środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 1


Hej, pierwszy raz piszę coś takiego, fan fiction o Guns N' Roses - jednym z moich ulubionych zespołów. Niczego nie obiecuję, być może wszystko zakończy się na kilku rozdziałach i po krótkiej przerwie zacznę coś innego. Nie wiem, jednakże bardzo chciałabym dotrwać do zakończenia, które już jest gotowe. Dobra, nie przeciągam. Życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jestem Jessica. Nie cierpię swojego imienia. Rodzice nadali mi je po jakiejś ciotce, czy coś w tym stylu. Kumple wołają na mnie Jenny, ponieważ brzmi podobnie, jak Jimmy (Jimmy Page, gitarzysta Led Zeppelin przyp.red.). Wracam właśnie z odwiedzin u ojca, w Londynie. Dawno mnie tam nie było. Miałam swoje powody. Starałam się jak tylko mogłam, nie myśleć o tym, co tam zastałam. Słuchałam jakiś kiepskich zespołów na Walkmanie. Nie lubiłam Abby, więc po kilku piosenkach wcisnęłam odtwarzacz do plecaka. Wpatrywałam się w widok za oknem: mojemu ukochanemu słońcu, które teraz chyliło się ku zachodowi. Słyszałam, jak kilka rzędów foteli za mną, awanturowało się paru chłopaków mniej więcej w moim wieku. Nie zwracałam na nich uwagi. Nawet się nie obejrzałam. Oddałam się ponurym rozmyślaniom, których tak bardzo unikałam. Uprzedzałam tatę kilka dni przed przylotem, że mam zamiar go odwiedzić. Nikt nie czekał na mnie na lotnisku. Myślałam, że może znowu ciężko pracuje. To przecież był jeden z powodów, dlaczego mama się z nim rozwiodła 3 lata temu. Pojechałam do mieszkania i przekręciłam klucz w zamku. Po chwili moim oczom ukazał się krajobraz, kilkudniowej libacji. Po podłodze walały się puste butelki po drogich winach i whisky. Biały puszysty dywan, zmienił się w poplamiony beżowy chodnik z powypalanymi dziurami. Powoli weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi wejściowe i uchyliłam te od sypialni ojca. Leżał na środku w ubraniu i butach. Spał. Nachyliłam się nad nim i dotknęłam jego ramienia. Starałam się nie zwracać uwagi na tygodniowy zarost i dawno nie podcinane włosy. Burknął do mnie coś w stylu: „Dajcie mi święty spokój”. Przysiadłam na łóżku i szepnęłam:
- Tato, obudź się, przyjechałam zobaczyć, jak się masz. – raczej nie za dobrze, odpowiedziałam sobie w myślach.
- Odejdź, wracaj tam, skąd przyjechałaś. Nie interesowałaś się mną przez rok to i teraz możesz odpuścić. – rzucił oschłym, pretensjonalnym tonem. Był kompletnie pijany.
- Ale przecież rozmawialiśmy przez telefon i wszystko było ok. – odpowiedziałam zszokowana.
- Nic nie jest okej! Wyjdź, wracaj do LA! – krzyknął, aż poderwałam się z łóżka.

- Proszę pani, lądujemy, niech pani zapnie pasy – ze wspomnień wyrwała mnie stewardesa.
- Tak, przepraszam – szepnęłam. Byłam bardzo zmęczona i żałowałam, że spędziłam ten czas na ponurym rozmyślaniu, o tym, co było., zamiast po prostu się wyspać. Przejrzałam się jeszcze w szybie i stwierdziłam, że mam okropne worki pod oczami. Rozpuściłam włosy i przeczesałam je sobie na oczy, żeby nikt nie pomyślał, że jestem przedstawicielem gatunku zombie.
Chciałam jak najszybciej wziąć gorący prysznic. Zawsze mnie to odprężało. Poszłam po odbiór bagażu i ździebko się zdziwiłam. Wydawało mi się, że moja czarna torba miała starannie naszytą na bocznej kieszeni małą czerwoną pacywkę. Ta miała identyczną, ale przyszytą znacznie bardziej niechlujnie na środku. Na wszelki wypadek zajrzałam do środka i od razu odrzucił mnie zapach: typowo barowy wymieszany z wonią męskich perfum. Przerzuciłam torbę przez plecy i wściekła poszłam do jakiejś informacji. Chciało mi się krzyczeć. Z pękającą od bólu głową, brudna czekałam w kolejce. Przede mną stało przynajmniej kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu sfrustrowanych, wściekłych ludzi w tym dwóch chłopaków z tego głośnego grona w samolocie. Wzięłam głębszy oddech i czekałam… 10 minut… 15… po dwudziestu usłyszałam, jak ktoś głośno wydziera się na obsługę. Ten to by mógł być kurde wokalistą i to jakiegoś mocnego, rockowego zespołu, pomyślałam. Chłopak był szczupłym rudzielcem średniego wzrostu. Zdecydowanie nie mój typ, chodź nie mogłam stwierdzić tego tak do końca, bo nie zobaczyłam jeszcze jego twarzy. Kumpel wyróżniał się od wszystkich burzą czarnych loków na swojej głowie. Trzymał w ręce pakunek. To on prawdopodobnie był powodem awantury. Zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowie z niemiłą kobietą w średnim wieku, stojącą za kontuarem:
- Śliczna pani – podlizywał się Rudy – tłumaczymy pani, że musiała zajść jakaś pomyłka. To nie nasza torba do cholery! – krzyknął i zaczął wykładać jej zawartość. – Uwierzył bym może, gdybym zobaczył tylko te koszulki, ale przepraszam to! – wyciągnął z wnętrza pakunku biustonosz i rzucił nim w kobietę. Doskonale znałam tę bieliznę. Miseczkę zdobiła delikatna koronka a ramiączka przerabiałam parę miesięcy temu, bo ciągle się luzowały, strasznie mnie denerwując. Oburzona pracownica już nabrała powietrza, żeby odszczeknąć się kolesiowi, ale w tym momencie zaczęłam biec w ich stronę:
- Przepraszam! – zaczęłam krzyczeć. Kobieta natychmiast spojrzała na mnie, a Rudy z tym mulatem nawet nie przerwali rozmowy między sobą.
- Wydaje mi się, że panowie mają coś, czego ja szukam. – uśmiechnęłam się grzecznie. Najchętniej chwyciłabym swoją torbę, wyrwała kobiecie moją część garderoby i uciekła. Ciemny spojrzał na mnie spod swoich czarnych okularów.
- Gdybym wiedział… - zaczął, ale Rudy wszedł mu w słowo.
- Nie interesuje mnie co byś zrobił! My nadal nie mamy swojej torby, więc… - krzyczał powoli odwracając się w moją stronę.
- … o cholera – zaszczycił mnie swoim spojrzeniem i odgarnął na bok grzywkę poprawiając przy tym bandanę. Kobieta zgłupiała  i nadal trzymała w powietrzu mój biustonosz. Tylko spokojnie, powtarzałam w duchu.
- Ja też mam coś, co nie należy do mnie. – uniosłam tryumfalnie torbę.
- O kurwa, Axl  patrz – chłopak podszedł do mnie. Oddałam mu ją, a sama szybko zabrałam moją bieliznę i ściągnęłam z blatu torbę.  Wsunęłam biustonosz do bocznej kieszeni i zaczęłam iść w kierunku drzwi. Ktoś złapał mnie za ramię.
- Chciałem ci ten no… podziękować – uśmiechnął się mulat – nie wierzę, żeby ta tam – wskazał palcem – nam pomogła. – uśmiechnął się
- Nie no jasne, mi też zależało, żeby odzyskać swoje rzeczy – uśmiechnęłam się i zrobiłam krok do przodu.
- Pojedziesz z nami do Rainbow, chcemy się odwdzięczyć – zaproponował chłopak.
- Nie, jestem zmęczona i brudna, nie mam humoru i nie chodzę po knajpach z jakimiś szaleńcami, którzy nie potrafią usiedzieć w spokoju kilku godzin w samolocie.
- Ja nalegam – przysunął się do mnie – Po za tym wcale nie wyglądasz źle, w koszulce jednego z moich ulubionych zespołów – wyszczerzył swoje białe zęby.
- Sorry, może kiedy indziej – rzuciłam i odeszłam, zostawiając chłopaka w hali.
Czekałam na taksówkę, kiedy z terminalu wyłoniła się grupka z Rudym i Namolnym na czele.
- Może zabierzesz się z nami – krzyknął Mulat.
- Nie dzięki, poczekam – odszczeknęłam krótko.
- Spoko, my nie jesteśmy gwałcicielami – odezwał się Rudy.  Cholera ich tam wiedziała, co sobie myślą. 
– Oj, nie daj się prosić – ten z burzą loków zaczął się do mnie zbliżać.
- Dobra, ale odstawiacie mnie grzecznie pod dom, a nie wywoźcie za miasto na jakąś melinę, ok? – upewniłam się. Przecież to było idiotyczne, nawet gdyby mieli takie zamiary, nie przyznaliby się.
- Jasne Skarbie – objął mnie wcześniej wspomniany chłopak.
- Ej, nie pozwalaj sobie Nieznajomy– no co, taka była prawda, nie miał prawa nazywać mnie "Skarbem".
- Slash – wyciągnął dłoń.
- Jenny – krótko ją uścisnęłam.
Całe szczęście, że w aucie siedziałam przy oknie. Skupiłam się, na tym, co mijaliśmy. Nikt nie rozmawiał. Dochodziły do mnie tylko chichoty i szturchania chłopaków.
- No to jesteśmy na miejscu – powiedziałam sucho.
- Szkoda – szepnął Slash, mając nadzieję, że nie usłyszę
- To co, widzimy się w Rainbow – odezwał się Axl
- Przecież mówiłam, że jestem zmęczona. Po za tym, nie mam humoru, chcę pobyć sama. – dodałam po chwili.
- No dobra, jak chcesz, nic na siłę – Blondyn  odezwał się do mnie pierwszy raz. Całą drogę wpatrywał się w jaśniejące za szybą światła.
- Jeszcze raz dzięki, za podwózkę – rzuciłam na odchodne i zamknęłam drzwi auta. Już na klatce powróciły ponure myśli, o tym, jak potraktował mnie ojciec, co zrobił ze swoim życiem. Rzuciłam w sypialni torbę, o którą było tyle zachodu, ściągnęłam z siebie wszystkie ubrania i weszłam pod gorący prysznic. To mi zawsze pomagało. Przebrawszy się w bieliznę, wyciągnęłam z szafki butelkę Johnego Walkera i wywlekając jeszcze raz wszystko,  przepijałam whisky swoimi łzami. Ojciec nawet nie zapytał się, czy wszystko okej. Może wtedy powiedziałabym mu, że mama zginęła razem z Ronem w wypadku i dlatego nie mogłam, a raczej nie byłam w stanie odezwać się do niego przez te minione 10 miesięcy. O, butelka była już pusta. Sięgnęłam jeszcze, po wódkę, która była zabezpieczeniem, na taki czas, jak ten. Upiłam kilka łyków, nie przejmując się tym, że rano nie będę w stanie wstać. Chwileczkę, co ja robię?! Zachowuję się dokładnie,  tak, jak on. Mój ojciec też radzi sobie z bólem w ten sposób. Jasna cholera, w złości rzuciłam butelką o ścianę. Rozprysła się w drobny mak, a ciecz, wolno spływała po ścianie. Złośliwa sąsiadka zastukała w ścianę, a ja opadłam na poduszki i znów cicho łkałam, sama nie wiem, z bólu, z bezsilności, a może byłam aż tak pijana?

8 komentarzy:

  1. Jaki czaaaad *.* Nie no Hudsonowi to ja bym nie odmówiła... :D
    Masz zajefajny styl pisania i bardzo podoba mi się ten rozdział :D
    No i ten końcówka mi się strasznie podobała, tak idealnie sobie wyobraziłam Jenny pijącą whiskey w domu i rzucającą butelką w ścianę ^__^ a do tego dołujące piosenki i normalnie bym się popłakała...
    Chwytające za serce, nie powiem :D Miło mnie zaskoczyłaś jak na pierwszy rozdział :D
    Także ten będę częściej wpadać, a teraz czytam dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie najbardziej obawiałam się, jak mój styl pisania będzie odebrany, bo sama nie jestem do niego przekonana. Dziękuję za mile słowa ;)Co do tej sceny z rzucaniem butelką, to akurat Lonley Day - Systemu mi się na playliście włączył i tak sobie pomyślałam, że bardziej ponury akcent na koniec rozdziału by się przydał, no i voila :P

      Usuń
    2. Nie ma się czego obawiać, uwierz mi, świetnie piszesz! xD
      I takie ponure akcenty możesz częściej wstawiać w kontekst :D
      A ten możesz usunąć tą weryfikację obrazkową przed dodaniem komenta? Bo to strasznie uciążliwe xD

      Usuń
  2. kocham twoje opowiadania,pełno w nich życia i prawdy..czytam do końca,napisz książke..!

    OdpowiedzUsuń
  3. http://www.facebook.com/pages/Gdyby-nie-Gunsi-moje-%C5%BCycie-nie-mia%C5%82oby-sensu/554202864601024

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie zaczęłam czytać twojego bloga. Zapowiada się naprawdę super! Czeka mnie duuużo czytania, ale w końcu są wakacje! ;D Kiedyś Gunsi byli moim ulubionym zespołem, czytałam dużo takich opowiadań, sama nawet pisałam swoje - w zeszycie. Niestety spaliłam je jakiś czas temu. Jednak mam zamiar wrócić do niego i napisać je jeszcze raz! Nie jaram się już nimi tak jak kiedyś, ale zawsze jakiś tam sentyment pozostaje... :) Na razie założyłam bloga ze swoim innym opowiadaniem - zobaczymy co z tego wyniknie. Zajrzyj jak będziesz miała ochotę ;) http://opowiadanie-bliskosc.blog.pl/
    A ja będę tu do ciebie zaglądać, bo naprawdę podoba mi się to, co robisz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj moja droga :) Twoje opowiadania czytałam baardzo dawno temu. Teraz postanowiłam ci to wszytko skomentować xD Może moja opinia jest zbędna, no ale chcę żebyś wiedziała, że Cię czytam. Akcję znam prawie na pamięć, ale czytam jeszcze raz, aby utrwalić sobie co niektóre wątki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko na razie zapowiada się świetnie...

    zapraszam na mojego boga http://i-wanna-watch-you-bleed-guns-n-roses.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń