Slasha i Jenny ;)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Prawie całą drogę przepłakałam na przemian ze spaniem.
Obolała, głodna i brudna wróciłam do Miasta
Aniołów. W mieszkaniu wzięłam prysznic, zjadłam płatki z jogurtem i znów
położyłam się spać przy szeroko otwartym oknie. Nie pamiętam dobrze kolejnych
kilku dni. Przesiedziałam je w domu, coś tam szkicując i zapijając smutki
winem. Przesłuchałam chyba wszystkie płyty, jakie miałam w domu. Pozbierałam
się po tygodniu użalania się nad sobą. Zrobiłam zakupy i dostałam list od ojca,
w którym przesłał mi sporą ilość pieniędzy i namiary na dobrą uczelnię w LA,
która z chęcią przyjęłaby mnie na historię sztuki współczesnej. Zadzwoniłam do
niego i rozmawiałam grubo ponad godzinę, starając się niczym nie zdradzić, co
się ze mną dzieje. Dzisiaj rano umówiłam się na wizytę u fryzjera. Zawsze, gdy
zaczynałam w życiu nowy etap robiłam coś z włosami. Najpierw czekała mnie
rozmowa na uniwersytecie. Byłam strasznie podekscytowana. Ubrałam się w czarne
spodnie, zieloną koszulę i szpilki i tym samym kolorze. Po południu było już po
wszystkim. Rozmowa przebiegła bardzo pozytywnie i od października mogłam zacząć
naukę. Fryzjerka powróciła z moimi włosami do naturalnego koloru i ścięła je do
ramion. Były teraz o połowę krótsze. Zastanawiałam się, czy spodobałoby się to
Slashowi. Matko, po co ja się tak maltretuję
bolesnymi wspomnieniami. Odwiedziłam też profesjonalny sklep dla
malarzy. Kupiłam kilka płócien, komplet farb i kilka pędzli rożnej grubości.
Ojca poprosiłam, żeby przysłał mi mój wzmacniacz i obie sztalugi. Od feralnych wydarzeń minął lekko ponad
miesiąc. Slash najwyraźniej mnie posłuchał i zostawił w spokoju. Na pierwszą
rocznicę śmierci mojej mamy i Rona przyleciał tato. Został na kilka dni i u
mnie nocował. Ciocia Ana chciała go wyprosić z rodzinnej uroczystości, ale
jasno postawiłam sytuację: Jeśli tato wychodzi, ja również. Także nie miała
wyjścia i zostaliśmy oboje. Odbierając ze wspomnianego wcześniej sklepu
zamówione tydzień później pędzle mój wzrok zatrzymał się na obszernym plakacie
informującym o zawieszeniu trasy koncertowej Najlepiej Zapowiadającego się
Zespołu Roku – Guns N’ Roses. Może nie chciałam utrzymywać kontaktów ze
Slashem, ale los zespołu nadal był mi bliski. Postanowiłam, że jak najszybciej
skontaktuję się z Izzym. On najlepiej mnie rozumiał i chyba mogłam zacząć go
nazywać, przyjacielem. Rano wybrałam się
na spacer i pewna, że o tej porze, każdy z Gunsow śpi, włożyłam pod drzwi
kopertę zaadresowaną na Izziego Stardlina. Napisałam mu, żeby jak najszybciej
przyszedł do mojego mieszkania, bo musimy porozmawiać. Czekałam na niego do
południa, ale stwierdziłam, że nie ma to większego sensu i zabrałam się za
malowanie. Kończyłam nakładać pierwszą warstwę, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! – zawołałam. Rozpoznałam po stukocie obcasów buty
Izziego – Jestem w sypialni! – dodałam.
- Cześć Jenny – zawołał – Malujesz? – dodał po chwili.
- No. Już kiedyś to robiłam – zdjęłam fartuch i odłożyłam
pędzle.
- Zaczekasz sekundkę? – zapytałam. Przytaknął. Dokładnie
umyłam ręce i rozpuściłam wysoki kok – Ok, wiesz, chciałam z
tobą…
- Ścięłaś włosy? – zapytał zaskoczony.
- No, co w tym takiego dziwnego – zapytałam zaskoczona.
Przecież to tylko włosy, odrosną.
- Nic, tylko były cholernie długie. Trochę szkoda, Slashowi
tak bardzo się podobały – przemilczałam jego aluzję.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego zawiesiliście trasę?! –
przysiadłam obok niego na łóżku.
- Slash najpierw tygodniami nie wracał z Londynu, a potem
ruszył na wyprawę po Stanach w poszukiwaniu swojego ojca. Z tego co wiem, musi
coś jeszcze skonfrontować z matką. Jesienne tournee powinno się
odbyć już bez żadnych problemów. Powiedz lepiej, jak ty się trzymasz – ścisnął moją dłoń.
- Na początku było kiepsko, ale teraz z każdym dniem jest
coraz lepiej. Dzisiaj przyjęli mnie na studia na wydziale historii sztuki
współczesnej – wytrzeszczyłam zęby.
- Gratulacje mała – mocno mnie przytulił.
- Jaka mała? Między nami jest tylko kilka lat różnicy.
- Oj… Whatever.
Nadal go kochasz?
- Wiesz Izzy, lubię wspominać to, co było między nami.
Jasne, że nadal go kocham, ale to chore, czuć coś takiego do kogoś z rodziny, w kim płynie taka
krew, jak w tobie.
- Dobra Słońce, trzymaj się. Muszę lecieć na próbę, bo mi
Axl jaja urwie – cmoknął mnie w policzek
zostawiając sam na sam z chorymi myślami.
Pierwszy tydzień września spędziłam na bieganiu po
wszystkich księgarniach w LA i szukaniu odpowiednich książek. Zaprzyjaźniłam
się z dwiema dziewczynami, które uczęszczały na te same zajęcia, co ja i
słuchały podobnej muzyki. Mieszkały na drugim końcu miasta i nie zapuszczały
się w rejony Sunset Strip wieczorami, ale były najfajniejszymi dziewczynami,
jakie w życiu spotkałam. Siedziałam wieczorem nad listą podręczników
wykreślając to, co mam, kiedy ktoś energicznie zapukał do drzwi. Dopijając
herbatę wstałam otworzyć mojemu niezapowiedzianemu gościowi. Wmurowało mnie w
podłogę i nie mogłam się ruszyć. Przede mną stał Slash, ale nie ten, którego
poznałam. Nie miał sobie ciemnych ubrań. Nieogolony i najwyraźniej
prosto z drogi wpadł do mnie, tylko, czy
my mieliśmy jeszcze o czym rozmawiać?
- Slash? Co ty tutaj robisz? Przecież mówiłam ci, że…
- Mam ci dać spokój,
wiem, ale jeśli nie pozwolisz na chwilę rozmowy, wystosuję do ciebie oficjalne
pismo i będę męczył, aż do skutku na rożne sposoby. Musisz wiedzieć o tym,
czego ja dowiedziałem się przez te kilka miesięcy – wydusił z siebie jednym
ciągiem.
- Przede wszystkim niczego nie muszę, ale wejdź. Chociaż
usiądź, bo chyba dopiero co wróciłeś – wskazałam dłonią na kanapę.
- Posłuchaj mnie uważnie. Dokopałem się w Londynie do
papierów pewnego domu dziecka. Nie pytaj, jak na to wpadłem. Z tego, co się
dowiedziałem wynika, że mój ojciec został adoptowany, a to oznacza…
- … że nie łączą nas żadne geny – wydusiłam z siebie.
Oparłam się o drzwi i zakołysałam.
Słyszałam, jak Slash mnie wola, ale nie byłam już w stanie nic mu
odpowiedzieć. Osunęłam się na podłogę. Chłodne
dłonie muskały moją twarz, a ktoś w oddali wypowiadał moje imię. Słyszałam je
coraz wyraźniej, aż w końcu mogłam otworzyć oczy i przekonać się, kto to.
Leżałam na kanapie, a nade mną nachylał się Slash z troską na twarzy.
- Co ty tutaj robisz? Wydawało mi się, że mówiłeś coś
o swoim ojcu i cały ciężar spadł mi z serca – tłumaczyłam mu swoje zachowanie.
- To prawda Jenny.
Nie jesteśmy spokrewnieni. Nic mnie nie łączy z twoją rodziną. Prawdopodobnie
adopcja nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby nie choroba mojego ojca. Gdy
dowiedział się całej prawdy, odciął się od was i przyjechał tutaj – poderwał
mnie z kanapy i mocno przytulił.
- Slash? Dla mnie to wszystko za szybko się zmieniło.
Potrzebuję trochę czasu, żeby na nowo sobie to wszystko ułożyć – wytłumaczyłam
Mulatowi. Zobaczyłam straszny smutek w jego oczach. Cała radość po prostu
wyparowała. Miałam ochotę mocno go przytulić i już nigdy nie puszczać, ale to
wszystko było tak cholernie trudne.
- Nie kochasz mnie już?
Rozumiem, gdybym tylko mógł też zagrzebałbym to uczucie – ukrył twarz w
dłoniach.
- Popatrz na mnie do cholery. Kocham cię, ale postaw się na
moim miejscu. Ty próbowałeś to ratować i nie straciłeś nadziej. Ja ze
wszystkich sił starałam się przez te minione 2 miesiące wcisnąć sobie do głowy,
że to chore uczucie. Teraz przychodzisz i mówisz tak po prostu, że możemy być
dalej razem? Daj mi chociaż chwilę.
- Mogę cię o coś prosić? – zapytał nieśmiało
- Jasne – kiwnęłam głową.
- Widzisz, żeby dowiedzieć się tego wszystkiego i upewnić
się, że to na 100% prawda olałem trochę zespól i obawiam się, że gdybym pojawił
się w Hellhouse Axl, jak nic by mnie udusił – zaśmiał się pod nosem
- A tego byśmy oboje nie chcieli, prawda? – parsknęłam śmiechem
– Jasne, możesz zostać na noc, a teraz idź się odświeżyć, bo wyglądasz jak
siedem nieszczęść – pokręciłam głową z niesmakiem. Zabrał swój plecak i
poczłapał do łazienki. Dokończyłam porządkować listę i zajęłam się układaniem
farb i pędzli na specjalnie przeznaczonym do tego regale w sypialni.
W pomieszczeniu byłam obecna tylko ciałem, ponieważ duchem błądziłam po
zakamarkach mojego mózgu. Nawet nie usłyszałam, kiedy Slash stanął za mną.
- O Matko, ale mnie przestraszyłeś! Długo tu jesteś? –
zapytałam łapiąc się za serce. Pokiwał przecząco głową.
- Malujesz? Widzę, że sprowadziłaś też swój wzmacniacz –
pokiwał z uznaniem.
- I tak nie będę miała czasu na grę, ale niech sobie stoi –
Slash uniósł brew – Dostałam się na studia – wytłumaczyłam. Tego się chyba nie
spodziewał.
- Ale przecież mówiłaś, że nie masz pieniędzy – zmarszczyłam
czoło. Natychmiast się poprawił – Cieszę się, cieszę. Na jaki kierunek?
- Historia sztuki współczesnej. Wiesz wtedy, gdy spotkałam
się z ojcem w hotelu odbyła się druga część naszej rozmowy. Powiedziałam mu, że
straciłam pracę, on z kolei był zszokowany, że zamiast na studia poszłam tam.
Zawsze miał wobec mnie jakieś ambicje i nie zgodził się, żebym pracowała.
Zasponsorował mi studia i życie tutaj. Mam szansę rozpocząć wszystko od nowa –
uśmiechnęłam się.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie, czemu się we mnie
zakochałaś. Jak może ci się podobać mój świat. Żyjesz w zupełnie innych
realiach. Fakt, przeszłaś swoje nie zaprzeczam, ale to jest inny poziom… Nie
mogłaś mnie po prostu spławić, gdy do ciebie zarywałem? – wstałam z podłogi i
spojrzałam prosto w jego czekoladowe oczy, odgarniając pojedyncze czarne
sprężynki. Powoli musnęłam jego usta, sprawdzając, czy i on tego chce i
pocałowałam go. Stał chwilę, chyba nie za bardzo wiedząc, jak ma odpowiedzieć,
na mój gest, ale coś się w nim odblokowało i całował mnie teraz tak słodko i czule,
że zapomniałam, gdzie jestem. Wszystko wróciło. Jego dotyk ogrzewał mnie i
podniecał, jeszcze bardziej niż przedtem. Sama nie wiem, jak długo staliśmy w
takiej pozycji. Żadne z nas nie odważyło się na kolejny krok. Chyba oboje
musimy się przyzwyczaić. Położyliśmy się spać i patrząc sobie prosto w oczy
zasnęliśmy.
Minęły dwa miesiące. Jesteśmy parą. Dla nas obojga ten czas
nie był łatwy, ale mówi się, że prawdziwa miłość przezwycięży wszystko. Za dwa tygodnie Święta Bożego Narodzenia.
Chłopaki zarzekają się, że każdy wierzy w coś tam innego, ale wszyscy równo
uśmiechają się na słowo „Gwiazdka”. Gunsi zakończyli już swoje koncerty i do
końca roku mieli wolne. Na wigilię
zapraszam ich do siebie. Potem wylatuję do Londynu na kilka dni. Slash jeszcze
nie zdecydował się, czy ze mną poleci, ale go ładnie przekonam. Chcę spotkać
się z ojcem i jego „dziewczyną”. Na sylwestra muszę być już znowu tutaj, bo
jestem zaproszona na Mega Party w Hellhouse. Strach się bać, ale podejmę to
ryzyko i się tam pojawię.
- Sara, masz jakiś pomysł, co kupić bandzie rockmanów pod
Choinkę? – zapytałam mojej przyjaciółki, gdy wybierała perfumy dla swojego
chłopaka. Już od dwóch godzin włóczyłyśmy się po galerii handlowej.
- Przecież to zbyt oczywiste – spojrzała na mnie – Po butelce
jakiegoś szlachetnego, mocnego trunku i wierz mi, że będą zadowoleni.
- Nie sądzisz, że będzie to trochę głupie, jak wszyscy
dostaną butelki różniące się tylko kolorem cieczy i etykietą? – powąchałam
kolejny flakonik perfum – Zobacz te – podałam koleżance.
- Idealne. No to ja już prezent mam. Słuchaj, nie masz innego pomysłu, a ten
wydaje się najlepszy. Co Slashowi kupisz perfumy, a Axlowi koszulkę z napisem
„Pan i władca”, albo „Człowiek Skurwiel”. To chyba nie wypali, nie sądzisz? –
stałyśmy w kilkumetrowej kolejce do kasy.
- Do tego koszulka z Ramones dla Duffa, komplet
zapalniczek z tymi cytatymi laskami dla Izziego, piekielna książka kucharka
dla Stevenka, a dla Axla koszulka z logiem Guns N’ Roses. To z pewnością
podbuduje jego i tak wielkie ego – wybuchłyśmy śmiechem. Cała kolejka się na
nas spojrzała, a to spowodowało jeszcze większy atak głupawki.
- A wiesz już, co postawisz na stole? – szłyśmy obładowane
siatami przez parking. Dobrze, że Sara
miała samochód i nie byłyśmy skazane na komunikację miejską.
- No tradycyjnie 12 potraw, ale nie wiem, jak sobie z tym poradzę – pożaliłam
się przyjaciółce.
- Ja ci pomogę. Nie mam nic do roboty. Przerwa świąteczna
rozpoczyna się 20 nie? No to spokojnie sobie poradzimy – szczerze się
uśmiechnęła. Uwielbiałam ją. Ona jedyna znała całą historię ze Slashem i bardzo
mnie wspierała zanim jeszcze prawda wyszła na jaw.
- A Timon? Nie spędzacie razem świąt? – zdziwiłam się.
- On jedzie do rodziny do Niemczech – rzuciła.
- A ty? – dociekałam.
- Wiesz, jak tam jest zimno? Nie wytrzymałabym takich
mrozów. Kocham LA i tutaj jest mi najlepiej – prowokująco uniosła brodę do
góry.
- No to święta
spędzisz u mnie – spojrzała na mnie spod ciemnych okularów.
- Akurat. Ty będziesz miała swoich gości…
- Ale w ogóle nie ma innej opcji! – przerwałam jej i
włączyłam radio. Sara pomogła mi z wniesieniem tych wszystkich toreb i dobrym
ich ukryciem prezentów, żeby czasem Slashowi nie udało się ich znaleźć – Wiesz idę teraz
do Gunsów, bo próbują jakieś nowe kawałki. Może idziesz ze mną? – wątpiłam by
się zgodziła. Nie przepadała za takim towarzystwem.
- Mam coś jeszcze do załatwienia, więc raczej odpada –
pokręciła głową.
- Sara, dobrze wiemy, że nic już dzisiaj nie robisz. Czego
się obawiasz, będziesz ze mną. Przecież lepiej, żebyś ich spotkała wcześniej, a
nie dopiero na kolacji. Poznasz mojego Slasha. No chodź – zrobiłam słodkie
oczka.
- Dobra – westchnęła.
Czuliśmy się trochę nieswojo, gdy wokół grasowała banda
niewyżytych rockmanów. Przed naszym
przyjściem, skacowany Duff pobił
przećpanego Izziego i teraz obaj leczyli swoje obrażenia, jak najdalej od
siebie. O Axlu lepiej nie wspominać. Jego twarz nadal miała kolor dojrzałego
pomidora. Slash przyciągnął mnie i Sarę, oddalając nad od wściekłego rudzielca.
- Przepraszam was za zachowanie tego psychola. Póki mu nie
przejdzie, lepiej się do niego nie zbliżać – wyjaśnił – Ty musisz być Sara –
podał dziewczynie rękę.
- Co ty odwalasz? Przecież możesz mieć wstrząśnienie mózgu –
krzyknęłam na Duffa i znalazłam się u jego boku – Sara, idź do Izziego, tego w
czarnych włosach i sprawdź jakie ma obrażenie i ewentualnie, jak je złagodzić,
no wiesz… - zagadałam do przyjaciółki – Macie jakieś chusteczki, wodę utlenioną,
plastry? – zwróciłam się do wszystkich, ale spojrzałam na Slasha.
- Jakieś plastry i woda utleniona się znajdą, ale na bandaże
nie licz – pokręcił głową i wyjął z
szafki jakiś woreczek, który miał zapewne miał być apteczką.
- Ja jebię, jak mnie łeb napierdziela o i jeszcze jakieś
zwidy mam, że mnie piękna dziewczyna opatruje, a może zjebałem i jestem teraz w
niebie, chociaż nie… w niebie by mnie tak wszystko nie bolało – bredził Izzy
- Nie pieprz i nie kręć się, tylko powiedz, co cię dokładnie
boli – nie myślałam, że moja przyjaciółka jest aż taka konkretna – A tak w
ogóle to Sara jestem – przywitała się z gitarzystą.
- Izzy – szepnął i zaklął – Czemu to musi tak boleć?!
- Gdybyś nie wszedł w bójkę z tym o tam – wskazała na Duffa
– Pewnie miał byś tylko kaca, chociaż nie – pokręciła głową – Nie byłeś pijany,
ćpasz – stwierdziła.
- Dobra, dosyć kurwa tego pierdolenia, będzie żył, czy mam
już kopać rów? – podbiegł do moich przyjaciół Axl. Nadal się pienił. Slash
poruszał się za rudzielcem, jak cień.
- O kurwa – pisnął Mulat.
- Co? – zawołałam, przyklejając właśnie ostatni plaster na łuk brwiowy blondyna.
- Ty widziałaś jego
rękę – wskazał na dłoń Izziego – Jeśli nie ma połamanych palców, to jest kurwa
szczęściarzem – pokiwał głową z niesmakiem.
- Zajebię go kurwa – rzucił się na Izziego Axl. Najpierw
oberwała w tył głowy Sara, następny cios przyjęła ręka Izziego, który osłonił
dziewczynę. W międzyczasie doskoczyli Slash i Steven. Obezwładnili rudzielca i
wyprowadzili na zewnątrz.
- Wszystko ok? –
podniósł głowę mojej przyjaciółki tak, by patrzyła mu prosto w oczy.
- Tak – rzuciła zdecydowanie, ale w oczach miała łzy.
- Pieprzeni psychopaci
- skomentowałam – I pomyśleć kurwa, że chciałam was wszystkich zaprosić
na święta, przecież wy byście się do cholery pozabijali! – warknęłam i
zgarnęłam Sarę. Wyszłyśmy na zewnątrz nie zwracając uwagi na wrzeszczących na
siebie Axla, Stevena i Slasha.
Awwww! *.* Kocham tego bloga! Slash i Jess <3 Sara i Izzy! Tak, niech ona zostawi tego swojego faceta i będzie z nim! Prrroszę <3 xD
OdpowiedzUsuńNo i ten kilka literówek jest w tekście, a po za tym to zajebioza kobieto! ^.^ Jesteś genialna i czekam na więcej! xD Rozdział o świętach w sierpniu! *.* Czaaady Ależ ja to kocham kurwa no! <3
Byłam pewna, że będą jakieś błędy, ale tak mi się sprawdzać nie chciało, że olałam xd
UsuńGwiazdka w sierpniu, a czemu nie ;) W grudniu byłaby przereklamowana, a teraz jest milutko :) Też zależało mi na tym, żeby umieścić wszystko w przeszłości w odpowiednim czasie.
Zgadłam :D chyba zostanę jasnowidzem xD Kocham Jenny i Slash'a :)
OdpowiedzUsuńK
No i wszystko pięknie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dodasz jakiś erotyczny wątek do następnego rozdziału. ;)
No i zajebiście, już nie płacze i nie wyje, odwołuje moje łeee :)))
OdpowiedzUsuńNo i oczywicha czekam na następny rozdział
Zaaajebista notka kurwa :*
OdpowiedzUsuńNaprawdę jesteś ode mnie lepsza ;O
Zajebongo + NN :)
Walić błędy, liczy się fabuła :D
OdpowiedzUsuńGenialna jest! Najlepsza była końcówka (jak dla mnie) :D
U mnie nowy, zapraszam ; >
OdpowiedzUsuńWeź ty książke napisz i będzie git :D
OdpowiedzUsuńAhh rozdział cudowny. Cieszę się, że to wszystko się tak ułożyło. Izzy taki zajebisty. Taki przyjaciel. Też chcę takiego ;__; No nic. Lecę do kolejnych rozdziałów :D
OdpowiedzUsuń