środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 1


 Już od dawna pisałam jakieś wstępne pomysły, co do nowego opowiadania. Nie lubię się powtarzać. Chciałam, żeby było to coś nowego. W końcu najlepsze okazało się chyba to. Wracam wcześniej po namowach mojej dobrej koleżanki, która codziennie wierciła mi dziurę w brzuchu wiadomościami na Facebooku. Komentujcie, piszcie, czy się podoba... a może macie jakieś pomysły, jak mógł by się rozwinąć wątek naszej bohaterki. 
***
- Pani Armstrong, ukończyła pani studia z wzorowym wynikiem, dlatego od razu zaproponowaliśmy kontrakt. Nasza wytwórnia znalazła dla pani podopiecznego. Proszę tutaj mam bilet i szczegółowe informacje – był to mój najszczęśliwszy dzień w życiu. Od dziecka marzyłam, by znaleźć się w tym show - biznesowym światku. Nie zależało mi jednak na sławie. Chciałam zajmować się tym wszystkim od podstaw. Spojrzałam na biały papierek – Los Angeles. Mało brakowało, a pisnęłabym na głos. 
- Dziękuję – wstałam z krzesła rozpromieniona.
- Nie ma mi pani, za co dziękować. Dopiero w Sony Music kogoś pani przydzielą. Ja tylko dostałem wiadomość, że jest tam wolne stanowisko – Jeszcze raz uścisnęłam jego dłoń i pobiegłam do auta. Musiałam się spakować, pożegnać ze znajomymi i dotrzeć na lotnisko. Miałam czas do 21. Jedenaście godzina na załatwienie tych wszystkich spraw, to bardzo mało czasu. Popakowałam wszystko do pudeł i umówiłam się z firmą do przeprowadzek, że jak tylko będę miała namiary na moje nowe mieszkanie, zadzwonię i podam im adres. Samochód miał płynąć około tygodnia. Obdzwoniłam wszystkie przyjaciółki. Część z nich pojawiła się na lotnisku, by mnie pożegnać. Jakoś zrobiło mi się żal stąd wyjeżdżać. Gdy przyleciałam do Nowego Jorku pięć lat temu na studia, nie byłam z tego powodu zachwycona. Uwielbiałam Seattle, miasto z którego pochodziłam. Teraz znowu wracałam na zachodnie wybrzeże tyle, że ciut dalej. W samolocie zabrałam się za czytanie tego, co dostałam od mojego szefa. Zaznajomiłam się z renomą wytwórni i nazwiskami, które w niej nagrywają: Beyonce, Christina Aguilera… no ładnie. Dokądnie zapoznałam się też z kopią mojej umowy. Po dwóch godzinach zmorzył mnie sen. Było nawet całkiem wygodnie. Słoneczne LA budziło się do życia. Byłam umówiona na 10.30. Dojechałam na miejsce i zamówiłam sobie śniadanie w kawiarni na parterze biurowca.
- Cieszę się, że zgodziła się pani dla nas pracować. Jesteśmy w podbramkowej sytuacji. Jeden z naszych podopiecznych zwolnił właśnie swojego managera. Świeżo wydał płytę, za kilka dni zaczyna trasę. Rozumie pani, na co się decyduje? – upewnił się.

- Naturalnie i postaram się temu podołać – oświadczyłam poważnie.

- Dobrze w takim razie proszę tutaj podpisać – podsunął mi umową. Wynagrodzenie biło po oczach, jak reflektor. Z uśmiechem podpisałam papier.

- Dobrze tutaj ma pani aktówkę ze wszystkimi papierami. Wewnątrz są namiary na byłego managera i pani podopiecznego. Tutaj – wręczył mi do ręki – Są klucze od pani mieszkania, a tutaj – podał wizytówkę – Adres – na prostokątnym kartoniku widniało moje imię i nazwisko z numerem telefonu i adresem, oraz logo firmy. Robiło wrażenia. Podziękowałam grzecznie i pojechałam taksówką pod mój nowy adres zamieszkania. Szczęka mi opadła, ale nie dałam tego po sobie poznać. Moje lokum mieściło się na 12 piętrze oszklonego apartamentowca. Miało dwa poziomy i kilka balkonów. Marzyłam o kąpieli z widokiem na miasto, ale musiałam zapoznać się z gwiazdą, którą dostałam pod swoje skrzydła. Wyciągnęłam pierwszy plik kartek. Zakontraktowane występy, wydatki, zaproszenia. Wdepnęłam w niezłe bagno. Dużo rzeczy było nie uporządkowanych. Na jeden dzień zakontraktowano dwa koncerty w dwóch różnych miejscach na świecie. Pięknie, z którego zrezygnować uzgodnię już z moim klientem. Właśnie, kim on jest. Szukam tej sztywnej kartki ze zdjęciem. Mam… to jakiś żart, nie? Mam być managerem Slasha?! Dokładnie czytam, to co widnieje na arkuszu i powoli pozbywam się wątpliwości. Wszystko by się zgadzało, nowa płyta, zwolniony manager. Tak, jest z tego niezła afera. Podobno gościu narobił jemu niezłych długów. Mam umówione spotkanie z Saulem Hudsonem o 14. Wzięłam prysznic, przebrałam się, związałam włosy, zrobiłam makijaż, wszystko po to, by nie wyglądać, jak jakiś dzieciak, chodź pewnie i tak stwierdzi, że nim jestem. Całe szczęście, że ubrałam się wieczorowo, bo okazało się, że Bistro LQ jest bardzo wykwintną restauracją. Po dwudziestu minutach, gdy zajęłam już zarezerwowany stolik Slash wszedł do sali. Nie chciałam się wychylać i robić z siebie idiotkę, sam znajdzie odpowiedni stolik. Upiłam łyk brandy i przeglądałam dokumenty, czy aby wszystko mam.

- Przepraszam – zapytał - Ten stolik jest chyba zarezerwowany.

- No tak – pokiwałam głową z uśmiechem – Proszę, niech pan siada – wskazałam na krzesło.

- Ty, to znaczy pani jest ze mną umówiona? – zapytał zaskoczony.

- Tak, jestem Taylor Armstrong – podałam mu rękę.

- Eee… Slash – odwzajemnił gest.

- Więc panie Slash… – jak to głupio brzmi.

- Po prostu Slash – rzucił krótko. Podszedł do nas kelner.

- W czym mogę służyć. Polecam kalmara w sosie…

- Nie, dziękuję za te egzotyczne pierdoły, chyba, że ty – wskazał na mnie – się skusisz?

- Ja już zamówiłam to, co chciałam – uniosłam szklankę i upiłam łyk.

- To samo, proszę – rzucił do gościa w czarnym garniturze i ulizanych włosach.

- Więc nie jest tutaj za kolorowo – wskazałam na teczkę – Ale w tydzień powinno mi się udać to wszystko ogarnąć. Wiem już natomiast na dzień dzisiejszy, że trzeba będzie zrezygnować z paru koncertów, bo ten pa… - przerwałam i zakryłam usta dłonią.

- Palant – dokończył ze mnie. Uśmiechnęłam się przepraszająco.

- Mniejsza z tym, zakontraktował kilkakrotnie po dwa koncerty na jeden dzień – wyjaśniłam.

- Co w tym takiego dziwnego – zapytał. Westchnęłam i pokręciłam głową.

- Grasz koncert na Rock Am Ring w Niemczech i w Hong Kongu, planujesz teleport?

- Faktycznie kiepska sytuacja – wydusił z siebie, starając się opanować śmiech. Mi wcale nie było do śmiechu.

- W sumie nie wiem po co zorganizowano to spotkanie, mogliśmy obgadać to przez telefon, jeszcze w dodatku to miejsce. Chciałam się tylko zapytać, czy mam wolny wybór w kwestii tego, który koncert anuluję? – wstałam i włożyłam wszystko do torebki.

- Fakt, miejsce jest koszmarne. Koncerty możesz poustawiać, jak ci się podoba, a i chciałem uprzedzić, wokalista się wycofał i jeśli kogoś nie załatwisz, będziemy grać wyłącznie instrumentalnie, chyba, że ja zaśpiewam i wystraszę publiczność – pięknie, skąd ja mu wokalistę wytrzasnę.

- Dobra, już lepiej nic nie mów. Jak byś kogoś znalazł to dzwoń. Do zobaczenia pojutrze na lotnisku – pożegnałam się. Miałam niecałe 3 dni, do uporządkowania wszystkich spraw na kilka najbliższych koncertów. W mieszkaniu wzięłam gorącą kąpiel z czerwonym winem i główkowałam, kogo mogę mu wcisnąć do mikrofonu. Olśniło mnie po dwóch kieliszkach wina. Przyjaciel mojego brata, Myles. Przecież śpiewał na najnowszej płycie Slasha. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do Shona

- Hej, brat

- Taylor? Jak ci się żyje w świecie gwiazd?

- Na razie mam więcej zmartwień, niż radości. Słuchaj, dałbyś mi numer Mylesa? – zapytałam prosto z mostu.

- Kennediego? Jasne, a co chciałaś się umówić. Wiedziałem, że studia nie zabiją twojej rockowej duszy – zaśmiał się.

- Ha ha ha – wydusiłam z sarkazmem – Sprawy zawodowe. Mam po prostu interes.

- Dobra, zaraz ci przyślę sms-em, zadzwonisz jeszcze w najbliższym czasie?

- Postaram się, ale nic nie obiecuję, będę kończyć i dziękuję - wyszłam z chłodnej już wody. Po kwadransie siedziałam w salonie na masywnej skórzanej kanapie i dzwoniłam

- Halo? – odezwał się po 2 sygnale.

- Myles Kennedy? – zapytała łam nieśmiało.

- Tak

- Nazywam się Taylor Armstrong i jestem nowym managerem pana Saula Hudsona, mam dla pana pewną propozycję

- W takim razie słucham.

- Razem z zespołem jesteśmy w podbramkowej sytuacji. Z trasy koncertowej wycofał się wokalista i związku z tym chciałabym zaproponować w niej pański udział – po drugiej stronie zapanowała chwila ciszy.

- Kiedy miałby się odbyć pierwszy koncert? – zapytał trochę zmieszany.

- 28 maja i zdaję sobie sprawę, że to krótki termin, ale naprawde jest mi bardzo ciężko cokolwiek tutaj ogarnąć i jest pan pierwszą osobą, która przyszłą mi na myśl, poprosiłam mojego brata o pański numer i…

- Pani brata? – zapytał

- Tak, Shona – odpowiedziałam – Ma studio tatuażu w Seattle.

- A, już kojarzę! Dobrze, zgadzam się

- Wspaniale, dziękuję w imieniu całego zespołu. Załatwię wszystko w związku z biletami. Odbierze je pan w punkcie informacji pół godziny przed odlotem. Powinni dzisiaj pod wieczór zadzwonić i wszystko wyjaśnić – oświadczyłam.

- Jasne, nie ma sprawy i dzięki za propozycję – rozłączył się.

Dzisiejszego dnia wykonałam jeszcze kilkadziesiąt telefonów: do Slasha, na lotnisko, do wytwórni, kilku organizatorów i muzyków. Przespałam się trzy godzin i cały następny dzień również przesiedziałam nad papierami. Rano spakowałam się i wzięłam długą kąpiel. Sparzyłam w kubek kawę i pojechałam na lotnisko. Poprosiłam moją asystentkę z Sony, by odebrała moje meble i samochód, które już za kilka dni powinny być dostarczone pod nowy adres. Slash siedział już w samolocie. Miałam miejsce zaraz obok niego.

- Cześć – zawołałam ukrywając ziewnięcie.

- Hej, nie wyspałaś się? – zapytał

- W ogóle nie spałam. Miałam za dużo na głowie, ale przynajmniej podczas najbliższych czterech koncertów powinno być wszystko dopięte na ostatni guzik – odetchnęłam z ulgą i wygodnie rozsiadłam się w fotelu.

- Naprawdę jest, aż tak źle? - rzucił po kilki minutach milczenia

- Nawet nie wiesz jak – złapałam się za głowę – Ty z zespołem będziesz się świetnie bawić, a ja będę ślęczała nad laptopem. - Nic nie odpowiedział. Przymknęłam oczy i po kilku minutach odleciałam.

Obudziłam się, bo czułam, że samolot się obniża, lądujemy. Przetarłam i otworzyłam oczy. Leżałam na prawym ramieniu Slasha

- Rany, przepraszam – wydukałam onieśmielona.

- Nie ma za co – uśmiechnął się szeroko.

Z samolotu przesiedliśmy się do auta. Przed nami 4 godziny drogi do celu. Tutaj była już noc.

- Jesteś z Los Angeles? – zapytał.

- Nie, z Nowego Yorku, a właściwie to Seattle – wyznałam.

- Masz już jakieś doświadczenie w swojej pracy – chciałam uniknąć tego pytania, zdradziłoby mój wiek.

- Nie, jestem po studiach – przytaknął, ale nie skomentował.

- Pewnie twój chłopak ucieszył się, że przeprowadzacie się do Kalifornii.

- Nic o tym nie wie, właściwie... – wzruszyłam ramionami. Zadzwonił mój telefon. Nieznany numer, duże teraz takich do mnie dzwoniło w sprawie ewentualnego wywiadu Slasha z mediami.

- Taylor Armstrong, słucham?

- T. A. Chciałbym porozmawiać, wyjaśnić. Tak naprawdę przecież nic… - zadzwonił Matt, mój były. Skąd on miał mój służbowy numer?

- Nie możemy się spotkać i nie mamy o czym rozmawiać – rzuciłam krótko.

- Podjadę do ciebie jutro rano tylko na chwilę, zgódź się - skamlał, jak pies, nienawidziłam takiego zachowania u mężczyzn.

- Nie ma mnie w NY, w ogóle nie ma mnie w stanach. Proszę daj sobie spokój – rozłączyłam się i uchyliłam okno. Potrzebowałam świeżego powietrza.

- Może zatrzymamy się an najbliższej stacji? – zaproponował gitarzysta. Spędziliśmy ze sobą kilka godzin, a ten już potrafi czytać mi w myślach. Magia.

- Chętnie – uśmiechnęłam się kwaśno.

Postanowiliśmy oboje, że nie bierzemy jedzenia na wynos, tylko jemy na miejscu. Przyznam szczerze, wszystko mi wirowało od tego poruszania. Jeszcze nigdy nie przejechałam tak dalekiej trasy. Poszliśmy się odświeżyć. Przeczesałam włosy, umyłam twarz i zęby, przebrałam koszulkę i spryskałam się perfumami. Zawsze lepiej. Naniosłam na twarz lekki makijaż i po kilku minutach byłam gotowa. Slash również skorzystał z postoju. Czuć od niego było intensywniejszą woń perfum. Przywiązywałam straszną wagę do zapachu, dlatego od razu to zauważyłam. W samochodzie włączyłam laptopa, a Slash Ipoda. Chyba słuchał Black Dog Led Zeppelin. Po sprawdzeniu poczty, zaczęłam nieświadomie wybijać rytm na obudowie .

- Słuchasz Led Zeppelin? – zapytał

- Słuchałam wiele rockowych i metalowych zespołów, ale dawno temu – wyznałam. Bez słowa podał mi jedną słuchawkę. Niepewnie uśmiechnęłam się i wetknęłam ją do ucha. Już zapomniałam, jaką muzyka daje człowiekowi radość. Odchyliłam głowę do tyłu i mimowolnie się uśmiechnęłam. Następne było Nothing else matters Metallicy. Grałam to kiedyś na gitarze Shona. Teraz już pewnie bym nie potrafiła. Przez cholerne studia i tą presję, jaka powinnam być, wiele rzeczy zapomniałam . Moi rodzice pozbyli się pewnie koszulek Nirvany i Aerosmith. Byłam taka, jak brat niezależna i żywiołowa. Jeśli chciałam to piłam, jeśli miałam ochotę zapaliłam trawkę, ubierałam się w ciemne, za duże ubrania, bo tak mi się podobało. Shone wyprowadził się, a mi rodzice władowali do głowy inne wartości, wyrzucając te poprzednie. Wmówili, że to jest nie normalne i zapisali do podpłaconej pani psycholog, która stała po ich stronie – Przepraszam? – zawołałam do kierowcy – Może się pan na chwilę zatrzymać? – zapytałam. Do oczu cisnęły mi się łzy.
- Tu, w szczerym polu? – dopytywał.
- Tak, właśnie tutaj – po policzku spłynęła mi pierwsza łza. Nie byłam w stanie jej utrzymać.
***
Chciałam jeszcze nadmienić, czemu wybrałam takie kiepskie imię. Taylor jest zarówno imieniem męskim, jak i żeńskim, co przyczyniło się do zaskoczenia naszych bohaterów, że ich nowy manager jest kobietą ;)

15 komentarzy:

  1. Ninde świetne. Bardzo mi się podoba to co stworzyłaś. Mam nadzieję, że nie skończysz tego zbyt szybko.

    Reno vel Slahud

    OdpowiedzUsuń
  2. *___* Już to kocham :D Taylor jest fajna, a Slash lajtowy więc wszystko idzie w dobrą stronę, czekam na więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiste to jest, jak najszybciej dawaj następny rozdział :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu będę na bieżąco z twoim opowiadaniem :) Zacznę od tego, że dobry trick z tym imieniem. Ogólnie jak na razie lubię Taylor ale wiadomo, wszystko się może zmienić. Slash taki grzeczny się wydaje, mam nadzieję, że nie na długo. Co do pomysłów na przyszłość, to w sumie fajnie by było, jakby na jakimś koncercie zagrał Duff z nimi, Adler czy Izzy :) No ale to taka moja propozycja. I mam jeszcze pytanko, mianowicie czy w tym opowiadaniu uwzględniasz Perlę czy raczej jakiś będzie romansik między nim a Taylor ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perla pojawi się jak huragan Izaak i narobi sporo zamieszania ;)

      Usuń
    2. O *.* to mi się podoba i czekam :)

      Usuń
  5. Dobra, to mam teraz okazje, aby przeczytać całe Twoje opowiadanie :) I napewno jej nie stracę.

    Własnie też chciałam się zapytać o Perlę, ale odpowiedź została już udzielona, więc sobie dopuszcze to pytanie. Tylko czekam na jej powienie się, tym bardziej, ze ma narobić zamieszania, haha.
    Ale mam inne pytanie. Skoro się pojawi Perla, to czy ich dzieci też będą uwzględnione?

    Nie uwązam, aby imie bohaterki było kiepskie. No kiepskie, to by było, jakby np Michelle w nim się znajdowała, bo w sumie, to imie występuje prawie w co drugim opowiadaniu, wiec Taylor naprawdę nie jest takie złe. Haha, no to teraz niech Taylor znajdzie sobie chłopaka Taylora i będzie ciekawie :D

    Hmm, no to ja też bym tak chciała.. skończyć studia i od razu dostać taką pracę. W sumie, to kto by tak nie chciał, haha. Dobra Taylor urodziła się pod jakaś szcześliwą gwiazdą, czy co? No to moge jej zazdrosci i będę jej zazdrosciła. Nie dość, że od razu dostała prace, to jeszcze do tego została menagerem Slasha. Co prawda musiała naprawić całe bagno, które pozostawił poprzedni menager, ale cóż. No jakies wady przecież muszą być. Dziewczyna poradziła sobie z tym dobrze. Znalazła nawet nowego wokalistę.

    Haha, a ja mam takiego pomysła (bo napisałaś na wstępnie, że jak ktoś ma pomysł, to może go napisać, to piszę) aby między Taylor, a Mylesem nawiązał sie jakis romansik :D Bo jednak powiem szczerze, ze jakby taki cos miało byc miedzy Taylor, a Slashem, to by dla mnie to było bandalne i oczywiste, haha. No to ja własnie mam taką propozycję :D

    Hmmm i zastanawiam się, co by tu jeszcze napisać. W sumie, to Taylor kiedyś sluchala rocka, ale przestała. Teraz własnie ma okazję wejść w ten świat, to pewnie obudzi się ponownie w niej ten duch.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perla i dzieciaki mają swoje miejsce w opowiadaniu. Z tym słuchaniem rocka, to głębsza sprawa, o której napiszę w kolejnych rozdziałach (wątek rodziców-psychopatów włączę xd. Nad jakąś głębszą relacją pomiędzy Mylesem, a Slashem pomyślę, ale raczej nici z twoich planów. Przynajmniej na razie :P

      Usuń
  6. Od razu mi się spodobało, to jest coś zupełnie nowego. Niby fan fiction, ale tym razem nie o Gunsach, ale o Slashu z dużo późniejszego okresu. Kennediego też uwielbiam :3 Ma niesamowity głos. I znowu jestem ciekawa, jak rozwinie się historia Taylor, ale niestety nie mam żadnych pomysłów, które mogłabym Ci podsunąć. W każdym razie na pewno będę wpadać, bo oprócz śiwetnych pomysłów, masz talent do pisania, którego nie można Ci odebrać.
    A tak przy okazji, to po przeczytaniu aż musiałam sobie posłuchać Apocalyptic love - świetna płyta :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. TAK! Inne, zupełnie inne, ale już mi się podoba. Jest Slash, opowiadanie u Ninde się kręci xD Przepraszam, odwala mi. Tylor mi sie podoba :) Kojarzy mi się z Aerosmith oczywiście :) Czekam na nastepny odcinek i pozdrawiam :)
    A u mnie nowy odcinek na obu blogach :)

    OdpowiedzUsuń
  8. ej,ej fajne,biorę się do czytania następnego :>

    OdpowiedzUsuń
  9. 1 rozdział .zaczynam czytać dopiero teraz ale ... wow ...
    Kurde muszę dzisiaj przeczytać resztę ! MUSZĘ ♥
    To jest genialne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajna babka :* opowiadanie jeszcze lepsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawie się robi :3 SUPER xd

    OdpowiedzUsuń