Spał. Wokół niego leżały 2 opróżnione do końca butelki po Danielsie.
Uklękłam naprzeciwko i pogłaskałam jego policzek. Przytrzymał moją dłoń,
otwierając oczy, ale szybko ją odrzucił.
- Spieprzaj, jeśli szukasz Axla, Duffa, Stevena, albo
Izziego, to są w Roxy i oblewają wydanie naszej płyty. Na pewno któryś chętnie
się z tobą zabawi – wpatrywałam się w niego zszokowana. Zamurowało mnie – Może
tak, jak niektórzy pomyliłaś adres i zamiast do klubu, trafiłaś tutaj i tak
mnie to nie obchodzi. Wypierdalaj. – mruknął.
- Kurwa, durniu, byłam w klubie, ale ciebie tam nie było.
Czemu nie świętujesz sukcesu z całym zespołem, tylko samotnie schlałeś się, jak świnia? Co ja ci takiego zrobiłam, że
się do mnie nie odzywasz od rana, co? – wyrzuciłam z siebie wszystkie myśli, jakie narosły w
mojej głowie przez ostatnie kilka minut.
- Jenny – wydusił z siebie.
- Tak. Tylko nie mów mi, że wyglądam zajebiście, albo, że
jestem pojebaną dziwną, jak nazwał mnie przebrzydły, obleśny koleś przy barze,
bo się kurwa załamię – zgarnęłam ze wzmacniacza piwo i wypiłam cale na jednym
oddechu, siadając obok Slasha i opierając głowę o głośnik.
- Po prostu mnie zaskoczyłaś, ale wiesz co, ładnie
wyglądasz – nawinął na palec, jeden z moich kosmyków. Zabrzmiało to tak
szczerze i niewinnie, bez żadnego podtekstu seksualnego, że wtuliłam swoją twarz w jego dłoń, najmocniej, jak
mogłam, uśmiechając się pod nosem.
- Chciałem cię przeprosić, za to, co zrobiłem rano. Ty
zadbałaś o to, żebyśmy nie mieli później problemu, a ja zachowałem się, jakbyś
miała po prostu kaprys, żeby zabronić mi seksu, podniecając mnie wcześniej do
granic możliwości.
- Wszystko jest ok, Slash. Zastanawiam się tylko, czemu nie
poszedłeś z chłopakami opijać waszego sukcesu. Przecież tak cieszyłeś się na tę
płytę – położyłam głowę na jego kolanach.
- Nie moglem się bawić, gdy nie byłem pewien, że
wszystko z nami będzie w porządku. A odpowiadając na drugą część twojego
pytania, przecie złączyłem się z chłopakami, przynajmniej telepatycznie.
- Bardzo kurwa śmieszne – rysowałam kółeczka
na jego przedramieniu z 5 długich minut. Poczułam, że cały się rozluźnił,
zasnął. Wtuliłam się w niego i zrobiłam dokładnie to samo.
- Ej, co jest?! –
zawołałam, gdy przebudziłam się w ramionach Slasha. Chłopak dokądś mnie niósł.
- Ci, śpij skarbie chcę cię zanieść do łóżka – kiwnęłam
głową i mocno się w niego wtuliłam. Drzwi wejściowe się otworzyły i
spostrzegłam grupkę ludzi. Robili cholerny hałas.
- Patrzcie, jakie pieprzone gołąbeczki – zawołał Axl.
- Spierdalaj – burknął pod nosem Slash.
- Chciałem tylko poinformować, że będziemy zajęci i proszę
nam nie przeszkadzać – zwrócił się do
mnie i Slasha kąśliwym tonem. Mulat nic nie odpowiedział i trzasnął z całej
siły drzwiami. Odłożył mnie na rozgrzebane od rana łóżko i bez słowa podszedł
do gramofonu. Włożył jakąś płytę i odtworzył, najgłośniej jak się dało Led
Zeppelin:
- To sobie nie pośpisz, ale lepsze to niż wysłuchiwanie ich
jęków – przysiadł obok mnie i pocałował w czoło.
- I tak już nie zasnę. Która godzina? – zapytałam.
- 5 rano
- To i tak już nie ma sensu zasypiać, ale wiesz, zawsze
możemy zrobić to co oni – cmoknęłam go w usta.
- Uważam, że to całkiem dobry pomysł – uniósł kąciki ust ku
górze i odwzajemnił pocałunek. Dzięki muzyce, która doskonale zagłuszała krzyki
naszych sąsiadów i nasze, nie musieliśmy się hamować, tak jak zwykle. Po
wszystkim upadliśmy na poduszki, oparłam się o jego nagi tors i w połowie Rock n Roll odpłynęłam. Obudziły mnie
promienie słońca. Zważywszy na to, że okno Slasha wychodziło na południe,
musiało być późno. Nie chciałam Go obudzić. Delikatnie wymknęłam się z jego
objęć i powoli wstałam z łóżka. Pomiędzy dobrze zakamuflowanym terrarium, a
rządkiem różnokolorowych książek (Slash ma w swoim pokoju książki? Szok)
wygrzebałam czystą, lekko pogiętą kartkę w kratkę, a z podłogi podniosłam obgryziony
ołówek. Nabazgrałam wiadomość następującej treści:
Slash,
Nie chciałam Ciebie budzić.
Poszłam do domu, bo nie potrafiłabym miotać się po cudzej kuchni i łazience (tym
bardziej narażona na obecność Axla).
Tak, nadal za nim nie przepadam. Po za tym, do domu mam tylko kawałek, a
lubię spacery. Wpadnij do mnie, jeśli chcesz.
~J.
Ubrałam się w swoje ciuchy i po cichu wymknęłam z jego
pokoju.
- Wow, hej. Wszystko ok? – Izzy wpadł na mnie, wychodząc ze swojego pokoju.
- Tak, sorry. Muszę chyba przywyknąć do chodzenia u was
środkiem korytarza.
- Kurcze świetnie wyglądasz w czarnych włosach. Pasują ci
lepiej, niż te naturalne – skomplementował szczerze z sympatią w głosie. To mnie bardzo cieszyło.
- Mam włoskich przodków – odpowiedziałam. Nastała chwila
ciszy. Chciałam już wychodzić, ale Izzy mnie zatrzymał:
- Wychodzisz, tak bez słowa? Znowu skazujesz nas na humory
Slasha – żachnął się
- Zostawiłam mu wiadomość, więc powinno być wszystko ok.
Macie dzisiaj próbę?
- Sam nie wiem, jeśli Axl będzie miał dobry humor, to
prawdopodobnie tak, ale to wszystko zmienia się, jak w kalejdoskopie
- Ty też piszesz dla Gunsów piosenki, prawda? – zapytałam
- No tak, a co? – rzucił zainteresowany. Nareszcie wkręcił
się w rozmowę.
- Zagraj mi coś kiedyś. Chętnie posłucham. Swoją drogę muszę
podpytać Slasha o egzemplarz waszej płyty, bo na razie chyba jej nie kupię –
stwierdziłam ze smutkiem.
- Niby czemu? – szczerze się zdziwił.
- Wylali mnie z pracy – starałam się by brzmiało to dość
oczywiście. Nie chciałam okazać tego, że nie wiem, co mam z sobą za bardzo
zrobić – Będę już lecieć. Mam parę spraw do załatwienia – skłamałam i wyszłam.
Po drodze natknęłam się na Duffa. Jeszcze chwila i spotkam po drodze
cały skład Guns N’ Roses. Ucieszył się na mój widok i machnął do mnie ręką, ale
postanowiłam nie podchodzić. Był z „partnerką”, o ile można tak nazwać
dziewczynę na jedną noc. Zjadłam u siebie porządne śniadanie, chodź teraz byłby
bardziej czas na lunch. Dwie kanapki z szynką i pomidorem. W ostatnim czasie
nie miałam czasu na tak pracochłonny posiłek. Musiały wystarczyć płatki, albo
zupka z paczki. Zdecydowałam, że pójdę na jakieś zakupy i zrobię dobrą,
ciepłą kolację. Może zaproszę nawet
Gunsów. Nie oszukujmy się, ale kiedy oni jedli coś normalnego. Jak tak dalej
pójdzie to ich żołądki przekręcą się na drugą stronę. Wzięłam sobie długą
kąpiel, taką z olejkami relaksacyjnymi, które przywiozłam półtora roku
temu z Francji. Pojechałam tam, bo byłam na wakacjach u ojca. On, pracoholik nie miał mi wiele do
zaoferowania, a Londyn znałam, jak własną kieszeń i nie miałam ochoty kolejny
raz oglądać tego samego. Razem z Caroline, moją ówczesną przyjaciółką, która
odbiła mi chłopaka, wsiadłyśmy w samochód i pojechałyśmy tam na cały tydzień. Ona
całkowicie zakochała się w Paryżu. Ja osobiście nie widziałam w nim niczego
nadzwyczajnego. No fakt, architektura pierwsza klasa, ale te szare, brudne
ulice? Takiego Paryża nie znałam. W jednej z ekskluzywnych perfumerii pracował
przystojny blondyn. Zadurzyłam się w
nim i przyznam, że chyba z wzajemnością, ale cóż, musiałam wracać. Powinnam być
mu wdzięczna. Dzięki uczuciu, jakim go przelotnie darzyłam, lżej zniosłam, to
co później mi Caroline zrobiła, a wspomnień z naszych kilku randek, nikt mi nie
zabierze. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Włosy wysuszyłam i niechlujnie związałam. Tradycyjnie ubrałam
szorty i tym razem zwykły biały t-shirt, który włożyłam w środek. Dodałam
czarny pasek zdobiony masą nitów. Nadal mojemu wyglądowi charaktery. Na nogach
oczywiście czarne conversy. Uzbroiłam się w kartkę i długopis. Chwilę
myślałam nad tym, co ugotować. Obowiązkowo na stole musi pojawić się sałatka,
najlepiej z tuńczykiem. Coś ciepłego… może kurczak w ziołach, do tego gorące
czosnkowe bułki i jakieś dobre wino, chodziarz w przypadku chłopaków powinnam
się mocniej zabezpieczyć: 2 butelki wódki i Danielsa powinny wystarczyć, tak
myślę, cholera. Zabrałam potrzebną sumę pieniędzy i wyruszyłam na podbój
centrum. Wszystko zajęło mi 2 godziny, oczywiście cóż byłaby ze mnie za kobieta,
gdybym nie zajrzała na wyprzedaże. Kupiłam dwa zwykłe czarne topy, za 4 dolary.
Na nic innego mnie stać nie jest. Czekam na ostatnią wypłatę z firmy, która
powinna być już za kilka dni. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów doceniłam
windę. Gdybym miała z tymi wszystkimi siatami wchodzić schodami… niewykonalne.
Pod drzwiami siedziała jakaś kudłata postać. Kurde, zapomniałam, o mojej
wiadomości. Ciekawe, jak długo ten biedak tutaj siedzi:
- Cholera na śmierć zapomniałam, że miałeś przyjść. Byłam na
zakupach – krzyczałam od drzwi windy. Chłopak zerwał się i pomógł mi z torbami.
Chwała mu za to, dostanie ode mnie wieczorem nagrodę. Otworzyłam drzwi i
wskazałam na blat w kuchni. Szybko cisnął torbami:
- Po cholerę ci tyle tego – zapytał zdezorientowany.
Szykujesz się na atak kosmitów, czy III wojnę światową – zapytał, cały czas
wpatrując się w siatki.
- Blisko, blisko – uśmiechnęłam się pod nosem – ty i twoje
stado wilków jest zaproszone do mnie na kolację. Dzisiaj wieczorem.
- Skąd taki beznadziejny pomysł? Przecież doskonale wiesz,
że oskubiemy cię ze wszystkich zapasów – podszedł do mnie i musnął moje wargi,
swoimi ustami.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale zlitowałam się nad wami,
doceniając dzisiejsze, solidnie przygotowane śniadanie – cmoknęłam go w usta i
zwinnie wyminęłam – Przyznaj się, co dzisiaj jadłeś? – wskazałam na niego
oskarżycielsko palcem i parsknęłam śmiechem.
- Ten, tego… właściwie, to się tak złożyło, że nie miałem
jeszcze okazji… - spuścił głowę.
- Z czym zjesz kanapki? – zapytałam, wyciągając z szafki
chleb, a z szuflady nóż.
- Naprawdę nie trzeba…
- Lubisz rybę – przerwałam mu wykręcanie się.
- Tak – rzucił krotko i usiadł na krześle, za blatem
przypatrując się każdemu mojemu ruchowi.
- Jak sobie obetnę palec to będzie twoja wina – burknęłam
pod nosem. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, ale Slash sobie o czymś przypomniał:
- Izzy, kazał ci to przekazać – podał mi kwadratowe,
plastikowe opakowanie
- Wasza płyta? Ja mu dzisiaj rano mówiłam, ale nie sądziłam,
że… - skakałam, jak głupek – Podziękuj mu, albo nie, sama mu dzisiaj podziękuję
– szepnęłam i zajęłam się robieniem kanapek. Otworzyłam tuńczyka, którego
reszta miała być do sałatki. Drugi kawałek zrobiłam z szynką i pomidorem. Od
razu zauważyłam, że lepiej mu zasmakował. Dobrze wiedzieć.
- Dobra, było zajebiste – ucałował mnie w policzek – Lecę
zorganizować chłopaków.
- Czekaj, czekaj. Macie być tutaj nie prędzej, niż o 19, bo
się nie wyrobię, zrozumiano – zawołałam przez ramię, nadziewając kurczaka i
wsadzając do brytfanny.
- Jasne, módl się, żeby udało mi się ich tutaj w miarę
trzeźwych wszystkich przyprowadzić
- No to trzymam kciuki – nie usłyszał mojej odpowiedzi. Już
go tutaj nie było. Nastawiwszy piekarnik na odpowiednią temperaturę, opłukałam
ręce i włączyłam mój prezent na cały regulator. Olać sąsiadów,
pomyślałam. Liczyło się tylko, to co gotowałam i muzyka, której słuchałam. Od
czasu do czasu zdarzyło mi się nawet zakołysać biodrami w rytm muzyki. Właśnie
rozpoczął się 9 utwór. Wyjmowałam miskę z szafki, kiedy usłyszałam
hipnotyzujący riff. Szkło z hukiem uderzyła o podłogę, a ja stałam zszokowana.
Słyszałam już to. Wiele razy. Wcale nie w tym życiu, tylko tam w Londynie,
kiedy wszystko było malowane w kolorowych barwach. Byliśmy, razem z mamą i tatą
częstymi gośćmi u wujka. Średnio raz
na tydzień, chodziliśmy tam z całą rodziną (jeszcze z Mattem – moim zmarłym
bratem). On miał syna, który nigdy nie chciał się do nas dosiąść, albo chodźmy
przywitać. Całymi dniami przebywał na Skate Parku, a z czasem zaczął interesować
się grą na gitarze. Tą melodyjkę, grał tak, często, że wbiła się w moją
podświadomość. Przecież to była, jego melodia… Idiotyczne zbieg okoliczności,
nawet nie pamiętałam, jak miał na imię.
Zamiotłam szkło i zajęłam się dalszymi przygotowaniami. Piętnaście po
szóstej, wszystko było już gotowe. Teraz stałam przed największym dylematem: W
co się ubrać. Kolacja nie ma być oficjalna, bo i nie ma takiego powodu. Olałam
sprawę i zostałam w tym, co ubrałam na zakupy. Spryskałam się tylko perfumami, ale
nie za mocno, żeby chłopakom ten zapach do ust nie powchodził. Miałam jeszcze
czas na poukładanie wiecznie rozrzuconych po pokojach rzeczy. Ktoś energicznie
zapukał w drzwi, ale nie dokończył bębnić swojej melodii, bo kolejna osoba
otworzyła drzwi i wpadła do środka. Przyszli wszyscy, nawet Axl, chodź ten nie
wyglądał na zadowolonego:
- Jakim cudem udało ci się ich wszystkich przyciągnąć –
zmierzyłam ich wzrokiem i dodałam po chwili – trzeźwych?
- Nie musiałem dwa razy powtarzać, jeśli w grę wchodzi jedzenie
- Omal się nie
utopiłem, jak zanurzył mogą głowę w wannie z lodowatą wodą – popatrzył wrogo na swojego kumpla, Duff.
- Slash! – skarciłam chłopaka – Przecież nic na siłę. Błagam
niech mi ktoś powie, że już nic więcej nikomu ten świr nie zrobił – nastała
cisza – Dobra siadajcie. Wyjmuję wszystko z piekarnika i możecie jeść –
chłopaki siedzieli w ciszy. Postawiłam jedzenie na stole i wsunęłam się na
krzesło obok Slasha. Na początku bardzo powoli, ale po pięciu minutach,
zaczęli jeść coraz zachłanniej. Po kwadransie pozbierałam puste talerze i
włożyłam do zlewu.
- I co smakowało? – rzuciłam odwracając się do chłopaków
przodem. Jeden przez drugiego komplementował mnie i moje dania. Zrobiło
mi się strasznie głupio, ale byłam zadowolona.
- Musisz mi dać koniecznie ten przepis na sałatkę – podszedł
do mnie Steven.
- A po co ci? Przecież w Hellhouse nie ma niczego oprócz
zapasów alkoholu.
- To, że nie mam gdzie gotować , nie oznacza, że tego nie
potrafię – uśmiechnął się Adlerek.
- Jenny, on mówi całkiem serio. Jak jeszcze działały dwa
palniki w platce, to przygotowywał nam najlepsze na świecie naleśniki, ale coś
się spierdoliło i teraz możemy gotować tylko wodę na kawę – podzielił się ze
mną szczerą opinią Duff. Powstrzymałam wybuch śmiechu i zapisałam perkusiście
składniki.
- A Izzy chciałam ci bardzo podziękować za pożyczenie
płyty, jest naprawdę zajebista. Chłopaki odwaliliście kawał dobrej roboty. Nie
wiedziałam Axl – zwróciłam się do chłopaka, patrząc mu prosto w oczy – że masz
taki świetny wokal. Naprawdę szacun – wokalista poczerwieniał na twarzy i lekko
się do mnie uśmiechnął. Wyjęłam płytę z odtwarzacza, włożyłam do pudelka i
położyłam Izziemy na stole, cmokając go w policzek.
- Ale to dla ciebie – oddał mi ją – Ja jej nie potrzebuję,
bo gramy te kawałki na co dzień i szczerze powiedziawszy już mi się lekko
znudziły – uśmiechał się Izzy, a ja jeszcze raz go cmoknęłam i mocno
uściskałam.
- A mi nie podziękujesz, że ich tutaj wszystkich
sprowadziłem – Slash udawał obrażonego chłopca. Wyglądało to strasznie zabawnie.
- Z tobą policzę się wieczorem – odpowiedziałam. Chłopaki
głośno zagwizdali. Slash skarcił spojrzeniem każdego z osobna.
- Jak sobie znajdziecie dziewczyny, to też będziecie mieli
tak dobrze – przyciągnął mnie do siebie i usadowił na kolanach.
- Wiesz Jenny, mamy dla ciebie taką propozycję - Slash obrócił nas tak, żebyśmy wszystkich
widzieli – Jutro jedziemy na koncert do Londynu, jeśli chcesz zabierz się z
nami – zaproponował.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – spojrzałam na nasze
splecione dłonie.
- Jeśli o mnie chodzi to przyrzekam , że postaram się tobie
nie uprzykrzyć życia - Axl odezwał się
pierwszy raz dzisiejszego wieczoru.
- Dzięki, ale to nie o ciebie chodzi. Pamiętasz, co ci
mówiłam Slash o mojej ostatniej wizycie – spojrzałam smutno w jego czekoladowe
oczy.
- Spróbuj, może tym razem, będzie lepiej. Zawsze możesz
wyjść i wrócić do hotelu, ale po prostu spróbuj. Jak by co, lot mamy o 11 –
cmoknął mnie w policzek.
- Dobra my się będziemy zbierać. Musimy się pożegnać z całym
LA – krzyknął Duff.
- Durnie, przecież my lecimy do Wielkiej Brytanii
tylko na weekend – strzelił go w tył głowy Steven.
- Palancie, czy ty
naprawdę jesteś tak tępy i nie wiesz, co mam na myśli, czy tylko udajesz –
oddał mu Duff i wstał od stołu – Pa, Jenny, mam nadzieję, że pojawisz się jutro
na lotnisku ze Slashem, bo będzie nam zawracał dupę, zamiast popijać sobie
angielskie trunki w barze – Mulat rzucił w basistę jabłkiem, ten tylko
zachichotał i wyszedł, a za nim reszta Gunsow
- Miło był, super gotujesz – pożegnał się Izzy
- Jeszcze raz wielkie dzięki za płytę – posłałam mu buziaka.
Zostaliśmy ze Slashem sami.
Zajebiste jest, ale to chyba wiesz :3
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej oczywiście.
Ojej, rozstać się z L.A. na cały weekend? To takie straszne! xd A jeszcze to nie przepadanie za Axlem, przecież on jest taki fajny. xd Dobra, nie ważne, podoba mi się. :D Czekam na ciąg dalszy, powiadom. Ach, no i ja dopisałam coś nowego więc jak Ci się nudzi to wpadnij. ;p
OdpowiedzUsuńNo muszę przyznać, że z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie wciąga to twoje opowiadanko. Masz to coś, co jest potrzebne dobrej autorce. Gratuluję.
OdpowiedzUsuńDziękuję za takie miłe słowa. Trochę się zawstydziłam przed monitorem ;) Szkoda, że już jutro publikuję ostatni rozdział :(
UsuńAle jakiś pomysł znowu mi się w głowie rodzi i jeśli coś z tego będzie, to fajnie :)
Przeczytałam dopiero 6 rozdziałów ale piszesz genialnie. Każdy rozdział wkręcał mnie tak samo i miałam ochotę przeczytać kolejny. ;)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńWyjebiste w kosmos jaram się jak głupia :D Przypomniało mi się skąd Jenny zna ten riff. I jakie wyjdą z tego spekulacje :) Idę sobie dokładnie przypomnieć :>
OdpowiedzUsuńDziękuję za każde miłe słowo. Baaardzo się cieszę, że jednak zdecydowałaś się skomentować za którymś tam razem. Dzięki ;P
UsuńTak sobie planuję, żeby poprawić to opowiadanie pod względem ortograficznym i ewentualnie stylistycznym i wydać je w pdf'ie jako jedną 'opowieść' tudzież 'książkę' w formie do pobrania ;)
Świetny pomysł :) Jak coś dokładniej już zrobisz, to proszę napisz :D
Usuń