sobota, 11 sierpnia 2012

Rozdział 4


Opadłam zrezygnowana na kanapę i odchyliłam głowę najmocniej, jak się dało. Kark niemiłosiernie bolał mnie po nocy spędzonej na kanapie. Slash przysiadł obok i dotknął mojej szyi. Posłałam mu wściekłe spojrzenie.
- Ej, chcę ci tylko pomóc, żeby cię nie bolało. Dobrze wiem, jak czuje się człowiek po nocy spędzonej na kanapie – westchnęłam głęboko – Chodź – dodał po chwili i obrócił tak, że moje nogi leżały wyprostowane na siedzeniu. Sam usiadł na poręczy sofy tak, żebym mogłam swobodnie oprzeć się o jego kolana. Boże, jak mi było dobrze. W życiu nie pomyślałabym, że chłopak jest zdolny do takich gestów
- Dziękuję – szepnęłam z wyraźną ulgą w głosie.
- Nie ma za co – zatrząsł się, hamując śmiech – Grasz? – zapytał po chwili i wstazał palcem na futerał gitary leżący na najwyższej półce regału.
- Kiedyś – odpowiedziałam – Można powiedzieć w innym życiu – dodałam po chwili ze smutkiem w głosie.
- Więc czemu przestałaś – drążył temat
- W  Londynie było inaczej. Atmosfera była inna, życie też. Chodziłam do szkoły, rodzice całymi dniami byli w pracy. Popołudniami podłączałam gitarę do wzmacniacza i grałam, żeby zabić nudę. Nie miałam wielu przyjaciół. Pewnego dnia, mama powiedziała, że się wyprowadzamy. Fajnie, pomyślałam. Tylko, że pakowałyśmy się same, bez ojca. Złożyła pozew o rozwód. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i już nigdy nie miałam okazji, zostać w Anglii dłużej, niż dwa tygodnie – westchnęłam , a Slash nie przestawał uciskać w rożnych miejscach mojej szyi – W LA, mama ciągle pracowała, żeby zarobić, na nasze utrzymanie. Zapisała mnie na masę zajęć pozalekcyjnych, żebym nie wpadła w złe towarzystwo. Pół roku po naszym przyjeździe znowu się przeprowadzałyśmy. Tym razem na drugi koniec miasta, do Rona, jej faceta. Nie cierpiał mnie, a ja jego. Kiedyś w ataku złości chciał rozwalić moją gitarę, ale całe szczęście, zamknięcie strasznie się zacina i nie mógł jej otworzyć, dlatego tylko pokrowiec wygląda, jakby przeszedł przez niszczarkę. Uciekłam z domu, a gdy wróciłam, mama kupiła mi to mieszkanie i jednocześnie dała znać, że mam sobie radzić sama. Po skończeniu szkoły, nie poszłam więc na studia, chodź byłam dobrą uczennicą, tylko zaczęłam pracę, jako recepcjonistka w jakiejś korporacji. Teraz rozumiesz? – zapytałam cicho. Nie chciałam mu zrobić takiego wywodu na temat mojego życia, tak wyszło. Długo się nie odzywał, więc żeby przerwać przytłaczającą ciszę, rzuciłam
- Chcesz ją zobaczyć? – chyba wyrwałam go z jakiś rozmyślań, bo podskoczył i zdezorientowany odpowiedział
- Ale kogo? Co?
- No gitarę – zaśmiałam się pod nosem.
- Jasne – poderwał się energicznie. Sięgnęłam na palcach, po twarde, czarne i poniszczone opakowanie i szarpnęłam za zamki. Odwinęłam mój największy skarb z folii bąbelkowej. Był to Gibson Les Paul w stylu Vintage. Ojciec przerobił go trochę dla mnie u lutnika, który dodał  na pudle podobiznę Jimmiego Page’a. Ojcu udało się wbić na kulisy, jednego z  koncertów Led Zeppelin i obok obrazka, pojawił się nabazgrolony białym flamastrem podpis mojego guru. Podałam gitarę Slashowi  bez słowa, czekając na reakcję. Nie obawiałam się, że zrobi z nią coś głupiego. Wystarczyło spojrzeć, na niego,  gdy przechodziliśmy obok sklepu muzycznego niedaleko mojego mieszkania. Mimo, że targał na współkę z Izzym nieprzytomnego Axla, wyprostował się i mierzył spojrzeniem każdy kolejny egzemplarz na wystawie. Stał, jak zahipnotyzowany, wpatrując się w mój instrument z nabożną czcią. Tego się chyba  nie spodziewał. Zachichotałam cicho, żeby nie wyprowadzić go z transu. Wyglądał przy tym tak śmiesznie. Badał każdy centymetr kwadratowy gitary. Nagle spojrzał na mnie z niemym pytaniem w oczach:
- No zagraj coś, zagraj. Myślisz, że dałam ci ją do rąk tylko po to, żeby cię torturować – zaśmiałam się głośno. Przysiadł na kanapie i jego zwinne plance poszły w ruch. Nie liczyło się to, że nie miał wzmacniacza. W szoku wymacałam siedzenie i delikatnie przysiadłam. Był najlepszym gitarzystą, jakiego widziałam. Głupio mi było się do tego przyznać, ale spokojnie równał się, jak nie przewyższał umiejętnościami mojego idola. Złapałam się za głowę. Byłam pewna, że chłopak będzie sławny i to jak cholera, prędzej, czy późnej. Po kwadransie Slash skończył swój popis, spojrzał na mnie i parsknął śmiechem. Teraz to zauważyłam, miał piękny uśmiech i hipnotyzujące, oczy w kolorze gorzkiej czekolady.
- Co? – zapytał zdezorientowany
- Czemu ja nie spotkałam cię wcześniej – rzuciłam ze sztucznie pretensjonalnym tonem – Wydałeś już płytę ze swoim zespołem?
- Właściwie nasza debiutancka Gunsowska płyta wychodzi za tydzień. W Nowym Jorku obgadaliśmy szczegóły i dlatego spotkaliśmy się na lotnisku  - wyjaśnił. Mnie jednak zainteresowała nazwa
- Guns? Tak nazywa się wasz zespół? – trochę tandetne, pomyślałam.
- Nie, nazywamy się Guns N’ Roses. To połączenie nazw dwóch zespołów, z których jesteśmy.
- A płyta, jaki będzie nosiła tytuł. Jaka będzie? – dociekałam dalej.
- Ostatecznie wydamy Appetite for Destruction.  To mieszanka hard rocka i heavy metalu – odpowiedział dumnie.
- Mam nadzieję, że pan wokalista za uratowanie swojego tyłka, podaruje mi jeden egzemplarz z autografami całego zespołu, co? – zrobiłam słodkie oczy, a Slash zawiesił się na chwilę.
- No… jasne – zaskoczył – Wiesz, co jutro mamy próbę. Wpadnij do Hellhouse, to usłyszysz wszystkie kawałki przedpremierowo – zaproponował, przybliżając się do mnie.
- Może skorzystam, jak tylko wyjaśnisz mi co to ten Hellhouse – wybuchłam śmiechem, a on odskoczył  na swoje wcześniejsze miejsce. No i tak ma być, pomyślałam.
- To nasza sala prób, dom i knajpa. Nasze ulubione miejsce w LA. Masz, jakąś kartkę? Dam ci adres – bez słowa podsunęłam mu notes i długopis. Coś tam nabazgrolił i oddał – Dobra, to ja lecę, jeśli Axl faktycznie wypił cześć naszych zapasów, mamy problem.
- Jasne, dzięki za mile popołudnie i masaż – wskazałam na kark – naprawdę pomogło – Gdy zamknął drzwi, wzięłam do ręki notes i otworzyłam , przeczytać, jaką wiadomość mi zostawił:
1139 N Fuller Avenue
Pamiętaj o przyniesieniu czegoś na "wkupienie się" do towarzystwa
Możes zabrać ze sobą gitarę, to pogramy ze wzmacniaczami
Drzwi na końcu korytarza. Nie wchodź nigdzie, bo chłopaki mogą być zajęci ;)
Zdziwiłam się trochę, czemu nie powiedział mi tego w twarz. Czyżby moje podejrzenia się potwierdzały i był aż tak nieśmiały. Cholera, z tego wszystkiego nie zapytałam się, na którą godzinę mam tam być. Prędzej, niż o 15 i tak odpada, będę przecież w pracy. Zjadłam kolację, obejrzałam jakiś durny program w TV i poszłam spać. Rano czułam się wyśmienicie. Uwielbiam spać w świeżej pościeli, a tą musiałam zmienić po Axlu. Wzięłam prysznic, ubrałam grafitową spódniczkę w kolano do kompletu z marynarką i białą koszulą. Na nogi wcisnęłam szpilki. Nie cierpiałam tego stroju, ale cóż poradzić. Wysoko zapięłam koszulę, żeby szef nie zobaczył mojego skrzydła - tatuażu na piersi i pojechałam metrem do pracy. Odliczałam minuty do końca zmiany. Chciałam już wychodzić, kiedy szef powiadomił wszystkich pracowników o jakiejś konferencji, która przedłużyła się do 17. Miałam ochotę zabić dziada wzrokiem. Nie każdy musiał kochać pracę tak, jak on. Po co byłam mu potrzebna. Siedziałam i wpatrywałam się w malowane wzory na suficie. Zaraz po zakończeniu części oficjalnej, zerwałam się z miejsca i pobiegłam na przystanek. Cała droga cholernie mi się dłużyła. Wpadłam do domu i zgarnęłam z łóżka pierwszą lepszą koszulkę i spodenki, złapałam za gitarę i popędziłam na wskazany mi adres. Zaszłam jeszcze do monopolowego po dużą butelkę Danielsa, jako „wkupne” i przeprosiny. Stałam przed budynkiem i wpatrywałam się w drzwi wejściowe. Teraz nie miałam się już co zastanawiać. Byłam na miejscu, więc nic nie zaszkodziło wejść, zwłaszcza, że słyszałam ciche pobrzękiwanie gitary. Zapukałam, ale nikt nie otwierał, więc przekręciłam klamkę i powoli przekroczyłam próg. Byłam w długim korytarzu. Po prawej i lewej stronie znajdowało się po 3 pary drzwi i jedne, lekko  uchylone naprzeciwko, na samym końcu. To na pewno tam. Lekko je pchnęłam, ale nie weszłam do środka. Stałam i patrzyłam. Na ogromnym Marshalowskim wzmacniaczu siedział Slash z gitarą w rękach. Najwyraźniej improwizował. Obok niego stała opróżniona prawie do dna butelka Danielsa. Postawiłam swoją w korytarzu. Chyba nie potrzebował na razie więcej alkoholu. Zapukałam w przerwie pomiędzy dwoma dźwiękami. Odwrócił się gwałtownie, zrzucając na podłogę butelkę, która potłukła się w drobny mak:
- Przepraszam, że tak późno, ale byłam dzisiaj w pracy, potem szef zorganizował konferencję. Nie zdążyłam się nawet przebrać, pokazałam na ubrania w ręce – rozweselił się na mój widok i podszedł chwiejnym krokiem i tak był już pijany, pomyślałam, co mi szkodzi – I przyniosłam też coś na przeprosiny – cofnęłam się i  przyniosłam z korytarza whisky.
- Najważniejsze, że przyszłaś – uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Mogłabym się gdzieś przebrać – pokazałam na krępujący moje ruchy, żakiet.
- Jasne, chodź za mną – złapał mnie za rękę i podprowadził pod jedne z drzwi – To mój pokój. Nikt nie powinien ci przeszkadzać. W razie czego masz w drzwiach zamek – wskazał palcem.
- Dzięki – ścisnęłam jego dłoń i zamknęłam przed nim drzwi. Ciekawe, jaką miał minę. Odłożyłam na łóżko gitarę. Jak można żyć w takim syfie, zadałam sobie samej pytanie. Zsunęłam spódniczkę i rajstopy zamieniłam na ciemne jeansowe szorty z czarnym skórzanym paskiem, a wysokie szpilki, na przybrudzone, żółte trampki. Jęknęłam, gdy zrozumiałam, że zgubiłam po drodze, koszulkę, którą zabrałam na przebranie. Mam nadzieję, że to nie ta z Kiss. Marynarkę zdjęłam, podwinęłam rękawy koszuli i rozpięłam 3 guziki ukazując mój tatuaż. Zostawiłam ubrania na jednej kupce, wyciągnęłam z etui gitarę i poszłam do „Sali prób”, która przypominała bardziej zaplecze jakiejś knajpy:
- Jesteś już – Kiedy się przebierałam, Mulat posprzątał szkło i zgarnął wszystkie śmieci z kanapy  – O ja pierdole – zareagował na mój widok Slash.
- Cholera, zgubiłam gdzieś po drodze koszulkę – burknęłam pod nosem.
- Tak wyglądasz jeszcze lepiej – podszedł do mnie. Odsunął z twarzy swoje loki. Upajałam się jego oczami. Ciekawe, jak smakuję jego usta, zastanawiałam się w między czasie. Musnął grzbietem dłoni moje skrzydło
- Nie myślałem, że stać cię na coś takiego – wyszeptał i przygryzł lekko płatek mojego ucha. Szczerze mówiąc sama siebie nie poznawałam. Nigdy nie byłam skłonna do takiej bliskości po tygodniu znajomości, ale jednocześnie miałam wrażenie, że Slash, nie jest kimś nieznajomym. Wiedziałam, że mimo jego stylu życia, mogę mu zaufać. Ostatecznie oszczędziłam mu mojego wywodu i rzuciłam żartobliwie:
- Bo ty jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz - i przejechałam palcami wzdłuż linii Jego żuchwy.

9 komentarzy:

  1. AAAA! Kocham ten rozdział! <3 Slash Slash Slaaash :D Ten jest jak do tej pory najlepszym twoim rozdziałem, serio, świetnie napisane, widać, że się postarałaś słonko *.* ^.^
    Chcę więęęcej i jeszcze więęęęcej ^.^
    Szybko dodawaj następny rozdział i cieszę się, że wykorzystałaś moje wskazówki! Świetna robota, serio, podziwiam Cię <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, dziękuję ci bardzo. Strasznie miło mi się zrobiło. To zajebiste uczucie, jak ktoś docenia twoją pracę, coś o tym wiesz, nie? ;
      Teraz czeka mnie najtrudniejsze... scena erotyczna! Boję się, że wszystko schrzanię.

      Usuń
  2. Oł, zajebiste. Rozdzialik bardzo zacny, zaiste =3
    Zapowiada się na dużo Slasha, widzę? Ehm, dobrze jest, chociaż coś mi mało Duffa. Więc pisz, pisz, pisz i o Duffie też! Na razie taki jeden wątek, ale czekam na rozwój historii :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no, no. Koleżanko, zajebiste! Dawaj następny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co ja mogę powiedzieć, to jest świetne. Nie to co moje wypociejstwo.Zgadzam się z poprzednimi wypowiedziami. Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam bym chętnie poznała twoje wypociejstwo, tylko musisz mi zapodać link :)

      Usuń
  5. Na http://sympathy-for-a-devil.blogspot.com/ pojawił się 1 rozdział. Zapraszam ^.^
    Mikaela Castiela

    OdpowiedzUsuń
  6. wiesz nie mogę przestać czytać,słucham Paradise city i czytam twoje opowiadanie na prawdę świetne połączenie ;)
    myślę że między Jenny a Slashem rozkwitnie jakiś romans :*

    OdpowiedzUsuń
  7. O ja cię pierdzielę *.* Kocham ten rozdział, ciebie i tego bloga :D Uwielbiam jak piszesz. To jest cuudeńko, perełka. Nie to co moje hahahah "Love Story" xD Lecę czytać kolejne :)

    OdpowiedzUsuń