I dotrzymałam słowa. Jest rozdział przed 10 :P Chodź nie powiem mogą być błędy, bo w ogóle go nie sprawdzałam. Jestem ledwo żywa. W nocy była koszmarna burza, mnie użądliło jakieś paskudztwo, na które najwyraźniej jestem uczulona. Jako, że upodobało sobie okolice mojego gardła, musiałam odwiedzić izbę przyjęć w szpitalu. Idę spać, a wy czytajcie i komentujcie moje wypociny ;)
***
- Dlaczego nic mi nie powiedzieliście do cholery! Przecież to jest ojciec
mojego dziecka! Ja nadal go kocham. Nigdy nie przestałam! – krzyczałam przez
łzy. Musiałam tam polecieć. Musiałam go zobaczyć. Pobiegłam na górę. Omal nie
spadłam ze schodów, potykając się o stopień, ale to nie było teraz ważne:
- Babciu, ja muszę tam polecieć. Muszę go zobaczyć. On nie może umrzeć,
rozumiesz! – krzyczałam. Chris znowu płakał, a ja bezsilnie opadłam na fotel i
ukryłam twarz w dłoniach. Przecież nie zabiorę wcześniaka, który warunkowo
wyszedł ze szpitala w wielogodzinną podróż samolotem w inny region świata.
- Jedź, mia nipote. – rzuciła smutno – Chris zostanie z nami we Florencji – dodała. Rzuciłam
jej zszokowane spojrzenie – No nie patrz tak na mnie. Myślisz, że cię z nim
puszczę w tę miejską dżunglę?! – oburzyła się. Nie myślałam długo. Uściskałam
ją i wycałowałam mojego skarba, który już nie płakał, a zasypiał w ramionach
mojej babci. Największym wyzwaniem było załatwienie biletów, ale i to nie było
niemożliwe. Musiałam przy nim być, przynajmniej teraz i nic się nie liczyło.
Słoneczne
LA. Zapomniałam, jak tutaj gorąco. Dobrze, że miałam z Włoch masę zwiewnych,
letnich sukienek, ponieważ wszystkie cieńsze ubrania zostawiłam w domu Gunsów.
Nie chciałam tam wracać, nie teraz. Kupiłam w kiosku, pierwszą lepszą gazetę,
żeby dowiedzieć się, w którym szpitalu leży Saul i złapałam taksówkę. Kazałam
się zawieść na miejsce, jak najszybciej się dało z możliwością dopłaty
oczywiście. Kierowca przemierzał ulice Miasta Aniołów, łamiąc wszystkie możliwe
przepisy. Na miejscu rzuciłam w niego kilkoma, zielonymi papierkami i pobiegłam
do drzwi. Nawet nie zauważyłam dwójki facetów stojących w skórach przy
drzwiach, zaciągających się Malboro:
- Przepraszam w
jakiej sali leży Saul Hudson? – zapytałam kobietę z recepcji.
- Przepraszam,
ale nie wolno mi wpuszczać nikogo, bez zezwolenia jego managera. Czy pani jest
kimś z rodziny? – odezwała się wymuszonym grzecznym tonem.
- W zasadzie tak,
jestem jego narzeczoną – odpowiedziałam stanowczo.
- Pf... każdy
może tak powiedzieć, a teraz proszę opuścić klinikę, bo zawołam ochronę –
wyszczerzyła swoje krzywe szare zęby. Zrezygnowana wyszłam na zewnątrz i usiadłam
na skrzynce z kwiatami. Zawiesiłam swój wzrok na wejściu, a z moich oczu cicho
spływały duże krople łez. Było mi potwornie gorąco. Nie zdążyłam się przebrać i
siedziałam teraz w jeansach i bluzie, tak, jak w domu we Włoszech. Moją głowę
zaprzątał szereg dziwnych i dziwniejszych myśli. Jednego byłam pewna, nie
wybaczę sobie, jeśli jemu coś się stanie, jeśli... umrze.
PUNKT WIDZENIA: GUNSI
- Stary, chodź
zapalić, bo porozpierdalasz z nerwów te plastikowe krzesełka – rzucił Duff do
Axla. Izzy siedział w takiej samej pozycji od wczoraj wieczora, może zasnąć?
Chuj go tam wie. Axl bez słowa poszedł w kierunku wyjścia:
- Masz –
wcisnąłem mu w dłoń zapalonego papierosa. Rudy zaciągnął się do granic
możliwości i powoli wydychał dym.
- Kurwa Duff,
czemu on to zrobił do chuja jebanego! Przecież ma kasę, talent, może mieć każdą
dupę, jaką sobie zamarzy. – zaczął swój wywód Wiewióra.
- Kurwa, ty nigdy
tego nie zrozumiesz. On jest zakochany rozumiesz, to. Do granic jebanych
możliwości. Ona jest w ciąży, pewnie za dwa tygodnie urodzi się gdzieś na
świecie jego dziecko, a on kurwa nigdy go nie zobaczy, teraz czaisz! – krzyknął
mu do ucha.
- Odpierdol się
kurwa, wszyscy dajcie mi spokój – krzyknął depcząc papierosa i wszedł
do budynku mijając się w przejściu z Izzym.
- Stary no
nareszcie się ruszyłeś, już myśleliśmy z Rudym, że zamieniłeś się w kamień –
zażartował Duff
- Bardzo kurwa
śmieszne – odpowiedział odpalając papierosa.
- Chcesz kawę,
idę do bufetu – zaproponował
- Nie, nie mam
ochoty – odburknął. Basista nic mu nie
odpowiedział, nawet nie nalegał, dziwne. Stał bez ruchu, aż w końcu Izzy
spojrzał mu w twarz
- No co tak
stoisz, chciałeś iść po tę kurewską kawę to wypierdalaj .
- Ty Izzy, ja
chyba ze zmęczenia jakieś omamy kurwa mam – odpowiedział zszokowany Duff
- Co ty
pierdolisz, znowu coś brałeś w kiblu i nie chcesz się przyznać. Wracamy do
Slasha – powiedział zdecydowanie. Duff patrzył na dziewczynę, która na dźwięk
imienia “Slash” odwróciła się w ich stronę i szybko ocierała łzy.
- Kurwa Izzy
mówię ci, spójrz na lewo – upierał się
basista. Kumpel nawet nie zareagował i już otwierał drzwi, gdy ktoś zawołał za
nim wysokim, damskim głosem:
- Izzy! –
Doskonale znał ten głos i jego właścicielkę. Żegnał się z nią na lotnisku. Szybko odwrócił się i stanął z nią twarzą w
twarz:
- Jenny? – szepnął
i zmierzył ją wzrokiem. Chwileczkę, czy ona nie powinna być teraz w
zaawansowanej ciąży?
- Ja nie
chciałam, naprawdę nie... – czuła, że wszytki wokół wiruje. Przed oczami
pojawiły się mroczki a w uszach słyszała już tylko szum i stłumione wołanie
Izziego, chwilę potem i to zniknęło:
- Jenny! Jenny! –
ktoś cicho szeptał jej imię i głaskał po głowie. Powoli otworzyła oczy i
zobaczyła zielono-brązowe tęczówki wpatrujące się w nią z bardzo bliska, a
czarne kosmyki błądziły po jej twarzy.
- Izzy – szepnęła
i wtuliła się w niego najmocniej, jak mogła.
- Chodź ze mną –
postawił ją na ziemi i powili weszki do kliniki.
- Ale ona mnie
nie wpuści, nie jestem nikim ważnym... jestem niewiarygodna dla niej – uparcie
tłumaczyła przyjacielowi.
- Nie pierdol
tylko chodź – przeszli koło recepcji nawet się nie zatrzymując.
- Przepraszam, tej pani nie wolno wejść – zawołała
- Spierdalaj –
krzyknął i wchodził z Jenny do windy.
- Wiesz, nie
przejmuj się tym, ale Axl jest na ciebie trochę zły, przejdzie mu, ale lepiej
trzymaj się od niego na dystans – poinformował przyjaciółkę
- Nie dziwię mu
się – szepnęłam i ukryłam twarz w dłoniach. Izzy szybko zmienił temat:
- Ty nie powinnaś
być w ciąży? – zapytał poddenerwowany.
- Urodziłam 2,5
tygodnie temu. Chris jest wcześniakiem. – starałam się opanować płacz. Na niego
z pewnością przyjdzie jeszcze pora.
- Tak ma na
imię?- zaciekawił się
- Christopher
Saul Hudson – szepnęłam
- Ładnie – wymusił
uśmiech i przytulił mnie do siebie. Winda otworzyła się i przed nami ukazał się
długi korytarz z rzędami drzwi po prawej i po lewej stronie. Ściany były w
kolorze brzoskwini ładnie pasowały do białych plastikowych krzesełek. Izzy
pociągnął mnie za sobą wgłąb. Zatrzymał się przy przedostatniej sali:
- Możesz wejść,
ale poczekaj, aż wyprowadzimy Axla, nie chcesz przecież żadnych kłótni, nie? –
stwierdził i wszedł do środka. Chwila szeptów i z pomieszczenia wyłoniła się
ruda czupryna odwiązana bandaną:
- Co ty tu kurwa
robisz! – krzyczał – Wypierdalaj, mało mu krzywdy zrobiłaś! – Izzy
bezceremonialnie wepchnął mnie do środka i zamknął drzwi, odgradzając mnie od
furiata. Wpatrywałam się jeszcze w nie przez chwilę a potem powoli odwróciłam
się w stronę łóżka. Na środku bezwładnie, przykryty cienkim białym materiałem
leżał mój ukochany. Wszędzie podoczepiane miał różne kabelki i rurki: w nosie,
na klatce piersiowej, w dłoniach i cholera wie, gdzie jeszcze. Zrobiłam dwa
kroki do przodu. Miał sine i popękane usta, a na twarzy pojawił się już lekki,
czarny zarost. Przysiadłam na taborecie. Nie dotykałam łóżka,bałam się, że zrobię
mu jeszcze więcej krzywdy. Zakryłam twarz dłońmi i cicho łkałam. Nie mogłam mu
pomóc, a bierne wpatrywanie się w jego twarz było najgorsze z tego wszystkiego.
Jego serce dziwnie przyspieszyło, nacisnęłam guzik wzywający pielęgniarkę.
Wpadła natychmiast, odsuwając mnie od łóżka. Sekundę po niej lekarz, który wyrzucił
mnie na zewnątrz, aż odbiłam się od przeciwległej ściany:
- Zajebię ją,
jeśli on umrze. Mam kurwa nadzieję, że ten dzieciak też umarł, w końcu nie
jesteś w ciąży, nie? – wyszczerzył zęby. Skuliłam się pod ścianą zatykając uszy
i kołysałam się w prawo i lewo. Matt, który przyszedł prawdopodobnie przed
chwilą, pomógł Duffowi wyprowadzić wściekłego do granic możliwości Axla, a
Izzy, posadził mnie na krzesło i mocno przytulił: Nie wiem, ile czasu minęło, w
każdym razie dla mnie była to wieczność, wyszedł doktor:
- Teraz powinno
być wszystko w porządku. Zwykle tak reaguje organizm, gdy zaczyna się wybudzać.
Mogą państwo do niego wejść, ale pojedynczo – oznajmił.
- Ty wejdź
pierwsza – zaproponował Izzy
- Boję się –
ścisnęłam jego dłoń
- Przecież nic
złego nie zrobisz mu swoją obecnością, dalej wchodź! – rozkazał. Weszłam i nie
spoglądając na bladą twarz Slasha, usiadłam na krześle. Powoli
uniosłam wzrok i spojrzałam na jego oczy, takie same, jak u Chrisa. Rozpłakałam
się. Nie zastanawiając się długo chwyciłam jego dłoń i przytuliłam do twarzy:
była lodowata. Złączyłam nasze palce i delikatnie, ją głaskałam. Pewnie wyda
wam się to śmieszne, ale poczułam, jak delikatnie poruszył palcami. Szybko
odłożyłam ją i się odsunęłam. Otarłam łzy, ucałowałam jego szorstki policzek i
wyszłam z Sali. Musiałam zadzwonić do babci. Martwiłam się o mój drugi skarb.
Izzy musnął moje ramię, uśmiechnął się blado i wszedł w moje miejsce.
Poszukałam jakiegoś automatu, wrzuciłam kilka monet i wybrałam numer.
Odczekałam 2 sygnały i w słuchawce po drugiej stronie odezwał się najcieplejszy
głos, ten, którego teraz potrzebowałam:
- Ciao - rozpoczęła rozmowę
- Babcia! Jak tam
Chris? – nie mogę się popłakać, powtarzałam sobie. Nie mogę
pokazał, że jestem słaba.
- Mały przespał prawie
całą noc. Jest aniołkiem, zresztą dobrze o tym wiesz. Powiedz lepiej, jak tam
Slash? – zapytała. Bardzo chciałam ominąć to pytanie.
- No, jakby ci
powiedzieć... – czułam, że spływają mi po policzkach pierwsze łzy – Jest
okropnie. On leży tam tak bezwładnie. Ja boje się go nawet dotknąć... – cholera
rozpłakałam się na dobre. Zatkałam słuchawkę, żeby nie słyszała mojego
spazmatycznego oddechu.
- Spokojnie.
Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze, a ja się nie mylę – starała się mnie
pocieszyć. Usłyszałam w słuchawce cichutki płacz:
- Idź do Chrisa
babciu, ja sobie tutaj poradzę, nie wiem, jak mi to długo zajmie, ale postaram
się szybko wrócić – poinformowałam
- Nie spiesz się,
On cię teraz potrzebuje – stwierdziła.
- Dziękuję –
szepnęłam i usłyszałam w słuchawce sygnał. Zwlekłam się z krzesła i poszłam pod
salę Saula. Izzy już wyszedł. Był w bardzo kiepskim stanie:
- Izzy, proszę
cię, idź do domu, jesteś tutaj Bóg wie, jak długo – pogłaskałam jego ramię.
Kiwnął głową i wstał:
-Posiedź z nim, ale nie za długo. Przyjedź do nas, prześpij się, weź prysznic –
zaproponował.
- Dzięki, ale
na razie zostanę tutaj, jak będę zmęczona pójdę do hotelu, mam tam swoje bagaże.
- Jak chcesz –
powiedziawszy to ucałował mnie w
policzek i wyszedł. Kilka sekund później siedziałam już przy Jego łóżku
i ściskałam Jego dłoń. Nadal czułam w powietrzu Jego perfumy. Ukryłam twarz w
pościeli i nawet nie wiem kiedy usnęłam. Obudziło mnie
głaskanie po głowie, ale w bardzo charakterystyczny sposób. Tylko jedna osoba
wiedziała, że nie przeszkadza mi, gdy robi się to pod włos. Nie, to niemożliwe.
Zaraz obudzi się Chris i będę musiała go nakarmić. Zaraz przecież, ja jestem w
LA i Slash, przecież on... Szybko poderwałam głowę do góry. Nie zwracając uwagi
na ból karku, przekręciłam ją na lewo i zobaczyłam coś, o czym marzyłam od
miesięcy. Uśmiechał się do mnie, miał łzy w oczach, ja zresztą też, tylko nie
potrafiłam ich opanować i momentalnie spłynęły po moich policzkach. Chciałam
odezwać się pierwsza, ale mnie uprzedził:
- Nie powinnaś
przygotowywać się teraz do porodu, zamiast ślęczeć obok mnie – miał straszną chrypę, pewnie zaschło
mu w ustach. Wstałam i podałam mu szklankę wody. Mierzył mnie wzrokiem od stóp
do głów, a na jego coraz bardziej zszokowanej twarzy zaczął się malować wyraz
bólu. Nie wiedziałam o co mu chodzi – Ty... co ty zrobiłaś! – wydusił z siebie.
Spojrzałam za jego wzrokiem. Wpatrywał się w mój brzuch:
- Nie! – krzyknęłam
najgłośniej, jak mogłam – Urodziłam Chrisa 2,5 tygodnia temu, czy to wszystkim
wydaje się takie dziwne? Czy dziecko nie może być wcześniakiem?! – zapytałam
oburzona i szybko się opanowałam. Przecież miał prawo się zdenerwować.
Odetchnęłam głęboko i podałam mu szklankę wody. Chciał coś powiedzieć, ale mu
przerwałam:
- Przecież, jak
powinnam zawołać lekarza – uderzyłam się teatralnie w głowę i już chciałam
wstawać, ale Slash złapał mnie za rękę:
- Poczekaj
chwilę... Chris? To chłopak? – zapytał uradowany.
- Tak –
uśmiechnęłam się – Christopher Saul Husdon. Jest do ciebie strasznie podobny,
ma twoje oczy – zamyśliłam się na chwilę.
- Jest tutaj?
Gdzie ty w ogóle się podziewałaś – zapytał już bardziej poważnie.
- Nie, został w
moimi dziadkami i na razie nie mam zamiaru go tutaj przywozić. Mały urodził
się we Włoszech. Od kilku miesięcy
mieszkam we Florencji – oznajmiłam. Saul zrobił oczy, jak dwa spodki:
- Ja jestem jego
ojcem, nie możesz mi zabronić kontaktów! Co, ja ci takiego zrobiłem, że wyjechałaś!
– teraz już krzyczał. Do Sali wszedł lekarz i oburzony mnie z niej wyrzucił, krzycząc, że powinnam go zawołać, jak tylko
pacjent zaczął się wybudzać. Nie słuchałam go. Patrzyłam w załzawione oczy
Saula. Źle mnie zrozumiał, ale teraz nie było czasu na wytłumaczenia. Lekarz
zamknął drzwi, a ja opadłam na białe krzesło. Zauważyłam, że pod ścianą
naprzeciw drzwi stoi Izzy:
- To prawda? –
odezwał się zrezygnowany – Chcesz mu zabronić kontaktów z dzieckiem! – krzyknął
i łapiąc za moje ramiona wstrząsnął mną z całej siły.
Teraz to ja mam oczy jak spodki O.O No kurwa Axla to mam ochotę trzasnąć! Jak on tak mógł powiedzieć, co?! Chuj jebany... Stradlinowskie zatroskanie jak najbardziej mi się podoba, tylko nie ta końcówka, czy oni serio są aż tak niedomyślni? No ten rozdział wstrząsnął mną doszczętnie. Chwała Bogu za to, że Hudson się obudził! 8D To było piękne. Dobrze, że tej rodzinie Jenny nie udało się ukrywać przed nią prawdy. Szkoda, że Gunsi teraz jej będą zarzucać, że prawie zniszczyła zespół... :<
OdpowiedzUsuńNo, ale po za tym to jest zajebisty rozdział! Trzymający w napięciu i ciekawy :D Chcę więceeeeej <3
Oni nie są niedomyślni, tylko to proste chłopaki z wielkimi serduchami i najpierw mówią, a potem myślą tymi zachlanymi mózgami ;)
UsuńGunsi chyba nie będą jej tego aż tak wypominać, jak myślisz. Zespól już podczas nagrywania Use Your Illusion się rozsypywał. Izzy odszedł (wziął urlop na czas nieokreślony), Steven wyleciał, Matt jest dziwny (swoją drogą, czy tylko mi w realu wydaje się taki jakiś... no właśnie dziwny, inny i wgl?, Axl zaraz zacznie kręcić teledyski, a nasz Slash... no właśnie to za kilka rozdziałów, a na razie cicho sza ;)
Ano prawda...szkoda, mogłoby być teraz tak pięknie :<
UsuńNa mnie też Matt takie właśnie dziwne wrażenie zrobił. Nie pasował do Gunsów i ich pięknego świata. No bo szczerze mówiąc był przecież najmniej przystojny z ich całej zgrai.
O__O co Slash?! No mów! O kurwa teraz się będę głowić... ale nie! Nic mi nie mów, niech to będzie niespodzianka xD
Jak fajnie :3 Saul się wybudził. Teraz musi być pięknie, tyle dramatu tu było :c
OdpowiedzUsuńAxl chujowo się zachował, ale rozumiem w końcu jest porywczy :)
Izzy jaki miły :>
Przecież Jess napisała w liście, że nie chce ograniczać kontaktów dziecka z ojcem :|
Mam nadzieję, że wszystko będzie teraz dobrze :)
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! To jest zaaaajebiste. Slash się wybudził, myślałam, że będzie gorzej, a on od razu normalnie z nią rozmawiał. Opiekuńczy pan Stradlin :3
OdpowiedzUsuńW końcu przeczytałam wszystkie rozdziały.. :D
OdpowiedzUsuńI powiem ci, że to je zarąbiste. * * Prosiłabym o informowanie mnie o nowych rozdziałach na http://xcreatures-of-the-nightx.blogspot.com . :D
Slashu się zbudził. * * O kurdełę. * *
.. I nie wiem do czego jeszcze mam wzdychać. :C Ograniczę się do tego, że powiem, że wzdycham do wszystkiego. * * O. * * I tyle w moim skromnym komentarzu zostawiam. c:
Jak dobrze,że Slash się wybudził :))
OdpowiedzUsuńNiech się wszystko wyjaśni i żeby Jenny wszystko wytłumaczyła chłopakom, a zwłaszcza Slashowi, żeby nie byli źli :P :)))
Rozdział naprawdę super i czekam na następny :)) <3
A i już nie jestem śmiertelnie wystraszona, ale jeszcze taki mały niepokój we mnie został :)
UsuńNiewiele osób jest do tego zdolnych ale doprowadziłaś mnie do łez. Rozdział świetny. Cieszę się, że Slash się obudził. Axla jak połowa mam ochotę zajebać. Ale mniejsza o większość. Rozdział świetny.
OdpowiedzUsuńReno vel Slashud
Co poradzić, Axl był, jest i będzie gnojem do końca życia :) A rozdział zajebisty :)
OdpowiedzUsuńNie no nie mówcie tak na Axla,rozumiem Jenny i jestem całkowicie z nią...ale on też ma swoje powody,bo mimo wszystko zawsze kochał Slasha,taką braterską miłoscią
OdpowiedzUsuń