niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 12



Dzięki wszystkim za te 1300 wejść. Jesteście wielcy!!!
***
Wcisnęłam pedał gazu i ruszyłam w drogę. Musieliśmy znaleźć się, jak najszybciej w Londynie przed planowanym lotem. Jeśli by mi się poszczęściło zespół miałby trzy problemy z głowy. Jechaliśmy ponad godzinę w kompletnej ciszy. Wcale mi to nie przeszkadzało.
- Przepraszam – spojrzał mi w oczy. Zerknęłam na niego na chwilę, po czym wróciłam do patrzenia na drogę
- Ale za co? Powiedziałeś mi, co się stało – odpowiedziałam całkowicie szczerze.
- Niepotrzebnie to przed tobą ukrywałem – pokręcił głową i włączył po cichu radio.
- I tu się zgodzę – podkręciłam głośność. Akurat leciało Hey, Jude Beatlesów. Po dwóch godzinach byliśmy już w centrum. Zatrzymałam się na parkingu pod firmą ojca – Poczekasz tutaj chwilę? – Slash nie wiedział, że on tutaj pracuje. Szybko wbiegłam do budynku i wjechałam na odpowiednie piętro. Spotkałam ojca w korytarzu:
- Tato! – zawołałam.
- Jessica? Myślałem, że już jesteście w LA – mocno mnie uściskał.
- Właśnie wylatujemy i mam też pewną sprawę – zrobiłam słodkie oczka - Tato, nie oszukujmy się masz wtyczki wszędzie, nie? A jeśli nawet nie, to twój znajomy znajomego ma – lekko się zawstydził – Mam dwie prośby. Gdybym była na miejscu to sama postarałabym się to załatwić – opowiedziałam mu w skrócie o siedzącym w areszcie Axlu i wytwórni, która waha się, czy nie zrobiła błędu podpisując kontrakt z Gunsami. Jako, że ojciec również jest fanem zespołu, obiecał, że zrobi wszystko, co będzie mógł.
- Z kim ty się tak potajemnie spotykasz? – zażartował Slash.
- A z ojcem. Musiałam się pożegnać. Mamy czas pojechać w jeszcze jedno miejsce? – Pokiwał głową. Wjechałam do klubu, którego właściciel był moim przyjacielem. On z kolei miał kontakt z właścicielem klubu, w którym Guns N’ Roses dali świetny koncert. Wystarczyłoby żeby ten szepnął co nieco managerowi Aerosmith i trasę mieliby w kieszeni. Rozmawialiśmy z pół godziny, niestety czekał na mnie Slash i samolot. Musieliśmy się pożegnać, ale obiecałam, że, jak znowu będę w Londynie to się odezwę. Mój chłopak lustrował mnie spojrzeniem, ale nic nie skomentował. Mało brakowało, żebyśmy spóźnili się na lot. Ułożyłam się wygodnie w fotelu i chciałam, jak najszybciej zasnąć.
- Coś przede mną ukrywasz – stwierdził.
- Tak, ale nic ci nie powiem, żeby nie zapeszyć – wytknęłam język i przymknęłam oczy. Slash chyba zrobił to samo. Obudziłam się, gdy za oknami było jasno. Slash słodko spał, zresztą tak, jak wszyscy. Byłam ciekawa, czy Axl jest już wolny i jak mają się sprawy z imperium Davida Geffena.
Pod terminal przyjechał po nas Duff. Widząc jego rozpromienioną minę, wiedziałam, że wszystko jest już ok.
- Slash, kurwa nie uwierzysz! Axla wypuścili, a Geffen zrezygnował ze zrywania kontraktu! Jeśli wydamy, jakąś epkę, lub singiel i uda nam się coś nią osiągnąć, mamy międzynarodową trasę!!! – wrzeszczał.
- Ale jakim cudem… - stał zamurowany – Trzeba to oblać! Słyszałaś, Jenny? – zwrócił się do mnie.
- Wiedziałam, że tak będzie – uśmiechnęłam się. Chciałam jak najszybciej podziękować ojcu.
- Czy to czasem nie twoja sprawka? – objął mnie w pasie.
- Może trochę – wpiłam się w jego usta.
- Jesteś wielka – wyszeptał mi do ucha. Do mojego mieszkania wjechaliśmy tylko na moment by zostawić walizki i się odświeżyć. Przebrałam się w obcisłą czarną kieckę bez żadnych dodatków, ale za to z wielkim dekoltem i czarne szpilki. Zapewne zabaluję w Hellhouse do rana i nie będę miała czasu wpaść tutaj przebrać się w coś innego na sylwestrową noc, toteż w torebkę włożyłam czerwoną sukienkę, którą dostałam od Sary i kilka błyskotek. Wewnątrz piekielnego domu było z 30 osób. Gdzieś na kanapie dostrzegłam Izziego ze Sarą. Duff już dostawiał się do jakiejś groupie. Slash wiernie trwał u mego boku, ale widać było, że najlepiej pobiegłby w kierunku whisky:
- No idź – popchnęłam go do przodu. W sumie nie wiedziałam, co mam w tym momencie ze sobą zrobić. Każdy z Gunsów był czymś zajęty, a ja nikogo po za nimi tutaj nie znałam.
- Cześć – zagadał do mnie wysoki chłopak z bardzo długimi blond włosami. Miał bardzo dziewczęce rysy twarzy. Z pewnością był to jego wielki atut. Gdybym nie miała Slasha, być może bym się nim zainteresowała całkiem na poważnie.
- Hej – odpowiedziałam popijając z butelki piwo.
- Nie bawisz się? Nie tańczysz? – zapytał.
- Oprócz szanownych organizatorów nikogo tutaj nie znam – wzruszyłam ramionami.
- Jesteś tu towarzysko, czy może sprowadzili cię tutaj „służbowo”? – przysunął się do mnie.
- Wypraszam sobie kurwa! – krzyknęłam i odepchnęłam go tak, że poleciał na przeciwległą ścianę.
- Ej, wyluzuj, tylko pytam. Chce wiedzieć, wy warto z tobą rozmawiać – wyjaśnił.
- Jasne, bo przecież, jeśli jestem dziwką, to od razu wciągniesz mnie do łóżka – wyrzuciłam – Wiesz co, nie mam ochoty z tobą gadać, idę do mojego chłopaka – poszukałam w tłumie Slasha. Siedział obok Duffa, którego obściskiwała jakaś panna, muskając przy tym udo Mulata – Dobrze się bawisz? – usiadłam na jego kolanach, nie patrząc nawet na blondynkę.
- A wiesz całkiem fajnie, teraz kiedy już ze mną jesteś – śmierdział alkoholem. Był kompletnie pijany. Całował mój dekolt, a dłonie włożył pod sukienkę.
- Pamiętasz, co ci mówiłam wczoraj? Lepiej się nie nakręcaj – powoli zdjęłam jego ciepłe dłonie z moich ud. Chwilę posiedziałam obok, ale atmosfera była dość drętwa. Okazało się, że chłopak, który rozmawiał ze mną na początku, to Sebastian Bach. Ma swój zespół Skid Row. Niedawno podpisali kontrakt na płytę i jeszcze w styczniu mają sesję nagraniową. Poszłam do toalety, a gdy wróciłam Slash był już w objęciach tej cizi. Nawet do niego nie podeszłam, tylko obróciłam się na pięcie i wyszłam na miasto. Uszłam może z 200 m, kiedy ktoś wolał mnie skrzeczącym głosem. Axl.
- Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! – krzyknęłam. Na drodze pojawił się czarny Harley, nawet nie zdążyłam zareagować. Na szczęście udało mu się mnie wyminąć o parę centymetrów. Upadłam na beton i leżałam, jak zahipnotyzowana. Axl krzyczał moje imię i do mnie podbiegł.
- Boże, Jenny! – zawołał – Nie ruszaj się, bo mogło ci się coś stać.
- Nie – jak by na potwierdzenie uniosłam się na łokciach i pokręciłam przecząco głową – On mnie nie uderzył – wydukałam każde słowo z osobna.
- To co się stało? – pociągnął mnie na chodnik i usiedliśmy na krawężniku.
- Wyszłam do łazienki, a jak wróciłam to Slash… - westchnęłam – Obmacywał się z jakąś dziwką – cała drgałam. Złożyło się na to wiele rzeczy: chłód, stres i szok. Axl bez zastanowienie mocno mnie objął i ucałował w czoło.
- Chodź do domu – Pociągnął mnie za sobą. Widział, że cała szczęka drga mi z zimna, więc pozwolił mi się w siebie wtulić. Sam nie miał kurtki.
- Chyba nie dam rady tam wejść – pokręciłam głową.
- Idź do mojego pokoju i zamknij się od środka, ok? – przytaknęłam.
Było tak cicho. Ściany wyłożone matą wygłuszającą przepuszczały tylko szum. Znowu ktoś się bił. Wyjrzałam sprawdzić, co się dzieje. Na środku pokoju, wśród butelek i niedopałków turlali się Slash z Axlem. Mulat do połowy nagi obkładał Rudzielca, jak w szale, po czym tylko się dało. Mimo, że Axl aż się pienił, żeby mu przywalić, był mniejszy i chudszy. Nie miał szans.
- No co tak kurwa patrzycie! – zawołałam do Duffa i Izziego, którzy jeszcze jakoś utrzymywali się na nogach – Ty też możesz pomóc – wskazałam Bacha. Duff z Izzym odciągnęli Slasha, ale jako, że byli pijani, nie zwrócili uwagi, kiedy ten nachylił się i rzucił butelką w głowę Rudego. Szkło rozprysło i poraniło w twarz również wysokiego blondyna ze Skid Row. Axl osunął się na kolana.
- Ja pierdolę! – usłyszałam krzyk chłopaków. Podbiegłam do poszkodowanego. Ledwo kucał. Uklękłam nie zważając na wbijające się w moje kolana szkło i ułożyłam jego głowę na swoim ramieniu.
- Ty i ty – wskazałam na dwójkę ludzi z tłumu, którzy się wszystkiemu przypatrywali – Weźcie go, ale ostrożnie i połóżcie w tamtym pokoju – Wskazałam na uchylone drzwi. Chłopak na pół przytomny syknął z bólu. Podniosłam się z kolan i szybko, bez zbędnych ceregieli wyciągnęłam odłamki szkła ze swoich kolan. Obrzuciłam Slasha pogardliwym spojrzeniem i poszłam za Axlem. Dopiero, gdy ktoś zapalił lampkę widziałam małe stróżki krwi ściekające na jego czoło. Posadzili chłopaka i chcieli się zmyć – Czy wy jesteście kurwa normalni?! – krzyknęłam i przytrzymałam go, by z całej siły nie upadł na łóżko – Natychmiast śmigać mi po mokry i suchy ręcznik, bo podam was na pieprzoną policję, jako światków i będą was ciągać po komisariatach, jasne? – zaszantażowałam. Ułożyłam głowę chłopaka na poduszce i dokładnie się jej przyjrzałam. We włosach było malutkie nacięcie z odłamkiem szkła i to z niego wypływała krew. Brzegiem suchego ręcznika, który doniosła mi banda małolatów szybko wyciągnęłam szkiełko i obejrzałam resztę głowy. Wyjęłam chyba wszystkie odłamki i zmyłam krew z czoła chłopaka. Zasnął. Nie wiedziałam, czy dobrze robię nie dzwoniąc po karetkę, ale nie zemdlał, więc nic złego nie powinno się stać. Skuliłam się obok niego i zasnęłam. Ocknęłam się, ponieważ Axl wstał. Nie zdążyłam nic powiedzieć. Zachwiał się i z powrotem usiadł na łóżku – Człowieku, co ty odwalasz? – krzyknęłam.
- Błagam ciszej, mam kurwa takiego kaca, jak nigdy, a wcale dużo nie wypiłem – wyszeptał
- To nie kac. Ty możesz mieć wstrząśnienie mózgu po tym pierdolnięciu butelką. Połóż się i… - nie zdążyłam dokończyć, bo Axle gwałtownie sięgnął po jakiś obskurny wazon stojący na szafce obok łóżka i zwrócił, to co nie zostało jeszcze strawione – Pomysłowe, teraz przynajmniej wiem, po co wam te paskudne wazony. Dalej kładź się – poprawiłam poduszki.
- Muszę mu kurwa zajebać.
- Nie chcę o tym słyszeć. Nikomu dzisiaj nie przyłożysz zrozumiano. Będzie ci musiało dzisiaj wystarczyć tylko moje towarzystwo – wymusiłam się na uśmiech. W dwa palce złapałam wazon i wyszłam. Cisnęłam go do śmietnika w kuchni i zabrałam dla Axla jakąś wodę i paczkę ciastek. Niczego innego nie było. Na korytarzu natknęłam się na Izzyego z Sarą, którzy nie widzieli po za sobą świata.
- Nic innego tutaj nie ma – wzruszyłam ramionami.
- Chodź siadaj – klepnął miejsce obok – Chcesz? – podał mi pudełko z ciastkami.
- Generalnie rano to ja jem śniadanie… a co mi tak – wzięłam jedno. Siedzieliśmy w ciszy. Axlowi kilkakrotnie zaburczało w brzuchu. Ja również byłam cholernie głodna. Zerwałam się z łóżka i stanęłam przy komodzie. Wygrzebałam z pliku winylowych płyt, te które najbardziej mi się podobały.
- To, to, czy to? – pokazywałam mu każdą po kolei
- Pierwsza – odpowiedział – Włączyłam płytę Aerosmith w gramofonie i stanęłam w drzwiach. Puścił mi pytające spojrzenie.
- Wrócę zanim skończy się płyta – Axl wybuchł śmiechem. Poszłam do domu. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czarne rurki, plus czarną bluzkę z wielkim rozcięciem na plecach. Zrobiłam masę kanapek i razem z termosem kawy, której tak nawiasem mówiąc też zabrakło, ruszyłam na pomoc biednym i skacowanym rockmanom. Gdy wróciłam właśnie kończył się ostatni utwór – Ha! – krzyknęłam – Dotrzymałam słowa – puściłam Axlowi jeden z moich ładnych uśmiechów zarezerwowany tylko dla wybranych. Oniemiał i kilka razy zamrugał. Skoczyłam do kuchni i zabrałam stamtąd kubek z talerzem. Bez słowa nalałam Axlowi kawy i położyłam na talerzyku stosik kanapek. Każda z czymś innym
- To dla mnie? – szczerze się zdziwił.
- Nie, sobie przyniosłam, a ty będziesz patrzył – ugryzłam kawałek. Nie mogłam w to uwierzyć, ale chyba wziął to co powiedziałam całkiem serio – Matko, żartowałam. Smacznego, a ja idę poratować resztę – zabrałam wszystko i poszłam do salonu.
- Dziękuję – rzucił do mnie na odchodne. Zrobiło mi się tak jakoś cholernie miło. W salonie (o ile można było to tak nazwać, bo pomieszczenie bardziej przypominało pobojowisko) siedział skacowany Izzy ze Sarą, która mimo wyraźnego bólu głowy wysiliła się na uśmiech w moją stronę. Na podłodze spał Steven z jakąś laską, a obok Duff. Cała trójka była naga. Całe szczęście, że leżeli do nas tyłem. Bez słowa wyszarpnęłam spod tyłka przyjaciółki koc i go na nich narzuciłam. Slash jeszcze słodko drzemał w fotelu. Czekała nas trudna rozmowa, ale najpierw wszyscy musieli coś zjeść. Postawiłam przed moimi przyjaciółki termos i duże pudło z kanapkami. Z kuchni przyniosłam talerze i kubki. Po drodze szturchnęłam w tyłki blondynów. Niech się lepiej pobudzą, bo nic im nie zostanie. Wygrzebałam z komody listek tabletek przeciwbólowych. To też się przyda.
- Wake up! – krzyknęłam do Slasha.
- Dziewczyno, nie drzej się! O rany, mój łeb! – wcale mu nie współczułam. Dostał za swoje.
- Wstawaj i jedz – rzuciłam oschle. Wróciłam do Axla i jemu też dałam ze dwie tabletki.
- Jenny? Porozmawiaj z nim. Dobrze wiesz, że nigdy by cię nie zdradził. Nawet po pijaku. Zależy mu na tobie – prawił mi kazanie Axl.
- Tak i obściskiwał się z dziwką. Na pewno bardzo jestem dla niego ważna – rzuciłam z sarkazmem.
- Był pijany w trupa, a mimo wszystko się z nią nie pieprzył. To w naszym środowisku bardzo dużo znaczy – tłumaczył.
- Rozumiem, że w taki sposób okazujecie swoim dziewczyną miłość! – niemalże krzyczałam.
- Jenny, proszę cię tylko, żebyście ze sobą pogadali, bo naprawdę szkoda takiego związku.
- Dobra – westchnęłam – Zobaczę, co da się zrobić – wyszłam z pokoju – Słuchajcie – zwróciłam uwagę – Macie dopilnować, żeby Axl dzisiaj nigdzie nie łaził, chyba, że do kibla, zrozumiano? – nie uśmiechało mi się być skazaną na wzrok Slasha, ale po prostu to olałam.
- A ty sama nie możesz go popilnować? – żachnął się Duff.
- Nie, bo mnie tutaj nie będzie – westchnęłam i obróciłam się na pięcie w stronę drzwi.
- Jenny? – zawołał ciepły, lekko chrapliwy głos. Wyszłam przed dom i usiadłam na murku – Muszę ci coś wyjaśnić – odchrząknął. Obróciłam głowę w drugą stronę – To co wczoraj się wydarzyło, ja… byłem kompletnie pijany – tłumaczył się Mulat.
- I to automatycznie zwalnia cię z odpowiedzialności – odburknęłam.
- Nie, wcale tak nie twierdzę. Mogłem przewidzieć, że po pijaku będę zachowywać się, jak świnia. Jednakże nie zrobiłem nic złego, nie pieprzyłem się z tą cholerną groupie – zmusił mnie, bym mu spojrzała w twarz. Tak bardzo nie chciałam, by widział moje łzy.
- Wiesz, jak się poczułam? – przetarłam oczy – Jak byś mnie zdradził – chciał coś powiedzieć, ale przytknęłam mu palec do ust – Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że jesteście rockmanami. Akceptuję to. W przeciwnym razie, już dawno bym cię rzuciła. Kocham cię i jestem ci w stanie wybaczyć wszystko, więc proszę, nie nadwyrężaj tego, ok? – wtuliłam się w jego tors, a on ucałował mnie w czubek głowy. Dopiero teraz czułam, jak cały jest napięty – Musisz przeprosić Axla i mu podziękować – szepnęłam.
- Przeprosić ok, ale podziękować? Za co? – zbulwersował się.
- Za to, że gdyby nie zgarnął mnie wczoraj z ulicy po tym incydencie z Harleyem, prawdopodobnie, by mnie coś przejechało. Za tę rozmowę też. Gdyby nie jego namowy, pewnie bym tutaj tak z tobą nie siedziała – uniosłam głowę tak, by móc się wpatrywać w jego twarz – I błagam, nie rozbijaj już na jego głowie butelek, bo następnym razem może się to skończyć mniej kolorowo.
- Rozwaliłem Wiewiórze na łbie butelkę? Ale numer! – zaśmiał się, a ja teatralnie, ale bardzo lekko uderzyłam go w twarz.
- Od zawsze wiedziałam, że jesteście nienormalni – pokręciłam głową i weszłam do Gunsowskiego pobojowiska – Wy chcecie urządzić tu dzisiaj jeszcze jedną imprezę?
- Noo – przeciągnął Steven, jak by rozmawiał z kimś opóźnionym w rozwoju.
- To wypadałoby tak tutaj ogarnąć, Adlerku – pogłaskałam go po głowie – Pozabijacie się na tych butelkach – jak na złość Duff wywinął właśnie orła na środku pokoju.
- Kurwa, kto tutaj to położył. Zajebię! – krzyczał
- Ty – pisnęłam i schowałam się za plecami Slasha. Blondyn obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem i wyszedł – Sara, pomożesz mi? – zawołałam do przyjaciółki. Przytaknęła. Wyszperałyśmy z szafki duży worek na śmieci. Poprosiłam Slasha, by wyniósł na śmietnik zapaskudzony dywan, a my zamiotłyśmy podłogę z niedopałków. Nie było sensu jej teraz myć – Powiesz mi, jak się mają sprawy między tobą, a Izzym? – zapytałam, gdy byłyśmy same.
- Jest cudowny. Zwłaszcza teraz, kiedy przestał ćpać – jej oczy, jak na zawołanie wypełnił blask.
- Cieszę się, ale powiedz mi, co zrobisz z Timonem? Przecież wraca z Niemczech za kilka dni – oparłam się na trzonku miotły i jeszcze raz dokładnie spojrzałam na całą podłogę.
- Jeszcze nie wiem. Między nami bardzo się psuło ostatnimi czasy. Wiesz, jaki on jest. Może w jednej sekundzie zniszczyć to, co udało się osiągnąć Gunsom i mi (oprócz studiów, próbowała swoich sił w modelingu) – bezsilnie usiadła na kanapie.
- Sara, jesteś moją przyjaciółką i pamiętaj, że bez względu na to, jaką decyzję podejmiesz, ja będę cię w tym wspierać – mocno ją uściskałam. W tym momencie Steven z kulejącym jeszcze Duffem wrócili z siatkami pełnymi alkoholu. Zapowiadał się ciekawy wieczór.

6 komentarzy:

  1. I'm in fuckin' love kurwa O.o
    świetna notka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG <333 Jaki super rozdział! Nawet nie wiesz jak się bałam o związek Slasha i Jenny! Ale na szczęście się jakoś ułożyło, uff :D
    No i ten Axl jest słoooodki *_____* Wszystko mi się podoba tylko zauważyłam kilka drobnych literówek, ale to tak tylko piszę xD
    Kocham Cię kurwa 8D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja zawału dostałam i taka złość mnie wzięła, że mnie wiem :/
    Ale dalej są razem, związek Slasha i Jenny chyba nic nie zniszczy i tak ma być :P
    Rozdział zajebisty i czekam na następny ♥ :)

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG,OMG,OMG,OMG,OMG *_________________________________*
    Jesteś zajebista, to opowiadanie jet zajebiste, wgl wszystko tu jest zajebiste. Oczywiście, że będziesz u mnie w polecanych. BICZ PLIS, dlaczego ja tego szybciej nie przeczytałam?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ok, napiszę wprost, bez żadnych serduszek, buziaków, wyznań miłosnych ani żadnego kurwa orgazmu itd. : Ty masz łeb!. Pisz ile się da, świat to doceni :)

    OdpowiedzUsuń
  6. I love it♥
    podoba mi się kontrast świata Jenny i Sary ze światem Gunsów

    OdpowiedzUsuń