sobota, 25 sierpnia 2012

Bonus




Tak bardzo za nią tęskniłem. Nie widzieliśmy się miesiąc. Całe pieprzone 31 dni, a przecież ona zmienia się teraz z dnia na dzień. To takie niesamowite.

- Ej, o czym tak dumasz – szturchnął mnie w bok Duff.

- O Jenny – nie przerwałem mojego wpatrywania się w jeden punkt.

- Ten znowu… za godzinę się z nią zobaczysz. Patrz o tam – wskazał na kilka małych wieżowców – Jesteśmy już nad LA.

Dlaczego ta cholerna taksówka jechała tak wolno. Miałem wrażenie, że szybciej bym tu po prostu poszedł pieszo. W mieszkaniu było strasznie cicho.

- Jenny? – zawołałem. Nikt mi nie odpowiedział, może wyszła na zakupy. Przecież na dobrą sprawę nie powiedziałem jej, o której wracam. Zaniosłem torby do sypialni i chciałem iść pod prysznic, ale dostrzegłem na starannie zaścielonym łóżku kopertę z moim imieniem. Przysiadłem na jego skraju i zacząłem czytać .

Nie wierzę, po prostu nie potrafię w to uwierzyć. Jenny odeszła? Zostawiła mnie, o zgrozo, dla mojego dobra? Przecież to nawet nie jest logiczne.

- Izzy? Przyjeżdżaj do mieszkania Jenny! – krzyczałem do słuchawki.

- Wiesz… teraz to ja nie mogę – coś kręcił.

- Nie pierdol, tylko przyjeżdżaj do cholery! – cisnąłem wściekły telefonem o podłogę. Po kwadransie wszedł do pokoju chwiejnym krokiem. Znowu brał – Kurwa, jak ty mi możesz pomóc!

- W czym mam ci pomóc – wybełkotał.

- Jenny zniknęła! Zostawiła mi list i pojechała w pizdu. Nawet nie wiem gdzie. Stradlin opuścił głowę i wpatrywał się w punkt – Nic kurwa nie powiesz?! – strąciłem z blatu wazon, który potłukł się w drobny mak.

- A co mogę ci powiedzieć? - wstał i po prostu wyszedł. No ja pierdolę, co za ludzie. Na nikim nie mogę już polegać.  Przegrzebałem wszystkie jej rzeczy w poszukiwaniu numeru jej ojca, ale widocznie miała go tylko w notesie, który ze sobą zabrała. Nie wahałem się nawet przez moment. Zarezerwowałem telefonicznie bilety. Zostały mi dwie godziny do odlotu. Byłem okropnie zmęczony, ale nie mogłem kłaść się teraz spać. Jest przecież jeszcze Sara, jej przyjaciółka. Zabrałem torbę i poszedłem ją odwiedzić. Musi coś wiedzieć. Drzwi otworzył mi jakiś figolas w samych bokserkach – Jest Sara?

- Ten no… momencik – zniknął za drzwiami pokoju. Niska blondynka wyszła stamtąd owinięta w prześcieradło.

- Cześć Slash. Boże, tak strasznie chciałabym wszystko wyjaśnić Jenny, ale ona nie odbiera ode mnie telefonu – wyjaśniła

- Czyli nie masz z nią kontaktu – zapytałem czysto retorycznie i oparłem się o framugę.

- Coś się stało?

- Jenny zniknęła. Zostawiła mi list i wyjechała. Myślałem, że ty, albo Izzy coś wiecie, ale najwyraźniej… - ukryłem twarz w dłoniach.

- To jedź do Londynu

- Już zarezerwowałem bilety. No nic… sorry, że wam przerwałem – spuściłem głowę i wyszedłem.

Ojciec Jenny nie był mi w stanie pomóc. Albo nic nie wiedział, albo po prostu nie chciał mi niczego powiedzieć. Byłem też w naszej chacie nad jeziorem, ale jej tam nie było. Poddałem się. To jak szukanie igły w stogu siana. Przecież ona może być wszędzie. Jakiś tydzień później dostałem telefon od managera zespołu, że mam natychmiast wykupić bilet i lecieć do Hiszpanii, bo pojutrze gramy koncert. Nie uśmiechało mi się stanąć przed dziesiątkami tysięcy ludzi i udawać, że wszystko jest w porządku.

PUNKT WIDZENIA: IZZY

Nie mogłem na niego patrzeć. W telewizji transmitowano ich koncert. Tak strasznie chciałbym mu powiedzieć prawdę. Dobrze wiedziałem, że Jenny by mnie za to zabiła. Musiałem trzymać język za zębami. Włożyłem pod niego dwie tabletki ekstazy. Odleciałem.

PUNKT WIDZENIA: SLASH

Wyszedłem na scenę i starałem się zagrać, jak najlepiej. Odciąć się od wszystkiego i oddać swój umysł gitarze. Zostało tylko kilkadziesiąt minut do końca. Axl kazał zespołowi zagrać Think about you. Nie wytrzymałem. Po prostu rzuciłem moim Les Paulem o scenę i wybiegłam za kulisy. Zamknąłem drzwi na klucz i wstrzyknąłem sobie działkę heroiny, wypijając pół butelki Danielsa. Nareszcie spokój.

Ocknąłem się w pokoju hotelowym. Jakim cudem się tutaj dostałem? Nie wnikam. W Rogu, na fotelu drzemał Duff. Chciałem stamtąd wyjść, wyrwać się i prawdopodobnie by mi się to udało, gdybym nie wszedł na puszkę po piwie. Basista podskoczył i zmierzył mnie wzrokiem

- Co ty odpierdalasz? – rzucił.

- Stoję, nie widać.

- Nie o to mi chodzi. Dlaczego znowu bierzesz. Dlaczego zalewasz się w trupa? – krzyczał.

- Chuj cię to obchodzi. Mam kurwa swoje powody rozumiesz?! – rzuciłem krzesłem, które stało obok drzwi – Ciekawe, jakbyś ty zareagował, jakby twoja narzeczona w dodatku w ciąży cię zostawiła! – Strąciłem wazon i przewróciłem stolik. Dostałem ataku furii w stylu Axla. Duff złapał mnie od tyłu i mocno obezwładnił. Nie dbałem o to, że płaczę. To takie żałosne. Przyjaciel mocno mnie przytulił (coś w stylu sceny z teledysku Fall to pieces – Velvet Revolver).

- Przecież możesz się z nią skontaktować przez prawnika – zasugerował.

- Wiem, ale nie chcę robić jej nic na przekór – ukryłem twarz w dłoniach.

Po tygodniu zakończyła się nasza mini trasa. To był zdecydowanie najgorszy czas w moim życiu. Nie miałem teraz najmniejszego powodu, by starać się trzymać fason. Chlałem na umór. Ćpałem to, co znalazłem, albo załatwiłem. Rzadko kiedy grałem. Czasami wpadał do mnie Izzy i starał pocieszać. Czy on w ogóle za nią nie tęsknił? Nie martwił się o nią? Może tylko tak dobrze to wszystko ukrywał. Sam coraz częściej ćpał. Jak tak dalej pójdzie, znowu się uzależni, ale czy do mnie w tym momencie dochodziło słowo „Uzależnienie” – było to dla mnie pojęcie względne i całkowicie abstrakcyjne.

Coraz rzadziej wychodziłem z Hellhouse. Jeśli już, zmuszał mnie do tego brak alkoholu, lub narkotyków.

- Chodź z nami – zaproponował Axl po raz setny. Westchnąłem i naciągnąłem na siebie jakąś wymiętoloną, w miarę czystą koszulkę. Poszliśmy do Whisky. Chłopaki zamówili kilka butelek Danielsa i wódki. Przyssałem się do jednej z nich. Piłem bardzo dużo, ale wciąż nie traciłem świadomości. Axl i Duff, już dawno padli. Matt jakoś się trzymał, ale wystarczyłoby tylko dźgnąć go palcem, by runął, jak długi. Wstałem i chwiejnym krokiem poszedłem w stronę toalet. Zahaczyłem mojego dilera

- Daj mi wszystko, co masz – rzuciłem.

- Eee… jesteś pewien?

- Kurwa, przecież ci płacę, więc nie pierdol, tylko dawaj – chłopak zmierzył mnie wzrokiem i dał kilka strzykawek z heroiną, dwie dawki kokainy i garść cukiereczków.

- Coś ty z sobą zrobił człowieku – zawołał za mną, nieco ciszej, mając nadzieję, że nie usłyszę.

Zatrzasnąłem się od środka w jednej z kabin. Zastanawiałem się, jak długo mogę tak ciągnąć. Cała moja egzystencja ograniczyła się wyłącznie do chlania i ćpania. Wciągnąłem biały proszek. Zawirowało mi w głowie. Przecież, to takie proste. Nie potrafiłem żyć bez niej. To dla niej się zmieniłem i prawdopodobnie dlatego jeszcze żyłem. Skoro już jej nie ma, nie widzę powodu, by żyć, starać się. Czuję się tak kurewsko pusty. Chce mi się krzyczeć z powodu wewnętrznego bólu. Gdybym mógł, rzuciłbym się pod pociąg, ale przedawkowanie jest o wiele przyjemniejsze. Tak myślę. Spojrzałem na strzykawkę załadowaną brunatną cieczą. Czy to czasem nie w tym miejscu, trzy lata temu, ratowaliśmy z Jenny Axla? Co za ironia. Wbiłem w jedną z bardziej widocznych żył igłę i ścisnąłem tłoczek. Kilka tabletek pod język i kolejna strzykawka wbita w ramię, na pół świadomie. Nic już nie widziałem. Klatka piersiowa była coraz cięższa, a krew szumiała mi w uszach. Osunąłem się na podłogę. Jeszcze tylko ostatni oddech i …

Strasznie tu ciemno i zimno. W piekle to raczej gorąco powinno być, nie? Może nie jestem w piekle. Nie zdziwiłbym się, gdyby nawet diabeł nie chciałby mnie mieć w swoich zastępach. Stała się jasność. Jestem w jakiejś sali. Kurde, czy ten na łóżku, to czasem nie ja? Ja pierdolę, widzę siebie. Tylko czemu przy mnie tylu lekarzy i pielęgniarek. Nie żebym miał coś przeciwko. Lubię, jak kobiety oglądają mój nagi tyłek, ale ci obleśni faceci. Blee. Nad czym oni tak debatują. Zaglądam jednemu przez ramię, do białej kartki, na której coś notuje, ale nie potrafię tego odczytać. No tak, pismo lekarzy. Nareszcie wszyscy wyszli. Mogę się sobie  ponadziwiać. Rudy przyszedł mnie odwiedzić, jaka niespodzianka. Kurwa, ale czemu on ma łzy w oczach. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałem. O ja… to się dzieje naprawdę? Ja na serio trafiłem do szpitala. Kurwa, co za porażka. Nawet zabić się porządnie nie potrafię. Czemu widzę oraz gorzej? Ej, gdzie mnie wciąga. Znów nic nie widzę.

Jakiś prześwit. Znowu coś zobaczę. Znam ten zapach. Te perfumy. Znów stoję w tym samym roku sali. Przy łóżku siedzi ona. Dlaczego tutaj siedzi? Gdzie była? Tyle pytań cisnęło mi się do głowy. Tak bardzo chciałem do niej podejść i dotknąć, pocałować. Robię krok do przodu i nic. Ściana. Nie mogę się ruszyć. Zaczynam się dobijać, desperacjo walę pięściami w nadnaturalną materię, która ugina się pod ich naciskiem. Ona dotyka mojej dłoni. Czuję ciepło. I zaciskające się palce. Mrok.

To już zaczyna się robić męczące. Znowu będę w jakimś popapranym wymiarze? Tym razem wszystko kurewsko mnie bolało. Piekło wewnątrz, uciskało na zewnątrz. Tak strasznie boli, kiedy oddycham. Nie potrafię się ruszyć. Nie czuję żadnej kończyny. Powoli, ciężko otwieram oczy. Przekręcam gałkami i szukam czegoś, co nie będzie białe. Jest. Brązowe włosy i blada skóra. Chcę ją dotknąć, mogę delikatnie poruszyć palcami. Strasznie trudno przełyka mi się ślinę. Co oni ze mną zrobili. Udało się, potrafię niezdarnie unieść rękę. Muskam jej jedwabiste włosy. Tak bardzo za nią tęskniłem. Po kilku minutach mogłem już wyważać swoje ruchy. Głaskałem jej głowę pod włos tak, jak uwielbiała. Poruszyła się nieznacznie, a ja nie przestawałem. Zaraz będę mógł spojrzeć w jej piękne oczy. W moich zebrały się łzy. Myślałem, że już nigdy jej nie zobaczę. Jej, ani dziecka. Uniosła głowę i z wyraźnym grymasem na twarzy, ją obróciła. Wpatrywała się we mnie swoimi zielonymi tęczówkami, które teraz lśniły dzięki jej łzom. Musnąłem dłonią jej policzek.

8 komentarzy:

  1. ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ ;_______________________;
    Boooże jakie to piękne!♥ Zakochałam się w tym opowiadaniu, a Ty już je skończyłaś! D:
    Sad but true.
    Slash jest zajedwabisty, pomijając fakt, że chciał się zaćpać. Axl ze łzami w oczach O___O to było piękne. Izzy, który nic nie mógł powiedzieć, a tak chciał ;<. Duffie pocieszający i przytulający Slasha *___* No i inny wymiar Hudsona był genialny! ♥♥♥
    Kocham to! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisanie o świecie oczami Slasha w śpiączce sprawiło mi chyba najwięcej frajdy.
      Mam milion pomysłów na minutę i nie wiem jeszcze na co się zdecydować [począwszy od zupełnie nowej historii z Gunsami, po kontynuację tego, ale z perspektywy innego bohatera, do opowiadania, w którym akcja toczyłaby się w teraźniejszości (i porozbijałabym co poniektórym małżeństwa ;))]. Jedno jest pewne: pewnie wcześniej, niż za minimum dwa tygodnie nic się tutaj nie pojawi. Teraz skupię się na doczytaniu lektury szkolnej i grze na gitarze ;)

      Usuń
    2. AAAA! 2 tygodnie?! DDDD: Nie róbcie mi tego wszyscy...
      Zajebiste są wszystkie pomysły, ale najbardziej podoba mi się porozbijanie małżeństw ^.^
      Skoro takie masz życzenie D: wiedz, że cierpię, ale dla nowości wszystko! <3
      P.S. U mnie nowe rozdziały na obu blogach ;) Zapraszam xD

      Usuń
  2. Kocham Cię kochamkochamkochamkochamkochamkochamkochamkocham! Szkoda, że to już koniec tego opowiadania, ale mam nadzieję, że zaczniesz pisać nowe! Potrzebuję twojej twórczości! Człowieku, jesteś zajebista!

    http://myhistory-gunsnroses.blogspot.com/ - nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Cię za to opowiadanie. Czytanie tego bloga dało mi ogromną frajdę. Codziennie rano wstawałam z myślą, że muszę wejść na nightrain-to-sunset-strip :) Miło by było gdybyś kontynuowała te opowiadanie. :)
    Do zobaczenia we wrześniu :3

    Zapraszam też do mnie:
    so-cool-so-fine.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Eh...wszystko się kiedyś kończy, nie? Nie pozostało mi nic innego jak czekać na nowe opowiadanko :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem czy tu jeszcze zaglądasz, ale muszę to napisać. Trafiłam tu przez przypadek i dzisiaj przeczytałam całe opowiadanie. Coś czuje, że dłuuuuuuuuugo nie będę mogła dojść do siebie. Kocham Gunsów, a dzięki Tobie pokochałam ich jeszcze bardziej.Ty i ta historia, Twój styl pisania są po prostu.. mega wspaniałe, świetne, cudowne, boskie, piękne, wzruszające, magiczne, fantastyczne, poruszające.. NIE MA SŁÓW aby to określić. Ryczę, ryczę, ryczę. Nigdy w życiu nie przeczytałam TAK BOSKIEGO opowiadania, never, ever. Mam również pytanko: czy czytałaś książkę " Patrząc jak krwawisz" ? Bo niewątpliwie świetnie znasz historie Gunsów : uzależnienie Izzy'ego, przedawkowanie Slasha, rozpad zespołu.. i to w dokładnych naprawde DOKLADNYCH momentach. Jeszcze raz OGROMNE podziękowania za tak wspaniałe opowiadanie. Kocham Cie. < 3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze dziękuję za zasypanie mnie przymiotnikami o tym, jakie jest moje opowiadanie ;) Nie odpisałam wcześniej na ten komentarz, a wierz mi, że chciałam ;)
      Nie czytałam "Patrząc, jak krwawisz". Przestudiowałam za to biografię Slasha i dużo myszkowałam po internecie. Nie zawsze jednak wydarzenia w moich historiach, są takie, jakie powinny być ;)
      Jeszcze raz dziękuję :3

      Usuń