Tak, jak ostatnio, mogą być błędy (rozdział pisany na telefonie z funkcją swype). Drugi raz byłam zmuszona pisać w takich spartańskich warunkach, ale na szczęście, już wieczorem, znowu będę miała dostęp do kompa. Czytajcie, komentujcie i wytykajcie to, co wam się nie podoba ;)
Ps. I nie mam pojęcia co się dzieje z tą cholerną czcionką.
Ps. I nie mam pojęcia co się dzieje z tą cholerną czcionką.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
– Przepraszam, że cię tam zabrałam.
- Nie no, jest ok. – odpowiedziała Sara.
- To tak, jakbyś udzielała się w wolontariacie w psychiatryku. To samo ryzyko, a może nawet większe, bo pacjenci przynajmniej biorą leki –
pokręciłam głową, a ona zachichotała.
- Ten Izzy, całkiem miły. Tylko szkoda, że niszczy się tym paskudztwem
– zmieniła temat.
- Sara, nie zawracaj sobie nim głowy, ok.?Masz Timona. Izzy to mój
przyjaciel i nie powinnam tak mówić, ale on nie jest grzecznym chłopcem i nie
tylko uzależnienie od narkotyków ma za uszami. – Sara spojrzała się na mnie
zdziwiona – Nie wiem, czy mogę ci to powiedzieć, ale jesteś mi bardzo bliska,
jak siostra… on jest dilerem – Sara była w szoku i
do końca naszego spaceru się do mnie nie odzywała. Weszłyśmy do mojego
mieszkania:
- Powiedz mi, ale szczerze, Jenny, jak ty z nimi
wytrzymujesz. Jak możesz z nimi przebywać? – byłam zaskoczona, tym pytaniem, ale postarałam się na nie odpowiedzieć
- To nie tak, posłuchaj, Slasha kocham i dobrze wiesz, jaki
jest, bo dużo ci o nim opowiadałam. Izzy, nie byłby moim przyjacielem, gdyby
był złym człowiekiem… pobłądził, tyle, ale ma cholernie dobre serce. Duff dużo
pije, ale świetnie się z nim rozmawia. Steven gotuje, jeżeli może, a Axl jest
po prostu z nich wszystkich najgorszy.
Pewnie ma w sobie coś dobrego, ale ja na razie tego nie odkryłam – postanowiłam
nie mówić przyjaciółce, o tym, jak prawie przedawkował i nocował u mnie.
- Dobra, jak uważasz. To kiedy się widzimy? – rzuciła
oschle.
- Sara… Może po jutrze o 14 pasuje?
- Tak – kiwnęła głową – To do zobaczenia – wyszła nie
czekając na moją odpowiedź. Byłam wściekła na cale Guns N’ Roses. Przecież
mówiłam, tłumaczyłam, że chcę przyprowadzić przyjaciółkę, żeby nie zachowywali
się, jak zwierzęta. Zrezygnowana ubrałam swój roboczy fartuch i postanowiłam
dokończyć obraz. Było najpiękniejsze miejsce na świecie. Domek nad
jeziorem, na którym ktoś wybudował długi
pomost. Zbiornik wodny otaczały góry. Od wiatru chroniły domek gęste drzewa,
które odcinały dopływ światła i czyniły z tego zwykłego miejsca, coś
magicznego. Chciałam oprawić moje dzieło w ramy i powiesić w saloniku.
Kolorystycznie idealnie by tam pasował. Odcienie błękitu, brązy i zielenie.
- Hej – zawołał za mną Slash, podskoczyłam, jak oparzona.
- Nigdy więcej tak nie rób – syknęłam przez zęby – Jak dostanę
kiedyś zawału, to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina.
- Co malujesz? O ja… już skończyłaś, ale cudo.
- Najpiękniejsze miejsce na świecie… – odpowiedziałam rozmarzonym
tonem – Z dala od twoich kumpli – odgryzłam się.
- Oj, oni nie są niczemu winni. Ta bójka to jeszcze nic
strasznego. Axl przesadził, przyznaję, ale nie złość się na Duffa i Izziego.
Zresztą ten ostatni i tak ma już niezłą karę. Pojechaliśmy na pogotowie i na
jednym z trzech obitych palców ma szynę na półtora miesiąca – pokręcił głową.
- Przecież on do cholery jest gitarzystą – zakryłam usta
dłonią.
- No i tym jest problem. Generalnie to mieliśmy zaplanowany
tylko jeden koncert, czyli nie jest tak źle, ale wiesz, nie może nic tworzyć… znowu
się zaćpał – szepnął.
- I wy mu na to pozwoliliście?! Kurwa, jacy wy jesteście
nieodpowiedzialni. Mam propozycję, a właściwie to rozkaz – podeszłam do
Slasha i zaczęłam dziukać go w mostek w
rytm wypowiadanych słów – Przyprowadzicie go do mnie pojutrze. Zaczynam
przygotowania do świąt, na które chciałam zaprosić te twoją bandę, ale chyba
zrezygnuję z Wiewióry, nie chcę fermentu chociaż jeden dzień w roku –
spojrzałam mu w oczy.
- Zobaczę co da się zrobić, a teraz może byśmy tak… - zaczął Slash
- Rozpakowali zakupy, które przytaszczyłam z Sarą, jesteś
taki kochany – zachichotałam i pociągnęłam go za sobą do kuchni. Tam bawił
się owocami, siedząc na blacie. Wyglądało to dosyć zabawnie. Nie miałam już
miejsca w lodówce, więc wstawiłam niektóre produkty do torby termicznej z
lodowatymi wkładami. Powinno przetrzymać. Do kuchni wpadł zasapany Duff
- Kurwa Stradlin zjebał – wydusił na resztce powietrza,
jakie zostało mu w płucach – Pić… daj mi ktoś – rzuciłam puszką Coca Coli,
którą miałam pod ręką.
- Co ty pierdolisz? – Slash złapał go za ramiona.
- Nie pierdolę, karetka go zabrała – wydukał
- O kurwa, to jedziemy! – krzyknął Mulat.
- Czekaj – zatrzymałam go gestem dłoni – Masz Duff klucze,
jak sobie odsapniesz to zamknij moje mieszkanie, ale to kurwa na serio zamknij
i przyjeżdżaj – złapałam go za ramię.
- Jasne – dopiero teraz można było zauważyć jego przybicie.
W szpitalu nie chcieli nam udzielić informacji, ale w końcu udało nam się
wytłumaczyć, że Izzy, a raczej Jeffrey nie ma żadnej rodziny, oprócz nas. Pod
salą siedzieli już Axl ze Stevenem.
- Co z nim? – zapytałam.
- Jest w trakcie płukania żołądka. Cholera wie, ile wziął, ale nie jest chyba aż tak źle, jak nam się wydawało na początku –
odpowiedział Axl. Nawet nie zwracałam uwagi na konflikt pomiędzy nami. Usiadłam
obok i ukryłam twarz w dłoniach. Slash stał pod ścianą naprzeciw mnie i
wpatrywał się w sufit. Axl siedział zdziwiony, że nie uciekam od niego
i pociesznie pocierał moje ramie.
- Tak wiem, wszystko będzie dobrze i w ogóle… Nikt mi nie
wciśnie drugi raz z rzędu tego kitu. Z Mattem też miało być wszystko dobrze, a
nie żyje od 4 lat – bezsilnie zapadłam się w fotelu.
- Przestań pieprzyć, słyszysz – wstrząsnął mną Slash – Nic złego Izziemu nie ma prawa się stać, dobrze wiesz, że Axl nie wybaczyłby mu, że
zostawił nas na lodzie z rozkręcającym się zespołem – pocieszał mnie Slash,
starał się z całych sil, ale nie pomagało.
- Siedzieliśmy kwadrans w całkowitej ciszy. Z zabiegowego wyjechało
łóżko z Izzym. Towarzyszyły mu dwie pielęgniarki i lekarz. Był przeraźliwie
biały. Zamknęłam oczy, nie chcąc znowu tego oglądać.
- I co z nim doktorze? – zapytał Slash.
- Cóż jest źle, ale mogło być gorzej. Chłopak jest silny,
jednakże również lekko wygłodzony. Nie brał po raz pierwszy, więc ta dawka nie
była dla niego śmiertelna. Po płukaniu żołądka i odpowiednich lekach powinien
dojść do siebie. Na razie jest nieprzytomny i pewnie zostanie tak przez kilka
godzin.
- Możemy do niego wejść? – zapytał.
- Na pewno nie wszyscy… poproszę panią i pana – wskazał na
mnie i Stevena. Pewnie wydaliśmy się lekarzowi najbezpieczniejszym wyborem.
Wzięłam głęboki oddech i przekroczyłam próg sali. Wszystko było białe.
Dosłownie. Oprócz czarnych włosów Izziego i czerwonych migających lampek, nic
się nie wyróżniało. Steven wskazał na taboret, żebym najwyraźniej usiadła
- Zrobiłaś się blada, jak ściana – wyjaśnił. Pokiwałam
głową. Wpatrywałam się w kościstą dłoń mojego przyjaciela, w którą był wbity
welfron. Na lewej od kilku godzin nałożona była nieszczęsna szyna. Nie wiem ile czasu
minęło, kilka godzin? W każdym razie już świtało. Steven wyszedł z sali dawno temu. Ja nadal wpatrywałam się w
ten sam punkt i chyba nikt nie chciał mi przeszkodzić. Palce zaczęły delikatnie się poruszać. Wyrwana
z transu wpatrywałam się sennie w twarz przyjaciela. Poruszył powiekami, ale
jakby nie mógł ich unieść.
- Izzy? – szepnęłam – Ej, spójrz na mnie – nachyliłam się w
jego stronę. Wolno otworzył oczy – Coś ty czubku znowu wymyślił, co? – po
policzku spłynęła mi pierwsza łza. Wpatrywał się we mnie bez słowa – I
pomyśleć, że chciałam cię zaprosić na święta – celowo poruszyłam jakiś
neutralny temat.
- Chciałaś? – zapytał cicho zdziwiony.
- Nie, kurwa tak sobie żartuję, żeby cię wkurwić. Jasne, że
tak. Chciałam zaprosić wszystkich, ale z Axla na razie zrezygnowałam, chyba, że
mi się w jakiś sposób zrehabilituje – zaśmiałam się pod nosem.
- To będę musiał jakiś prezent skombinować – szepnął.
- No ja myślę – puściłam mu oczko – I mam nadzieję, że
lepszy, niż ten dzisiejszy. Dobra idę po lekarza i Gunsów, bo stanę się ich wrogiem numer 1 – pokręciłam głową.
- Oni tutaj wszyscy są? – zawstydził się.
- Jasne,że tak, a myślałeś, że co, będą na dziwkach, kiedy
ich przyjaciel leży w szpitalu – rzuciłam w progu i jednocześnie, ci którzy
siedzieli na korytarzy spojrzeli na moją roześmianą twarz – No, co tak na mnie
patrzycie? Idę zawiadomić, że nasza śpiąca królewna się obudziła, a wy
dotrzymajcie jej towarzystwa – chłopaki zerwali się na równe nogi, mimo, że
byli cholernie zaspani.
- Idź się wyspać do domu, co? – zaproponował Slash. Chciałam
zaprzeczyć i powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ale zachwiałam się i
musiałam na siłę otworzyć oczy. Dobrze, że mój ukochany mnie podtrzymał – Duff,
chodź tu migiem! – zawołał.
- Co? Jenny, wszystko ok? – pokiwałam twierdząco, ale Slash
musiał wtrącić swoje trzy grosze.
- Nie, dawaj kluczyki od auta, zawiozę ją do domu, musi się
przespać. Aha – zawołał jeszcze – Idź po lekarza do Izziego ok.? – blondyn
przytaknął. Już w aucie odpłynęłam. Przebudziłam się w windzie, ale Slash kazał
mi dalej spać. Nie stawiałam oporu.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Ledwie
przytomna poszłam je otworzyć.
- Sara? – zapytałam zdezorientowana.
- No cześć, to od czego zaczynamy? – zatarła ręce.
- Ale co? – oparłam się o blat i włączyłam ekspres do kawy.
- No miałyśmy razem gotować? Czemu ty taka nie wyspana?
- Całą noc i ranek przesiedziałam w szpitalu – przemyłam
twarz wodą.
- Co się stało? -
złapała mnie za ramiona.
- Izzy przedawkował – rzuciłam, a ona stała zszokowana – Ej,
ale jest już przytomny. Myślisz, że gdyby mu się nie polepszyło, spałabym sobie
smacznie tutaj. Muszę do niego pojechać.
- Mogę z tobą? – zapytała z takim wyrazem w oczach, że nie
miałam serca jej odmawiać – Dobra to chodźmy! Zawołała.
- Moment! Najpierw wezmę prysznic i się przebiorę, bo Slash
wywali mnie do domu, tak szybko, jak wejdę do szpitala. Wezwiesz taksówkę i weź mi zalej kawę, co? –
zapytałam.
- Jestem samochodem, a kawę ci zrobię, jasne – zawołała do mnie, bym ją dosłyszała. W pół godziny się ze wszystkim wyrobiłyśmy. Na początku siedziałam w sali razem z Sarą, ale postanowiłam wyjść, gdy napotkałam ich słodkie oczy. Czyżby moi przyjaciele się w sobie zakochali? Ale numer!
Izzy wyszedł ze szpitala nie całe dwa dni przed Wigilią. Zgarnęłam go do siebie. Razem z Sarą kotłowałyśmy się w kuchni, a on doskonale nas zabawiał. Chyba byśmy bez niego zgłupiały. Gdy nie udał nam się biszkopt, oferował się, że zje go nawet na pół surowego i na pewno będzie pyszny. Razem ze Slashem w czwórkę postanowiliśmy, że dopóki Axl nie znormalnieje nie będzie u mnie mile widzianym gościem. Prace trwały do samej Wigilii i odetchnęłyśmy z Sarą dopiero pół godziny przed nią. Wystroiłyśmy się w nowe kiecki. Nasi mężczyźni byli już na miejscu i głośno zagwizdali na nasz widok. Drzwi otworzyły się i do domu wtargnęli nasi kolędnicy. Było ich co prawda tylko dwóch, ale i tak robili niezły hałas:
- Przybieżeli do butelki we czterech, a odeszli od niej na czterech. Chwała alkoholowi, wódce, spirytusowi, a spokój przy stole – razem z Sarą złapałyśmy się za głowę.
- Mamy prezenty. Mamy alkohol, a dziewczyny już są, to zaczynamy!
- Dwanaście potraw, mówi wam to coś? – zapytał Slash.
- Wiecie, jak dziewczyny tutaj harowały te kilka ostatnich dni? - skomentował Izzy.
- No jasne, dobra – wszyscy usiedliśmy zadowoleni przy stole. Z chęcią zjedliśmy to, co na nim było. Jestem pewna, że przez te kilka dni Izzy przytył przynajmniej 4kg, ale to dobrze. Między nim, a Sarą, było coraz lepiej. Zarówno mnie, jak i Slasha bardzo to cieszyło. Może teraz już wszystko będzie dobrze. Mimo, że wszyscy byli zachwyceni, mnie trochę gryzło sumienie, że nie ma z nami Axla. Może jest gnojem, ale nawet gnój nie zasługuje być w święta sam. Po rozpakowaniu prezentów ( Od Stevena i Duffa dostałam dosyć drogie perfumy, które na dodatek świetnie pachniały. Mocno ich uściskałam i ucałowałam w policzki. Slash powiedział, że swój prezent dostanę później. Sara nalegała, żebym przyjęła od niej czerwoną sukienkę, mimo, że tłumaczyłam jej, że największym prezentem była jej pomoc. Izzy kupił mi jakiś film kryminalny, którego jeszcze nie widziałam. Skąd on do cholery wiedział, że mam do nich słabość?), pod pretekstem, że muszę się przejść, bo jestem przejedzona wymknęłam się z domu. Do torebki zapakowałam złote wydanie koncertu Rolling Stonesów (2cd – VHS i winyl). Kupiłam je jakiś czas temu, ale jeszcze nie rozpakowałam. Na szczęście. W pojemniki naładowałam sałatki, ryby, mięsa i ciasto. Całe szczęście, że wszyscy byli pogrążeni w rozmowach i mnie nie zauważyli. Slashowi pokazałam, żeby był cicho. Chyba domyślił się, co planuję. Bałam się przekroczyć próg Hellhouse. Może myśli, że wyłącznie ja podjęłam taką, a nie inną decyzję. Uchyliłam drzwi. W jednym z pokoi cicho grali Aerosmith. Zapukałam muzyka ucichła, a drzwi lekko się uchyliły, ale lokator do mnie nie wyszedł. Nieśmiało weszłam do środka.
Aaaah ^.^ Jaki czad, aż mnie wzięło na Let it snow... hyhyhy no i ten słodziaczki z tego Izzy'ego i Sary *.* Dobrze, że szybko doszedł do siebie. AAAA! Szkoda mi Axla D: Biedaczek sam tam siedzi w HH, a oni się bawią! Tak nie może być! Nie no moja ruda wiewióra siedzi sobie grzecznie przy Aerosmith i co dalej!? Dlaczego w takim momencie?! DDDDD:
OdpowiedzUsuńNo i ten rozdział super i zajebisty jak już mówiłam, cholernie mi się podoba fabuła i czekam na więcej! :D
A i co do tej czcionki to najlepiej kliknij to co zaznaczyłam tutaj:
http://imageshack.us/photo/my-images/253/misteryw.jpg/
i wszystko powinno być dobrze xD
Jak masz jeszcze jakieś pytania, czy czegoś tam nie wiesz to śmiało pisz na 44303504
Dzięki za radę :*
UsuńUwielbiam przerywać w takich momentach ;)
Nie ma za co :D
UsuńOsz Ty! Ja też lubię przerywać, ale jeśli mam już czytać...to jest inaczej :D
Zapraszam do mnie na nowy rozdział na xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com ;)
UsuńŚledzę twoje opowiadanie od początku, jest cudowne :D Szkoda mi Izziego, ale szkoda mi też Axla xD Btw nie umiem ładnie się wypowiadać, więc powiem tylko: zejebiste :DD Czekam na kolejny, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTimon..znam to, ale nie pamiętam z kąd.. czekaj.. Timon i Pumba! Jaasne! xD
OdpowiedzUsuńświetna notka + nowa u mnie :)
A więc zacznę że z miłą chęcią czytam twojego bloga ;)
OdpowiedzUsuńA skończe na tym by Axl nie był opisany jak ostatni chój ... Fajnie by było gdyby Jenny poznała .. hm jakby to ująć 'delikatną' stronę Rosa . Było by ciekawie nawet .
Pani Rose
Założenie było takie, żeby Axl właśnie taki był, ale nakreśliłaś mi swoją sugestią pewien pomysł, a że powoli moja wena się wypala, to przyjmę każdą pomoc ;)
UsuńPodziwiam cię, ze napisałaś TAKI odcinek klawiaturą na którą ja wkurzam się prawie za każdym razem jak piszę sms'a! Ja bym nie potrafiła. Bardzo mi się podoba stwierdzenie, że Izzy przytył z 4kg :)
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy!
Wiesz, noc jest długa, a jak ma się problemy z zasypianiem, to się trochę człowiekowi nudzi :)
UsuńA no chyba, że tak. Problemy z zasypianie...ach, nie jestem sama!
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział. Izzy sprawił im niezły "prezent" xD Szoda mi Axl'a. Jenny mogła go w sumie zaprosić..
OdpowiedzUsuń