- Świetny występ – przybiłam ze wszystkimi piątkę - Idźcie sobie do tego pomieszczenia na lewo
odpocząć, a ja pozałatwiam wszystko z organizatorami i za godzinę widzimy się w
tourbusie, tak? – wszyscy przytaknęli. Festiwal jest świetny, ale ludzie, który przy
nim pracują koszmarni. Musiałam dzwonić do odpowiednich osób, by przelali na
konto połowę naszego wynagrodzenia, co i tak uczynili z wielkim bólem. Następnie
siedząc już w autokarze zdzwoniłam się z managerem Motorhead, który zgodził się
na to, by Lemmy zaśpiewał Doctor Alibi z zespołem Slasha podczas Hellfest. Z kolei na skrzynkę mailową dostałam
wiadomość o unieważnieniu koncertu w Szwajcarii. Czyli mamy tydzień wolnego w
Berlinie. Nie wiem, jak zespół, ale ja zamykam się na Tropical Island. Byłam padnięta wzięłam prysznic i wyszłam
owinięta białym puchowym ręcznikiem. Nie usłyszałam, kiedy Slash wdrążył wrócić,
dlatego śmiertelnie się go przestraszyłam.
- Do cholery mówiłam ci już coś na temat straszenia. Czaisz
się, jak ninja – lustrował mnie spojrzeniem. Czułam się trochę, jakby mnie
rozbierał wzrokiem. No tak miałam na sobie TYLKO ręcznik. Zagrałam z lodówki
butelkę wody i czmychnęłam na górę. Ubrałam się w jakieś wygodne dresy i zwykły
podkoszulek. No to teraz sobie pośpię. Nie minął jednak nawet kwadrans, gdy
rozdzwoniły się moje telefony. Prywatny i służbowy.
- Taylor Armstrong, słucham? – stłumiłam ziewnięcie.
- Wiedziałam, że odbierzesz ten służbowy! Natychmiast
wracasz do Stanów!
- Dobry wieczór Mamo – odpowiedziałam.
- Dobry… acha, tam jest noc. Masz się spakować i przylecieć
najbliższym połączeniem – oznajmiła.
- Bo co mi zrobisz? Jestem pełnoletnie i poczytalna
- Może dorosła, ale na pewno nie zdrowa rozumu. Jeśli nie zrezygnujesz
z tej pracy, my z ojcem zrezygnujemy z niej, za ciebie
- Słucham? Niby jakim prawem! – krzyczałam.
- Właśnie prawem złotko. Niech to da ci do myślenia – i rozłączyła się. Mój płacz
stłumiła poduszka.
- Co się stało? – Slash przykląkł na wysokości mojej twarzy.
- Muszę wracać do Stanów…
- I co w tym takiego strasznego – stwierdził.
- Dasz mi dokończyć? – Po chwili ciszy dodałam – I
zrezygnować z pracy
- Co? – zapytał z niedowierzaniem.
- Rodzice – wyjaśniłam. Zaśmiał się
- A co oni mogą?
- Mylisz się, właśnie bardzo dużo mogą! Są jednymi z
najbardziej poważanych par adwokackich na północy i jednymi z najlepszych
w kraju. Mama powiedziała, że jeśli sama tego nie zrobię, ona mi w tym pomoże –
ukryłam twarz w dłoniach. Mulat usiadł obok mnie i mocno przytulił. Objęłam go
ramionami. Czułam się tak bezpiecznie. Nigdy nie miałam takiego przyjaciela.
Czułam, że jemu mogę powiedzieć o wszystkim.
- Nigdzie nie polecisz – oznajmił po dłuższym namyśle.
- Muszę, nie mam wyjścia – spojrzałam mu w oczy. Byliśmy tak
blisko siebie. Trzymał mnie w ramionach. Musnął moje wargi i złączyliśmy się w
delikatnym pocałunku. Powinnam była to przerwać, ale tego nie zrobiłam.
Odsunęliśmy się od siebie na kilka milimetrów – Proszę cię, wyjdź –
wyszeptałam. Nie doczekałam się żadnej reakcji – Dobra, więc ja to zrobię –
zeszłam z jego kolan i wybiegłam na dwór. Tak, świeże powietrze, tego
potrzebowałam. Siedziałam za drzewem i wpatrywałam się w gwieździste niebo.
Dlaczego do cholery tego nie przerwałam? Dlaczego ten pocałunek sprawił
mi przyjemność. Zarzekałam się, że żywię do niego wyłącznie przyjacielskie
uczucia, ale najwyraźniej sprawy miały się trochę inaczej.
Wróciłam do tourbusa
i wyciągnęłam ze schowka walizkę. Zaczęłam pakować swoje rzeczy.
Obawiałam się, że Slash może jeszcze
siedzieć na moim łóżku, ale zamknął się u siebie. Wrzucałam wszystko, jak
popadnie. Gitarę zostawiłam na łóżku razem z krótką wiadomością
„Wracam do Stanów. Dziękuję, za najlepsze kilka dni w moim życiu. Slash, podobała ci się ta
gitara, więc ci ją zostawiam ;)”.
Przy wyjściu natknęłam się na Brenta i Mylesa
- A gdzie ty się z tymi torbami wybierasz? – zapytał
zdziwiony.
- Na lotnisko. Było mi bardzo miło, chłopaki – rzuciłam.
Zostawiłam ich za sobą z lekko rozdziawionymi gębami. Chyba nie zrozumieli,
tego co do nich powiedziałam. Poprosiłam ochroniarza, by zawiózł mnie na
lotnisko w Maastricht. Miałam samolot za 6 godzin.
Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i rozmyślałam o tym, co będę robić w
przyszłości. W ogóle jaką mam przyszłość. Postanowiłam, że załatwię wszystkie
sprawy i zaszyję się gdzieś. Może uda mi się nawet swingować zaginięcie, albo
śmierć. Byleby tylko uwolnić się od moich rodziców. Zadzwonił mój telefon. Slash. Zlekceważyłam
połączenie. Przymknęłam powieki i zasmęłam.
- Taylor? – obudził mnie męski
szept. Przede mną kucał Slash.
- Co ty tutaj robisz? –
zerknęłam na zegarek. Została godzina do odlotu.
- Przyjechałem po ciebie.
Nigdzie nie lecisz, rozumiesz? To będzie twój największy błąd. Mam pomysł i
jeśli będzie trzeba to go zrealizujemy – zaproponował.
- To już nawet nie chodzi o moich
rodziców, ale to co się wydarzyło dzisiaj wieczorem. Pocałowałeś mnie, a ja
powinnam to przerwać – wyjaśniłam.
- Ale może ja po prostu nie
chciałem żebyś to przerywała – spojrzałam na niego, jak na idiotę. Przecież on
ma żonę i dzieci – Chodź do samochodu, bo spóźnimy się na koncert – ten
argument, przekonał mnie, chodź nie tak do końca. Jechaliśmy prywatnym
samochodem. Oboje milczeliśmy. Znowu padało. Zaczynało świtać.
- Czy mógłby pan zatrzymać się
na jakiejś poczcie? – zapytałam kierowcę. Skinął głową. Wjechaliśmy polną drogą
do jakiegoś miasteczka. Całe szczęście, że ta tutaj była czynna 24h.
- Poproszę kopertę i znaczek –
rzuciłam do okienka uśmiechniętej pani po pięćdziesiątce – Przepraszam,
użyczyłaby mi pani zwykłą białą kartkę i długopis – poprosiłam. Nabazgrałam na niej niechlujnie:
Teraz oficjalnie nie jestem już
twoja. Możesz dać pierścionek swojej kolejnej niewolnicy, na pewno się ucieszy.
~t.
Zdjęłam złoty krążek z kilkoma diamencikami i włożyłam do
koperty. Kobieta spojrzała się na mnie ze współczuciem
- Wszyscy mężczyźni są tacy sami – skomentowała. Miałam
nadzieję, że Slash który stał za mną tego nie usłyszał. Obróciłam się, ale jego już nie było. Wrzuciłam
list do skrzynki i pobiegłam do samochodu przez coraz mocniejszy deszcz. Usiadłam
na swoje miejsce i przymknęłam oczy nie zwracając uwagi na mojego towarzysza.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś zaręczona? – zapytał spokojnie.
- Nie muszę ci mówić, że BYŁAM zaręczona. Ty też nie
powiedziałaś mi do teraz, że masz żonę – rzuciłam.
- Ale ty o tym wiesz – co go to w ogóle interesowało.
Łączyły nas tylko sprawy zawodowe. Byłam zauroczona, to prawda, ale on nie mógł
się o tym dowiedzieć. Przekręciłem się do niego tyłem i nareszcie zasnęłam.
Obudziłam się na kanapie. Jak ja się tutaj znalazłam? Która godzina? 14? O
jasna cholera. Chłopaki siedzieli w pomieszczeniu obok i pogrywali sobie na
gitarach. Zrobiłam sobie płatki z jogurtem. Byłam głodna, jak wilk. Następnie
wzięłam prysznic i wciągnęłam się na górę. Zaszyłam się w swojej ‘dziupli’ i
znowu ślęczałam do wieczora nad papierami. W międzyczasie zajrzał do mnie Myles
proponując piwo. W sumie, Czemu nie? Od razu lepiej rozsyłało się wymagania,
propozycje koncertów, plany dnia, rezerwacje i prośby o finansowanie biletów
lotniczych do Sony. Uwinęłam się z tym wszystkim do 18. Chłopaki już poszli do
hali. Zostałam i włączyłam sobie po prostu telewizję. Wszystko po holendersku.
Przypomniało mi się, że na laptopie mam Iron
Mana II. Całkiem niezły film. Może jeszcze kiedyś go obejrzę. Właśnie zaczyna
się koncert chłopaków. Połączyłam się przez Skype z Vanessą, moją dobrą koleżanką. Gadałyśmy dwie i pół godziny
o wszystkim. Dużo się nie zmieniło od mojego wyjazdu. Matt nachodził ją kilka
razy, ale sprytnie go spławiała. Wrócił
Myles z Toddem i Brentem. Mieli dość smutne nastroje.
- Nessi, zadzwonię, jak będę miała chwilkę wolnego, ok.?
Teraz muszę już kończyć
- Jasne, tylko coś się stało? – no tak zapomniałam, że nie
tylko ja ją widzę.
- Nie, sprawy zawodowe – posłałam jej buziaka i rozłączyłam
się – Co się stało? – zagadałam do
Todda.
- Nic, całkiem poprawne show – skwintował.
- Poprawne, czyli? – drążyłam.
- Zagraliśmy wszystko, co było planowane. Nie wyszliśmy na
bis, bo Slash już gdzieś zniknął. Graliśmy cały czas jakoś tak… my po swojemu,
a on po swojemu – wyjaśnił.
- Jak myślisz, gdzie on może teraz być?
- Mignął mi, jak wychodził z budynku. Nie znam Amsterdamu,
więc ci nie pomogę – Ja tym bardziej nie wiedziałam, gdzie mógł się podziać.
- Myles, ty grałeś z Alter Bridge w grudniu tutaj nie? –
olśniło mnie.
- No, a co?
- Szliście po koncercie do jakiejś knajpy w pobliżu?
- No w sumie jest takie jedno miejsce. Mogę cię zaprowadzić,
jak chcesz – zaproponował. Uśmiechnęłam się i poderwałam z miejsca. Jakieś
dwadzieścia minut drogi z stąd był klub. Weszliśmy do środka. Nie w
sposób było znalezienie go w tłumie.
- Mam pomysł, chodź – pociągnęłam chłopaka za sobą.
- Myles Kennedy? – wytrzeszczyła oczy barmanka – O boże,
dasz mi autograf? – piszczała. Chłopak coś jej nabazgrolił.
- Wiesz kochana, mogłabyś nam pomóc. Nie widziałaś gdzieś
tutaj faceta, ubranego na czarno, z gęstymi loczkami na głowie? –
zasugerowałam.
- Mówisz o Slashu – moje oczy pewnie się zaświeciły – Siedzi
tam – wskazała palcem.
- Dzięki wielkie – uśmiechnęłam się wdzięcznie do
dziewczyny. Dałam znać wokaliście, by został przy barze. Wolałam porozmawiać z nim w cztery oczy.
Chyba wiedziałam, o co mogło chodzić.
- Podobno przestałeś pić – stanęłam naprzeciw jego stolika.
- Podobno jesteś w Holandii pierwszy raz – rzucił znad
kieliszka.
- Ktoś mi trochę pomógł – wyjaśniłam.
- Czasami coś wypiję, ale rozsądnych ilościach –
wytłumaczył.
- Powiedz mi, co się stało dziś wieczorem – usiadłam
naprzeciwko. Westchnął i oparł głowę o stolik. Przeczesałam palcami jego włosy.
- A jeśli powiem ci, że się nieszczęśliwie zakochałem –
spojrzał mi w oczy. Zrozumiałam o kim mowa.
- Chyba coś wiem na ten temat – przymknęłam oczy. Ścisnął
moją dłoń. Przechyliłam głowę w lewą stronę i lekko się uśmiechnęłam.
- Więc czemu nie pozwalasz uczuciom wziąć górę?
- A ty? – odważyłam się spojrzeć w jego czekoladowe oczy.
- W moim przypadku to wszystko nie jest takie łatwe, mam
dzieci
- I żonę – dodałam
- Dzieci – podkreślił. Spojrzałam na niego z ukosa - Z Perlą trochę mi się nie układa od jakiegoś czasu. Gdyby
było wszystko w porządku byłaby tutaj ze mną – wyznał.
- Co do oświadczyn…
one nie były z powodu miłości – przełknęłam ślinę – To była kolejna
transakcja moich rodziców. Ręka córki za spółkę - wyjaśniłam. Slash przybliżył się do mojej
twarzy – Nie tutaj – wyszeptałam. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Wstaliśmy od
stolika i wyszliśmy na zewnątrz. Myles rozmawiał sobie w najlepsze z barmanką.
Nie chciałam im przerywać, zna drogę. Nie zwracając uwagi na chłopaków
oglądających w telewizji jakiś horror, weszliśmy na górę. Usiadłam na swoim
łóżku, a on na swoim.
- Jeśli Kennedy za pół godziny nie będzie na miejscu, będę
musiała go jakoś tu ściągnąć. Przed nami Rock am Ring – zaklaskałam w dłonie.
Miałam szatański plan, który pomógłby mi przełamać jedną z wewnętrznych barier
– bungee!
- Skoro nigdzie nie uciekasz, to zwracam gitarę – podał mi
instrument. Z uśmiechem wzięłam go do rąk. Przytrzymał na dłużej moją dłoń.
Mały gest, a sprawił mi tyle radości.
Ninde czemu chcesz rozwalić małżeństwo Slasha? A rozdział genialny. Gdybym ja musiał się wyleczyć z Rocka i zrezygnować z wymarzonej pracy przez rodziców to bym się chyba nigdy więcej do nich nie odezwał. Nie rozumiem takiego postępowania.
OdpowiedzUsuńReno vel Slashud
Miałam do wyboru rozwalić małżeństwo Mylesa, lub Slasha. Za Perlą nie przepadam, wiec decyzja była raczej oczywista.
UsuńOna bardzo chciałaby się od nich odciąć, ale on jej na to nie pozwalają. Są bardzo wpływowymi ludźmi i lubią, gdy ktoś jest od nich zależny, a Taylor niestety jest. Skinięciem palca mogą sprawić, że cała wytwórnia będzie miała nie lada problemy prawne.
Rozumiem i wiedziałem, że właśnie powodem będzie Perla, ale nie wnikam. Twoja decyzja. Co do rodziców to na szczęście moi są tolerancyjni w stosunku do muzyki jakiej słucham. I proszę nie rób dziewczynie problemów widać, że ona kocha tą pracę.
UsuńReno vel Slashud
Taaaak! Rozwal małżeństwo Slasha! A dzieciaki...niech pokochają Taylor <3 :D Ja tam lubię jak coś się dzieje, nie wiem jak osoba powyżej xD
OdpowiedzUsuńA jak nie, to chociaż jakiś przelotny romans może...? 8D Wiem, że Taylor jest duuużo młodsza, ale to chyba nie jest przeszkoda, nie? xD
Jest zajebiście tak jak do tej pory i tak trzymaj! <3
HUEHUEHUEHUE. KABOOM I PO PERLI! XD Też jej jakoś nie lubię, nie wiem czemu..
OdpowiedzUsuńI kurde jak ja marzę o podróży po świecie. * * Zajebiście musi być. * *
I współczuję Taylor. :c Małżeństwo nie z miłości, jeszcze ją nadzorują.. ZLINCZOWAĆ RODZICÓW. C:
Tak, tak , tak, tak....Slash i Taylor żądzą *o*
OdpowiedzUsuńPerla niech się w DUPĘ pocałuje za przeproszeniem ^.^
Czekam na następny rozdział :)
Za Perlą chyba nikt nie przepada. Cóż, przykro mi ;D Ale zasłużyła sobie tym, odbierając nam Slasha. A co do rozdziału, to jest super. Polubiłam strasznie Twoje teksty i będę stale wpadać. I nawet lepiej, że od początku roku szkolnego będą tylko w weekendy, bo inaczej niue nadrabiałabym z czytaniem. Czekam na więcej. Podrawiam i zapraszam do mnie na nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńhttp://sweetnessisavirtue.blogspot.com/
http://in-the-free-world.blogspot.com/ Opowiadania o 30 Seconds To Mars . Zapraszam
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję ale miałam trochę zaległości.
OdpowiedzUsuńOgólnie to powiem ci, że mi się podobało chociaż czasem miałam wrażenie, że to wszystko się jakoś za dobrze dzieje.
Coś mi się wydaje, że Pela tam namiesza i to już niedługo :D
No i cały ten pocałunek, a ja myślałam, że to na Mylesa poleci :D
No nic, zmykam czytać kolejny :)
Moim zdaniem Taylor bardziej pasuje do Slasha niż Perla ;)
OdpowiedzUsuń