wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział 7


 Dzisiaj trochę szybciej dodaję kolejny rozdział, ponieważ będę zajęta prawdopodobnie aż do jutrzejszego popołudnia. Mam do was dwa pytania:
1. Czy nadal mam was codziennie powiadamiać o notkach, czy po prostu wiecie, że codziennie je dodaję?
2. Co wy na to, żeby za jakiś czas przeskoczyć w opowiadaniu o cały rok. Zapewniam, że będzie jeszcze sporo wydarzeń. Mam po prostu zakończenie, które zamieściłam, gdzieś w konkretnym czasie.
 Dziękuję za uwagę i zapraszam do czytania i komentowania :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- To co teraz będziemy robić? – zapytał muskając palcem moją dolną wargę.
- Najpierw muszę umyć naczynia, bo jutro będą nadawały się już tylko na śmietnik – cmoknęłam go w policzek i poderwałam się z jego kolan.
- A gdzie masz gitarę? – zapytał, gdy myłam naczynia.
- W sypialni. Coś tam sobie pogrywam – spóściłam wzrok i skupiłam się na swoim zajęciu. Po chwili poczułam ciepłe dłonie na swoich biodrach i usta na szyi – Poczekaj, zaraz skończę.
- Możesz skończyć później… - szepnął mi do ucha i wsadził dłonie pod moją koszulkę.
- Ale chcę skończyć teraz. Weź się czymś na chwilę zajmij – rzuciłam i zanurzyłam dłonie po kolejny talerz. Slash od razu mnie posłuchał. Jego celem stało się doprowadzenie mnie do szewskiej pasji. Błądził palcami po moich udach, wplatał je w moje włosy, które rozpuścił. W końcu umyłam i ułożyłam na suszarce te cholerne talerze,chociaż łatwo nie było. Odwróciłam się z uśmiechem i mocno wpijając się w jego usta, pchnęłam na przeciwległy blat. Zanim się obejrzałam, oboje staliśmy pozbawiani koszulek. Całował mój dekolt. Odchyliłam głowę do tyłu i przysunęłam jego twarz jeszcze bliżej. Oddechem pieścił moją skórę. Wtuliłam się w jego szyję, ukrywając twarz w tych bujnych loczkach. Użył intensywnych perfum. Przygryzłam płatek jego ucha, a on rozpiął mój stanik, który wylądował na podłodze. Zepchnęłam z blatu stos gazet, pudełko z rachunkami i kosz z owocami. Slash posadził mnie na nim i całował schodząc coraz niżej: dekolt, brzuch… Rozpiął moje spodenki i zwinnie zsunął na podłogę. Rozerwał koronkową bieliznę. Szkoda, bardzo lubiłam ten komplet. Kilkakrotnie musnął językiem moją łechtaczkę, doprowadzając mnie do pierwszej fali ekscytacji. Szarpnęłam za jego pasek i  kolejno spodnie i bokserki wylądowały na stercie naszych ubrań. Usiadł na mnie okrakiem, a ja podciągnęłam się do pozycji siedzącej i przygryzłam jego sutek. Niespodziewanie wszedł we mnie. Mocno zadrgałam i wygięłam w łuk. Obejmował mnie w talii i całował piersi, jedną po drugiej. Nasze jęki było słychać zapewne na korytarzu, ale w tym momencie żadne z tas się tym nie przejmowało. Położył mnie na chłodnym blacie przyciskając swoim ciałem i wchodząc we mnie coraz szybciej. Krzyknęłam głośno, a kilka sekund po mnie Slash. Moje wnętrze wypełniło znajome ciepło, a my szczelnie do siebie przywarliśmy. Wiedziałam co robię, zamawiając tak szerokie szafki, zaśmiałam się w duchu.
- I po co chciałaś z tym zwlekać, przecież na dobrą sprawę wcale nie wyszliśmy z kuchni i możesz teraz zmywać te swoje talerze. Wcale by mi to nie przeszkadzało – otworzył kran i chlapnął na mnie letnią wodą.
- Chodź pod prysznic, a potem posprzątamy bałagan, jakiego narobiliśmy – namiętnie go pocałowałam.
- Świetny pomysł, oczywiście prysznic, nie sprzątanie – wyszczerzył śnieżnobiałe zęby.
- Bardzo śmieszne – rzuciłam z sarkazmem, ciągnąc za sobą mojego ukochanego. Nasze pieszczoty pod prysznicem trwały znacznie dłużej, niż te w kuchni. Skupiliśmy się na bliskości i obecności drugiej osoby. Przebrałam się w pidżamę, na którą składała się dziurawa koszulka z AC/DC i czarne damskie bokserki. Zabrałam się za podnoszenie tego, co zrzuciliśmy. Slash wkładał rozsypane listy i rachunki do pudelka.
- Możesz mi wyjaśnić, co to jest? – machnął mi przed nosem listem z pogróżkami, który niedawno dostałam.
- Nic takiego – wyszarpnęłam kartkę z jego rąk i ukryłam na dnie kartonu.
- Ktoś ci grozi? Jest tego więcej? – złapał mnie za podbródek i zmusił bym spojrzała mu w oczy.
- Nie to pierwszy raz i naprawdę nie wiem, co co chodzi. Nawet nie wiem, kogo mam zostawić w spokoju – wtuliłam się w niego.
- Może ktoś chciał się na tobie odegrać, nic więcej – zasugerował i pocałował mnie w czubek głowy.
- Być może – oderwałam się od niego i ułożyłam na szafce wszystko, tak jak powinno być.
- Chodź, pokarzesz mi, co grasz – Slash pociągnął mnie za rękę do sypialni. Wzięłam do rąk gitarę i pokój wypełnił dźwięk Back In Black i Gunsowskiego Paradise City – I jak? – zapytałam nieśmiało.
- Musisz mi to zagrać jutro na próbie – przytulił mnie do siebie – Będzie niesamowicie – przemilczałam to, co do mnie powiedział. Na dobrą sprawę nie byłam jeszcze pewna, czy jadę. Postanowiłam dać sobie czas na spontaniczne podjęcie decyzji godzinę przed planowanym wylotem. Zawsze wychodziłam na tym najlepiej.
- Chodź już spać. Muszę wstać o 9, żeby się wyrobić. To dla mnie środek nocy – Slash cmoknął mnie w policzek,  zabierając gitarę. Po chwili wrócił, a ja mocno się w niego wtuliłam, wciągając zapach papierosów, który został w jego włosach. Obudziły mnie cieple promienie słońca, które wpadały na moją twarz przez otwarte okno. Chciałam się przytulić do mojego gitarzysty, ale natknęłam się tylko na kartkę:
Nie chciałem cię budzić. Mam nadzieję, że spotkamy się na lotnisku.
Kocham cię, Slash
Spojrzałam na zegarek. Za piętnaście dziesiąta. W sam raz. Zjadłam płatki. Wzięłam prysznic. Spięłam włosy klamrą. Spojrzałam w lustro i odpowiedziałam sobie na pytanie, czy chcę jechać. Mogę spróbować. Dodatkowym lepem, był dla mnie koncert mojego chłopaka. Obiło mi się o uszy, że Duff mówił coś o całym weekendzie, czyli nie zaszkodzi spakować kilku dodatkowych ciuszków. W międzyczasie zamówiłam taksówkę. Kończąc pakowanie usłyszałam  trąbienie. Zamknęłam drzwi i pobiegłam na dół. Nie udało nam się ominąć korków  i wbiegłam do terminala z kilkuminutowym opóźnieniem. Gunsów już nie było, ale do startu samolotu miałam jeszcze dziesięć minut. Po formalnościach i odprawie wpadłam do samolotu, jak burza. Nie miałam czasu na szukanie klasy biznes. Stewardesa od razu kazała mi usiąść na pierwszym, lepszym miejscu. Przy wejściu do samolotu pytałam się pracowniki obsługi, czy wsiadała tutaj grupka rockmanów, jeden z rzucającą się w oczy burzą loków. Odpowiedział twierdząco, więc gdzieś tutaj muszą być. Po chwili można było odpiąć pasy. Posiedziałam jeszcze chwilkę. Zawsze przy starcie i lądowaniu towarzyszyły mi krótkotrwałe mdłości. Od startu minęło pół godziny. Zabrałam plecak i wyruszyłam na poszukiwanie moich kolegów. W pierwszej części klasy biznesowej siedzieli sami panowie w krawatach i podstarzałe babska w drogich żakietach. Tutaj na pewno ich nie było. Przeszłam w drugą część samolotu i zobaczyłam znajomo wyglądającego mi blondyna. Stuknęłam go w ramię:
- Jenny? Jakim cudem… przecież nie było cię na lotnisku. Slash myśli, że go wystawiłaś – rzucił się na mnie Duff.
- Ej, wyluzuj, najważniejsze, że jest – złapał za ramię blondyna Izzy – Idź do niego. Zamknął się w łazience, ale spoko, nie ćpa. Bał się, że wykryją coś na lotnisku, więc niczego ze sobą nie zabrał – uspokoił mnie Stardlin. Przytaknęłam. Zostawiłam plecak na wolnym miejscu obok fotela Slasha i skierowałam się w stronę toalety. Za drzwiami szumiała woda z kranu. Zapukałam kilka razy, ale nikt nie otworzył.
- Slash? Otwórz, proszę! – zawołałam. Przekręcił zamek w drzwiach i energicznie weszłam do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Faktycznie był w rozsypce, ale z mojego powodu?
- Jenny? Co ty tutaj robisz? Jak…? – wpiłam się w jego  usta i mocno do siebie przytuliłam. Nie chciałam już nigdy więcej patrzeć w te smutne oczy.
- Spóźniłam się przez korki, ale wpadłam tutaj, siadając na pierwsze lepsze miejsce, a potem musiałam chwilę odczekać, bo źle się czułam. Myślałeś, że cię wystawię i nawet się nie odezwę? – kazałam mu spojrzeć w moje oczy. Po prostu znowu mnie pocałował. – Dobra wychodzimy z tego śmierdzącego kibla, bo robi mi się jeszcze bardziej niedobrze. Wiesz, jak się o ciebie chłopaki martwili?! – dalsza część lotu minęła nam na wzajemnym wpatrywaniu się w oczy i obdarowywaniu pocałunkami. Axl z Izzym odsypiali wczesną pobudkę, a Steven z Duffem popijali jakiś szlachetny trunek, podrywając stewardesy. Byliśmy wykończeni tak długim lotem. Z powodu jakiś problemów utknęliśmy na lotnisku w Nowym Jorku na 2h. Ledwo doszliśmy ze Slashem do hotelu. Nawet nie oglądaliśmy się na resztę. Slash miał jeszcze siłę wziąć prysznic, ale ja od razu zakopałam się w pościeli i postanowiłam z niej nie wychodzić, aż do rana. Ostatnią rzeczą, jaką czułam były ciepłe dłonie Slasha, które głaskały moje ramię. Dawno nie wyspałam się tak, jak tutaj. Od razu czułam się, jak w domu. To powietrze. Zapach mojego miasta. W podskokach wypadłam z łóżka. Zapomniałam, że obok mnie śpi mój ukochany i szybko odwróciłam się, by zobaczyć czy się nie obudził. Spał, jak suseł. Zdążyłam wziąć prysznic, ubrać się i zgłodnieć, a mój mężczyzna zaczął  cicho pochrapywać.  Dochodziła 10. Najlepiej byłoby spotkać ojca w pracy. Miałabym gwarancję, że jest trzeźwy i nie zrobi nic głupiego. Chciałam wyjść, znowu zostawiając Slashowi jakąś krótką wiadomość, ale nauczyłam się lepiej tego nie robić. Nachyliłam się nad nim i zaczęłam całować po klatce piersiowej.
- Oddam wszystko za taką pobudkę codziennie – Przytulił mnie do siebie i wciągnął pod kołdrę.
- Chętnie bym cię bardziej rozbudziła, ale chcę odwiedzić ojca w pracy – Slash ucałował mnie w czoło i zwolnił uścisk.
- Jesteś pewna, że chcesz iść sama? – spojrzał mi w oczy.
- Myślałam o tym długo i chyba tak będzie najlepiej – cmoknęłam do w usta i szybko odskoczyłam, nie wdając się w żadne pieszczoty – Tylko błagam zjedz coś, a nie zaczynasz dzień od szklanki Danielsa – rzuciłam na pożegnanie. Sama chciałam zjeść na mieście. Kupiłam sobie jakąś surówkę i złapałam taksówkę:
- Poproszę do centrum – rzuciłam i wzięłam pierwszy widelec zielenizny.
- Przepraszam, ale w mojej taksówce nie wolno jeść – zwrócił mi uwagę kierowca w średnim wieku.
- Przepraszam, ale wczoraj w nocy przyleciałam ze Stanów i jestem głodna, jak wilk, a w hotelu podają same dziwactwa, zamiast normalnego jedzenia – zrobiłam słodkie oczka, a kierowca uśmiechnął się i machnął ręką – Dziękuję – pisnęłam. Droga minęła nam w ciszy. Wysiadłam pod budynkiem nieopodal Oxford Street i weszłam do środka. Uprzejma recepcjonistka, jeszcze mnie kojarzyła i bez problemu wpuściła na 5 piętro biurowca. Czyżby tato dostał awans? Zwykle jego gabinet mieścił się w dziale rachunkowym na 3 piętrze.  Stanęłam przed solidnymi olchowymi drzwiami z tabliczką Kierownik wydziału ds. administracji i rachunkowości. Nieźle zaszalał. Krótko zapukałam i nieśmiało weszłam do środka. Za biurkiem siedział, tak doskonale mi znany mężczyzna z idealnie podstrzyżonymi włosami i w nienagannym stroju, bez zarostu i worków pod oczami.
- Jessica? O boże… - zareagował na moje pojawienie się i zapewne też wygląd. Bardzo przypominałam mamę w tych czarnych pofalowanych włosach – Jakim cudem… Kiedy przyleciałaś? Ja chciałem zadzwonić po ostatnim… ale wiesz… - miotał się sam w tym, co chciał mi powiedzieć. Po prostu podeszłam do niego i mocno przytuliłam, wciągając zapach drogich perfum. Jak mi tego cholernie brakowało. Jemu chyba też, bo gdy się ode mnie oderwał miał zaczerwienione oczy.
- Tato, usiądź i powiedz mi, co się ostatnio z tobą dzieje, ale proszę szczerze – spojrzałam mu prosto w oczy i sama usiadłam na miejscu dla petentów.
- Dziecko, co ty sobie zrobiłaś, tatuaż? – wskazał na moje skrzydło na piersi.
- Oj, nie zmieniaj tematu. Mam tatuaż i coś w tym złego? – zapytałam podirytowana, ale szybko się opanowałam.
- Nie, no… całkiem fajny. Wracając do mnie. No było mi trochę ciężko po Waszym wyjeździe, ale często mnie odwiedzałaś, a z mamą mieliśmy dobry kontakt. Kiedy przestałyście się odzywać, załamałem się.Wpadłem w pracoholizm i alkoholizm. Pewnie ten cały Ron, jest lepszym ojcem, prawda? – siedziałam z szeroko otwartymi oczami wpatrując się w jego twarz. On nie wiedział o tym, co wydarzyło się niecały rok temu.
- Tato, nikt do ciebie nie zadzwonił i nie poinformował o tym co się  stało? Ja nie byłam w stanie, ale dziadkowie, ciocia Ana, nikt się nie odzywał?! – teraz niemal krzyczałam a w oczach miałam łzy.
- Ale dziecko Kochane, co się stało – tato zerwał się z fotela i objął moją twarz – Nie płacz mi tutaj, tylko mów – powiedział stanowczo.
-  Mama z Ronem mieli wypadek niecały rok temu. Oboje zginęli – wtuliłam jego zszokowaną twarz i zaczęłam cicho szlochać. Po kilkunastu minutach, gdy się od siebie odsunęliśmy, oboje mieliśmy mokre policzki – Tato, ja bym zadzwoniła wcześniej, ale nie mogłam, nie byłam w stanie. Zostało mi kilka miesięcy szkoły, a potem dziadkowie od razu zabrali mnie do Włoszech. Jak tylko stanęłam na nogi, przyjechałam do ciebie. Po tym, co zastałam byłam pewna, że wiesz… ale najwyraźniej… Jak oni mogli do cholery! Przecież ich błagałam. Wszystko bolało jeszcze bardziej, jak nie pojawiłeś się na pogrzebie, a ja tak cholernie na ciebie liczyłam. Byłam pewna, że już cię nie obchodzę – po policzkach spływały mi jeszcze pojedyncze łzy, ale oddech miałam już ustabilizowany.
- Dziecko kochane, po tym, co mi teraz powiedziałaś. Ja nie jestem w stanie… - schował twarz w dłoniach.
- Tato, jesteś w pracy. Skup się na niej. Mam propozycję, przyjdź proszę dzisiaj wieczorem, przypuśćmy za piętnaście dziesiąta do Charlotte Street Hotel pokój 125. Powołaj się na mnie, lub Saula Hudsona, ok?
- Naszego Saula? – zdziwił się ojciec.
- Jakiego naszego?
- No syna twojej ciotki Oli i mojego brata  Anthoniego, nie pamiętasz ich?
- Ich pamiętam, ale tego całego kuzyna, jakoś nie kojarzę. Mój Saul gra w zespole. To czysty zbieg okoliczności – wzruszyłam ramionami
- Pewnie tak. Od wielu lat nie miałem z nimi kontaktu.. Jasne tak, będę – uśmiechnął się krzywo i ucałował mnie w czoło.
- Tylko tato, mogę cię o coś poprosić? – złapałam jego dłoń i spojrzałam w oczy. Uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Obiecaj mi, przyrzeknij, że to, co działo się w ostatnim czasie, że już nie wróci. Nie będziesz pił, dobrze?
- Kochanie, chciałem porozmawiać o tym, później, ale skoro już weszłaś na ten temat. Spotkałem kobietę, zakochałem się w niej. Sprawiła, że znowu chce mi się żyć – stałam w lekkim szoku, ale cieszyłam się, że ułożył sobie życie. Niby dlaczego miałby tego nie zrobić.
- Bardzo się cieszę, że w twoim życiu pojawiła się taka osoba – cmoknęłam go w policzek
- Naprawdę? – stał, jak dziecko tłumaczące się przed rodzicem.
 - Tak, bardzo. Będę już lecieć, bo mam kilka spraw do załatwienia, także, jak się wcześnie umówiliśmy, za piętnaście dziesiąta u mnie w hotelu, pa – kiwnęłam do niego i wyszłam. Jechałam do klubu Marquue, w którym o tej może Gunsi mieli próbę. Już przed budynkiem słychać było, wydobywającą się z niego muzykę. Weszłam do środka i stanęłam za filarem, na tyłach sali.

11 komentarzy:

  1. Na http://sympathy-for-a-devil.blogspot.com/ nowy popierdolony rozdział Right Next Door to Hell (bo swoją drogą taką nazwę nosi to opowiadanie) + informacja.
    Mikaela Castiela

    OdpowiedzUsuń
  2. ja mam nadzieję, że oni nie są kuzynostwem. Przecież tak się kochają :) nie możesz tego zrobić! :) a przeskok w czasie może być ciekawy :D
    K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bądź cierpliwy/a i nie zniechęcaj się, jeśli coś będzie nie po twojej myśli. Z czasem wszystko się wyjaśni ;)

      Usuń
  3. Ahfshlkdgsopigjhgjgeiofjaed OMG OMG OMG! Mózg rozjebany!

    Nadrobiłam oba rozdziały i ten wymiata! No po prostu się zakochałam w tym blogu! <3 Pisz prędko następny rozdział i daj znać! xD Kocham Slasha i Jess! No po prostu ich uwielbiam! <3
    Ten no...jak to kuzyn?! WTF?! Błagam tylko nie to! Przecież to taka szczęśliwa para! No weź się zlituuuuuj D: Prrrrroszę! Nie rozwalaj tej zajebistości! Wszystko było idealne w tym rozdziale i tylko tak dalej, teraz to serio uważam, że piszesz lepiej niż ja i to dwa razy lepiej! 8D
    Czekam na więcej jak...no akurat nie mam weny, więc po prostu czekam :D
    A teraz moje kochane pytania! :D
    1. Tak masz mnie nadal powiadamiać o notkach, bo inaczej nie dam rady wszystkiego ogarnąć xD
    2. Hmmm cały rok?! Może to za szybko? xD Ja proponuję jeszcze chociaż ze 2 rozdziały wstawić tak z tego co jest teraz i dopiero potem taki przeskok xD
    Kocham Cię kobieto! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze na pewno nie piszę lepiej od ciebie :)
      Po drugie trochę zamieszania w tej ich zajebistości nie zaszkodzi.

      Co do tego przeskoku w czasie, to dokładnie o coś takiego mi chodziło. Najpierw dodam jeszcze ze 2-3 rozdziały, bo na tyle mam już napisanego materiału, a potem zwinnie ominę jeden mały roczek, co by akcja nabrała tempa.

      Usuń
    2. Tak tak, pierdolisz i tyle. <3
      No i ten co do przeskoku w czasie to świetnie będzie, jak zrobisz tak jak masz w planach xD

      Kolejny rozdział na xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com Zapraszam! ;)

      Usuń
  4. Brak słów. To jest nie do opisania co piszesz! Jesteś kurwa lepsiejsza ode mnie ;>

    Zajebiste & NN :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następna, która tak ładnie mi tutaj kłamie. Osobiście ubóstwiam twój i Michelle. blog i na pewno nie jestem lepsza od was :)

      Usuń
  5. Trafiłam tu przez NTS i nie żałuję ;) Bardzo mi się podoba, nie powiem, ze nie. Czekam na kolejny odcinek i mam nadzieję, że jakoś niedługo się pojawi. Mam prośbę. Jak byś mogła powiadamiać mnie na blogu o nowych odcinkach było by mi o wiele łatwiej. Mam nadzieję, że nie będzie to jakiś problem. Jak nie dasz rady to postaram się jakoś sama to ogarnąć ;)
    Pisz dalej!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że ten ojciec odżył i Jen nie musi się dodatkowo o niego martwić :) Cholernie podobał mi się ten rozdział. Tak się lekko czyta. Niewiele osób ma tą umiejętność. Często rozdziały wręcz przytłaczają xD A u Ciebie tak nie jest :)

    OdpowiedzUsuń