poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 6


Spał. Wokół niego leżały 2 opróżnione do końca butelki po Danielsie. Uklękłam naprzeciwko i pogłaskałam jego policzek. Przytrzymał moją dłoń, otwierając oczy, ale szybko ją odrzucił.
- Spieprzaj, jeśli szukasz Axla, Duffa, Stevena, albo Izziego, to są w Roxy i oblewają wydanie naszej płyty. Na pewno któryś chętnie się z tobą zabawi – wpatrywałam się w niego zszokowana. Zamurowało mnie – Może tak, jak niektórzy pomyliłaś adres i zamiast do klubu, trafiłaś tutaj i tak mnie to nie obchodzi. Wypierdalaj. – mruknął.
- Kurwa, durniu, byłam w klubie, ale ciebie tam nie było. Czemu nie świętujesz sukcesu z całym zespołem, tylko samotnie schlałeś się, jak świnia? Co ja ci takiego zrobiłam, że się do mnie nie odzywasz od rana, co? – wyrzuciłam  z siebie wszystkie myśli, jakie narosły w mojej głowie przez ostatnie kilka minut.
- Jenny – wydusił z siebie.
- Tak. Tylko nie mów mi, że wyglądam zajebiście, albo, że jestem pojebaną dziwną, jak nazwał mnie przebrzydły, obleśny koleś przy barze, bo się kurwa załamię – zgarnęłam ze wzmacniacza piwo i wypiłam cale na jednym oddechu, siadając obok Slasha i opierając głowę o głośnik.
- Po prostu mnie zaskoczyłaś, ale wiesz co, ładnie wyglądasz – nawinął na palec, jeden z moich kosmyków. Zabrzmiało to tak szczerze i niewinnie, bez żadnego podtekstu seksualnego, że wtuliłam  swoją twarz w jego dłoń, najmocniej, jak mogłam, uśmiechając się pod nosem.
- Chciałem cię przeprosić, za to, co zrobiłem rano. Ty zadbałaś o to, żebyśmy nie mieli później problemu, a ja zachowałem się, jakbyś miała po prostu kaprys, żeby zabronić mi seksu, podniecając mnie wcześniej do granic możliwości.
- Wszystko jest ok, Slash. Zastanawiam się tylko, czemu nie poszedłeś z chłopakami opijać waszego sukcesu. Przecież tak cieszyłeś się na tę płytę – położyłam głowę na jego kolanach.
- Nie moglem się bawić, gdy nie byłem pewien, że wszystko z nami będzie w porządku. A odpowiadając na drugą część twojego pytania, przecie złączyłem się z chłopakami, przynajmniej telepatycznie.
- Bardzo kurwa śmieszne – rysowałam kółeczka na jego przedramieniu z 5 długich minut. Poczułam, że cały się rozluźnił, zasnął. Wtuliłam się w niego i zrobiłam dokładnie to samo.
 - Ej, co jest?! – zawołałam, gdy przebudziłam się w ramionach Slasha. Chłopak dokądś mnie niósł.
- Ci, śpij skarbie chcę cię zanieść do łóżka – kiwnęłam głową i mocno się w niego wtuliłam. Drzwi wejściowe się otworzyły i spostrzegłam grupkę ludzi. Robili cholerny hałas.
- Patrzcie, jakie pieprzone gołąbeczki – zawołał Axl.
- Spierdalaj – burknął pod nosem Slash.
- Chciałem tylko poinformować, że będziemy zajęci i proszę nam nie przeszkadzać –  zwrócił się do mnie i Slasha kąśliwym tonem. Mulat nic nie odpowiedział i trzasnął z całej siły drzwiami. Odłożył mnie na rozgrzebane od rana łóżko i bez słowa podszedł do gramofonu. Włożył jakąś płytę i odtworzył, najgłośniej jak się dało Led Zeppelin:
- To sobie nie pośpisz, ale lepsze to niż wysłuchiwanie ich jęków – przysiadł obok mnie i pocałował w czoło.
- I tak już nie zasnę. Która godzina? – zapytałam.
- 5 rano
- To i tak już nie ma sensu zasypiać, ale wiesz, zawsze możemy zrobić to co oni – cmoknęłam go w usta.
- Uważam, że to całkiem dobry pomysł – uniósł kąciki ust ku górze i odwzajemnił pocałunek. Dzięki muzyce, która doskonale zagłuszała krzyki naszych sąsiadów i nasze, nie musieliśmy się hamować, tak jak zwykle. Po wszystkim upadliśmy na poduszki, oparłam się o jego nagi tors i w połowie Rock n Roll odpłynęłam. Obudziły mnie promienie słońca. Zważywszy na to, że okno Slasha wychodziło na południe, musiało być późno. Nie chciałam Go obudzić. Delikatnie wymknęłam się z jego objęć i powoli wstałam z łóżka. Pomiędzy dobrze zakamuflowanym terrarium, a rządkiem różnokolorowych książek (Slash ma w swoim pokoju książki? Szok) wygrzebałam czystą, lekko pogiętą kartkę w kratkę, a z podłogi podniosłam obgryziony ołówek. Nabazgrałam wiadomość następującej treści:
Slash,
Nie chciałam Ciebie budzić. Poszłam do domu, bo nie potrafiłabym miotać się po cudzej kuchni i łazience (tym bardziej narażona na obecność Axla).  Tak, nadal za nim nie przepadam. Po za tym, do domu mam tylko kawałek, a lubię spacery. Wpadnij do mnie, jeśli chcesz.
~J.
Ubrałam się w swoje ciuchy i po cichu wymknęłam z jego pokoju.
- Wow, hej. Wszystko ok? – Izzy wpadł na mnie,  wychodząc ze swojego pokoju.
- Tak, sorry. Muszę chyba przywyknąć do chodzenia u was środkiem korytarza.
- Kurcze świetnie wyglądasz w czarnych włosach. Pasują ci lepiej, niż te naturalne – skomplementował szczerze z sympatią w głosie. To mnie bardzo cieszyło.
- Mam włoskich przodków – odpowiedziałam. Nastała chwila ciszy. Chciałam już wychodzić, ale Izzy mnie zatrzymał:
- Wychodzisz, tak bez słowa? Znowu skazujesz nas na humory Slasha – żachnął się
- Zostawiłam mu wiadomość, więc powinno być wszystko ok. Macie dzisiaj próbę?
- Sam nie wiem, jeśli Axl będzie miał dobry humor, to prawdopodobnie tak, ale to wszystko zmienia się, jak w kalejdoskopie
- Ty też piszesz dla Gunsów piosenki, prawda? – zapytałam
- No tak, a co? – rzucił zainteresowany. Nareszcie wkręcił się w rozmowę.
- Zagraj mi coś kiedyś. Chętnie posłucham. Swoją drogę muszę podpytać Slasha o egzemplarz waszej płyty, bo na razie chyba jej nie kupię – stwierdziłam ze smutkiem.
- Niby czemu? – szczerze się zdziwił.
- Wylali mnie z pracy – starałam się by brzmiało to dość oczywiście. Nie chciałam okazać tego, że nie wiem, co mam z sobą za bardzo zrobić – Będę już lecieć. Mam parę spraw do załatwienia – skłamałam i wyszłam. Po drodze natknęłam się na Duffa. Jeszcze chwila i spotkam po drodze cały skład Guns N’ Roses. Ucieszył się na mój widok i machnął do mnie ręką, ale postanowiłam nie podchodzić. Był z „partnerką”, o ile można tak nazwać dziewczynę na jedną noc. Zjadłam u siebie porządne śniadanie, chodź teraz byłby bardziej czas na lunch. Dwie kanapki z szynką i pomidorem. W ostatnim czasie nie miałam czasu na tak pracochłonny posiłek. Musiały wystarczyć płatki, albo zupka z paczki. Zdecydowałam, że pójdę na jakieś zakupy i zrobię dobrą, ciepłą  kolację. Może zaproszę nawet Gunsów. Nie oszukujmy się, ale kiedy oni jedli coś normalnego. Jak tak dalej pójdzie to ich żołądki przekręcą się na drugą stronę. Wzięłam sobie długą kąpiel, taką z olejkami relaksacyjnymi, które przywiozłam półtora roku temu z Francji. Pojechałam tam, bo byłam na wakacjach u ojca.  On, pracoholik nie miał mi wiele do zaoferowania, a Londyn znałam, jak własną kieszeń i nie miałam ochoty kolejny raz oglądać tego samego. Razem z Caroline, moją ówczesną przyjaciółką, która odbiła mi chłopaka, wsiadłyśmy w samochód i pojechałyśmy tam na cały tydzień. Ona całkowicie zakochała się w Paryżu. Ja osobiście nie widziałam w nim niczego nadzwyczajnego. No fakt, architektura pierwsza klasa, ale te szare, brudne ulice? Takiego Paryża nie znałam. W jednej z ekskluzywnych perfumerii pracował przystojny blondyn.  Zadurzyłam się w nim i przyznam, że chyba z wzajemnością, ale cóż, musiałam wracać. Powinnam być mu wdzięczna. Dzięki uczuciu, jakim go przelotnie darzyłam, lżej zniosłam, to co później mi Caroline zrobiła, a wspomnień z naszych kilku randek, nikt mi nie zabierze. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Włosy wysuszyłam i  niechlujnie związałam. Tradycyjnie ubrałam szorty i tym razem zwykły biały t-shirt, który włożyłam w środek. Dodałam czarny pasek zdobiony masą nitów. Nadal mojemu wyglądowi charaktery. Na nogach oczywiście czarne conversy. Uzbroiłam się w kartkę i długopis. Chwilę myślałam nad tym, co ugotować. Obowiązkowo na stole musi pojawić się sałatka, najlepiej z tuńczykiem. Coś ciepłego… może kurczak w ziołach, do tego gorące czosnkowe bułki i jakieś dobre wino, chodziarz w przypadku chłopaków powinnam się mocniej zabezpieczyć: 2 butelki wódki i Danielsa powinny wystarczyć, tak myślę, cholera. Zabrałam potrzebną sumę pieniędzy i wyruszyłam na podbój centrum. Wszystko zajęło mi 2 godziny, oczywiście cóż byłaby ze mnie za kobieta, gdybym nie zajrzała na wyprzedaże. Kupiłam dwa zwykłe czarne topy, za 4 dolary. Na nic innego mnie stać nie jest. Czekam na ostatnią wypłatę z firmy, która powinna być już za kilka dni. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów doceniłam windę. Gdybym miała z tymi wszystkimi siatami wchodzić schodami… niewykonalne. Pod drzwiami siedziała jakaś kudłata postać. Kurde, zapomniałam, o mojej wiadomości. Ciekawe, jak długo ten biedak tutaj siedzi:
- Cholera na śmierć zapomniałam, że miałeś przyjść. Byłam na zakupach – krzyczałam od drzwi windy. Chłopak zerwał się i pomógł mi z torbami. Chwała mu za to, dostanie ode mnie wieczorem nagrodę. Otworzyłam drzwi i wskazałam na blat w kuchni. Szybko cisnął torbami:
- Po cholerę ci tyle tego – zapytał zdezorientowany. Szykujesz się na atak kosmitów, czy III wojnę światową – zapytał, cały czas wpatrując się w siatki.
- Blisko, blisko – uśmiechnęłam się pod nosem – ty i twoje stado wilków jest zaproszone do mnie na kolację. Dzisiaj wieczorem.
- Skąd taki beznadziejny pomysł? Przecież doskonale wiesz, że oskubiemy cię ze wszystkich zapasów – podszedł do mnie i musnął moje wargi, swoimi ustami.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale zlitowałam się nad wami, doceniając dzisiejsze, solidnie przygotowane śniadanie – cmoknęłam go w usta i zwinnie wyminęłam – Przyznaj się, co dzisiaj jadłeś? – wskazałam na niego oskarżycielsko palcem i parsknęłam śmiechem.
- Ten, tego… właściwie, to się tak złożyło, że nie miałem jeszcze okazji… - spuścił głowę.
- Z czym zjesz kanapki? – zapytałam, wyciągając z szafki chleb, a z szuflady nóż.
- Naprawdę nie trzeba…
- Lubisz rybę – przerwałam mu wykręcanie się.
- Tak – rzucił krotko i usiadł na krześle, za blatem przypatrując się każdemu mojemu ruchowi.
- Jak sobie obetnę palec to będzie twoja wina – burknęłam pod nosem. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, ale Slash sobie o czymś przypomniał:
- Izzy, kazał ci to przekazać – podał mi kwadratowe, plastikowe opakowanie
- Wasza płyta? Ja mu dzisiaj rano mówiłam, ale nie sądziłam, że… - skakałam, jak głupek – Podziękuj mu, albo nie, sama mu dzisiaj podziękuję – szepnęłam i zajęłam się robieniem kanapek. Otworzyłam tuńczyka, którego reszta miała być do sałatki. Drugi kawałek zrobiłam z szynką i pomidorem. Od razu zauważyłam, że lepiej mu zasmakował. Dobrze wiedzieć.
- Dobra, było zajebiste – ucałował mnie w policzek – Lecę zorganizować chłopaków.
- Czekaj, czekaj. Macie być tutaj nie prędzej, niż o 19, bo się nie wyrobię, zrozumiano – zawołałam przez ramię, nadziewając kurczaka i wsadzając do brytfanny.
- Jasne, módl się, żeby udało mi się ich tutaj w miarę trzeźwych wszystkich przyprowadzić
- No to trzymam kciuki – nie usłyszał mojej odpowiedzi. Już go tutaj nie było. Nastawiwszy piekarnik na odpowiednią temperaturę, opłukałam ręce i włączyłam mój prezent na cały regulator. Olać sąsiadów, pomyślałam. Liczyło się tylko, to co gotowałam i muzyka, której słuchałam. Od czasu do czasu zdarzyło mi się nawet zakołysać biodrami w rytm muzyki. Właśnie rozpoczął się 9 utwór. Wyjmowałam miskę z szafki, kiedy usłyszałam hipnotyzujący riff. Szkło z hukiem uderzyła o podłogę, a ja stałam zszokowana. Słyszałam już to. Wiele razy. Wcale nie w tym życiu, tylko tam w Londynie, kiedy wszystko było malowane w kolorowych barwach. Byliśmy, razem z mamą i tatą częstymi gośćmi u wujka.  Średnio raz na tydzień, chodziliśmy tam z całą rodziną (jeszcze z Mattem – moim zmarłym bratem). On miał syna, który nigdy nie chciał się do nas dosiąść, albo chodźmy przywitać. Całymi dniami przebywał na Skate Parku, a z czasem zaczął interesować się grą na gitarze. Tą melodyjkę, grał tak, często, że wbiła się w moją podświadomość. Przecież to była, jego melodia… Idiotyczne zbieg okoliczności, nawet nie pamiętałam, jak miał na imię.  Zamiotłam szkło i zajęłam się dalszymi przygotowaniami. Piętnaście po szóstej, wszystko było już gotowe. Teraz stałam przed największym dylematem: W co się ubrać. Kolacja nie ma być oficjalna, bo i nie ma takiego powodu. Olałam sprawę i zostałam w tym, co ubrałam na zakupy. Spryskałam się tylko perfumami, ale nie za mocno, żeby chłopakom ten zapach do ust nie powchodził. Miałam jeszcze czas na poukładanie wiecznie rozrzuconych po pokojach rzeczy. Ktoś energicznie zapukał w drzwi, ale nie dokończył bębnić swojej melodii, bo kolejna osoba otworzyła drzwi i wpadła do środka. Przyszli wszyscy, nawet Axl, chodź ten nie wyglądał na zadowolonego:
- Jakim cudem udało ci się ich wszystkich przyciągnąć – zmierzyłam ich wzrokiem i dodałam po chwili – trzeźwych?
- Nie musiałem dwa razy powtarzać, jeśli w grę wchodzi jedzenie
- Omal się  nie utopiłem, jak zanurzył mogą głowę w wannie z lodowatą wodą – popatrzył wrogo na swojego kumpla, Duff.
- Slash! – skarciłam chłopaka – Przecież nic na siłę. Błagam niech mi ktoś powie, że już nic więcej nikomu ten świr nie zrobił – nastała cisza – Dobra siadajcie. Wyjmuję wszystko z piekarnika i możecie jeść – chłopaki siedzieli w ciszy. Postawiłam jedzenie na stole i wsunęłam się na krzesło obok Slasha. Na początku bardzo powoli, ale po pięciu minutach, zaczęli jeść coraz zachłanniej. Po kwadransie pozbierałam puste talerze i włożyłam do zlewu.
- I co smakowało? – rzuciłam odwracając się do chłopaków przodem. Jeden przez drugiego komplementował mnie i moje dania. Zrobiło mi się strasznie głupio, ale byłam zadowolona.
- Musisz mi dać koniecznie ten przepis na sałatkę – podszedł do mnie Steven.
- A po co ci? Przecież w Hellhouse nie ma niczego oprócz zapasów alkoholu.
- To, że nie mam gdzie gotować , nie oznacza, że tego nie potrafię – uśmiechnął się Adlerek.
- Jenny, on mówi całkiem serio. Jak jeszcze działały dwa palniki w platce, to przygotowywał nam najlepsze na świecie naleśniki, ale coś się spierdoliło i teraz możemy gotować tylko wodę na kawę – podzielił się ze mną szczerą opinią Duff. Powstrzymałam wybuch śmiechu i zapisałam perkusiście składniki.
- A Izzy chciałam ci bardzo podziękować za pożyczenie płyty, jest naprawdę zajebista. Chłopaki odwaliliście kawał dobrej roboty. Nie wiedziałam Axl – zwróciłam się do chłopaka, patrząc mu prosto w oczy – że masz taki świetny wokal. Naprawdę szacun – wokalista poczerwieniał na twarzy i lekko się do mnie uśmiechnął. Wyjęłam płytę z odtwarzacza, włożyłam do pudelka i położyłam Izziemy na stole, cmokając go w policzek.
- Ale to dla ciebie – oddał mi ją – Ja jej nie potrzebuję, bo gramy te kawałki na co dzień i szczerze powiedziawszy już mi się lekko znudziły – uśmiechał się Izzy, a ja jeszcze raz go cmoknęłam i mocno uściskałam.
- A mi nie podziękujesz, że ich tutaj wszystkich sprowadziłem – Slash udawał obrażonego chłopca. Wyglądało to strasznie zabawnie.
- Z tobą policzę się wieczorem – odpowiedziałam. Chłopaki głośno zagwizdali. Slash skarcił spojrzeniem każdego z osobna.
- Jak sobie znajdziecie dziewczyny, to też będziecie mieli tak dobrze – przyciągnął mnie do siebie i usadowił na kolanach.
- Wiesz Jenny, mamy dla ciebie taką propozycję -  Slash obrócił nas tak, żebyśmy wszystkich widzieli – Jutro jedziemy na koncert do Londynu, jeśli chcesz zabierz się z nami – zaproponował.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – spojrzałam na nasze splecione dłonie.
- Jeśli o mnie chodzi to przyrzekam , że postaram się tobie nie uprzykrzyć życia -  Axl odezwał się pierwszy raz dzisiejszego wieczoru.
- Dzięki, ale to nie o ciebie chodzi. Pamiętasz, co ci mówiłam Slash o mojej ostatniej wizycie – spojrzałam smutno w jego czekoladowe oczy.
- Spróbuj, może tym razem, będzie lepiej. Zawsze możesz wyjść i wrócić do hotelu, ale po prostu spróbuj. Jak by co, lot mamy o 11 – cmoknął mnie w policzek.
- Dobra my się będziemy zbierać. Musimy się pożegnać z całym LA – krzyknął Duff.
- Durnie, przecież my lecimy do Wielkiej Brytanii tylko na weekend – strzelił go w tył głowy Steven.
- Palancie, czy  ty naprawdę jesteś tak tępy i nie wiesz, co mam na myśli, czy tylko udajesz – oddał mu Duff i wstał od stołu – Pa, Jenny, mam nadzieję, że pojawisz się jutro na lotnisku ze Slashem, bo będzie nam zawracał dupę, zamiast popijać sobie angielskie trunki w barze – Mulat rzucił w basistę jabłkiem, ten tylko zachichotał i wyszedł, a za nim reszta Gunsow
- Miło był, super gotujesz – pożegnał się Izzy
- Jeszcze raz wielkie dzięki za płytę – posłałam mu buziaka. Zostaliśmy ze Slashem sami.

9 komentarzy:

  1. Zajebiste jest, ale to chyba wiesz :3
    Czekam na więcej oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, rozstać się z L.A. na cały weekend? To takie straszne! xd A jeszcze to nie przepadanie za Axlem, przecież on jest taki fajny. xd Dobra, nie ważne, podoba mi się. :D Czekam na ciąg dalszy, powiadom. Ach, no i ja dopisałam coś nowego więc jak Ci się nudzi to wpadnij. ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. No muszę przyznać, że z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie wciąga to twoje opowiadanko. Masz to coś, co jest potrzebne dobrej autorce. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za takie miłe słowa. Trochę się zawstydziłam przed monitorem ;) Szkoda, że już jutro publikuję ostatni rozdział :(
      Ale jakiś pomysł znowu mi się w głowie rodzi i jeśli coś z tego będzie, to fajnie :)

      Usuń
  4. Przeczytałam dopiero 6 rozdziałów ale piszesz genialnie. Każdy rozdział wkręcał mnie tak samo i miałam ochotę przeczytać kolejny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyjebiste w kosmos jaram się jak głupia :D Przypomniało mi się skąd Jenny zna ten riff. I jakie wyjdą z tego spekulacje :) Idę sobie dokładnie przypomnieć :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za każde miłe słowo. Baaardzo się cieszę, że jednak zdecydowałaś się skomentować za którymś tam razem. Dzięki ;P

      Tak sobie planuję, żeby poprawić to opowiadanie pod względem ortograficznym i ewentualnie stylistycznym i wydać je w pdf'ie jako jedną 'opowieść' tudzież 'książkę' w formie do pobrania ;)

      Usuń
    2. Świetny pomysł :) Jak coś dokładniej już zrobisz, to proszę napisz :D

      Usuń