poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział 13

W ramach wyjaśnień: To NIE JEST ostatni rozdział
***

Minął rok. Kariera zespołu Guns N’ Roses nabrała jeszcze szybszych obrotów. W lutym zagrali taki koncert, że wszystkie dziewczyny mdlały z zachwytu (ze mną włącznie). Po trasie z Aerosmith chłopcy byli rozpoznawalni niemalże na ulicy, w supermarkecie, na lotniskach, wszędzie! Pod koniec roku udało im się nawet wypuścić kolejną płytę, właściwie to epkę – Guns N’ Roses Lies. Wszystkim oczy wyszły z orbit, gdy w Wigilię dostaliśmy telefon z wytwórni, że podbija ona Billboarda. Axl przyrzekł sobie, że urządzi takiego Sylwestra, którego popamiętamy na lata (po ostatnim zostały tylko ślady sztucznej krwi na ścianach. Biedny Adlerek po pijaku pomylił Nowy Rok z Halloween). Ani ja ze Slashem, ani Izzy z Sarą (tak, Sara rzuciła tego gnojka Timona, który z Niemczech wrócił z jakąś wstrętną wywłoką) nie chcieliśmy brać w tym udziału, więc zaplanowaliśmy sobie wyjazd do mojego Najpiękniejszego Miejsca na Świecie. Mojemu chłopakowi udało się załatwić termin 30.12-3.01.
- Daleko jeszcze? – wołała Sara
- Czemu ty jesteś taka niecierpliwa – obejrzałam się do tyłu i przewróciłam oczami – Przecież wiesz, że to miejsce jest warte lekkiego wysiłku, żeby tam dotrzeć – skomentowałam.
- No twój obraz robi wrażenie. Szczególnie ta para na środku pomostu – w lutym udało mi się namalować widok, który naszkicowałam będąc na miejscu. W domu dodałam jeszcze całująca się parę. Chciałam jak najlepiej odwzorować mnie i Slasha, chodź w takich proporcjach, trudno domyśleć się, kto tam stoi. Po pół godzinie przedzierania się przez nieodśnieżoną dróżkę i iglaki wreszcie ujrzałam, to za czym tak bardzo tęskniłam
- O ja pierdole! – zareagował Izzy. Sara stała, jak zahipnotyzowana, a ja mocno wtuliłam się w mojego chłopaka.
- To może wy idźcie sobie odegrać obrazową scenę pocałunku, a my idziemy się rozgościć w chacie – pociągnęłam za sobą Mulata. Biedak targał nasze walizki, ale szybko mu się odwdzięczyłam ;) Najwyraźniej druga para gołąbeczków też nie mogła się sobą nacieszyć, bo słychać ich było nawet w naszej łazience. Izzy postanowił, że żadna z nas nie będzie gotować i zamówił catering. Nie powiem, nawet mi się ten pomysł podobał. Chłopcy dosyć szybko zasnęli, ale cóż się im dziwić, prowadzili na zmianę, cały czas dyskutując na temat gitarowych solówek (prawdopodobnie jakieś nowe kompozycje się szykują). Razem z Sarą posiedziałyśmy sobie do 23 nad grzanym winkiem i również poszłyśmy spać. Rano obudził mnie dźwięk gitary. Ktoś w pobliżu grał piękną balladę. Przeciągnęłam się w ciepłej, śnieżnobiałej pościeli i wyskoczyłam z łóżka, podążając za źródłem dźwięku. W salonie była już cała trójka, zajadali się tym, co przywiozła obsługa i pogrywali na gitarach. Sara cicho podśpiewywała tekst z kartki – Co to za piosenka?
- Don’t Cry – odpowiedział Izzy – Axl napisał tekst jakiś czas temu i postanowiliśmy się za to zabrać. Jak słychać, to otoczenie wpływa na nas bardzo poetycko. Mamy już ze Slashem całość.
- No to brawo – zaklaskałam kilkukrotnie i wzięłam do ręki kanapkę z szynką i pomidorem. Zeszło nam kilka godzin. Zrobiliśmy sobie karaoke. Faceci serwowali nam to, czego sobie zażyczyłyśmy, a my obie tworzyłyśmy najlepszy duet na świecie. Stwierdziliśmy, że chcemy zrobić sobie sylwestra z ogromnym ogniskiem. Razem z Sarą zajęłyśmy się gastronomią, a Izzy ze Slashem ułożyli wielką górę drewna. Łuna była pewnie widoczna na kilometr, ale co tam, grunt, że było nam ciepło (zwłaszcza z odrobiną alkoholu i ukochanym mężczyzną). Słońce zaszło już za górami. Niebo świeciło milionem gwiazd. Wokół unosił się lekki mróz, ale dzięki naszemu ognisku, było przyjemnie.
- Chodź ze mną na chwilę – Slash wstał i pociągnął mnie w stronę pomostu. Bez oporu poszłam za nim. Gdy byliśmy na miejscu spojrzałam na niego rozbawionym wzrokiem – Wiesz, że cię kocham? – parsknęłam śmiechem.
- Co to za pytanie. Jasne głuptasie, że tak – mocno się do niego przytuliłam. Delikatnie mnie od siebie odsunął i zrobił krok do tyłu.
- Chcę być z tobą już zawsze. Zabiłbym się, gdyby coś ci się stało, lub z jakiś powodów nie moglibyśmy być razem – wyznał i sięgnął do tylnej kieszeni spodni – Dlatego – przykucnął na jedno kolano – Chciałbym cię prosić o rękę – spojrzał na mnie ze łzami w oczach, które były widoczne dzięki blasku płomieni – Zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? – W głowie miałam tysiące myśli. Nagle przypomniały mi się wszystkie jego wady, ale jedna myśl górowała nad tymi czarnymi. Nie mogłabym żyć bez niego.
- Tak – wydusiłam całkowicie przekonana do swojej decyzji. Trzęsącymi się dłońmi, Slash nałożył na mój palec srebrny pierścionek z masą kryształków wokół. Przypominał bardziej obrączkę. Złączyliśmy się w długim i namiętnym pocałunku. Z oddali słychać było oklaski, jakimi obdarowali nas Izzy z Sarą. Było mi tak dobrze. W oddali wybuchały fajerwerki, no tak północ, uśmiechnęłam się sama do siebie.

Po powrocie do LA Gunsi byli zajęci sesją nagraniową ich nowego dwupłytowego wydawnictwa. Coś się między nimi psuło. Axl coraz więcej narzucał zamiast proponować. Współczułam Izziemu, który już powoli nie wytrzymywał tej presji. Nie układało mu się też z Sarą, która cały wolny czas spędzała z muzykami zespołu Skid Row. Po zakończeniu kolejnego roku akademickiego, Slash wygospodarował dla nas trochę czasu. Zaszyliśmy się oboje w przytulnej willi 50 km od Miasta Aniołów i przeżyliśmy najsłodszy weekend na świecie. W lipcu, gdy wszystko w związku z Use You Illusion było dopięte na ostatni guzik, wyruszyli w trasę. Miałam zobaczyć się z moim ukochanym dopiero za dwa miesiące, po ich koncercie na Wembley. Cały ten czas malowałam, lub pomagałam Sarze urządzić jej nowe mieszkanie, o którym tak na marginesie mówiąc, Izzy nic nie wiedział. Nie podobało mi się to. W połowie sierpnia dopadł mnie jakiś zarazek. Codziennie wymiotowałam. Byłam osłabiona. Myślałam, że spóźniający się okres jest wynikiem stresu związanym z całą tą sytuacją, ale lekarz szybko wybił mi ten pomysł z głowy. Siedziałam, jak zahipnotyzowana w samochodzie mojego ukochanego, który zostawił mi na czas swojej nieobecności. Ja pierdolę, co myśmy narobili. Przecież brałam te cholerne tabletki! Nie wytrzymałam i poleciałam do Londynu na ich koncert na Wembley.
Bez problemu dostałam się na zaplecze. Stałam zmęczona przed drzwiami garderoby, na której widniała kartka z napisem „Slash”. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka
- Jenny! Ja pierdolę, Jenny! Jak ja za tobą kochana tęskniłem – złączyliśmy się w namiętnym pocałunku, który trwałby prawdopodobnie godzinę, gdyby nie manager, który wyciągnął z pokoju Slasha, mówiąc, że już czas. Postanowiłam, że nie będę czekać. Wrzasnęłam najgłośniej, jak mogłam by przebić się przez ogólny hałas
- Jestem w ciąży Slash! – chłopak zatrzymał się, a gitara omal nie wypadła mu z rąk. Bez słowa cofnął się i ucałował mnie najintensywniej, jak tylko mógł w tak krótkim czasie. Starł łzę, która popłynęła po moim policzku, szepnął „Kocham cię” i pobiegł na scenę, na której nowy perkusista Matt wybijał już rytm. Występ był świetny. Całą uwagę koncentrowałam na Slashu, który z wyraźnym bananem na gębie grał wszystkie swoje solówki. Po wszystkim zaciągnął mnie do swojej garderoby
- Siadaj i mów, który miesiąc, wiesz może chłopiec, czy dziewczynka? – był rozpromieniony. Usiadłam na jego kolanach.
- 6 tydzień. Nie znam jeszcze płci dziecka, ale na razie wszystko jest ok. – cmoknęłam go w policzek.
- Ja pierdzielę będę ojcem – krzyczał.
- Co? – zawołał Rudy, który podsłuchał co nieco w szparze drzwi – Jenny? Co ty tutaj robisz?
- To, co widać – objęłam Slasha za szyję.
- Ja pierdzielę, ty i dziecko – pokręcił głową rozbawiony Rose.
- A coś ci nie pasuje – rzuciłam ostro.
- Wyluzuj, tylko żartowałem – zaśmiał się głośno – E! Słyszeliście wszyscy, Slash i Jenny będą mieć dzidziusia! – krzyczał na całe gardło. Jak on mógł mieć jeszcze siłę drzeć japę, po tak długim zdzieraniu gardła.
- Serio? – między drzwiami i rudą czupryną ukazała się głowa Izziego – Kurcze, też bym tak chciał – zasmucił się.
- No masz przecież Sarę – szepnęłam.

Powrót był dla mnie bardzo ciężki. Jako , że samolot zaplanowany był na rano, męczyły mnie okropne mdłości i kilka razy zaliczyłam bliskie spotkanie z samolotowym kiblem. Slash bardzo się o mnie martwił, ale przekonałam go, że mam tak codziennie i to całkowicie normalne. Pierwszy tydzień po powrocie przyniósł wiele złych wieści. Sara zostawiła Izziego dla Bolana ze Skid Row. Wiem, że obiecywałam, że będę ją wspierać, ale w tym momencie przegięła. Wie o mojej ciąży, ale ja zerwałam z nią wszelkie kontakty. Stardlin często przesiaduje w Hellhouse w towarzystwie Jack Danielsa, lub po prostu wódki. Cholernie mi go szkoda. Kolejną złą wiadomością dla mnie był coraz bardziej napinający się grafik mojego ukochanego. Widywałam się z nim coraz rzadziej. Wróćmy jeszcze na chwilę do Izziego. Ten zrezygnował z kilku kolejnych koncertów zespołu i zaszył się w jakiejś melinie. Chłopaki próbowali go odszukać, ale na marne. Mój brzuszek był lekko wypukły, ale z pewnością nie wyglądało to jeszcze na ciążę. W końcówce września zespół wyjechał na dwu tygodniowe tournee. Ich dwa nowe albumy były kompletnym hitem, a zespół okrzyknięto mianem „The Most Dangerous Band in the World”. Im oczywiście bardzo to schlebiało. Coraz bardziej doskwierająca mi samotność zmusiła mnie do pewnych rozmyślań. One coraz bardziej mnie przerażały, ale dochodziłam do wniosku, że to jedyna słuszna decyzja. Slash jest najpopularniejszym i najlepszym gitarzystą na świecie. Jest w najlepszym zespole na świecie. Prowadzi rock ‘n rollowy tryb życia, a ja i moje dziecko mieliśmy mu to zabrać? Przecież niemożliwym było, żebym zostawała na miesiące sama z dzieckiem, kiedy on bawiłby się i mógł pieprzyć każdą chudą laskę z płaskim brzuchem i talią osy. Nie oszukujmy się, nie będę tak wyglądać jeszcze przez bardzo długi czas. Nie wspominając o dwu miesięcznej wstrzemięźliwości od seksu po porodzie. Nie chciałam tej decyzji podejmować pochopnie, bo mogłam tym skrzywdzić dwie najważniejsze osoby na świecie: Slasha i nasze nienarodzone jeszcze dziecko. Wybrałam się do centrum handlowego na zakupy. W sklepie muzycznym spotkałam trzy wielkie fanki zespołu, który wyzwały mnie z góry na dół, że niszczę temu biednemu chłopakowi życie. Przytomny sprzedawca, wciągnął mnie na zaplecze sklepu, gdzie siedział, o zgrozo, Izzy. Stałam przed nim trzęsąca się, jeszcze w szoku. Mocno mnie do siebie przytulił. Kiwał się ze mną w przód i tył, szepcząc, żebym się uspokoiła. Po 10 minutach moje serce wróciło do normalnego rytmu, oddech też.
- Boże Izzy, tak bardzo chciałabym z tobą pogadać, ale spieszę się do lekarza. Mam umówioną wizytę kontrolną. Proszę przyjdź do mnie jutro z rana, dobrze? Ale przyjdź! – upewniłam się. Dwukrotnie skinął głową. Po południu jeszcze raz, na spokojnie wszystko przemyślałam. Do powrotu Slasha zostały dwa dni. Bilety mogę zarezerwować telefonicznie. Już wiedziałam, gdzie chcę się udać. Wybrałam tak dobrze znany mi od dzieciństwa numer. Po kilku sygnałach usłyszałam tak przyjazny i ciepły mi głos

- Babciu, mam do ciebie ogromną prośbę.
                                                                              ***
Slash,

Zanim pourywasz łby wszystkim naszym znajomym przeczytaj to!

Wierz mi, naprawdę długo zastanawiałam się nad tym, jaką decyzję podjąć. Wydawać się może, że są tylko dwie opcje. Wóz, albo przewóz, jak to się mówi. Niestety, każda z nich niesie za sobą jakieś konsekwencje. Jeśli byłoby tak, jak jest teraz. Pomyśl, jaką przyszłość ci to przyniesie. Po pierwsze jesteś najlepszym gitarzystą. Otwierają się przed tobą niezliczone propozycje. Gracie masę koncertów. Twoje marzenie się spełniło. Gdzie w tym wszystkim ja, albo dziecko. Mielibyśmy żyć w rozłące miesiącami, a może zabrałbyś nas ze sobą? Siedziałabym z dzieckiem w zadymionych kulisach, albo całymi nocami w hotelu, w obawie, że przyjdziesz wstawiony? Nie zrozum mnie źle. To jest twoje życie i nie mam ci tego za złe, ale ja nie chcę ci go niszczyć. Deptać twoich planów i marzeń, dlatego wyjeżdżam. Od razu zarzekam sobie, że to jest WYŁĄCZNIE moje suwerenna decyzja. Nikt mnie nie zmuszał, ani nie otumanił. Nikt nie wie też, gdzie teraz jesteśmy, więc proszę nie szukaj nas, bo wątpię w powodzenie twojej misji.

Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał zobaczyć nasze dziecko, nie chcę ci tego zabraniać. Masz do tego pełne prawo. Skontaktujesz się ze mną przez mojego ojca, lub prawnika. Spotkamy się w jakimś określonym, dogodnym dla ciebie punkcie.

Pierścionek zostawiam tobie. Wiesz, że i tak należę do ciebie.


                                                                                                            Kocham cię, zapomnij o mnie, Jenny

5 komentarzy:

  1. *Nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* *nie płacz* za późno...AAAAAAAAAA DDDDDDDDD;
    O kurwa niee, dlaczego?! Niby Jenny ma rację, no ale co z tego? Slaaaash został saaaaaam D:
    Gunsi się rozpadają, gorzej być nie może...
    Mimo to, kocham Cię nad życie i możliwe jak najszybciej wstawiaj nowy rozdział. Powiedz, że będzie dobrze, prrroszę! :<

    OdpowiedzUsuń
  2. Niee!:O
    Tylko.Nie.To!:c

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemuuu to zrobiłaś...???????? :((
    Ja tak się już cieszyłam, że Slash i Jenny będą szczęśliwą rodzinką :(((((((((((
    Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieeeeeeeeeeeeee proszę odwołaj to ....to jest straszne ;(

    OdpowiedzUsuń