niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 5


Delikatnie musnął moje usta. Oparłam gitarę o ścianę i wsunęłam dłonie w jego gęste, kręcone czarne włosy. Wpił się w moje usta, a ja nie pozostałam mu dłużna. Czułam jego zapach intensywniej, niż kiedykolwiek. Oparłam głowę o jego czoło ciężko wzdychając. Dziwiłam się, jakim cudem wytrzymałam tak długo i nie rzuciłam się na niego, wtedy w barze. Powoli odpinał kolejne guziki mojej koszuli i głaskał moje plecy na wysokości talii. Wsunęłam dłonie pod koszulkę, głaskając tors Mulata. Znów złączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Wskoczyłam na niego, zaciskając nogi na wysokości pasa. Slash zaprowadził nas do swojego pokoju. Przekluczyłam drzwi, gdy postanowił mnie do nich przygwoździć. Oparł się o nie, przytrzymując wysoko moje nadgarstki. Całował mó dekolt i brzuch. Powrócił do szyi. Zwolnił uścisk, a ja wyrwałam z niego swoje dłonie. Ściągnęłam z niego koszulkę i zaczęłam rozpinać pasek. Mulat zatrzymał swoje palce na zapięciu od stanika i zaprzestał pieszczot.
- Na pewno chcesz to zrobić? – zapytał. Nie miałam zamiaru się wycofać. Pragnęłam go. Pragnęłam całą sobą. Rockman i wahanie się? W odpowiedzi pocałowałam jego usta i zatrzymałam dłoń na jego sercu. Nie musiałam długo czekać na reakcję: obrócił mnie tyłem do łóżka i mocno na nie pchnął, zrzucając uprzednio na podłogę etui mojej gitary. W całym tym bałaganie miał bardzo miękką i pachnącą pościel. Usiadł na mnie okrakiem i pozbył się moich spodni. Kąciki jego ust uniosły się ku górze, gdy zauważył mój kolczyk w pępku. Delikatnie go polizał. Rozpięłam jego spodnie, pomógł mi, samemu je zsuwając. Zdjął mój biustonosz i mocno go odrzucił. Uciskał delikatnie moje piersi i ssał sutki. Wbijałam palce w jego plecy. Szybkim ruchem przekręciłam się tak, by siedzieć na nim okrakiem. Podniósł się i całował mnie coraz niżej. Zsunął zębami moją koronkową bieliznę przejechał palcami po mojej kobiecości. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Poczułam wybuch gorąca. Pozbyłam się bielizny Slasha i ścisnęłam jego męskość. W odpowiedzi mocno mnie objął a z ust wyrwał mu się cichy jęk. Delikatnie wsunął swoje palce we mnie i powoli nimi poruszał doprowadzając mnie do euforii. Zaczęłam cicho jęczeć i mimowolnie drgałam. Chłopak wykorzystał mój moment słabości i znów znalazłam się pod nim. Oparł się czołem o moje piersi i zdecydowanie wszedł we mnie. Moje ciało pokrywały kropelki potu. Nie byłam w stanie opanować jęków. Slashowi również było trudno. Czułam, że za chwilę wybuchnie we mnie. Przysunęłam do moich ust, usta Mulata i złączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Obojgu nas przeszył dreszcz rozkoszy, a wewnątrz siebie poczułam płynny ciepło. Powoli opadliśmy na poduszki. Przez chwilę słychać było tylko nasze przyspieszone oddechy. Slash delikatnie jeździł opuszkami palców po moim udzie, w górę i w dół. Ciszę zagłuszył dźwięk gitary. Cholera, ktoś grał na moim Gibsonie. Zesztywniałam. Najwyraźniej, Mulat wyczuł moje zdenerwowanie, bo szepnął do ucha:
- Spokojnie, to na pewno Izzy, on wie, jak ma się posługiwać sprzętem – uścisnął moje ramiona. Odetchnęłam. Trochę.
- Wiesz co, jestem zmęczona, to był naprawdę męczący dzień – przyznałam – Szczególnie ostatnie chwile – uśmiechnęłam się pod nosem – Jednakże będę spokojniejsza, jak Les Paul, będzie na widoku, chyba doskonale mnie rozumiesz – wskazałam głową na 4 wypucowane gitary, pod oknem. Kiwnął głową. Wyplątałam się z jego objęć, pocałowałam szybko w usta i naciągnęłam na siebie jego koszulkę. Była dla niego luźna, więc  ja czułam się w niej, jak w sukience – Zaraz wracam – rzuciłam wychodząc. Puścił do mnie oczko.
Stanęłam w drzwiach i oparłam się o framugę. Izzy siedział na kanapie i co chwilę przerywał grę, notując coś na kartce:
- Hej – rzuciłam radośnie. Wyprostował się i spojrzał w moją stronę, przeskakując z przedmiotu, na przedmiot.
- Dobrze, że przyszłaś, bo nasz kolega zapiłby się na amen. Bał się, że wystawiłaś go do wiatru – zaśmiał się. 
- Przedłużyło mi się w pracy – rzuciłam beznamiętnym tonem – Jak się gra? – zapytałam od niechcenia.
- To twoja gitara? – zapytał zdziwiony – Żartujesz sobie ze mnie – zamruczał pod nosem.
- To nie żart. Jest moja. Przyniosłam, bo Slash mnie o to prosił. Chciał żebyśmy pograli ze wzmacniaczami, bo moje zostały w Londynie, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło – zachichotałam.
- Właśnie widzę – wskazał na mój strój. Spłonęłam rumieńcem – Więc po co tu przyszłaś? – rzucił coś notując.
- Chciałam sprawdzić, kto gra na moim sprzęcie, bo jestem do niego bardzo przywiązana – oparłam się o wzmacniacz.
- Yhy… - kiwnął głową, nie przestając pisać. Byłam pewna, że nic nie stanie się mojemu Gibsonowi, póki Izzy  przy nim będzie. Nie chciałam być świnią i przerywać mu pracę. Zapewne tworzył jakiś nowy utwór – I chciałaś na pewno, żebym ci ją oddał – odpowiedział lekko zamyślony.
- Nie no, jeśli chcesz możesz na niej grać, ale jak skończysz, weź przynieś ją do pokoju, okej? – poprosiłam i już miałam wychodzić, kiedy zawołał mnie po imieniu. Obróciłam się, czekając, co chce mi powiedzieć
- Wierz, jesteś w porządku. Pewnie nie bierzesz takich rzeczy, ale zaproponować mogę, nie? – wskazał na woreczek z białym proszkiem leżący na stoliku. Jako nastolatka brałam, ale w granicach rozsądku. Nie  chciałam do tego wracać, bo zwykle robiłam później głupie rzeczy.
- Chyba tym razem odmówię. Kiedyś brałam i niezbyt dobrze to wspominam, ale dzięki – uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do sypialni. Slash spał z lokami rozrzuconymi dookoła głowy. Delikatnie wsunęłam się obok niego i pocałowałam w policzek, nawet się nie poruszył. Szybko zasnęłam. Obudziło mnie delikatne wsuwanie palców w moje włosy. Szeroko się uśmiechnęłam
- Co, aż tak ci dobrze? – zapyta.
- Tak, żebyś wiedział, że to kurewsko wspaniałe uczucie, być tutaj z tobą – cmoknęłam go w usta, jednak szybko zakryłam je dłonią, gdy chciał odwzajemnić mój gest – Która godzina?
- 11 – wyszczerzył zęby
- Co?! Ty  sobie ze mnie żartujesz prawda? – krzyknęłam i zerwałam się z łóżka. Zaczęłam szybko się ubierać – Cholera jasna! – mruczałam pod nosem.
- Co się stało? – zapytał Slash i złapał mnie za ramiona
- Jestem spóźniona do pracy, a wiesz co to oznacza? – zapytałam retorycznie – Zwolnienie – wybiegłam z Hellhouse krzycząc, żeby nie dawał nikomu mojej gitary. Dotarłam do biura w ekspresowym tempie. Od razu pobiegłam do szefa. Kilkakrotnie zapukałam i stanęłam twarzą w twarz z moim być, albo nie być w tym mieście. Nie mogłam stracić tej pracy. To by oznaczało koniec wszystkiego.
- Proszę usiąść – przywitał mnie surowym tonem
- Przepraszam za spóźnienie. Ja… nie mam nic na swoje wytłumaczenie – stwierdziłam spuszczając głowę.
- Proszę to podpisać – podsunął mi dokument. Wypowiedzenie.
- Panie dyrektorze, a nie dałoby się załatwić tego inaczej, może jakaś nagana, albo odebranie premii. Naprawdę bardzo zależy mi na tej pracy – kajałam się przed pracodawcą.
- Nie ma mowy. Spóźniła się pani pierwszy raz, to fakt, ale to – szarpnął za moją koszulę, urywając przy tym 3 guziki i ukazując mój tatuaż –  Jest pani ubrana tak samo drugi dzień z rzędu. Utwierdza mnie w przekonaniu, że nie dba pani o swój wizerunek, a więc i wizerunek mojej firmy. Nie mam wyjścia. Firma jest dla mnie najważniejsza . Oczywiście dostanie pani pełną wypłatę za ten miesiąc.
- Dobrze, dziękuję. Na przyszłość proszę nie oceniać ludzi po wyglądzie, bo to do niczego nie prowadzi. Żegnam – nie czekając na odpowiedź mojego byłego szefa, wyszłam na zewnątrz. Przed budynkiem zdjęłam marynarkę i cisnęłam ją do śmietnika. Nigdy więcej pracy w korporacjach! To jest cholerny wyzysk. Wolałabym zapieprzać na zmywaku w Mc Donalds, przynajmniej mogłabym mieć pod fartuchem ulubioną koszulkę. Siedziałam na przystanku, kiedy dosiadła się starsza kobieta, mniej więcej po 60:
- Do czego to doszło, żeby w biały dzień chodzić w takim negliżu po ulicy – skomentowała mój wygląd. Miałam dzisiaj wszystkiego dość. Nawet na nią nie spojrzałam. Ścisnęłam naderwany materiał.  Pół godziny później byłam już w swoim mieszkaniu. Odświeżyłam się i przebrałam w międzyczasie wypijając 3 kieliszki wina. Siedzenie i patrzenie w sufit było jeszcze gorsze, niż błąkanie się po ulicach. Postanowiłam, że pójdę odwiedzić moich kolegów z „Piekielnego domu”. Zastałam tam tylko Izziego. Reszta dopinała wszystko na ostatni guzik w związku z jutrzejszą premierą płyty. Gitarzysta był znowu na haju i nie nadawał się do rozmowy. Usiadłam obok niego i ukryłam twarz w dłoniach. Izzy bez słowa podał mi strzykawkę załadowaną brązową cieczą. Chwilę zastanawiałam się nad tym, co robię. Wiedziałam, że heroina potrafi uzależniać już po pierwszym razie.
- Dobrze, ale tylko połowę Izzy – ścisnęłam ramię paskiem, który wyjęłam ze spódniczki i wstrzyknęłam połowę dawki, zawahałam się chwilę i docisnęłam tłoczek do końca. Momentalnie poczułam odprężenie. Chwiejnym krokiem poszłam do sypialni Slasha i runęłam na łóżko. Zanim zamknęłam oczy spostrzegłam w rogu etui z moją gitarą. Spokojnie zasnęłam.
- Jenny! Ej, spójrz na mnie! – ktoś usilnie próbował wyrwać mnie ze snu.
- Co? – wyszeptałam – Daj mi ktoś,  coś do picia – przekręciłam się na łokcie i uniosłam. Spostrzegłam ciemną, kudłatą głowę na wysokości mojej twarzy.
- Izzy wydukał, żebym sprawdził co z tobą, bo brałlaś. Czemu wzięłaś kurwa to świństwo?!
- A ty, czemu bierzesz? – zapytałam się go, patrząc mu głęboko w oczy
- Ja, to co innego – spóścił wzrok
- Jasne, bierzesz, bo masz na to ochotę. Ja przynajmniej mam powód. Oficjalnie oświadczam ci, że jestem bezrobotną. Muszę poszukać sobie jakiegoś mieszkania za miastem i znaleźć, jakąś zastępczą pracę.
- Nie, na pewno nigdzie nie wyjedziesz  - objął mnie mocno ramionami
- To co zrobię? Zamieszkam pod mostem? – ukryłam twarz w dłoniach
- Nie, u nas. Mój pokój jest wystarczająco duży dla nas dwóch. Trochę tu ogarnę i da się mieszkać. Mam nadzieję, że lubisz węże?
- Węże? Kto ma węże? – zapytałam zaciekawiona.
- Ja, a co? Boisz się ich – zachichotał.
- Nie, właśnie w tym rzecz, że lubię gady. W Anglii miałam i węża i dwa żółwie – oświadczyłam, a jego uśmiech zgasł – No co? – odgarnęłam z jego twarzy loki i spojrzałam mu w oczy.
- Wszystko ok., po prostu nie spodziewałem się, że będę kiedyś z dziewczyną, która będzie lubiła węże – musnął moją dolną wargę.
- A  jesteś? – nie oczekiwałam odpowiedzi, ale w głębi duszy byłam strasznie ciekawa, na czym stoję.  Podniósł mnie do pozycji siedzącej i spojrzał prosto w oczy:
- A Chciałabyś, żebym był? – zapytał tłumiąc śmiech.
- Oczywiście, że tak – wpiłam się w jego usta, a palce wplotłam w jego kruczoczarne włosy. Slash nie pozostał mi dłużny. Nie przerywając pocałunku, włożył dłonie pod moją koszulkę i kreślił palcami jakieś wzory.
- Kocham cię – szepnęłam, przygryzając jego dolną wargę. Lekko się do mnie uśmiechnął. Szybko zerwałam z niego koszulkę. Zrobił to samo. Nachylił się nade mną i głaskał moją twarz sprężystymi loczkami. Magiczną chwilę przerwało pukanie do drzwi:
- Nie chcę przeszkadzać, ale za 2 godziny robimy imprezę w Roxy, więc moglibyście się pospieszyć i jakoś ogarnąć – zasugerował Duff krzycząc do nas przez drzwi.
- Spadaj! – rzucił Slash i zajął się zdejmowaniem ze mnie,  spodenek. Wtem przypomniałam sobie bardzo istotną w tym momencie rzecz:
- Slash, przestać – zacisnęłam dłonie na jego nadgarstkach.
- Ale coś nie tak? – zapytał zdziwiony i spojrzał mi w oczy. Przez moment chciałam zlekceważyć, to co mam mu do powiedzenie, ale było to zbyt ważne i nie mogło czekać, zwłaszcza teraz.
- Przez to wszystko nie wzięłam wczoraj tabletki i obawiam się, że jeśli w tym momencie tego nie przerwiemy, będziemy mieli kłopot – wyjaśniłam opanowana.
- Wiesz, trochę adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło – przejechał palcami po wewnętrznej stronie mojego lewego uda.
- To poskacz sobie na bungee, a nie ryzykuj ciążą -  podniosłam głos i usiadłam, naciągając na siebie jego koszulkę. Wstał bez słowa i trzasnął drzwiami od łazienki. Świetnie, niech teraz się obrazi o to, że nie chcę wpadki. Slash wyszedł, wygrzebał z szuflady, jedną z porządniejszych koszulek, zgarnął z blatu zegarek i wyszedł. Poszukałam swojego t-shirtu, złapałam w rękę gitarę i opuściłam Hellhouse z nikim się nie żegnając. Kiedy zbliżałam się do budynku, w którym mieszkałam, ktoś wykrzyczał moje imię i mimowolnie się odwróciłam. Dwóch mężczyzn zmierzało w moją stronę:
- Steven? Izzy? Nie powinniście się teraz szykować do Roxy? – zapytałam zdziwiona. Izzy znów miał przekrwione oczy, ale jego źrenice były już w normie.
- A ty? – zapytał roześmiany, jak zwykle Adlerek.
- To wasza płyta. Niby dlaczego miałabym tam być? – zapytałam ukrywając smutek.
- Bo jesteś dziewczyną gitarzysty z naszego zespołu – parsknął Izzy.
- A po czym tak sądzisz? – zapytałam z czystej ciekawości. Przecież niczego nie widzieli.
- Spędziłaś z nim więcej czasu niż z nami wszystkimi łącznie. Zostałaś na noc w jego sypialni, a w naszym domu ściany są bardzo cienkie, Jenny – zachichotał Steven.
- To i tak nie zmienia faktu, że to wasza impreza. Muszę już iść – rzuciłam na odchodne i podążyłam w stronę drzwi wejściowych:
- Idź, Popcorn. Ja zaraz przyjdę – szepnął Izzy i mnie dogonił – Jenny, co jest? – przytrzymał mnie za ramię.
- A co ma być? Idę do domu – starałam się udawać, że wszystko jest ok.
- Słuchaj, ja nie wiem, co się między wami wydarzyło – chciałam zaprzeczyć, ale wstrzymał mnie gestem dłoni – I mi to wisi. To są wasze sprawy, ale Slashowi bardzo zależy na tym, żebyś tam była, jestem tego pewien.
- Raczej zależało… - mruknęłam.
- Jesteś dla niego ważna. Nie traktuje cię, tak jak tych ciź z Rainbow. Wiesz, co odpierdalał, jak wczoraj nie przyszłaś o czasie?
- Tak naprawdę nikt mi nie powiedział, kiedy mam przyjść – żachnęłam się.
- Dobra, whatever… ale lepiej będzie jak przyjdziesz, chyba, że chcesz być odpowiedzialna za rozwalenie nam tak ważnego wieczoru – dałam mu kuksańca w brzuch, ale sprawnie odskoczył i wywrócił oczami – To widzimy się za półtorej godziny w Roxy – zawołał i odszedł w kierunku monopolowego. Weszłam do windy i wjechałam na swoje piętro. Podniosłam kilka kopert spod drzwi i znalazłam się we wnętrz mojego mieszkania. Opadłam ciężko na kanapę, przeglądając korespondencje: reklama, ulotka, zaproszenie na prezentację dmuchanych pontonów (wiosła gratis!) i zwykła kartka, złożona na cztery. Zamurowało mnie po przeczytaniu treści: Spierdalaj od niego, szmato! – literki wycięte z gazety przyklejone były w 3 rzędach na całej powierzchni kartki. Wpatrywałam się w nią może z 10 minut. Skąd ktoś wiedział, że coś czuję do Mulata. Na dobrą sprawę nie byłam pewna, czy to o niego chodziło. Przecież tak naprawdę, ostrzeżenie mogło tyczyć się każdego, mojego szefa, ojca, sprzedawcy, z którym flirtowałam w zeszły wtorek. I tej myśli chciałam się kurczowo trzymać. Poszłam się odświeżyć i łapiąc się za głowę starałam się skompletować, jakiś strój na dzisiejszy wieczór. Tak, zdecydowałam się pójść. Głownie chciałam po prostu usiąść gdzieś z boku, przy barze i zamówić drinka, może dwa. Kwadrans później stałam przed lustrem i poddawałam dogłębnej analizie, to jak wyglądam. Na co dzień  nie nosiłam kiecek, ale co mi tam szkodzi. Sukienka była cała czarna, skórzana, z szerokim złotym zamkiem na plecach. Opinała mój biust w tak dobry sposób, że nie musiałam ubrać stanika. Już lekko ponad miesiąc zastanawiałam się nad zafarbowaniem włosów. Moja mama miała kruczoczarne, falowane włosy. Mi przypadły tyko fale. Kolor odziedziczyłam po ojcu – jasny brąz. Teraz moje długie włosy były wyprostowane i czarne, jak listopadowa noc. Dobrze, że niedawno kupiłam 10 minutową farbę, bo inaczej z mojego pomysłu były by nici. We wszystkie 6 dziurek w prawym i 3 w lewym uchu, włożyłam identyczne złote kuleczki. Rzęsy pokryłam czarną maskarą pogrubiającą i nałożyłam kilka odcieni cieni: od białego, przez szary, do czarnego. Usta pomalowałam, jasnym cielistym błyszczykiem, żeby nie przesadzić. Nareszcie przydały się do czegoś te czarne szpilki, których tak nienawidziłam, a byłam zmuszona nosić do pracy. Pod dom zajechała taksówka. Miałam do Roxy tylko 15 minut z buta, ale chodzenie po Sunset Strip w takim stroju, było pewnego rodzaju ryzykiem, na które nie chciałam się narażać. Seksownym krokiem wbiłam na salę. Pojawienie się mojej osoby, wywołało pogwizdywanie obleśnych facetów po 40 i ćpunów. Zlekceważyłam to i nie oglądając się na boki przysiadłam na wysokim barowym krześle:
- Zamawiasz coś? – zapytała kelnerka, mniej więcej w moim wieku. Świdrowała mnie wzrokiem. Całe to zachowanie wywołane moją osobą, trochę mi schlebiało i potrzebowałam tego, raz na jakiś czas. Poprawiłam moją grzywkę, żeby jeszcze bardziej zakryła moje oczy.
- Może być Tequila, albo nie, daj mi Danielsa – rzuciłam do niej, rozglądając się w poszukiwaniu Slasha. Tradycyjnie na kanapie w rogu siedział cały zespół, ale mojego Mulata tak nie było. Wypiłam zamówiony alkohol do końca i poczekałam jeszcze chwilę, ale ani śladu Kudłacza. W międzyczasie przysiadło się do mnie kilku kolesi, jeden z nich cholernie namolny. Spławiłam gościa. Postanowiłam, że podejdę do Gunsów i po prostu zapytam się, gdzie On jest:
- Hej Izzy – zawołałam – Nie wierz może, gdzie jest Slash?
- Skąd znasz jego imię, piękna niewiasto – Axl zmierzył mnie wzrokiem, czyżby, mnie nie poznał.
- Nie rób sobie jaj i powiedz, gdzie on jest – zbliżyłam się do Rudego. Może teraz spłynie na niego, światło Alleluja i skuma, kim jestem.
- Jenny? O kurwa! – Odezwał się Steven.
- No i Adlerek się do czegoś przydał i oświecił szanowne towarzystwo. Uzyskam odpowiedź?
- Po tym, jak wyszłaś, zamknął się z gitarą w pokoju i nie wychodzi – oświadczył Izzy – Próbowałem go z Duffem namówić na wyjście, ale spławił nas wiązanką przekleństw, których pozwolisz, przy tobie nie zacytuję.
- Jasne, dzięki – krzyknęłam, kiedy podgłośniono muzykę.
- Zajebiście wyglądasz - przekrzyczał wszystko i wszystkich Adler, skupiając na mnie uwagę. Machnęłam ręką i wyszłam z klubu. Miałam cel. Musiałam porozmawiać ze Slashem. Oczywiście, jak to mi, zawsze coś musiało się stać, Na jednej z krzywych płyt chodnikowych złamałam obcas i szlam teraz po rozgrzanej ziemi boso. Może gdybym była pijana, miałabym to w dupie, ale teoretycznie na trzeźwo, było to nie do zniesienia. Cieszyłam się, jak nigdy, gdy zniknęłam z pola widzenia w korytarzy Gunsowskiego domu. Cisnęłam buty i nieśmiało skierowałam się do sali prób/salonu i cholera wie, czego jeszcze. Widziałam tylko buty i kawałek nogawki spodni. Na palcach podeszłam do Mulata.

6 komentarzy:

  1. Czekałem na ten ich seks, jak na nic innego ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie, cudnie, długo.
    Wiesz o co chodzi. Przepraszam, ze nie poświęcę długiego komentarza, ale pracuję teraz nad rozdziałem u mnie :3

    OdpowiedzUsuń
  3. *.* Uwielbiam ten rozdział! No po prostu kocham! Obrażony na cały świat Slash siedzący w pokoju z gitarą - uwielbiam, seksowna Jenny w skórzanej sukience i szpilkach - mrrr, przyjazny Izzy - zawsze spoko <3
    także ten, ogólnie cholernie mi się podoba i czekam na więcej rozdziałów, szybko dodawaj bo muszę wiedzieć co w końcu ze Slashem! xD

    Nowy rozdział na http://xxlittle-xdiffrent-fckn-gnr.blogspot.com/ Zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czytałam, czytałam i komentarz już zostawiłam, także ten... Dzięki za miłe słowa i wgl. :)

      Usuń
  4. skąd ty bierzesz pomysły?! : )
    zajebongo <3

    NOWA NOTKA!;)
    http://just-call-the-police.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku orgazm ! *o* Potem wnerw na szefa. Znowu zaciesz na ryjcu. Dzięki tobie mam te wszystkie stany emocjonalne w 5 minut :) Dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń